- Co Ci się stało? - spytałam z przestrachem, patrząc na
zakrwawiony nos Wezy, wchodzącego do mojej jaskini.
Pies machnął łapą i
odparł tylko:
- Mysz...
Podniosłam się kręcąc
głową. Mój nowy przyjaciel o długich uszach, widocznie zainteresował się Wezą i
pokicał do niego. Obwąchał mu dokładnie klatkę piersiową, po czym wrócił na
posłanie. Uśmiechnęłam się do szaraka, który zwinął się i zasnął kamiennym
snem. Podeszłam do Wezy.
- Znam się trochę na medycynie, ale niczego nie obiecuję -
przyznałam nieśmiało, po czym dotknęłam nosa Wezy, na co ten się lekko skrzywił
i powiedział:
- Boli.
- Nie dziwię się! Ta mysz zatopiła w Twoim nosie ząbki jak w
miękkim serze! Poczekaj, zaraz coś poradzimy...
Wzięłam do łapy spory
liść ze swojej jaskiniowej "półki" i przyłożyłam go do nosa Wezy. Nos
został oczyszczony, pozostało tylko coś poradzić z raną. Natychmiast wspięłam
się na dużą półkę skalną i coś pogrzebałam w skrzyni, która tam stała.
Zeskoczyłam z powrotem do Wezy z jakimś pudełeczkiem w pysku.
- Co to jest? - spytał Weza, gdy otworzyłam pojemnik i
jaskinia wypełniła się wonnym zapachem wanilii.
- Mój niezawodny krem z kwiatów wanilii i cynamonu -
odparłam biorąc trochę na łapę - uśmierzy ból i sprawi szybsze zagojenie się
rany.
Wysmarowałam mu nos
maścią i zabandażowałam. Spojrzałam na swoje dzieło z dumą, ale Weza pokręcił
nosem z niezadowoleniem i spojrzał na mnie jakby pytał: "Nic mi nie
będzie?".
- Spokojnie, nie grozi Ci w żadnym razie utrata węchu lub
czegokolwiek innego. Będzie dobrze. Będę musiała codziennie Ci smarować ranę
maścią i nakładać nowy bandaż - powiedziałam z lekkim uśmiechem - przestanie
boleć pojutrze. Obiecuję.
- Wierzę ci - odparł kładąc się na ziemi.
- Chodź do ognia, połóż się tutaj - wskazałam jedno z trzech
posłań.
Ja położyłam się obok
zająca, który z zadowoleniem wtulił się we mnie.
- Zatrzymasz go sobie? - spytał ze śmiechem Weza.
- A żebyś wiedział! Dam mu na imię... King! - wykrzyknęłam
radośnie.
- King? - zdziwił się Weza.
- To ładne imię.
- A czemu nie wybrałaś stanowiska medyczki? - zapytał nagle
zmieniając temat.
Zaskoczyło mnie jego
pytanie, ale odpowiedziałam ze stoickim spokojem:
- Było zajęte.
- A teraz nie jest.
- Weza, nie chcę zmieniać stanowiska - powiedziałam.
- Tak, ale świetnie znasz się na chorobach i urazach. A poza
tym, to dzięki za ten nos - odparł kładąc łeb na łapach i patrząc na mnie.
- Nie ma za co - szepnęłam z lekkim uśmiechem i posłałam mu
ciepłe spojrzenie.
<Weza?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz