środa, 31 grudnia 2014

Od Wezy CD Kory

Jaki ja byłem szczęśliwy! Mój Boguś wiercipięta żył, a ja znów byłem wdzięczny Korze, bo to ona obroniła nas przed wilczyskiem. Myślałem w tamtych chwilach, że serce podskoczy mi do gardła, a ona nie bacząc na nic rzuciła się na zwierzę. Był to naprawdę bohaterski wyczyn! Jak przystało na psa, to ja powinienem walczyć w obronie suczki, a nie ona w moje i Bogdana zdrowie i życie. Ciesze się, że na tym zabłąkanym świecie jest ktoś, na kim można polegać i mu zaufać. Bo chyba mogę... w końcu jesteśmy przyjaciółmi... chyba.
Obudziłem się w środku nocy. Kora smacznie spała, a Boguś oczywiście chrapał niemiłosiernie i poklepywał ogonem po ziemi, jednocześnie mocno ją ubijając. Zając drzemał głęboko wtulając się w kąt. Tylko ja przekręcałem się z boku na bok nie mogąc spać. Nie wiem dlaczego, ale to chyba z nerwów, w końcu moje serce nie wytrzyma. Ale cieszę się, że jestem już bezpieczny, no i ten idiota Boguś też.
Bóbr zaczął majaczyć coś przez sen, Kora wzdrygnęła, podniosła lewą breew, ale po kilku ułamkach sekundy ponownie zasnęła. Postanowiłem już się położyć na dobre. Byłem prawie na granicy jawy, a snu i wreszcie zdałem sobie sprawę z tego, że przecież dzisiaj o 24:00 wybija 2015 rok! Była już chyba 23, może nawet trochę po. Postanowiłem iść po prezenty. Czmychnąłem z jaskini tak, aby żaden z moich kompanów nie obudził się. Po kilku minutach mojej nieobecności przyniosłem prezenciki. Były one skromne, ale jednak były. Dla Kory jakimś cudem znalazłem wielką kość, najprawdopodobniej wielkiego z wielkiego golenia jakiegoś dużego zwierzęcia. Dla Bobra nadarłem tyle kory drzewnej ile mogłem, a dla zająca przyniosłem kilka świeżych gałązek drzewa.
Kiedy wybiła 24:00 w tle na gwieździstym niebie pojawiły się piękne widoki fajerwerków. Kora obudziła się na chwilę, bo jeden z wybuchów był wyjątkowo głośny. Wykorzystałem tę chwilę i podsunąłem jej pod nos wielką jakby ''mamucią'' kość i rzekłem z ciepłym uśmiechem:
-Wesołego Nowego Roku! Szczęścia, zdrowia!

<Kora :3>

Od Kory CD Weza

 Coś wyskoczyło spośród krzaków. Było duże, przez chwilę myślałam, że to wilk. W ułamku sekundy, poczułam jak Weza podchodzi bardzo blisko mnie. Przymrużyłam oczy, a po chwili przyzwyczaiły mi się one do ciemności. Gdzieś pomiędzy drzewami, jakieś dziesięć kroków od nas, rozgrywała się bardzo groźna scena. Wilk, który wcześniej wyskoczył z krzaków, rzucił się właśnie na jakieś zwierzę, które głośno piszczało.
- Boguś... - usłyszałam cichy szept Wezy.
 Nie mogłam tego zignorować i zwieść przyjaciela. Doskoczyłam do wilka i uderzyłam go w brzuch. Ten się przewrócił i zwrócił uwagę na mnie.
- Bierz Bogdana do jaskini i nie przychodź! Będę za wami! - krzyknęłam, odpychając atak wilka, który skoczył na mnie z ogromną siłą.
 Weza spełnił moje polecenie. Rzuciłam się wilkowi do brzucha i nie bacząc na to, że jeszcze żyje, rozszarpałam mu brzuch. Czułam się przy tym ohydnie. Zupełnie jakbym była wilkiem - bezwzględnym mordercą bez uczuć. Natychmiast odskoczyłam od ciała martwego już wilka i pobiegłam za Wezą. Jednak po chwili zatrzymałam się i spojrzałam na wilka. Właśnie dostał skurczów pośmiertnych. Jego ciało podskakiwało bezwładnie na zimnym, twardym śniegu. Patrzyłam na to ze wstrętem, ale tłumaczyłam to sobie tak: "To było konieczne... byłaś zagrożona, Weza i Boguś też...". Po chwili otrząsnęłam się i pobiegłam do jaskini. Gdy weszłam, otrzepałam się ze śniegu i podbiegłam do trzęsącego się bobra, którego tulił do siebie Weza.
- W porządku? - spytałam, zbliżając pysk do bobra i lekko go trącając nosem.
- Chyba tak - odparł roztrzęsiony Weza.
 Widziałam, że cały się trząsł, że targają nim emocje.
- Dam Ci coś na uspokojenie - powiedziałam i zaczęłam szukać w szafce - a Bogdan dostanie trochę suchego siana. Przykro mi, ale nie mam nic innego.
 Podałam bobrowi sianko, które zaczął chrupać. Dałam też trochę Kingowi, który patrzył na mnie z oburzeniem, że go zostawiłam na tak ważną wyprawę. Jednak wytłumaczyłam mu to tak, podrzucając mu sianko obok pyszczka:
- King, no błagam cię. Zostawiliśmy cię, abyś pilnował jaskini. Gdyby coś się stało, natychmiast byś nas powiadomił.
 Zajączek nadal trochę naburmuszony, pokręcił główką. Lecz po chwili nosek mu drgnął i zaczął zajadać się sianem. Podeszłam do Wezy, który nadal był niespokojny i co chwila spoglądał w wyjście jaskini.
- Weza, uspokój się. Nic nam nie grozi - zapewniłam go i podałam mu lek - połknij.
 Pies z niechęcią połknął lek i wzdrygnął się. Nasze zwierzaki - Bogusia i Kinga - ułożyliśmy na jednym posłaniu. Dwa pozostałe przysunęliśmy tak, że leżały dwa metry od siebie. Położyłam się na jednym z nich i zaczęłam przypatrywać się wesoło skaczącym językom ognia, które zdawały się mówić: "Coście tacy smutni?". Spojrzałam na Wezę. Patrzył na Bogdana, który wraz z moim zającem spał spokojnie. Posłanie ich, ułożone było w małym zagłębieniu w ziemi, znajdujące się tuż przy ścianie, co tworzyło coś w rodzaju szańców, których używa się na wojnie. Przysunęłam swoje posłanie bliżej posłania Wezy i znów się położyłam. Mimo leków, pies, nadal miał niespokojny wzrok, błądził nim dookoła jaskini, jakby był nieobecny. Nagle położyłam mu swoją łapę na jego i szepnęłam:
- Nie przejmuj się. Już po wszystkim. Bogdan jest z nami, a my leżymy w bezpiecznie ukrytej jaskini.
 Gdy tylko skończyłam mówić, uświadomiłam sobie co właśnie zrobiłam. Szybko zabrałam łapę i wraz z posłaniem, udałam się pod ścianę. Posłałam jeszcze Wezie skromny uśmiech, po czym położyłam się do niego plecami i szepnęłam:
- Dobranoc.
- Dobranoc  - odparł pies. W jego tonie usłyszałam ciut zadowolenie i ciut zaskoczenia.

<Weza?>

Od Wezy CD Beatrice

-Słyszałem, ale czy to jakaś tajemnica?
-Tak.- mruknęła
-Aha.- odparłem i odwróciłem się.
Rivi popatrzył w niebo i zamruczał ponuro. Po jego policzku pociekła łza, bo z zamiłowaniem i utęsknieniem patrzył na galopujące sanie Mikołaja. Żal mi go było, bo widziałem jak cierpi i jak bardzo chciałby pociągnąć te sanie, nie raz i nie dwa.
Wtem nagle o ziemię huknęło pudełko. Był bardzo ładnie zapakowane, w wzorzysty papier, owinięty różową wstążką. Bardzo ładnie pachniało, jakby korzennymi przyprawami, pierniczkami, a i ciastem bakaliowym. Postanowiłem podejść do pudła. Chwyciłem lekko zębami wstążkę i przyczołgałem podarunek pod łapy Beatrice.
-Otwórz, to na pewno od Mikołaja.- Powiedział łagodnie Rivi.
Beat niechętnym okiem spojrzała na prezent. Po chwili namysłu pociągnęła za sznurek. Pudełeczko się otwarło, a z jego wnętrza buchało ciepłe słoneczne światło. Przyglądaliśmy się temu kilka chwil, póki ono nie rozbłysło się celując promieniem głównie w Beatrice.
-To dobro, miłość i wiara. Najpiękniejszy prezent, jaki mogłaś dostać. Mam nadzieję, że zmieni cię na dobre i postawi twój pogląd na świat na nogi.- rzekł renifer, po czym zagalopował w miejscu i wzbił się w powietrze.
-Szczęśliwego Nowego Roku!- zdążył jeszcze zakrzyknąć, ale po chwili znikł w chmurach ziemnej gwieździstej nocy.
Zdałem sobie sprawę, że  to wszystko jest upozorowane, ale takie magiczne! Faktycznie, takie wspomnienia i podarunek to niezapomniany prezent i najpiękniejszy...to dopiero Sylwester!

W tle zabłysło kolorowe światło puszczanych przez ludzi fajerwerków.




<Beat? :)>

Od Lolli C.D. Beatrice

- W sumie czemu nie. - Odparłam. Wraz z suczką udałyśmy się do lasu. Gdy ujrzałyśmy stado galopujących jeleni, Tris zapytała:
- To co? Jelonek na obiadek?
- Ok, tylko trzeba będzie któregoś oddzielić od stada. Nie mam zamiaru spotkać się z tym ogromnym bykiem.
- Ja też...! Może tamta łania bez jednego ucha?
Zgodziłam się. Polowanie trochę trwało. Efektem był niestety nie tylko złapany jeleń, ale i naciągnięte ścięgno w mojej łapie i siniak na klatce piersiowej u Beatrice.
Siedziałyśmy na mały wzgórzu, jedząc lenienia gdy suczka zapytała:
- No...A  ta twoja trudna przeszłość to dokładnie co? Chciałabym jednak posłuchać tej historii...
Westchnęłam ciężko.
- Urodziłam się jak inne psy, w hodowli. Ale potem sprzedano mnie do podziemi. Walczyłam, byłam najlepsza. Ale jeden przeciwnik był dla mnie zbyt trudny... Uratował mnie chłopiec: Jean. Niestety, mój pan zginął w katastrofie samolotu. Potem jakoś znalazłam się tu.I... to tyle.
- Smutne. Ja, urodziłam się na ulicy. Potem trafiłam do schroniska, z którego adoptowała mnie Kasia i rodziną. I z nimi, dane mi jednak było się rozdzielić....
- I dlatego jesteś właśnie... sobą? - Zapytałam nagle.
- Co masz na myśli? - Suczka zaciekawiła się.
- Nieśmiałą i wredną suką. Ale, to nie problem. Krótko Cię znam...ale na kilometr widać, że masz niską samoocenę. Uwierz w siebie. To zawsze pomaga.
Beat milczała. Potem odpowiedziała cicho:
( Beatrice? Też nie mam weny -_-)

Od Beatrice C.D. Wezy

-Szczerze? Nie , nie jestem zadowolona . Ciekawe jakbyś TY czuł się na moim miejscu - fuknęłam - skoro myślisz , że jesteś najlepszy... Czemu po prostu zaprzęgiem nie pojedziesz po tą surowicę? Bohaterski psie?! Wcale nie jesteś lepszy!!! - krzyknęłam wkurzona , chyba było mnie słychać na całym terenie sfory . Zaczęłam biec , o mało do przepaści nie wpadłam , gdy...
-Riv... - szepnęłam
Renifer... uratował mnie , postawił na ziemi i ... nic mi nie zrobił .
-Po co to zrobiłeś? Było by mi dobrze jak bym spadła... - szepnęłam
-Myślisz że dobra jest krzywda innych? - westchnął Riv
-Riv...Tu nie  to chodzi...Zniszczyłam ci życie,święta...Najlepiej jak tam skoczę... - ryknęłam i stanęłam,patrząc w przepaść.
-Beatrice... -westchnął
-S-Skąd znasz moje imię? - powiedziałam cicho
-Proszę cię, jestem jak syn Świętego Mikołaja - uśmiechnął się -  a ty...-nie dałam mu dokończyć:
-Jestem na liście "niegrzecznych" - powiedziałam nie patrząc na niego.
-Musisz to naprawić , pomożesz mi.
-Co ja?! Jak?!
-Przeproś Wezę , to będzie wystarczyć ...
-Nie umiem , on mi nie wybaczy...Podobnie jak ty...No i...Przepraszam....
-Ja już ci dawno wybaczyłem - uśmiechnął się sympatycznie.
-Nie powinieneś.
-Skąd ta mała wiara w siebie? - zmarszczył czoło.
-Po prostu,jestem najgorsza.
-Nie mów tak...To nieprawda...
-Aż święta prawda...
-Przeproś go ...
-Nie! Ja mogłam cię ... zabić ... Ty jesteś wyjątkowy , a ja? Stara, mizerna suka . Idę się powiesić , nikt nie będzie płakał ... Nikt ...
-Ja będę ... -westchnął,ale mimowolnie uśmiechnął się . Popatrz
Obejrzałam się, zobaczyłam Weze...Jeszcze czego?
-Super , słyszałeś wszystko? - fuknęłam

Wezu? Brak weny ;-;

Od Wezy CD Kory

Byłem wdzięczny za ten nos i to bardzo.
-Cholera! Bogdan!- wykrzyknąłem nagle budząc ze snu zająca i Korę.
Suczka podniosła łeb i popatrzyła na mnie jakby mówiąc ''Co? O co ci chodzi?''
Wymknąłem z jaskini jak piorun i zacząłem węszyć. Za mną pobiegła Kora. Z wtopionym w ziemię, i  poszkodowanym nosem szukałem Bogdana, mojego kochanego bobra. Zawsze wtulając się w moją sierść spędzał wieczór śpiąc [i chrapiąc] u mego boku. Tym razem nie wrócił, wiedziałem, że buduje nową żeremie, jednak ona byłą około 20 metrów od jaskini i na pewno go tam nie było, bo chrapanie zwierzaka było słychać na dwa kilometry. Dosłownie.
-Kora, kurde! Mogło mu się coś stać! Zawsze wracał do mnie!
Spanikowałem i ciągle wołałem ''Bogdan! Cholero wracaj!'', ''Boguś!!!'' itp. Wołałem go, ale na marne. Zrezygnowany spojrzałem błagalnym wzrokiem na Korę.
-Wszystko będzie dobrze!- rzekła próbując pocieszyć mnie.
-Zawsze wszyscy tak mówicie- fuknąłem.
W dodatku zapadła czarna noc, śnieg sypał niemiłosiernie, a wokoło słychać było różne świsty, pomruki, gwizdy. Przerażało mnie to. Co jakiś czas było słychać huk i łomot. Przestraszyłem się jeszcze bardziej! Zmartwiony z myślą o Bogusiu zamyśliłem się, ale zaraz z transu wyrwało mnie głośne szeleszczenie. Bezczelny wiatr chuchnął mi prosto w twarz. W tle słychać było różne odgłosy. Zbliżyłem się do Kory.
-Kora, ja się boję!
-Nie żartuj, ty Weza?
-Tak! Nie żartuję.
Kora nie brała  tego na poważnie, myślała, że robię ją w konia, jednak byłem cholernie poważny... i przestraszony.
Wtem...



<Kora? Bo Wezuś się boi xD>

Od Taylor do Omegi

Obudziły mnie zimne płatki śniegu. Otworzyłam oczy i wstałam leniwie. Może trzeba było najpierw znaleść schronienie, a później iść spać...
Myślenie przerwało mi głośne burczenie w brzuchu.
-Chyba trzeba zapolować na śniadanko... - mruknęłam pod nosem.
Obok mnie przebiegł zając. Rzuciłam się na niego. Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy zając wylądował mnie w brzuchu.
-Teraz schronienie... - westchnęłam głośno. Z tym miałam problem od lat. Ruszyłam na północ. Mijałam góry, mijałam lasy, mijałam zamarznięte jeziora i rzeki... Wciąż nic. W pewnym momencie trafiłam na piękny, bujny las. Większość jaskiń była albo za duża, albo za mała, albo za mało oświetlona, albo odwrotnie... Aż w końcu znalazłam idealną. Pachniała innym psem. Czyżby była... zamieszkana?
-Kim jesteś i co robisz na terenach Pack Of Characters? - usłyszałam miły, lecz stanowczy głos.
Odwróciłam się i ujrzałam teriera. Po głosie poznałam, że to suczka.
-Jestem Taylor... Na terenach czego? A Ty jesteś kim? To Twoja jaskinia? -zadawałam tak wiele pytań...
-Na terenach sfory. Jestem Omega, alfa tej oto sfory i tak, to moja jaskinia. - odpowiedziała cierpliwe wciąż miłym głosem. -Jeśli nigdzie nie należysz możesz do nas dołączyć.
-Więc dołączę! - powiedziałam uradowana. -Co mogłabym robić? Są jakieś funkcje? Może stanowoska?
<Omega?>

Mowa Suczka - Taylor!





Imię: Taylor
Pseudonim: Tay
Płeć: Suka
Wiek: 4 lata i 5 miesięcy
Stanowisko: Medyczka
Głos: Adele
Charakter: Jaka jest Tay? Przede wszystkim energiczna i zazwyczaj uśmiechnięta. Chodzi po świecie z głową do góry, pomimo nie najlepszej przeszłości (<- o tym w historii). Umie jednak usiedzieć w jednym miejscu i w porę się opanować. Jest dobrą przyjaciółką - tajemnica pozostaje tajemnicą, a obietnice spełnia, bo "obietnica - rzecz święta. Albo nie obiecuj, albo dotrzymuj słowa". Zależy jej na dobrej opinii innych i boi się braku akceptacji. Czy można powiedzieć o niej szalona i dziwna? Zdecydowanie. Lubi towarzystwo, jednak na siłę się nie wpycha. Woli siedzieć sama, niż komuś się narzucać czy sprawiać swoją obecnością kłopoty. Gdy widzi, że ktoś ma zwyczajnie dość jej towarzystwa - odchodzi. Jest szczera i nienawidzi kłamstwa, chyba, że w słusznej sprawie (w zachowaniu tajemnicy czy dotrzymaniu obietnicy). Sama, gdy widzi, jak prawda może zaboleć - woli to przemilczeć. Bywa kochliwa, bywa i romantyczna, jednak boi się miłości, a dokładniej zdrady. Jej największym lękiem jest pokochanie kogoś bez wzajemności...
Motto: "Obietnica - rzecz święta. Albo nie obiecuj, albo dotrzymaj danego słowa."
Lubi: Lubi osoby prawdomówne. Nie ma nic do samotników, chociaż trochę ich nie rozumie. Lubi także osoby o podobnym lub takim samym charakterze.
Nie lubi: Kłamców - ich wręcz nie znosi (wyjątek - w słusznej sprawie). Obrzydzają ją egoiści i narcyzy (osoby wpatrzone w siebie, wręcz zakochane w sobie).
Umiejętności: Nie licząc podstawowych sztuczek (typu "siad", "turlaj się" i.t.d.) umie niewiele. Skakanie jej nie wychodzi - ma lęk wysokości, wychodzi jej jedynie bieganie. Potrafi idealnie dopasować szybkość biegu do trasy - im trasa krótsza, tym szybciej biegnie.
Spokrewnieni: Póki do sfory nie zaciągnie brata - nikt.
Partnerstwo: Zacznijmy od tego, że kto niby ją pokocha?
Wygląd zewnętrzny:
  • Rasa: Jack Russell Terier
  • Umaszczenie: białe w brązowe łaty - typowe dla tej rasy
  • Włos: szorstki
  • Sylwetka: Postawa wyprostowana. Szczupła sylwetka. Mała główka i duże jak na nią nos i oczy. Ogólnie proporcjonalna.
  • Szczególne: Duże oczy, a w nich głębokie, przeszywające ciało dreszczem spojrzenie.
Inne: uwielbia muzykę
Historia: Dawno, dawno temu... Dokładniej 4 lata i 5 miesięcy temu na świat przyszła mała Tay. W miocie oprócz niej był tylko brat. Gdy przestali być szczeniakami ich matkę potrącił samochód. Jej brat obiecując, że kiedyś ją odnajdzie pognał na północ, a ona uczyła się sztuczek typu "siad" czy "daj łapę" żebrając w ten sposób o jedzenie. Po pewnym czasie poznała prawdziwe zagrożenie - hycli. Pewnego dnia uciekając przed nimi trafiła w nieznane jej miejsce. Nie zajęło jej długo odkrycie, że była to arena. Arena psich walk. Nielegalnych psich walk. Złapana trafiła na ring... ze swoim bratem. Nie chcieli walczyć, więc zaczęto ich bić. W pewnym momencie nie wytrzymała. Nie chciąc krzywdzić brata (z resztą prędzej on skrzywdziłby ją) zrobiła wszystko, żeby uciec. Trafiła do lasu, gdzie błąkając się przypadkiem znalazła się na terenach PoC. Dołączyła obiecując sobie, że zaciągnie tu i brata.
Opiekun: Zuza1470

Od Wezy CD Beatrice

Ciekawe, że nasza księżniczka ciemności rozryczała się na dobre. Interesujący widok, bo nawet ja nigdy nie płakałem.. no chyba, że ze śmiechu to tak.
Najmniejszej ochoty nie miałem, aby użerać się z księżniczką, wysłuchiwać jej bredni i udawać, że jestem tym zainteresowany. Ale byłem zmuszony.
-Dobra do rzeczy. Riv, bo tak ma na imię ''jeleń'' jest tak na prawdę reniferem, i to nie byle jakim reniferem. Przybył do naszej sfory tylko dlatego, że urwał się z sani i spadł na ziemię. Może wydać ci się to absurdalne, ale Rivi to w rzeczy samej zwierzak Świętego Mikołaja. Niestety kiedy spadł złamał sobie nogę i nie mógł już polecieć wysoko w niebo poszukać właściciela. Na domiar złego, kiedy ugryzłaś renifera, ten stracił swą moc. Każde Święte Zwierzę musi być ''nieskazitelne'' i nie może zostać ugryzione czy w jakikolwiek inny sposób zbezczeszczone przez inne stworzenie. Gryząc Riviego wstrzyknęłaś mu w krew silnie działającą substancję. Dzięki niej renifer zawiedzie Mikołaja i zniszczy święta. Właściwie nie on, ty zniszczyłaś święta. Zadowolona? Bo po surowicę nie zdążysz iść na drugi koniec świata.



<Beatrice?>

Od Kory CD Weza



- Co Ci się stało? - spytałam z przestrachem, patrząc na zakrwawiony nos Wezy, wchodzącego do mojej jaskini.
 Pies machnął łapą i odparł tylko:
- Mysz...
 Podniosłam się kręcąc głową. Mój nowy przyjaciel o długich uszach, widocznie zainteresował się Wezą i pokicał do niego. Obwąchał mu dokładnie klatkę piersiową, po czym wrócił na posłanie. Uśmiechnęłam się do szaraka, który zwinął się i zasnął kamiennym snem. Podeszłam do Wezy.
- Znam się trochę na medycynie, ale niczego nie obiecuję - przyznałam nieśmiało, po czym dotknęłam nosa Wezy, na co ten się lekko skrzywił i powiedział:
- Boli.
- Nie dziwię się! Ta mysz zatopiła w Twoim nosie ząbki jak w miękkim serze! Poczekaj, zaraz coś poradzimy...
 Wzięłam do łapy spory liść ze swojej jaskiniowej "półki" i przyłożyłam go do nosa Wezy. Nos został oczyszczony, pozostało tylko coś poradzić z raną. Natychmiast wspięłam się na dużą półkę skalną i coś pogrzebałam w skrzyni, która tam stała. Zeskoczyłam z powrotem do Wezy z jakimś pudełeczkiem w pysku.
- Co to jest? - spytał Weza, gdy otworzyłam pojemnik i jaskinia wypełniła się wonnym zapachem wanilii.
- Mój niezawodny krem z kwiatów wanilii i cynamonu - odparłam biorąc trochę na łapę - uśmierzy ból i sprawi szybsze zagojenie się rany.
 Wysmarowałam mu nos maścią i zabandażowałam. Spojrzałam na swoje dzieło z dumą, ale Weza pokręcił nosem z niezadowoleniem i spojrzał na mnie jakby pytał: "Nic mi nie będzie?".
- Spokojnie, nie grozi Ci w żadnym razie utrata węchu lub czegokolwiek innego. Będzie dobrze. Będę musiała codziennie Ci smarować ranę maścią i nakładać nowy bandaż - powiedziałam z lekkim uśmiechem - przestanie boleć pojutrze. Obiecuję.
- Wierzę ci - odparł kładąc się na ziemi.
- Chodź do ognia, połóż się tutaj - wskazałam jedno z trzech posłań.
 Ja położyłam się obok zająca, który z zadowoleniem wtulił się we mnie.
- Zatrzymasz go sobie? - spytał ze śmiechem Weza.
- A żebyś wiedział! Dam mu na imię... King! - wykrzyknęłam radośnie.
- King? - zdziwił się Weza.
- To ładne imię.
- A czemu nie wybrałaś stanowiska medyczki? - zapytał nagle zmieniając temat.
 Zaskoczyło mnie jego pytanie, ale odpowiedziałam ze stoickim spokojem:
- Było zajęte.
- A teraz nie jest.
- Weza, nie chcę zmieniać stanowiska - powiedziałam.
- Tak, ale świetnie znasz się na chorobach i urazach. A poza tym, to dzięki za ten nos - odparł kładąc łeb na łapach i patrząc na mnie.
- Nie ma za co - szepnęłam z lekkim uśmiechem i posłałam mu ciepłe spojrzenie.

<Weza?>

Od Beatrice C.D. Wezy

Nie wytrzymam... Mam ich w dupie,idę sobie, poszłam nad wodospad.Westchnęłam.
-Co ze mnie za egoistka? - patrzyłam się w wodę.
-I to większa,niż ci się wydaje - usłyszałam głos.to był...jeleń...a na jego grzbiecie Weza.
Nie odpowiedziałam się,z powrotem spojrzałam na wibrującą rybę,która jak widać robiła co jej się znacznie każe . Uśmiechnęłam się do siebie .
-Masz rację,białasie - burknęłam nadal patrząc w wodę.
Pies na grzbiecie zwierzęcia najwyraźniej był zdziwiony moją odpowiedzią,po chwili ich nie było. Po chwili tak samo z siebie...zaczęłam śpiewać,z uśmiechem...:
Westchnęłam śmiejąc się , ale spuściłam głowę . Nagle usłyszałam głos :
-Ładnie śpiewasz...
Odwróciłam się...Weza? No nie...
-Dzięki - hukłam ochle - nie musisz mi tego mówić,pewnie ten jeleń śpiewa ładniej ode mnie - westchnęłam . Ponownie spuściłam głowę, po chwili łza mi spadła a za nią kolejna ... Przypomniałam sobie przeszłość ... myślałam o przyszłości .... nie żyłam teraźniejszością ...
-Co jest? - zapytał pies
-Idź... - szepnęłam
-Czemu?
-Jestem najgorszą egoistką...Po prostu idź...zostaw mnie samą...może się zmienię,ale szczerze w to wątpie... - westchnęłam . W moich oczach było widać łzy ...

<<Wezu? Beat smuta :'C>>

Od Beatrice C.D. Lolli

- Należysz do Pack of Characters? - fuknęłam
- Tak,a ty?
- No tak,nie wymyśliłam sobie tej nazwy...
- Jestem mordercą,a ty? - próbowała rozkręcić rozmowę.
-Myśliwym... - mruknęłam - wiesz..ja lepiej już pójdę...
-Gdzie? Może..Nie wiem,przejdziemy się?
-Niech ci będzie - westchnęłam.
Poszliśmy nad wodospad,szum wody było słychać już z daleka. Usiedliśmy przy brzegu,obserwując skaczące ryby.
-Jak tu dotarłaś? - powiedziała nagle.
-Wiesz...Długo by opowiadać...Moi właściciele zginęli w pożarze.... - W tej chwili spojrzałam w niebo.
-Ahh...Sama nie miałam łatwo,ale nie będę cię zanudzać. - uśmiechnęła się lekko
-Taa... - mruknęłam - może przejdziemy się na polowanie? - powiedziałam nagle,co nie było w moim stylu.

Lolla? Wena się kończy :C

Od Wezy CD Beatrice

Podszedłem do suczki. Byłem w niesmaku. Co za świnia. Najpierw rzuciła się na piękny majestat jelenia, króla lasu a potem ubolewała nad tym jaka to z niej księżniczka, która to może zabić go jednym ugryzieniem... ehhę jasne! Niech się cieszy, że żyje, bo jeleń może poszkodować nie jednego. Nie może tego docenić... myśli, że wszystko może.
-Zrozum, że nie jesteś pępkiem świata. Nie jesteś taka ''mroczna'' jak ci się wydaje. Jeśli ktoś by chciał cię pokonać zrobił by to cichym pierdnięciem za przeproszeniem. -W oczach suczki pojawił się ogień, jednak ja dalej mówiłem- Ciekawe gdyby to potężne zwierze wcelowało w ciebie rogi, które weszły by w twoje ciało jak nóż w masło. Nie żyłabyś, a przeżyłaś i dalej cwaniakujesz. Nie potrafisz docenić tego, że Bóg darował ci życie? Może byś w sobie coś zmieniła królowo ciemności?- prychnąłem bardzo poważnie, jednak z nutą ironii.
-Wal się.- fuknęła.
-Bywaj! Może kiedyś się zmienisz ''mroczny'' psie? A więc wal się sama. Idę stąd. I mam nadzieję, że wykrwawisz się, w tym twoja ''ciemność'' i ''cwaniactwo'', bo popatrzyłabyś na swój bok. Krwawi co nie? Jeleń cię dźgnął.
Wtem udałem się przed siebie. Na mojej drodze stanął biały jeleń. Zachowałem spokój. Ten pochylił się.
-Wskakuj.- powiedział
Byłem w szoku... jelenie umieją mówić?! Najwidoczniej.
Wskoczyłem na potężne cielsko jelenia, a ten galopem ruszył przed siebie niosąc mnie na swoim grzbiecie. Czułem się jak król na tronie. Zszokowana tym zachowaniem moim i jelenia....




<Beatrice>

Od Wezy CD Kory

-Tak masz, cały pysk w futrze!- zaśmiałem się z Kory.
Spodobało mi się bardzo, że Kora tak jak ja nie lubi zabijać bez potrzeby. Ja również unikam zadawania bólu bez przyczyny. Jeszcze lepsze było to, że nie pozostawiła królika na pastwę losu, ale zajęła się nim.
Kora zlizała z mordki sierść natychmiast wypluwając ją. Zając prychnął, znów zajadając się roślinkami.
Nagle we mnie obudził się instynkt łowcy. Poczułem silny zew głodu. W moich oczach pojawił się płomień. Po zającu przeszły dreszcze. Kora przeraziła się. Ja, oczywiście jak mi sumienie nakazało nie mogłem zabić króla, nawet nie miałem takiego zamiaru.
-Wy głuptasy!- krzyknąłem patrząc z ulitowaniem na sunię i jej przyjaciela.
Wyszedłem z jaskini i rzuciłem się na pierwsze zwierzątko. Zdziwiłem się, że tak szybko dojrzałem żyjątko. Oczywiście chwyciłem je w zęby. Była to mała, bezbronna mysz. Ciesząc się, że mam coś na ząb poczułem na nosie zaciśnięte ząbki. Zwierzak ugryzł mnie! Wściekłem się, jednak wtedy byłem poszkodowany. A jak na psa przystało, nos jest najważniejszą częścią ciała. Zacząłem piszczeć z piekącej udręki. Myszka dała drapaka, a ja ze spuszczoną głową podszedłem do Kory.


<Kora? :3>

Od Beatrice C.D. Korka

-W sumie - powiedziałam cicho - to mogę.
Mały piesek uśmiechnął się,po czym wyruszyliśmy na polanę.Zobaczyliśmy małego,rudego zająca.To będzie zbyt łatwe...Musi sobie dać radę,bo jak nie...Nie wiem co z nim zrobię.Dałam znak głową Korkowi,który zaczął skradać się.Pod wiatr..no nie.
-Korek... - wyszeptałam łapiąc się za głowę.
Królik zaczął uciekać,pies nie mógł go dogonić więc ruszyłam za zwinnym królikiem,zatarasowałam mu drogę.Zwierzę tak się spłoszyło,że zorientowane trafiło prosto w łapy Yorka.
-Musisz się jeszcze wiele nauczyć - uśmiechnęłam się,ale krzywo.
Piesek także uśmiechnął się.Tak! Pierwszy raz doprowadziłam kogoś do uśmiechu! Ale po chwili to znikło z mojej twarzy...
-Wiesz...Może zapoluję na coś większego i razem zjemy? - wzruszyłam "ramionami"
-Pewnie! - zaszczekał York.
Poszliśmy do lasu,gdzie pasło się stado saren.
-Dobra mały - powiedziałam - patrz,i się ucz.
Zaczęłam się skradać w wysokiej,trochę "zmarnowanej" trawie.Spojrzałam po burych sarnach,po czym podeszłam bliżej,rzuciłam się na samicę,która najwyraźniej nawet mnie nie zauważyła bo...Od razu padła.Reszta stada uciekła.
-To było łatwe,za łatwe... - mruknęłam
Korek wyszedł z ukrycia,po czym powiedział:

Koreczek? xD

Od Korka C.D Beatrice

- Raczej niczego nie upoluję, więc przychodzę tam i tam jest pełna miska. Moja miska. Urodziłem się w tej hodowli. - Powiedziałem.
- I przepraszam za to "pożreć". Ale... Jestem Yorkiem, a ty jesteś kilka razy większa ode mnie... - Dodałem. Pewnie była zdziwiona moim widokiem, akurat tam.
- Chyba, że nauczyła byś mnie łapać chociaż zające - Mruknąłem bardziej niż powiedziałem.
Beatrice patrzyła na mnie w osłupieniu, aż...

<Beatrice? Mi też wena uciekła ;-;>

Od Lolli do Beatrice

Postanowiłam wybrać się na ryby. Stanęłam przy rzece i spojrzałam w głębię wody. Kątem oka, zobaczyłam że nadchodzi jakaś biała suczka. Podeszła bliżej. Chwilę obie stałyśmy w milczeniu. Potem zapytałam:
- Witaj. Kim jesteś?
- Psem.
- Tak? Sądziłam, że jaskółką. Chodzi mi o imię...
- Beatrice.
- Lolla. - Uśmiechnęłam się.
- Już mnie polubiłaś? - Spojrzała na mnie spode łba.
- To, że się do Ciebie uśmiecham, wcale nie musi oznaczać, że Cię lubię! Mogę, na przykład wyobrażać sobie, że stoisz w płomieniach! - Powiedziałam sarkastycznie.
- Acha...
- Przecież żartuję! - Zaśmiałam się. Wiedziałam już jednak, że Beatrice należy do z niczego nie zadowolonych pesymistów.
( Beatrice?)

Od Kory CD Weza

Przestałam się śmiać i spojrzałam ze współczuciem na sierść psa. Po chwili powiedziałam cicho:
- Chodź, pomogę Ci usunąć błoto.
 Pies tylko coś mruknął i ruszyliśmy w stronę wodospadu. Weszliśmy do jaskini za wodospadem, i zamoczyłam łapy w źródełku, które tam było. Woda była ciepła.
- Chodź tu - powiedziałam łapiąc psa za łapę.
 Gdy wymyłam mu ostatni kawałek błota, uśmiechnęłam się niepewnie i powiedziałam:
- Przepraszam, że się śmiałam wtedy z Ciebie.
- Nie szkodzi - odparł pies z lekkim uśmiechem.
 Wyszliśmy z jaskini i usiedliśmy na kamieniu. Nagle, tuż obok mnie pojawił się zając. Upadł na ziemię i drżał z zimna.
- Biedne zwierzę - powiedziałam - musimy coś zrobić.
- Nie zabijesz go? - zdziwił się Weza.
- Nie! - wykrzyknęłam z oburzeniem, lecz zaraz wytłumaczyłam - Nie zabijam bez potrzeby. Nie jestem głodna, więc nie muszę go zabijać.
- To co z nim zrobimy?
- Już wiem.
 Wzięłam zająca w zęby i ruszyliśmy do mojej jaskini. Gdy doszliśmy, położyłam zająca na jednym z posłań i zawinęłam go w skórę. Kazałam Wezie rozpalić ogień. Gdy to zrobił, wyszłam na dwór i zaczęłam rozkopywać ziemię. Wzięłam kilka korzonków w zęby i przyniosłam do jaskini. Zajączek się ocknął. Położyłam się przy nim, otulając go swoim ogonem. Dałam mu korzonków, które zaczął z radością chrupać. Zaczęłam go lizać, aby jego futerko się ociepliło. Zobaczyłam, że Weza mi się przygląda.
- Mam coś na pysku? - spytałam, przestając na chwilę zajmować się zającem.

<Weza?>

Od Beatrice C.D. Korka

Doskonale go rozumiałam...Mało kto by ze mną wytrzymał.Moje chamstwo dopieło swego.Żal mi go jednak było,ale miał rację nie dziwie się,ale pożreć? To już lekka przesada...Postanowiłam pójść do bliskiego miasta,omijałam tych hyclów ale nagle spostrzegłam hodowlę Yorków,postanowiłam zajrzeć.Nagle zobaczyłam..Korka? Niee...A może? Nieśmiało podszedłam do psa,który zamierzał jeść.
-Korek?
Pies uniós głowę w moją stronę.
-Beatrice? Co ty tu robisz?! Chcesz żeby cię zabili?!
-Nie powiedziałam że nie - westchnęłam - co tu robisz?
-To...moja hodowla,mam tu właścicieli.
-C-Co? Prowadzisz podwójne życie?! - syknęłam- Nie ważne,spadam stąd.
Pobiegłam nad wodospad,zapomniałam o Korku i...Hodowli? Nie...To nie był Korek,to jakiś zbieg okoliczności...
-Beatrice? - usłyszałam ciepły głos,odwróciłam się,zobaczyłam...Korka?

<<Korek? Chyba wyładowałam całą wene xP>>

Od Korka C.D Beatrice

- Ale przynajmniej żyjesz. - Powiedziałem i zamerdałem wesoło ogonem. Beatrice nie było chyba do śmiechu. Było to widać. Wyglądała, jakby miała mnie zaraz pożreć w całości. Postanowiłem się raczej wycofać.
- A ty dokąd!? - Wykrzyknęła Beatrice.
- No... Nie chcę, żebyś mnie pożarła. Więc pa! - Odwróciłem się i pobiegłem tak szybko jak mogłem do mojej norki. Nie jest to całkiem jaskinia, właściwie tylko małe psy (i szczury) się tam mieściły, więc nazywam to norka. Poleżałem chwilę, lecz potem zrobiłem się głodny. Wyczołgałem się z norki. Rozejrzałem się i popędziłem do hodowli, przed którą była moja miska. Zjadłem trochę, jednak pojawił się jakiś pies.

<Ktoś?>

Od Beatrice C.D. Wezy

Haha! Pomóc mu?! I jeszcze czego?! Gdyby wiedzieli że ten jeleń mógł mnie zabić.
-Spadam z tąd  warknęłam i podniosłam się.
-Zwariowałaś?!
-Tak! Podobnie jak wy! Nikt mnie nie rozumie!
Ponownie warknęłam i miałam uciec,gdy jeleń zamurował mk drogę,cofnęłam się kulejąc o parę kroków,ale zwierzę najwyraźniej było zdenerwowane po tym,jak je zaatakowałam.Kopytami mnie kopnął,a jedyne co mogłam zrobić to udusić go i bay.Nie wytrzymałam w moich oczach pojawiła się nienawiść,bez wahania rzuciłam mu się na szyję która zaczęła krwawić,porożem odpychnął mnie i zadał potężny cios w szyję.
-Tris!
Usłyszałam głos i zobaczyłam ciemność.Moje serce szybko biło,czułam tylko ból i krew...
-Beat! - usłyszałam gdy ktoś mnie woła,i szturcha.-Beat! - usłyszałam ponownie.
Z niechęcią otworzyłam oczy,zaczęłam mrugać.
-Co jest? Gdzie ja jestem? - powiedziałam powoli i spokojnie.
Nikt nie odpowiedział,patrzyli się na mnie jak na morderce a jednocześnie z nutką współczucia.
-Na szczęście jeleniowi już dobrze - usłyszeliśmy głos.
Moje źrenice powiększyły się,hukłam głową o ziemię i nic nie mówiłam,ten głupi jeleń zranił mnie bardziej niż ja go! Wszyscy odeszli do niego,z żalem do siebie wyszłam, nawet nikt nie zauważył.Uciekłam pod jakieś drzewo,gdy w nieoczekiwanej chwili zaczęło padać...

<<Weza??>>

wtorek, 30 grudnia 2014

Od Wezy CD Beatrice

Wtedy posmutniałem. Ja wiedziałem, że Daniel jest za granicą i żyje, ja to po prostu wiedziałem.
-To smutne- powiedziałem ze skruchą.
-Wiem, ale cóż... żyje się dalej.
Popatrzyłem na łapę suczki. Była ona w normalnym stanie. Ale nagle, gdy wpatrywałem się w nią dłużej magicznie zaczęła krwawić. Zdziwiło mnie to. A medyków jeszcze bardziej. Beat dziwnie się na nas popatrzyła, ale gdy spojrzała na łapę, zaczęła panikować. Whippet zaczął odmawiać jakieś szamańskie modlitwy, ale to nie pomagało! Beatrice uklękła nagle, a potem spadła na ziemię jak kłoda. Była świadoma, ale nie mogła nic powiedzieć, w dodatku jej rana rozszerzała się i pompowała czerwoną cieczą. 
Byliśmy zszokowani. Medyk wziął w łapy jakąś roślinę i zapewne chciał natrzeć obrażenia Beatrice, ale odskoczył znacznie, gdy zza pleców suni wyłoniło się piękne, wielkie, majestatyczne i potężne cielsko białego jelenia, nie powiem ten widok zaskoczył mnie jeszcze bardziej niż magiczne zjawisko cieknącej krwi. Zwierzę było widocznie rozjuszone. Zaczęło wierzgać. Potężnym porożem próbowało dźgnąć jednego z nas. Odsunęliśmy się znacznie. Jednak kiedy jeleń szarżował   chciał wpaść prosto na nas. Biegł szybko z porożem nastawionym ku nam. Jednak my w ostatniej chwili odskoczyliśmy. Medycy uciekli z jaskini. Tchórze. Potężne rogi zwierzęcia łupnęły mocno o ścianę jaskini. Jeden z pięknych rogów ''oczepił się'' od czaszki. Znowu krew! Jeleń zaczął skowyczeć, a ja przypatrywałem się cieknącej spod rogu krwi. Nie wiedziałem co robić! Medycy się ulotnili a ja co mogłem sam zdziałać z Beat? Chyba jedynie dobić jelenia, bo nie wypada wyrwać mu rogu! Ale przecież to takie piękne stworzenie, nie miałbym odwagi. 
Beatrice zaczęła ślinić się na widok krwi. Widziałem jak chciała doskoczyć do gardła, powstrzymałem ją. Widziałem jak jeleń cierpi.
-Musimy mu pomóc! - krzyknąłem 


<Beatrice?>





Od Wezy CD Kory

Ucieszyłem się, że ktoś zwrócił na mnie uwagę i chyba zaprosił na spacer. Szliśmy otępiałym krokiem ku polanie. Co jakiś czas przed moimi oczyma czmychał jakiś zwierzak.
Nim się zorientowałem przyspieszyliśmy kroku. Nie jestem jakoś wysportowanym psem, zwłaszcza bez rozgrzewki. W końcu zaczęliśmy biec, a ja zacząłem dyszeć z przemęczenia... tak, taki Weza chojrak... xD
Otworzyłem paszczę. Zacząłem wręcz cwałować jak koń. Kora została w tyle. Odwróciłem łeb i chciałem się zatrzymać, ale gdy znów się rozpędziłem na moją drogę wpadło ogromne cielsko zwierza. Ja, oczywiście zamiast potknąć się i wstać na równe nogi, musiałem wyrąbać się na zwierzu. Kiedy wylądowałem na błocie po oczy zorientowałem się, że żyjątko zastawiające mi drogę, to mój wierny kompan Boguś, który jakby nigdy nic ciągnie następne drzewko do nowej żeremi.
-Cholera! Bogdan! -krzyknąłem
Zwierzak odwrócił w moją stronę łeb i wyciągnął łapkę, machając mi. Wyszczerzył zęby i zadowolony zaczął przeciągać badyl na drugą stronę. Po chwili zobaczyłem biegnącą za mną Korę. Miałem krzyknąć, aby ją ostrzec, ale no cóż... nie zdążyłem. Kora przewróciła się na kawałku drewna. I wylądowała w błocie, tak jak ja. Tyle, że ona miała takie szczęście i ustała na nogach. Otrzepała się i zrzuciła z łap brud, a ja biedny leżałem z bajorze cały umazany tym świństwem... A doskwierał mi jeszcze fakt, że błoto powoli zamarzało i było lodowate. W końcu zebrałem się na siły i wstałem. Zacząłem trząść się z zimna. Widząca to Kora zaczęła się śmiać.
-Nie wiem czy to takie śmieszne..- powiedziałem z oburzeniem.


<Kora?>

Od Lolli Do Sanito "Kunegunda"

"Co można robić samotnie, w zimowe, spokojne, późne popołudnie?" - Takie pytanie zadawałam sobie w myślach. Zimny wiatr owiewał mnie od przodu, a ostatnie promienie słońca muskały uszy i nos. Leżąc w swojej jaskini i trzymając łeb na łapach wpatrywałam się w dal... Nie było widać nic prócz małych kupek śniegu i samotnych drzew. Niebo, bezchmurne ale szare, jasno dawało do zrozumienia, że jest dość późno, i z całą pewnością należy zaprzestać wszelakich wymagających słońca czynności. Dookoła nie było widać żywego ducha. No, prawie. Po drzewach wesoło hasała ruda wiewiórka a w powietrzu unosiło się coś na podobieństwo jakiejś pożal się Boże ćmy, która jeszcze nie znalazła miejsca do przezimowania. Cały ten spokój nagle zakłócił szelest. Wesoła wiewiórka pisnęła i czmychnęła na górę. Ja nadstawiłam uszy i przekręciłam łeb w stronę dźwięku. Skąpe w liście zarośla były jednak nie wzruszone. Nie było również czuć żadnego psa. Porzucając wszelkie myśli o szeleście, wróciłam do wpatrywania się w dal. Nie minęło jednak wiele czasu, a zza krzaków wyłonił się mały kundelek. Wyglądał, jakby coś tropił. Z nosem wręcz wbitym w ziemię, szedł po jakimś tropie. Widząc mnie, zapytał:
- Widziałaś może gdzieś rudą wiewiórkę?! Ten przeklęty gryzoń zabrał mi mojego orzecha, którego znalazłem!
- Była tam, na drzewie. Ale nie wiem, czy to ta.
- Dzięki! - Krzyknął piesek i zniknął. Nie dalej jak godzinę później, gdy wracałam od Omegi, zobaczyłam rudą wiewiórkę próbującą odkryć, do czego może służyć moja kość jelenia.
- Haha... to ty zabrałaś temu psu orzecha? - Powiedziałam bardziej do siebie, niż do wiewiórki.
- Nie... to Róża, moja siostra.
Postawiłam uszy na sztorc. Nie miałam pojęcia, że wiewiórki potrafią mówić!
- To ty umiesz mówić!? - Zapytałam niedowierzając.
- Tak. To chyba dość... oczywiste. - Odezwała się wiewiórka - Poza tym, nazywam się Kunegunda.
- Lolla. - Przedstawiłam się.
Około 2 godziny później, które spędziłam rozmawiając i bawiąc się z Kunegundą, ujrzałam tego samego kundelka, co wcześniej. Zapytałam:
-  I co? Znalazłeś wiewiórkę, która zabrała ci orzeszek?
- Tak! -Krzyknął pies i dumnie pokazał mi martwą wiewiórkę i orzecha.
W tym momencie pojawiła się moja znajoma, wiewiórka
- Rózia! - Krzyknęła Kunegunda i zalała się łzami.
( Sanito? Morderco wiewiórek? XD)

Od Beatrice do Wezy

-Cholera. - warczę gdy rano się budzę,a słońce błyszczy w moich brązowych oczach.Zażenowana podnoszę się,i podnoszę nos ku górze.W powietrzu unosi się zapach zwierzyny,której nawet nie umiem nazwać.Chwilę delektuje się chwilą przepięknego zapachu krwi,a zaś potem idę zobaczyć co to jest...Dotarłam na miejsce z hukiem,zapach nadal był ale po jego sprawcy ani śladu.Zaczęłam węszyć.W oddali jednak zobaczyłam młodego,którego sierść połyskiwała...Jelenia? Niee...Białych jeleni niema,prawda?! Moje źrenice się powiększyły,a ogon zaczął merdać.Zaczęłam się skradać,już nie pod wiatr jak kiedyś.Lata praktyki minęły...Oblizałam się,po czym skoczyłam ale wpadłam na wielkiego,białego jelenia z porożem.Oczy ponownie powiększyły się,jeleń biegł prosto na mnie,a ja uciekałam.
-Padnij! - usłyszałam odgłos,i tyle pozostało...
Słyszę jak ktoś mnie budzi,woła moje imię.Otwieram oczy niechętnie.Przede mną jest Omega wraz z jakimś mieszańcem Pitbull'a.A Whippet właśnie robi wywar.
-Co się stało? Gdzie ja jestem? - mrugam oczami.
-W norze medyków,już dobrze - zaczęła Omi - to ja już was zostawię...
-Miałaś szczęście,te zwierzęta o mało cię nie stratowały - uśmiechnął się biały,nakrapiany rudym pies.
Nagle otrzepuje głowę,już sobie wszystko przypomniałam,patrzę na psa z ironią losu.
-Kim ty jesteś?! - warczę.
-Spokojnie...Jestem Weza.
-Weza? - podnoszę lewą "brew"
-No...Tak.
-A co to były za zwierzęta? - uśmiecham się cwano
-Nie wiem...Odmiana jelenia,tylko ze biała? - zaśmiał się.
-Tak,zmutowany jeleń - wtedy huknęłam na ziemię plecami,ale po chwili wstanęłam.
-Ej,gdzie ty idziesz?
-Do domu? - uniosłam głowę - jakiś problem?
-Ale...jesteś ranna.
-Ranna? Phh... Miałam większe rany - mówiąc to skoczyłam do wyjścia nory,ale nagle łapa mnie zabolała - Ałć...
-A nie mówiłem? - uśmiechnął się - połóż się,bo musisz się wyleczyć.
-Dobra...Niech ci będzie - westchnęłam
Położyłam się na łożysku z liści,a Whippet dał mi lekarstwo.
-To tylko skręcenie,niedługo wrócisz do formy - uśmiechnął się chart.
-Okey...-mruknęłam - wytrzymam...-mówiąc to położyłam głowę na ziemie.
Wezu patrzył na mnie z nutką współczucia.
-Jak trafiłaś do sfory? - zaczął rozkręcać rozmowę
-Zgubiłam panią,i wpadłam na Maxwell'a...
-Miałaś właścicieli? - pies najwyraźniej był zdziwiony.
-Tak..normalnych,kochanych właścicieli ale cóż...Nie chcę o tym wspominać...
-Dobrze... - westchnął pies.
-A ty,jak tu trafiłeś? - podniosłam łeb
-Wiesz...Mój pan przeprowadził się za granicę,Po czasie uciekłem i dotarłem tu...
-Współczuje - westchnęłam - sama nie miałam lepiej,moi właściciele zginęli w pożarze....

<<Weza? Masz pecha,wypadło na ciebie xD>>

Od Wezy CD Lolli do Saphiry

Uśmiechnąłem się po uszy. Próbowałem wstać.
-Ło Jezu!!!- krzyknąłem upadając. -Co wyście mi dali co jedzenia?! Naćpaliście mnie czy co?!- zacząłem dopytywać.
-Nie, co ty. Dostałeś specjalny wywar na bolesność i zmęczenie!
-Mhm... to czemu wywracam się na pierwszym kroku, hę?- odparłem oburzony.
-Gdyby nie my, nie wiem czy byś przeżył.- odparł z ironią Whippet.
-No dobsz... to ile minie, zanim zejdzie ta faza?
Pies przekrzywił głowę, nie rozumiejąc moich słów...
-Pytam się ile minie czasu zanim oprzytomnieje do końca i będę mógł samodzielnie wstać.- wytłumaczyłem.
-Właściwie już powinno minąć. Wstawaj- dostałem rozkaz
A więc jak mi nakazano tak zrobiłem. Chwiejąc się ustałem niepewnie na nogach jak z galarety.
-Brawo... -whippet powiedział znów z nutą ironii.
Posłałem mu nieprzyjemne chłodne spojrzenie. Chciałem wyjść z jaskini.
-A dziękuję?- dopominał się gospodarz.
-Dziękuję.- fuknąłem.
-Proszę.- odparli chórem.
Lolla wyszła za mną. Spojrzała na mnie.
-Dzięki, ale ja już muszę iść. Bywaj.
-Gdzie idziesz?
-Przed siebie.
Byłem wdzięczny suczce, że pomogła mi, jednak chciałem iść dalej, zapoznać się z resztą sfory.
Zapadła ciemna noc. Ja dalej podróżowałem co sił. Jednak nie mogłem już dalej ciągnąć tego, bo musiałem wreszcie się wyspać. Akurat byłem w lesie. Mogłem znaleźć jakąś przytulną grotę lub zasnąć jak kamień pod drzewem. Zacząłem układać się do snu, obracając się kilka razy wokoło siebie. Położyłem się. Byłem już na granicy jawy, a snu. Niestety obudziło mnie szeleszczenie. Nastawiłem uszu i zacząłem nasłuchiwać. Podniosłem łeb, bo dźwięk się nasilał. Wstałem. Zacząłem się rozglądać. Dostrzegłem w krzakach psa. Chciałem do niego podejść, jednak resztki zdrowego rozsądku nakazały mi zostać na miejscu. Obserwowałem. Zobaczyłem, że pies jest bardzo skupiony na jednym punkcie, zupełnie jak kot na polowaniu. Właśnie POLOWANIU! Zapewne zwierzę chciało skroić jakieś inne leśne żyjątko. Zapatrzyłem się. Wkrótce pieseł rzucił się na.. ło Jezu... na MOJEGO BOBRA! Rzuciłem się w kierunku Bogusia. Biegłem co sił, by uratować życie mojemu życiowemu towarzyszowi, przyjacielowi!
-MORDERCO! BARBARZYŃCO!- zacząłem krzyczeć.
Pies popatrzył się za siebie i zacząłe jeszcze mocniej łomotać Bogusławem, a ten jeszcze mocniej piszczeć. Chciałem go wyrwać, ale w ostatnim momencie pies postał w nos. Boguś zacisnął zęby na pysku tego barbarzyńcy. I dobrze! Moja krew!
Poharatany zwierzak pomknął w moją stronę. Był cały w krwi. Odsunął się bezpiecznie i zaczął czyścić swoją sierść, a jednocześnie leczyć rany.
-Nie daruję ci tego!!!- wykrzyknąłem i rzuciłem się na psa. W moich oczach zabłysł ogień.
Po kilku chwilach szamotaniny odskoczyłem i zdałem sobie sprawę, że walczę z sunią. Nie było to może najlepsze zachowanie... Nie wypada bić się z [wielką i potężną] suczką. Ale cóż... sama chciała zaszlachtować Bogdana! Komu to wypada jeść bobry, hę?!

<Saphira? ^^>

Od Beatrice C.D. Korka

-Wiesz co...-mruknęłam- lepiej abyś nie wpadł pod lód.
-Ty możesz wpaść,ale ja?
-W sumie - wzruszyłam "ramionami".
-No wskakuj! - parsknął śmiechem.Rozejrzałam się.
-Ja?
-Nikogo więcej tu niema!
-A niech ci będzie - uśmiechnęłam się cwano i wskoczyłam na lód.
Na nieszczęście zaczął pękać,wraz z Korkiem spojrzeliśmy po sobie.
-To nie był dobry pomysł...- westchnęłam.
-Spróbuj się z tam tąd wydostać.
-Ale jak?! - warknęłam schludnie.
-Nie..wiem...
Lód zaczął pękać coraz bardziej.
-Uciekaj! - warknęłam
Pies uciekł na   brzeg a ja wpadłam pod lód,woda była lodowata,łapkami oparłam się o warstwe i wypłynęłam na brzeg.

<<Korek?>>

Od Korka C.D Beatrice

- Korek. Opiekun szczeniąt. - Przedstawiłem się i machnąłem ogonem. Beatrice sprawiała wrażenie kogoś, kto sprawi, że będę żałował że ją poznałem. Na razie jednak starałem się być miły.
- Pójdziemy gdzieś? - Zapytałem. Suczka tylko kiwnęła głową. Ledwo mogłem za nią nadążyć. Obeszliśmy cały teren watahy. Mnie oprowadziła wcześniej Omega. Dotarliśmy nad jezioro. Zamrożone wyglądało pięknie. Wziąłem rozbieg i wjechałem na lód.
Beatrice...

<Beatrice?>

Od Beatrice do Korka

Uśmiech na twarzy zawitał mi rano,wyszłam na dwór i odetchnęłam świeżym powietrzem.Przeleciał przeze mnie mróz.
-Zimno...- rychłam
Wybrałam się do lasu aby coś upolować,usłyszałam stukot kopyt.Wielki,umięśniony jeleń szedł nad wodospad.Oblizałam się i zaczęłam się skradać,ale pod wiatr.Zwierzę mnie wyczuło i czym prędzej zaczęło uciekać.Zaczęłam biec za nim,rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam dusić.Padł.Oblizałam się ponownie i zaczęłam jeść,usłyszałam nagle szczekanie.Nastawiłam uszy i podszedłam do miejsca,z którego wydobywał się dźwięk.Zobaczyłam dość małą,rudą kulkę.Okazało się że to pies.York,zdecydowanie.
-Ej,mały - powiedziałam
- Tak?
- Należysz do Pack Of Characters? - uniosłam łeb
-Em...Tak? kim jesteś?
-Beatrice - westchnęłam - jestem myśliwym.

<<Koreczek? :3>>

Od Korka Do Anshy

Podbiegłem do jakiejś suczki, którą spotkałem w lesie.
- Jesteś członkinią Pack Of Charakters? - Zapytałem. Większa ode mnie suczka wcześniej nie zauważyła mnie wśród trawy, jednak teraz patrzyła na mnie.
- Tak. Jestem Ansha, a ty? - Zapytała wesoło. Zamerdałem ogonkiem. Miałem nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.
- Jestem Korek. Wiem, trochę dziwne imię... - Powiedziałem. Tak zaczęła się dość długa rozmowa, więc nie będę jej opisywał.
- Pobawimy się? - Zapytałem w pewnym momencie.
- Na przykład w co? - Rozejrzałem się. Byliśmy w lesie, idealnym miejscu do gonitw.
- Na przykład w berka. - Ansha kiwnęła głową i pacnęła mnie łapą. Skoczyła do przodu. Szybko odwróciłem się w jej stronę i pobiegłem za nią.

<Ansha?>

Od Korka

Szedłem z hodowcą. Byłem z nim na spacerze, razem z Lorayne, Shanem i Shirem. Właśnie wracaliśmy, gdy zauważyłem rasową suczkę. Podbiegłem do niej, ciagnąc za sobą resztę.
- Kim jesteś? - Zapytała mnie suczka.
- Jestem Yorkiem - Zaśmiałem się. - Korek, a ty? - Zapytałem.
- Omega. Wiesz, jest tutaj sfora, myślę, że będzie ci w niej lepiej niż w hodowli. - Odpowiedziała. W sumie, w hodowli było całkiem całkiem, ale ja chciałem być wolny. Potrzebowałem nowych wrażeń.
- Mogę dołączyć? - Zapytałem. Merdałem ogonkiem.
- Jasne. - Odpowiedziała Omega. Teraz byłem na smyczy. Spojrzałem błagalnie na opiekuna.
- Zawsze taki byłeś. Tylko nas odwiedzaj. - Zaśmiał się opiekun i spuścił mnie ze smyczy.
- Choć, oprowadzę cię. - Powiedziała Omega i oprowadziła mnie po terenach sfory. Mimo że terenów było według Omegi mało, mnie bolały moje małe łapki.

Nowy Pies - Korek!




Imię: Korek
Pseudonim: Koreczek
Płeć: Pies
Wiek: 1,5 roku
Stanowisko: Opiekun do szczeniąt
Głos: Dan Reynolds
Charakter: Koreczek to miły psiak. Czasem może trochę stchórzyć, w końcu jest Yo... Nie, rasa nie ma nic do tego. Często boi się tylko o siebie, ale jest lojalny i nie zostawi cię na środku morza krokodylów. Jest zabawnym pieskiem. Ma jeszcze coś ze szczeniaka. Często goni koty. Koreczek to dusza towarzystwa, jednak nie wytrzyma w towarzystwie chamskich, agresywnych i nie dobrych psów. Jego głos w ogóle nie pasuje do wyglądu, więc możesz spokojnie się dziwić. Uwielbia śpiewać. Często nuci sobie podczas pracy, którą chętnie wykonuje jakąś piosenkę.
Motto: "Nie rób drugiemu co tobie nie miłe, bo wróci do ciebie w trzykrotnej sile."
Lubi: Takie psy jak on, inne Yorki, dużo tego.
Nie lubi: Agresywnych i chamskich psów. Zwłaszcza tych agresywnych...
Umiejętności: Mimo krótkich łapek dość szybko biega. Umie wejść bardzo wysoko, dzięki swej inteligencji.
Spokrewnieni: Brak
Partnerstwo: Zakochany w.. Nikim.
  • Wygląd zewnętrzny:
  • Rasa: Yorkshire Terrier
  • Umaszczenie: Złote z siodłem.
  • Włos: Po prostu ma włosy.
  • Sylwetka: Nie ma w nim nic szczególnego, zwyczajny Yorkshire Terrier. Krótkie łapki i mała główka. Krótki ogonek, mały tułów. Naprawdę, nic szczególnego.
  • Szczególne: Brak
Inne: -
Historia: Urodziłem się w hodowli i zostałem sprzedany. Nie dostałem jednak tego, czego chciałem. Chciałem miłości i pełnej miski, a dostałem nienawiść i jednego chrupka dziennie. Uciekłem, wróciłem do hodowli. Pewnego dnia spotkałem na spacerze Omegę, która pozwoliła mi dołączyć do stada. Czasami wracam do ludzi.
Opiekun: malaewa

Od Beatrice do Maxwell'a

Byłam zmęczona włuczeniem się po lesie,bez celu...Straciłam jedyną osobę na której mi zależało i jedyna mnie pokochała.Cały czas w mojej głowie krążyły szepty,pomruki...których nawet nie rozumiałam..Zatkałam uszy łapami, nie chciałam ich już nigdy odetkać...Ale przerwała to przebiagająca sarna,biegła prosto na mnie.Moje źrenice powiększyły się a łapy zaczęły szykować się do biegu,zanim zwierzę mnke staranowało mnie, odskoczyłam w krzaki.Po chwili z nich wyszłam i otrzepałam się. Zobaczyłam rudego psa,chyba Terier Irlandzki. Zmarszczyłam czoło i natychmiast podszedłam do jedzącego psa.
-Ej?! Chciałeś mne zabić przez to głupie polowanie?! - warknęłam sucho
-Nie rozumiem? - uniusł lewą "brew" pies.
-Ta sarna prawie mnie staranowała..- powiedziałam łagodniej,ale łapiąc się za głowę.
-Przepraszam... - mruknął pies ale uśmiechnął się lekko - Maxwell.
Zrozumiałam to jako przedstawienie się,więc odpowiedziałam:
-Beatrice,możesz mówić Tris.
-Okej,Tris - uśmiechnął się -Moja siostra ma tu sforę...może dołączysz?
-Niech ci będzie,Max - uśmiechnęłam się cwano.
-A ci co? - zmarszczył czoło pies.
-Nic w porównaniu do ciebie - parsknęłam śmiechem ~ już go lubię ~ pomyślałam.
-W sensie? - Max również się zaśmiał
-W sensie,że jesteś śmieszny - uśmiech nie znikał mi z twarzy,pies zaśmiał się.
-Teraz kwestia stanowiska - przewrócił oczami - Choćmy do Omegi,ona zdecyduje...
Pies zaczął iść,nie chciałam mu zawracać głowy więc o nic więcej nie pytałam.Poszłam za nim.Tereny były naprawdę piękne,już mi się podobało.Zapomniałam o przeszłości...
-To tutaj - wyrwał mnie z zamyślenia pies,gdy doszliśmy do jaskini.Wyszła z niej ruda terierka,trochę niższa od Maxa.
- Maxwell...Znasz ją? - odezwała się.
-Tak...- mruknął - To Beatrice,chciałaby dołączyć.
-Dobrze...- zamyśliła ci suczka - jestem...
-Omega. - parsknęłam przerywając samicy.
-Skąd wiedziałaś?
-Twój brat wie o tobie więcej niż ty o sobie - powiedziałam gładkim tonem.
-Jakie wybierasz stanowisko?
- No..Ile macie szpiegów?
-Dwóch.
-A myśliwych? - zapytałam ponowne od niechcenia
- Na razie ani jednego - wtrącił się Maxi
-Nawet o sforze wiesz więcej niż ona o siebie - powiedziałam ociągalsko
-To? - Omega wyglądała na zniecierpliwioną.
-Niech będzie myśliwy - westchnęłam
-Dobrze,Maxwell? Możesz ją oprowadzić?
-Pewnie - Maxi uśmiechnął się
~*~
-Gdzie jesteśmy? - zapytałam po pół godzinnej podróży
-Blisko wodospadu - zamyślił się pies - ile masz lat? Zamurowało mnie
- A po co ci to ? - warknęłam cicho
-Warto zapytać.
-Półtora roku - parsknęłam - a ty?
- 5 lat i 8 miesięcy.
-Jak już się trochę lepiej poznaliśmy...- przewróciłam oczami - to rozciągnijmy kości
-co...?
Wskoczyłam przed psa i zaczęłam biec,pies za mną.
-Ale ty nie wiesz gdzie ten wodospad!
- bla,bla,bla - mruknęłam i pobiegłam dalej.
Poślizgnęłam się o małą taflę lodu,wpadłam do wody.Max OCZYwiśnie też.Gdy nasze głowy wypłynęły z pod wody zaczęłam się głośno śmiać.Mokry Maxwell wyglądał jak szmata.
-Z czego ty tak rychrasz? - nastawił uszy patrząc się jak idiota
-Przejrzyj się w wodzie! - nadal nie przestawałam się śmiać.
-Aaaa! - Max czym prędzej wyszedł z wody i się otrzepał.wyszłam za nim- I co? - uśmiechnął się cwano.Nadal trochę pośmiechiwałam.
-Maxwell...
-Co?
-Jesteś taki...taki puszysty! - wybuchłam śmiechem jeszcze bardziej niż wcześniej.
Pies krzyknął,po czym wytarzał się w trawie.Jeszcze raz się otrzepał,nadal pośmiechiwałam.Poszliśmy ciut dalej i usiedliśmy na trochę spalonej trawie.Nagle odezwałam się ze spuszczoną głową,ale uśmiechając się:
-Wiesz Maxwell..Pierwszy raz czuję jakbym znalazła prawdziwego przyjaciela...
Pies spojrzał na mnie troskliwie,z nutką współczucia.
-I wiesz...Naprawde cię polubiłam...

<<Maxwell? Uff...Ale się napisałam xP>>

Nowa Suczka - Beatrice!




Imię: Beatrice
Pseudonim: Najczęściej pojawia się Tris,ale zdarzy się,że ktoś ją nazwie Beat czy Trice.
Płeć: Suka
Wiek: 1,5 roku
Stanowisko: Myśliwy
Głos: Demi Lovato
Charakter: Beatrice...Heh...No,no twardy orzech do zgryzienia.Tris to ponura,cicha i tajemnicza oraz zamknięta w sobie suka.Małomówna,mało towarzyska...Beat to dość `dziwna` samica.Ma niską samoocenę.Tak.Uważa się jako "najgorszą" z tutejszych stworzeń - psów.Tris jest niezbyt mądra,ale inteligentna i cwana.Zwykle wredna,arogancka i wyrachowana.Mimo większości,Beatrice jest nieśmiała i tchórzliwa.Nie ma sensu wspominać o dawnej,towarzyskiej i przyjaznej Beatrice prawda? Strasznie szybko się denerwuje,czasem można powiedzieć że jest chora psychicznie - zataja się gdzieś w cieniu,słyszy jakieś pomruki i mówi sama do siebie.Należy do tych "ambitnych" którzy do celu brną przez ogień i po trupach jeśli jest taka potrzeba.Chyba raczej szybko się poddaje i ma mało wiary w siebie.Jest mimo tego i owego wierna,a dla tych co ją rozumieją umie być otwarta,zabawna i DOŚĆ romantyczna.Dla rodziny kochliwa i oddana.Czasem chłodna,a niekiedy agresywna.Bardzo wiele rasy popełnia błędy,których potem żałuje.Tris umie być rozrywkowa.Jeśli dobrze się z nią dogadasz,okaże soę że może być najmilszą,grzeczną sunią na świecie.Czasem bezszczelna i naiwna.
Motto: "Nie można uciec od samego siebie.I nawet jeśli wybierzesz się w podróż na koniec świata,to Twoja udręczona dusza wybierze się tam razem z tobą"
Lubi: Samotność,zdecydowanie...
Nie lubi: Ze względu na charakter Tris nie lubi tłumu,wyróżniania się lub bycia w centrum uwagi.Także nie przychodzi jej do gustu poznawanie nowych znajomości...
Umiejętności: Tris wiele umie...tropić,biegać,salta no i pływać.A najlepiej chyba cieńka riposta...
Spokrewnieni: ---
Partnerstwo: ha,ha...Kto ją by zechciał...?
Wygląd zewnętrzny:
  • Rasa: Biały Owczarek Szwajcarski
  • Umaszczenie: Białe
  • Włos: Twardy i zwarty.
  • Sylwetka: Beatrice to szczupła suczka,i...dość słaba. Nie należy do tych super umięśnionych suk,jednak jej budowa jest wytrzymała,a łapy wytrwałe.Mierzy 56 cm w kłębie,kufa ładnie wygięta w szpic.Biodra dobrze wyklepione.Oczy w kształcie migdała,brązowego koloru.Uszy sztywno stojące, wysoko osadzone i równoległe wobec siebie. Skierowane do przodu, kształtu długiego, na końcu lekko zaokrąglonego trójkąta.Zad mocny i średniej długości.
  • Szczególne: Może oczy? No raczej niska samoocena i trudny charakter...
Inne: Panicznie boi się ognia,dzięki przeszłości...
Historia: Na pewnej ulicy urodziła się jedynaczka,zwykła rasowa biała suka.Gdyby umarła niky by za nią nie płakał,ani tęsknił.Życie innych psów byłoby...lepsze...Rodzice zdumieni,chyba swoim błędem...I wpadką...No bo kto by pomślał że taka delikatna,słodka sunia zmieno się w Demona Zła? No właśnie...lepiej zacznijmy...
Brudna i wygłodzona Beatrice miała małe szanse na przeżycie,a jej ojciec prawdopodobnie uciekł pomóc swojemu dziadkowi,który miał problem z pewną zagadką "kryminalną" małą Teis zajmowała się jej matka - Nevada,ale małej suczce najwyraźniej to się znudziło...i uciekła...Postanowiła znaleść swojego ojca - Ilusiona.Beat dorosła,ale straciła nadzieję,zrozumiała że życie nie ma sensu.Włuczyła się chyba bez celu po lesie,gdy doszła do miasta.Nikt oczywiście nie zwracał uwagi na chudego kundla prócz...Hycla.Porwał Tria do schroniska a ona bezbronna nie mogła się wydostać z sieci...prawie połowę swojego życia spędziła opierając swoje marne łapki o kraty klatki.Ale pewnego zjawiła się dziewczynka z rodziną...Od razu zakochała się w Beatrice i namówiła rodziców aby wziéli ją do domu. Miała wszystko pod dostatkiem;pożywienie.ciepło i...miłość.Miłość której jej tak brakowała.Ale nic nie trwa wiecznie...Pewnego dnia dziewczynka wraz z Tris wybrała się na spacer.Gdy wrócili do domu...ten stał w płomieniach.Kasia (ta dziewczynka) załamała się i z płaczem ciągnąc Beat uciekła w głąb lasu.Tris próbowała jak najlepiej pocieszyć swoją panią,lecz na nic...Pewnego ranka Kasia zniknęła.Beatrice załamała się i uciekła jak najdalej.Gdy właśnie spotkała innego psa co zaprosił go do Pack Of Characters.Beat zgodziła się..No a co przy okazji mogła stracić?
Opiekun: Labo

Od Anshy do Doo

Siedziałam na ławce w jednym z pobliskich parków . Ptaki fruwały pomiędzy prószącymi płatkami śniegu . Ludzie pędzili do galerii handlowych po prezenty dla bliskich . Domy i drzewa były obwieszone lampkami, które z nocą zaczynały świecić . Latarnie powoli zapalały się i swoim blaskiem oświetlały ulice . Coraz to nowsi ludzie nadciągali do galerii . Na drzewach były prowizoryczne sopelki lodu świecące na tysiące kolorów . Zaczęły zapalać się wielkie neonowe napisy na galerii handlowej i pobliskich sklepach . Boże Narodzenie się zbliżało . Przez okna było widać ludzi ubierających choinkę i dzieci bawiące się w pokojach . Siedziałam samotna w parku . Nie było oprócz mnie żywej duszy . Nagle usłyszałam skrzypienie śniegu niedaleko mnie . Instynktownie się odwróciłam . To były człowiek . Miał wielką klatkę i siatkę . Był ubrany w obrzydliwie zielonkawy uniform . Zrozumiałam co się dzieje i zaczęłam . Mężczyzna biegł za mną . Wbiegłam do galerii handlowej, gdzie przeciskałam się między ludźmi . Wyszłam tylnym wyjściem . Śnieg padał coraz mocniej i było coraz zimniej . Wiatr hulał pomiędzy budynkami . Pędem pobiegłam przed siebie . Wychodząc z miasta zauważyłam las . Weszłam do niego . Było zaskakująco cicho . Położyłam się na mchu pod drzewem, aby przeczekać tą noc .
Rano obudziłam się wychłodzona . Moja sierść była cała posklejana .
- Jeszcze tego brakowało - burknęłam pod nosem rozczesując sierść łapą.
Poszłam na zwiady lasu . Doszłam do strumyka . Był cały zamarznięty, oprócz małej stróżki wody, która przedzierała się między lodowymi ,,wzgórzami'' . Wzięłam parę łyków chłodnej wody . Nagle zauważyłam ciemno czekoladowego psa, prawie czarnego, spoglądającego na mnie zza drzewa . Odwróciłam się w jego stronę . Uciekł .
- Chyba aż tak źle wyglądam - mruknęłam pod nosem - chyba też bym uciekła .
Za sobą usłyszałam cichy szept :
- ...

<Doo ?>

Nowa Suczka - Ansha!




Imię: Ansha
Pseudonim: Ana, Asha
Płeć: Suka
Wiek: 4 lata
Stanowisko: Węszyciel
Głos: Kasia Popowska
Charakter: Ansha jest zwariowana . Jej zachowanie, charakter i emocje zmieniają się jak w kalejdoskopie . Jednego dnia może skakać ze szczęścia, a drugiego nie chce jej się żyć . Lubi być w centrum uwagi , ale się o to nie prosi . Jest towarzyska i przyjacielska . Jest typem wesołka . Każdego umie rozśmieszyć . Czasem w trakcie rozmowy zamyśla się i wtedy odpowiada na pytanie : Tak, nie, może, nie wiem . Bezinteresownie wszystkim pomaga . Ma dobrą pamięć, więc zapamięta jak ją zranisz . Jest bardzo konsekwentna i inteligentna . Nie da sobie wciskać siana . Jak sobie coś postanowi to dąży do celu, choćby nie wiem co .Nigdy nie odpuszcza . Jej atutem jest ,,otwieranie '' innych . Nigdy nikogo nie próbuje zranić . Jest szczera i nie ukrywa swoich uczuć i emocji, bo nie ma po co, inni i tak to zauważą . Oczekuje dużo od siebie i innych. Jest ambitna . Czasem jest trochę zapatrzona w siebie, ale szybko to jej mija . To jest właśnie cała Ansha .
Motto: ,, Czyny, nie słowa ''
Lubi: Psy i suczki nastawione optymistycznie do życia, psy towarzyskie, przyjacielskie i bezinteresownie pomagające . Nie jest rasistką, więc wszystkich lubi, ale takie osobniki najbardziej .
Nie lubi: Nie lubi psów aroganckich, chamskich i ,,smętów'' co mówią : ,, Nie mam po co żyć, chyba się zabiję '' . Nie lubi także osób, które u niej na to zapracowały .
Umiejętności: Potrafi wiele sztuczek, których nauczyła się jeszcze w dzieciństwie . Oprócz tego jest szybka i zwinna . Ma dobry słuch, węch i wzrok .
Spokrewnieni: -
Partnerstwo: Może kiedyś ...
Wygląd zewnętrzny:
  • Rasa: Owczarek szkocki Collie
  • Umaszczenie: Śniade
  • Włos: Mocny, twardy
  • Sylwetka: Ansha ma harmonijną, proporcjonalną budowę.Tułów nieco wydłużony w poziomie w stosunku do wysokości w kłębie. Linia grzbietu u stojącego psa jest pozioma; Głowa wąska, o lekko klinowym kształcie, czaszka płaska, prosta z lekkim, zauważalnym stopem, kufa wydłużona. Oczy migdałowego kształtu nieco skośne. Uszy osadzone na szczycie głowy, stojące, w jednej trzeciej załamane do przodu; Ogon długi, zwisający z nieco uniesionym końcem. Ogon nigdy nie powinien być podnoszony ponad linię grzbietu.Szata jest długa i gęsta. Włosy okrywy mocne i twarde, podszerstek miękki, gęsty i puszysty. Grzywa obfita. Ogon gęsto owłosiony.
  • Szczególne: -
Inne: -
Historia: Urodziła się w małym domu nad Wisłą . Jej właściciele od najmłodszych lat była uczona wielu sztuczek i poleceń . W końcu była szkolona do wystaw i konkursów . Za bardzo jej to się nie podobało, ale niewiele mogła zrobić . Wygrywała, ale to ją nudziło . To nie było jej życie . Pewnego razu uciekła z wystawy . Tygodniami szwędała się miedzy ulicami miast i wsi . Pewnego razu dotarła do lasu, tam spotkała Omegę i dołączyła do sfory Pack of Characters .
Opiekun: Candy Rose

Od Judy " Odejście "

"Nie ma mnie tu być..." - pomyślałam pewnego ranka. - "Wracam na walki".
Westchnęłam i wyszłam z jaskini. Spotkałam jakiegoś nowego psa.
- Ej, ty! - krzyknęłam. Pies pobiegł w moją stronę. - Przekaż Omedze, że Judy odchodzi.
- D...dobra? - zmieszał się pies i szybko czmychnął a ja pobiegłam do granicy sfory.
Spojrzałam w dal... nie wierzę! Looky!
- Loo! - krzyknęłam w stronę psa, który kąpał się w pobliskim jeziorze.
Looky mnie zauważył. Pobiegłam w jego stronę.
- Wróciłaś Ju? - uśmiechnął się Alaskan Malamut.
- No raczej! Wolę takie klimaty, niż potulnie psiaczki. - zamerdałam wesoło ogonem.
Looky był kumplem, raczej przyjacielem z walk. Zaprowadził mnie chętnie na arenę. Ludzie krzyknęli na mój widok.
...
Siedziałam w swoim boksie i wpatrywałam się w okno. Wydawało mi się, że jest tam ten pies ze sfory. Ten pies, któremu powiedziałam by powiedział Omedze, że odchodzę. Dziwne uczucie..

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Od Arii CD Omegi



-Okej-zgodziłam się i pokiwałam głową.
-Chcesz do niej iść?
-Nie, jutro. Dzisiaj już nie.-powiedziałam bo naprawdę byłam trochę zmęczona.
-Dobra.
-Możemy się chwilę przejść?- spytałam
(Omega? Brak weny)

Od Kory do Wezy

Siedziałam nad Jeziorem, wpatrując się głupio w taflę wody. Patrzyłam na swoje odbicie. Ostatnio, nie było z kim rozmawiać. Wszyscy gdzieś się śpieszyli, a ja nie miałam na razie żadnych zleceń. Przygnębiające, ale starałam się nie tracić pogody ducha. Na pewno niedługo kogoś poznam, polubię, zawrę nową przyjaźń. Brzmiało to całkiem fajnie. Podniosłam się z ziemi z nadzieją i odwróciłam się. W tym samym momencie na kogoś wpadłam. Upadliśmy obydwoje, lecz po chwili podniosłam się i podeszłam do starowanego przeze mnie psa.
- Nie Ci nie jest? - spytał pomagając mu wstać - Przepraszam, to moja wina.
- Nie, nie to moja wina - odparł pies.
 Spojrzeliśmy na siebie i roześmialiśmy się.
- Kim jesteś? Należysz do Pack of Charakters? - spytał otrzepując się.
- Tak, należę. Jestem Weza - odparł z uśmiechem.
- Ach, to miło. Ja jestem Kora - podałam mu łapę.
 Pies uścisnął ją i spojrzał na Jezioro.
- Gdzieś szłaś? - spytał.
- W zasadzie szłam żeby zdobyć nową przyjaźń - odparłam i uśmiechnęłam się przyjaźnie - ale właśnie ją spotkałam.
 Pies odwzajemnił uśmiech i zapytał:
- A może gdzieś pójdziemy?
- Na spacer nigdy nie jest za późno! - uśmiechnęłam się i ruszyliśmy w stronę Polany.

<Weza?>

Od Kory do Sanito

 Wędrowałam sobie tak jak zwykle leśną ścieżką w poszukiwaniu zwierzyny. Byłam głodna jak wilk. Zawsze doczekiwałam momentu, w którym jelita mi się skręcały z głodu, gdyż nie chciałam polować bez potrzeby. Po chwili zajadałam się już mięsem królika. Umyłam pysk w śniegu i ruszyłam lasem. Z radością patrzyłam na otaczające mnie drzewa, pokryte śniegiem i szronem. Nagle uniosłam uszy. Na polanie, na którą właśnie wchodziłam ktoś stał. Była to jakaś czarno-płowa plama, a gdy się zbliżyłam, przybrała kształt psa. Spojrzałam nieufnie na psa i podniosłam uszy. Podeszłam do niego i śmiało zapytałam:
- Należysz do Pack of Charakters?
- Taaak... - przeciągnął słowo pies i wbił we mnie dziwnie leniwe spojrzenie.
 Ja również na niego patrzyłam. Pies chyba na coś czekał. Przygryzłam wargę i powiedziałam:
- Co? Na co czekasz? Aż się zarumienię?
- Inne tak robią - westchnął i odwrócił się.
 Pies zaczął odchodzić.
- Czekaj! - zawołałam go i dogoniłam - Nawet nie wiem jak masz na imię?
 Spojrzałam przyjaźnie na psa. Ten mruknął tylko:
- Sanito.
- Kora - wyciągnęłam do niego łapę. Pies spojrzał na nią niechętnie, ale uścisnął. - A i jeszcze jedno. Ja nie jestem "inne".
- Jasne - burknął i zaczął odchodzić.
 Stałam na polanie, zupełnie zbita z tropu. Gdy zniknął mi z oczu, usiadłam na śniegu i westchnęłam. Oblizałam pysk i powiedziałam do siebie szeptem:
- To ciężki przypadek.
 Jednakże znana byłam ze swojego uporu, więc ruszyłam za psem w nadziei porozmawiania z nim. Już z daleka go dostrzegłam, gdy wychodził z lasu. Podbiegłam do niego i krzyknęłam:
- Sanito!
 Pies przystanął i z niechęcią odwrócił do mnie łeb.
- Co? - spytał bezuczuciowo.
- Może mogłabym Cię oprowadzić po terenach, co? Oj, proszę zgódź się! - uśmiechnęłam się do niego.

<Sanito?>

Od Kory CD Nike

 Przez chwilę zapadła niezręczna cisza. Spojrzałam ukradkiem na Nike'a. Miał wzrok wbity w ziemię.
- Słuchaj, skoro należysz do tutejszej sfory i znasz jako tako tereny, to może wyruszymy razem na polowanie? - zabawnie nastawiłam uszy i uśmiechnęłam się przyjacielsko do psa.
- A chętnie - odpowiedział również z uśmiechem.
 Ruszyliśmy w stronę lasu. Zapuściliśmy się głęboko w gęstwinę drzew, w poszukiwaniu zwierzyny. Gdy dostrzegliśmy jelenia na polanie, zaczęliśmy się do niego podkradać. Był to młody osobnik, o gładkiej, błyszczącej sierści, dużych bystrych oczach i całkiem sporym porożu. Wraz z Nike'em, zaatakowaliśmy go. Skoczyliśmy na niego z dwóch stron - ja od przodu, a Nike od tyłu. Gdy jeleń upadł, spojrzałam na jego pysk i przecięłam mu szyję, mówiąc:
- Wybacz przyjacielu...
 Krew się polała. Ze wstrętem spojrzałam na moją łapę, całą ubabraną krwią. Usłyszałam cichy śmiech Nike'a. Odwróciłam się do niego, a pies powiedział:
- Chyba nie lubisz zabijać, co?
- Nie, nie lubię - przytaknęłam stanowczo - postaw się na jego miejscu - wskazałam jelenia - co byś zrobił, gdybyś nagle został zaatakowany i poczuł, że Twoje życie zależy od innego gatunku, od osoby, której wcale nie znasz?
 Nike'a pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Ale jeśli nie będziesz zabijać, nie będziesz jeść, a jak nie będziesz jeść to zdechniesz. A tego chyba nie chcesz, prawda? - podsunął mi pytanie.
- Cóż, wolałabym umrzeć niż zabić zwierzę bez powodu. Ale jedzmy już, widzę, że z grzeczności jeszcze nie jesz, choć ślinka Ci leci. Nawet się prawie poplułeś - stwierdziłam zabawnie i podeszłam do mięsa, schylając się.
 Nike wytarł natychmiast ślinę, ale tylko ją rozmazał i uśmiechnął się niepewnie. Zachichotałam, podnosząc wzrok, po czym znów skupiając się na mięsie. Pies również zaczął jeść. Po posiłku, udaliśmy się nad Jezioro. Miło było poczuć napływający od niego chłód. Zamoczyłam łapę w lodowatej wodzie i spojrzałam na Nike'a. Miał pysk ubrudzony krwią.
- Spójrz na siebie - zaśmiałam się - wyglądasz jak zombie.
- W takim układzie, zaraz zjem ci mózg! - wykrzyknął i zaczął mnie gonić wołając: "Aaa! Mózg!", "Nike chce mózgi!" itp.
 Po kilku minutach zatrzymaliśmy się i znów zamoczyłam łapę w wodzie. Zmyłam Nike'owi krew z pyska i razem ruszyliśmy w stronę wodospadu. Już z daleka, słychać było jego szum. Usiedliśmy na jednym z kamieni, po czym spojrzałam na Nike'a. Chwilę siedzieliśmy w milczeniu, aż nagle powiedziałam:
- Wiesz co? Lubię takie psy jak Ty.
- To znaczy jakie? - spytał pies spoglądając na mnie jednym okiem.
- Zabawne, z poczuciem humoru, ale znających umiar i granicę dopuszczalności - szturchnęłam go lekko ramieniem w geście przyjaźni.

<Nike?>

Od Kory CD Doo

- Ja po prostu nie lubię osób, które robią z siebie idiotów - przewróciłam oczami - tylko, które są naturalnie wyluzowane - to mówiąc wbiłam pazury w ziemię i rozciągnęłam się. - Przejdźmy się, ale bez głupich żartów.
 Pies skinął głową. Poszliśmy nad Jezioro i usiedliśmy na brzegu. Spojrzałam twardo w taflę wody. Zobaczyłam, że pies przygląda mi się maślanym wzrokiem.
- Co? - syknęłam zaciskając zęby. Nie lubiłam gdy ktoś tak na mnie patrzył.
- A nic... jak tu dotarłaś? - spytał zmieniając temat.
- Uciekałam od matki, schronisko i kolejna ucieczka od nowych właścicieli. A Ty?
- Porwano mnie - odparł pies. - Wiem, że pewnie ci teraz ciężko. 
 Spojrzałam na niego swoim metalicznym wzrokiem. Skuliłam uszy i odparłam sucho:
- I co, teraz będziemy sobie pili z dzióbków? - odwróciłam się do niego plecami.
 Wstrzymywałam oddech, lecz po chwili westchnęłam ciężko.
- Wybacz mi Doo - powiedziałam, znowu odwracając się do niego. Mój ton był teraz dźwięczny jak wcześniej. - Nie chciałam.
- Nie szkodzi - odparł nawet z lekkim uśmiechem.
 Odwzajemniłam gest i spojrzałam na taflę jeziora.
- Zimno jest - stwierdziłam.
<Doo?>

niedziela, 28 grudnia 2014

Od Doo C.D Omegi.

  - Doo - przedstawiłem się.  - Gdzie jesteśmy?
  - Niedaleko Pack Of Charakters. - odpowiedziała Omega.
 - Oo ...  sforze z charakterem? - przekrzywiłem ze zdziwienia łeb.
 - Taaa ... - mruknęła suczka po czym uśmiechnęła się.  - Jeśli chcesz chętnie cię przyjmiemy.
- No jasne! - zamerdałem ochoczo ogonem.
Sfora była naprawdę ładna, mimo że psów za dużo nie było. Jednak było to o wiele lepsze niż siedzenie bezczynnie w klatce.
<Omi? Brakus wenus xD>

sobota, 27 grudnia 2014

Od Lolli C.D. Wezy

- Coś ci się stało? - Zapytałam spoglądając z góry na psa.
Ten nie odpowiedział. Zrozumiałam, że jest bardzo chory i słaby. Rozejrzałam się. Niedaleko biegł zając. Rzuciłam się na niego i przegryzłam gardło. Potem zaniosłam go do psa.
- Jedz. - Nakazałam ostrym tonem.
Biało rudy mieszaniec zaczął pochłaniać mięso tak łapczywie, jak cokolwiek pochłaniać może jedynie ktoś, kto nie jadł od bardzo dawna. Nie minęło 10 minut, a zając zniknął. Zostały po nim jedynie najtwardsze kości.
~Teraz trzeba Cię zabrać do Medyka ~ Pomyślałam i pociągnęłam psa za łapę. Wydał z siebie skowyt bólu. Stwierdziłam, że musiałam chwycić go za mocno. Tym razem złapałam lekko. Jaskinia Judy byłą niedaleko, więc niedługo potem Shiba Inu i Whippet zajmowały się psem. Dostał wody i jedzenia. Duuużo jedzenia i duuuużo wody. Pies uniósł lekko łeb i powiedział:
- Dziękuję. Dziękuję Owczarku. Uratowałeś mnie!
- Nie ma za co, ale na przyszłość pamiętaj, że jestem suczką. - Uśmiechnęłam się uszczypliwie
- Nazywam się Weza, a ty?
- Lolla.
( Weza?)