Uśmiechnąłem się po uszy. Próbowałem wstać.
-Ło Jezu!!!- krzyknąłem upadając. -Co wyście mi dali co jedzenia?! Naćpaliście mnie czy co?!- zacząłem dopytywać.
-Nie, co ty. Dostałeś specjalny wywar na bolesność i zmęczenie!
-Mhm... to czemu wywracam się na pierwszym kroku, hę?- odparłem oburzony.
-Gdyby nie my, nie wiem czy byś przeżył.- odparł z ironią Whippet.
-No dobsz... to ile minie, zanim zejdzie ta faza?
Pies przekrzywił głowę, nie rozumiejąc moich słów...
-Pytam się ile minie czasu zanim oprzytomnieje do końca i będę mógł samodzielnie wstać.- wytłumaczyłem.
-Właściwie już powinno minąć. Wstawaj- dostałem rozkaz
A więc jak mi nakazano tak zrobiłem. Chwiejąc się ustałem niepewnie na nogach jak z galarety.
-Brawo... -whippet powiedział znów z nutą ironii.
Posłałem mu nieprzyjemne chłodne spojrzenie. Chciałem wyjść z jaskini.
-A dziękuję?- dopominał się gospodarz.
-Dziękuję.- fuknąłem.
-Proszę.- odparli chórem.
Lolla wyszła za mną. Spojrzała na mnie.
-Dzięki, ale ja już muszę iść. Bywaj.
-Gdzie idziesz?
-Przed siebie.
Byłem wdzięczny suczce, że pomogła mi, jednak chciałem iść dalej, zapoznać się z resztą sfory.
Zapadła ciemna noc. Ja dalej podróżowałem co sił. Jednak nie mogłem już dalej ciągnąć tego, bo musiałem wreszcie się wyspać. Akurat byłem w lesie. Mogłem znaleźć jakąś przytulną grotę lub zasnąć jak kamień pod drzewem. Zacząłem układać się do snu, obracając się kilka razy wokoło siebie. Położyłem się. Byłem już na granicy jawy, a snu. Niestety obudziło mnie szeleszczenie. Nastawiłem uszu i zacząłem nasłuchiwać. Podniosłem łeb, bo dźwięk się nasilał. Wstałem. Zacząłem się rozglądać. Dostrzegłem w krzakach psa. Chciałem do niego podejść, jednak resztki zdrowego rozsądku nakazały mi zostać na miejscu. Obserwowałem. Zobaczyłem, że pies jest bardzo skupiony na jednym punkcie, zupełnie jak kot na polowaniu. Właśnie POLOWANIU! Zapewne zwierzę chciało skroić jakieś inne leśne żyjątko. Zapatrzyłem się. Wkrótce pieseł rzucił się na.. ło Jezu... na MOJEGO BOBRA! Rzuciłem się w kierunku Bogusia. Biegłem co sił, by uratować życie mojemu życiowemu towarzyszowi, przyjacielowi!
-MORDERCO! BARBARZYŃCO!- zacząłem krzyczeć.
Pies popatrzył się za siebie i zacząłe jeszcze mocniej łomotać Bogusławem, a ten jeszcze mocniej piszczeć. Chciałem go wyrwać, ale w ostatnim momencie pies postał w nos. Boguś zacisnął zęby na pysku tego barbarzyńcy. I dobrze! Moja krew!
Poharatany zwierzak pomknął w moją stronę. Był cały w krwi. Odsunął się bezpiecznie i zaczął czyścić swoją sierść, a jednocześnie leczyć rany.
-Nie daruję ci tego!!!- wykrzyknąłem i rzuciłem się na psa. W moich oczach zabłysł ogień.
Po kilku chwilach szamotaniny odskoczyłem i zdałem sobie sprawę, że walczę z sunią. Nie było to może najlepsze zachowanie... Nie wypada bić się z [wielką i potężną] suczką. Ale cóż... sama chciała zaszlachtować Bogdana! Komu to wypada jeść bobry, hę?!
<Saphira? ^^>
-Ło Jezu!!!- krzyknąłem upadając. -Co wyście mi dali co jedzenia?! Naćpaliście mnie czy co?!- zacząłem dopytywać.
-Nie, co ty. Dostałeś specjalny wywar na bolesność i zmęczenie!
-Mhm... to czemu wywracam się na pierwszym kroku, hę?- odparłem oburzony.
-Gdyby nie my, nie wiem czy byś przeżył.- odparł z ironią Whippet.
-No dobsz... to ile minie, zanim zejdzie ta faza?
Pies przekrzywił głowę, nie rozumiejąc moich słów...
-Pytam się ile minie czasu zanim oprzytomnieje do końca i będę mógł samodzielnie wstać.- wytłumaczyłem.
-Właściwie już powinno minąć. Wstawaj- dostałem rozkaz
A więc jak mi nakazano tak zrobiłem. Chwiejąc się ustałem niepewnie na nogach jak z galarety.
-Brawo... -whippet powiedział znów z nutą ironii.
Posłałem mu nieprzyjemne chłodne spojrzenie. Chciałem wyjść z jaskini.
-A dziękuję?- dopominał się gospodarz.
-Dziękuję.- fuknąłem.
-Proszę.- odparli chórem.
Lolla wyszła za mną. Spojrzała na mnie.
-Dzięki, ale ja już muszę iść. Bywaj.
-Gdzie idziesz?
-Przed siebie.
Byłem wdzięczny suczce, że pomogła mi, jednak chciałem iść dalej, zapoznać się z resztą sfory.
Zapadła ciemna noc. Ja dalej podróżowałem co sił. Jednak nie mogłem już dalej ciągnąć tego, bo musiałem wreszcie się wyspać. Akurat byłem w lesie. Mogłem znaleźć jakąś przytulną grotę lub zasnąć jak kamień pod drzewem. Zacząłem układać się do snu, obracając się kilka razy wokoło siebie. Położyłem się. Byłem już na granicy jawy, a snu. Niestety obudziło mnie szeleszczenie. Nastawiłem uszu i zacząłem nasłuchiwać. Podniosłem łeb, bo dźwięk się nasilał. Wstałem. Zacząłem się rozglądać. Dostrzegłem w krzakach psa. Chciałem do niego podejść, jednak resztki zdrowego rozsądku nakazały mi zostać na miejscu. Obserwowałem. Zobaczyłem, że pies jest bardzo skupiony na jednym punkcie, zupełnie jak kot na polowaniu. Właśnie POLOWANIU! Zapewne zwierzę chciało skroić jakieś inne leśne żyjątko. Zapatrzyłem się. Wkrótce pieseł rzucił się na.. ło Jezu... na MOJEGO BOBRA! Rzuciłem się w kierunku Bogusia. Biegłem co sił, by uratować życie mojemu życiowemu towarzyszowi, przyjacielowi!
-MORDERCO! BARBARZYŃCO!- zacząłem krzyczeć.
Pies popatrzył się za siebie i zacząłe jeszcze mocniej łomotać Bogusławem, a ten jeszcze mocniej piszczeć. Chciałem go wyrwać, ale w ostatnim momencie pies postał w nos. Boguś zacisnął zęby na pysku tego barbarzyńcy. I dobrze! Moja krew!
Poharatany zwierzak pomknął w moją stronę. Był cały w krwi. Odsunął się bezpiecznie i zaczął czyścić swoją sierść, a jednocześnie leczyć rany.
-Nie daruję ci tego!!!- wykrzyknąłem i rzuciłem się na psa. W moich oczach zabłysł ogień.
Po kilku chwilach szamotaniny odskoczyłem i zdałem sobie sprawę, że walczę z sunią. Nie było to może najlepsze zachowanie... Nie wypada bić się z [wielką i potężną] suczką. Ale cóż... sama chciała zaszlachtować Bogdana! Komu to wypada jeść bobry, hę?!
<Saphira? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz