~Omega
środa, 25 marca 2015
UWAGA!!!
Wiem, wiem. Ostanio pisałam o tym, że chcę odnowić sforę itd. Jednak mimo moich chęci nie znalazłam tyle czasu. Sfora zostaje na razie zawieszona. W momencie odwieszenia wszyscy członkowie zostaną powiadomieni.
wtorek, 24 marca 2015
poniedziałek, 23 marca 2015
Od Taylor CD Despero
Milczałam. Pies patrzył na mnie wyczekująco. Zrobiło się nieco... dziwnie, więc żeby uniknąć jego wzroku spojrzałam znów w przepaść. Nagle zakręciło mi się w głowie i wydawało mi się, że śmierć jest coraz bliżej, gdy usłyszałam głos Despero.
-Tay, nic ci nie jest? - pytał. Zmartwienie malowało się mu na pysku.
-Wszystko ok. - powiedziałam i krzywo się uśmiechnęłam. Lekko mnie zemdliło i zakręciło mi się w głowie. Zaczęłam kręcił łebkiem, żeby pozbyć się tego uczucia i tracąc równowagę upadłam. Nagle poczułam ból w każdej, najmniejszej części ciała. Zawyłam. Dess coś mówił, jednak nie słyszałam. Szmer w mojej głowie wszystko przerywał. Miotałam się tuż nad przepaścią. Nagle przed oczami zrobiło mi się ciemno.
-Uciekaj... - głosy w mojej głowie nie dawały mi spokoju. -Uciekaj z tąd, to nie Twoje miejsce... - wciąż słyszałam.
Miotałam się i szarpałam.
Nagle wszystko się skończyło. Ból ustał, jedyne, co zostało, to kłucie w sercu. O dziwo bolało to bardziej, niż ból przeszywający moje ciało, dlaczgo? Raniło to moją psychikę, z którą nigdy sobie nie radziłam...
Poczułam lekkie, przyjemne krople na moim ciele. Deszcz. Dess miał rację. Otworzyłam oczy i lekko się uśmiechnęłam.
-Już dobrze. - nie czekając, aż pies skomentuje powoli wstałam i biegiem ruszyłam przed siebie. Nie reagowałam na jego wołanie. Po prostu biegłam. Gdy tylko poczułam, że jeszcze minuta biegu i łapy mi odpadną, wspięłam się na najbliższe drzewo i zaczęłam rozmyślać.
Uciekać... Uciekać... Jak to uciekać? Mam uciekać? Przed czym? Przed Pack of Characters? Nigdy. Za długo tam przesiedziałam, za dużo tam przeżyłam i jestem niemal od początku sfory... Nie. Może mam uciekać od wspomnień? Może mam zostawić za sobą wszystkie związane z... Nie! Nie, nie nie i jeszcze raz nie, na to się napewno nie zgodzę! Nie! Może mam uciekać przed kimś? Ktoś już sam ode mnie uciekł, ale to jego sprawa... Będę go mile wspominać... Nadal... Od Despero tym bardziej nie ucieknę, jest moim najlepszym przyjacielem... Znaczy ja tam myślę.
Właśnie! Dess! Zostawiłam go, a może się martwi?! Jak można być tak bezdennie głupim, jak ja?! Chyba tylko ja jestem do tego zdolna!
Zeskoczyłam. Przez chwilę rozejrzałam się, gdzie jestem. No tak, do sfory nieco daleko...
-Ym... - mruknęłam.
-Czyżbyś się zgubiła? - usłyszałam. Odwróciłam się i ujrzałam... Psa. Tak, to był pies, kundel. Maścią przypominał Sanito z naszej sfory, ale nim nie był. Sanito nie chodziłby z uśmiechem, to jest pewne.
-Tak. Kim jesteś? - przekręciłam łebek. Musiało wyglądać to śmiesznie, bo parsknął.
-Psem. - odpowiedział. -Chodź za mną. - uśmiechnął się i ruszył. Pozwoliłam mu się poprowadzić. W pewnym momencie zobaczyłam granicę sfory, przy której stał dobrze znany mi wilkopodobny kolega.
-Despero! - krzyknęłam. Podbiegłam do psa i go przytuliłam. -Przepraszam. - dodałam szybko.
-Nie szkodzi. - odpowiedział.
-Dzięki psie! - krzyknęłam w dal, ale go już nie było... Rozmył się, czy co?
-Do kogo mówisz? - spytał Dess.
-On tu stał, pomógł mi wrócić. - wydukałam.
-Wracałaś sama. - powiedział i spojrzał na mnie dziwnie. Głośno przełknęłam ślinę.
-Boję się... - szepnęłam. -Widzę psy, których nikt nie widzi, mam dziwne wizje i nagłe ataki... - na samą myśł przeszły mnie dreszcze.
<Dess? Nagły przepływ weny ;P>
-Tay, nic ci nie jest? - pytał. Zmartwienie malowało się mu na pysku.
-Wszystko ok. - powiedziałam i krzywo się uśmiechnęłam. Lekko mnie zemdliło i zakręciło mi się w głowie. Zaczęłam kręcił łebkiem, żeby pozbyć się tego uczucia i tracąc równowagę upadłam. Nagle poczułam ból w każdej, najmniejszej części ciała. Zawyłam. Dess coś mówił, jednak nie słyszałam. Szmer w mojej głowie wszystko przerywał. Miotałam się tuż nad przepaścią. Nagle przed oczami zrobiło mi się ciemno.
-Uciekaj... - głosy w mojej głowie nie dawały mi spokoju. -Uciekaj z tąd, to nie Twoje miejsce... - wciąż słyszałam.
Miotałam się i szarpałam.
Nagle wszystko się skończyło. Ból ustał, jedyne, co zostało, to kłucie w sercu. O dziwo bolało to bardziej, niż ból przeszywający moje ciało, dlaczgo? Raniło to moją psychikę, z którą nigdy sobie nie radziłam...
Poczułam lekkie, przyjemne krople na moim ciele. Deszcz. Dess miał rację. Otworzyłam oczy i lekko się uśmiechnęłam.
-Już dobrze. - nie czekając, aż pies skomentuje powoli wstałam i biegiem ruszyłam przed siebie. Nie reagowałam na jego wołanie. Po prostu biegłam. Gdy tylko poczułam, że jeszcze minuta biegu i łapy mi odpadną, wspięłam się na najbliższe drzewo i zaczęłam rozmyślać.
Uciekać... Uciekać... Jak to uciekać? Mam uciekać? Przed czym? Przed Pack of Characters? Nigdy. Za długo tam przesiedziałam, za dużo tam przeżyłam i jestem niemal od początku sfory... Nie. Może mam uciekać od wspomnień? Może mam zostawić za sobą wszystkie związane z... Nie! Nie, nie nie i jeszcze raz nie, na to się napewno nie zgodzę! Nie! Może mam uciekać przed kimś? Ktoś już sam ode mnie uciekł, ale to jego sprawa... Będę go mile wspominać... Nadal... Od Despero tym bardziej nie ucieknę, jest moim najlepszym przyjacielem... Znaczy ja tam myślę.
Właśnie! Dess! Zostawiłam go, a może się martwi?! Jak można być tak bezdennie głupim, jak ja?! Chyba tylko ja jestem do tego zdolna!
Zeskoczyłam. Przez chwilę rozejrzałam się, gdzie jestem. No tak, do sfory nieco daleko...
-Ym... - mruknęłam.
-Czyżbyś się zgubiła? - usłyszałam. Odwróciłam się i ujrzałam... Psa. Tak, to był pies, kundel. Maścią przypominał Sanito z naszej sfory, ale nim nie był. Sanito nie chodziłby z uśmiechem, to jest pewne.
-Tak. Kim jesteś? - przekręciłam łebek. Musiało wyglądać to śmiesznie, bo parsknął.
-Psem. - odpowiedział. -Chodź za mną. - uśmiechnął się i ruszył. Pozwoliłam mu się poprowadzić. W pewnym momencie zobaczyłam granicę sfory, przy której stał dobrze znany mi wilkopodobny kolega.
-Despero! - krzyknęłam. Podbiegłam do psa i go przytuliłam. -Przepraszam. - dodałam szybko.
-Nie szkodzi. - odpowiedział.
-Dzięki psie! - krzyknęłam w dal, ale go już nie było... Rozmył się, czy co?
-Do kogo mówisz? - spytał Dess.
-On tu stał, pomógł mi wrócić. - wydukałam.
-Wracałaś sama. - powiedział i spojrzał na mnie dziwnie. Głośno przełknęłam ślinę.
-Boję się... - szepnęłam. -Widzę psy, których nikt nie widzi, mam dziwne wizje i nagłe ataki... - na samą myśł przeszły mnie dreszcze.
<Dess? Nagły przepływ weny ;P>
niedziela, 22 marca 2015
Od Despero C.D. Taylor
Jeszcze raz spojrzałem się z niepewnością w spojrzeniu w przepaść,która zdawała się być bardzo wysoka i zabójcza.Zdziwiła mnie ta cała opowieść suczki,bo niestety...Jak czegoś nie zobaczę to nie uwierzę.Chociaż trudno było nie wierzyć w takie realistyczne zeznania.Położyłem się kładąc łeb na łapach zamyślając się bardzo głęboko,a po chwili westchnąłem ciężko i spojrzałem się na suczkę,której wzrok utknął na przepaści.Atmosfera nie była zbyt radosna.Zapanowała głęboka cisz,która aż bolała w uszy.Wtedy spojrzałem się w niebo i chyba powoli zbierało się na deszcz.Wstałem powoli nie spuszczając wzroku w czarnej chmury płynącej po niebie.
-Zbiera się na deszcz.-Szepnąłem jakby sam do siebie przenosząc wzrok na suczkę.
(Taylor?)
-Zbiera się na deszcz.-Szepnąłem jakby sam do siebie przenosząc wzrok na suczkę.
(Taylor?)
sobota, 21 marca 2015
Od Lucy C.D Sanito
Gdy poczułam na sobie zimną falę wody, aż podskoczyłam. Woda na szczęście nie była aż tak bardzo zimna. No cóż się dziwić, nadchodzi wiosna...
Spojrzałam się na psa, który patrzył się na mnie z drugiego brzegu. Był to oczywiście Sanito. W pewnej chwili rzucił mi spojrzenie, które znaczyło nic więcej jak "Masz za swoje!". Wskoczyłam do jeziora i przepłynęłam na jego drugi brzeg. Otrzepałam się z wody i usiadłam obok San'a.
Rozejrzałam się wokół siebie. Na niektórych drzewach można było zauważyć gniazda w których siedziały ptaki. Na trawie powoli rozkwitały małe stokrotki. Ahh... Jak ja kocham wiosnę.
Sanito znowu rzucił mi dziwne spojrzenie, lecz tym razem coś w stylu "Co ty robisz?".
- Żyjesz? - Spytał.
- Tak. - Odparłam.
<Sanito? Wiem ze krotkie xd>
Spojrzałam się na psa, który patrzył się na mnie z drugiego brzegu. Był to oczywiście Sanito. W pewnej chwili rzucił mi spojrzenie, które znaczyło nic więcej jak "Masz za swoje!". Wskoczyłam do jeziora i przepłynęłam na jego drugi brzeg. Otrzepałam się z wody i usiadłam obok San'a.
Rozejrzałam się wokół siebie. Na niektórych drzewach można było zauważyć gniazda w których siedziały ptaki. Na trawie powoli rozkwitały małe stokrotki. Ahh... Jak ja kocham wiosnę.
Sanito znowu rzucił mi dziwne spojrzenie, lecz tym razem coś w stylu "Co ty robisz?".
- Żyjesz? - Spytał.
- Tak. - Odparłam.
<Sanito? Wiem ze krotkie xd>
Od Mangi CD Nike
- Nie na niby - zaśmiałam się, i Nike też się uśmiechnął. - Głupia jestem, wiem.
- Niee - Nike podszedł do mnie i mnie przytulił. Uśmiechnęłam się, i odepchnęłam go żartobliwie.
- Patrz jaka piękna pogoda - wskazałam łapą, na otwór jaskini, gdzie wylewało się słoneczne światło. - Może wyjdziemy i pójdziemy nad jezioro? No, chodź, jest już wiosna, woda będzie ciepła!
- Heh, no dobra - Nike zdawał się być trochę zdziwiony moją nagłą zmianą nastroju. Pociągnęłam go za łapę i wybiegliśmy z jaskini.
<> <> <>
Nad jeziorem bawiło się dużo psów, ciesząc się z nadejścia wiosny. Ja też się cieszyłam. Zniknęło zimno i srogie warunki, zrobiło się ciepło. Stopił się śnieg, urosła trawa. Zniknęły opady, pojawiło się słońce. Pojawiło się, też więcej zwierzyny. Słuchać było wyraźnie śpiew ptaków, z czego mogłam wyróżnić parę. Słowik, kukułka, dzięcioł. Nad niebem nadleciał klucz dzikich gęsi, wracających z Afryki do nas. Ich wielkie skrzydła rzucały cień na jezioro. Przy szuwarach pojawiły się rodziny kaczek. Jak się dobrze przyjrzało wodzie, na dnie można było dostrzec cienie ryb. Przy uchu przeleciała mi pszczoła, która szybko dopadła, pojedynczą stokrotkę, na łące. Gdzieś indziej wypatrzyłam motyla.
Paź królowa, z wdziękiem usiadła mi na nosie. Zrobiłam zeza, po czym zdrowo psiknęłam, Wokół mnie, jak confetti, zafalowała moja biała sierść.
- No super. Liniejemy - zaśmiałam się i zagarnęłam garścią martwe włosy z grzbietu Nike.
- Przynajmniej zrzucimy tą warstwę grubych futer zimowych - uśmiechnął się.
W wodzie pływało pełno kolorowych, różnej maści włosów i sierści.Wszystkie psy liniały na wiosnę.
Nadleciał ptak, którego rodzaju nie mogłam określić i wyłowił pęk jasnych włosów jakiegoś długowłosego psa. Poleciał na wysoką sosnę. Prawdopodobnie po to, aby wyścielić nim gniazdo, dla piskląt. A ja niedługo będę miała swoje. Tyle, że nie pisklęta, tylko szczenięta.
- O patrz! Baazieee! - zapiszczałam, wskazując na osobne drzewo, o grubym i nie wysokim pniu, z którego wyrastały proste i podłużne gałązki, pięknego odcieniu drewna. Na gałązkach mieniły się w słońcu, szare puchate kuleczki. Niczym szczeniaczki, hihi.
Podbiegłam do drzewa i ułamałam jedną gałązkę. Po czym bez zastanowienia odgryzłam jedną kuleczkę.
- Zwariowałaś!? Nie jedz tego! - zaśmiał się Nike.
- Czemu, jest dobre. - wzruszyłam ramionami.
- Wiosna ci odbija - zaśmiał się po raz kolejny.
< Nike?>
- Niee - Nike podszedł do mnie i mnie przytulił. Uśmiechnęłam się, i odepchnęłam go żartobliwie.
- Patrz jaka piękna pogoda - wskazałam łapą, na otwór jaskini, gdzie wylewało się słoneczne światło. - Może wyjdziemy i pójdziemy nad jezioro? No, chodź, jest już wiosna, woda będzie ciepła!
- Heh, no dobra - Nike zdawał się być trochę zdziwiony moją nagłą zmianą nastroju. Pociągnęłam go za łapę i wybiegliśmy z jaskini.
<> <> <>
Nad jeziorem bawiło się dużo psów, ciesząc się z nadejścia wiosny. Ja też się cieszyłam. Zniknęło zimno i srogie warunki, zrobiło się ciepło. Stopił się śnieg, urosła trawa. Zniknęły opady, pojawiło się słońce. Pojawiło się, też więcej zwierzyny. Słuchać było wyraźnie śpiew ptaków, z czego mogłam wyróżnić parę. Słowik, kukułka, dzięcioł. Nad niebem nadleciał klucz dzikich gęsi, wracających z Afryki do nas. Ich wielkie skrzydła rzucały cień na jezioro. Przy szuwarach pojawiły się rodziny kaczek. Jak się dobrze przyjrzało wodzie, na dnie można było dostrzec cienie ryb. Przy uchu przeleciała mi pszczoła, która szybko dopadła, pojedynczą stokrotkę, na łące. Gdzieś indziej wypatrzyłam motyla.
Paź królowa, z wdziękiem usiadła mi na nosie. Zrobiłam zeza, po czym zdrowo psiknęłam, Wokół mnie, jak confetti, zafalowała moja biała sierść.
- No super. Liniejemy - zaśmiałam się i zagarnęłam garścią martwe włosy z grzbietu Nike.
- Przynajmniej zrzucimy tą warstwę grubych futer zimowych - uśmiechnął się.
W wodzie pływało pełno kolorowych, różnej maści włosów i sierści.Wszystkie psy liniały na wiosnę.
Nadleciał ptak, którego rodzaju nie mogłam określić i wyłowił pęk jasnych włosów jakiegoś długowłosego psa. Poleciał na wysoką sosnę. Prawdopodobnie po to, aby wyścielić nim gniazdo, dla piskląt. A ja niedługo będę miała swoje. Tyle, że nie pisklęta, tylko szczenięta.
- O patrz! Baazieee! - zapiszczałam, wskazując na osobne drzewo, o grubym i nie wysokim pniu, z którego wyrastały proste i podłużne gałązki, pięknego odcieniu drewna. Na gałązkach mieniły się w słońcu, szare puchate kuleczki. Niczym szczeniaczki, hihi.
Podbiegłam do drzewa i ułamałam jedną gałązkę. Po czym bez zastanowienia odgryzłam jedną kuleczkę.
- Zwariowałaś!? Nie jedz tego! - zaśmiał się Nike.
- Czemu, jest dobre. - wzruszyłam ramionami.
- Wiosna ci odbija - zaśmiał się po raz kolejny.
< Nike?>
Od Sanito CD Lucy
- Żyję. - odparłem. Lucy przewróciła oczami.
- No, ale tak serio.?
- A po co się przychodzi nad jezioro, nad wodę? - westchnąłem z nutą udawanej irytacji.
- Dobra nieważne - w głosie Lucy wykryłem rozbawienie. Spędziliśmy kilka sekund w milczeniu. Lucy myła swój rasowy pysk, a ja nachyliłem się nad taflą wody aby się napić. Spojrzałem w wodne lustro. Na jego tafli malował się mój "piękny" pysk. Obraz lekko falował. Pacnąłem zjawisko łapą, a wodne pierścienie całkowicie zniszczyły moje odbicie. Zadowolony z siebie, nachyliłem się raz jeszcze, aby pobrać trochę chłodnej, życiodajnej wody.
Nagle potężna zimna fala wody, okryła mnie jak kołdra, mocząc mi futro. Woda ociekała ze mnie strumieniami. Zimno.
Uniosłem łeb. Na drugiej stronie jeziora, widziałem Lucy, turlającą się ze śmiechu. Nie wiem czemu, ta sytuacja zdawała mi się być dziwnie znajoma, a sama Lucy kogoś mi przypominała. Déjà vu?
Ogarnęło mnie nagle dziwne uczucie ciepła, chociaż byłem skąpany w zimnej wodzie. To uczucie przypominało mi stare, dobre czasy... Pachniało miłymi wspomnieniami.
Lucy była zbyt zajęta wyśmiewaniem się z mojej miny, więc wykorzystałem to i przekierowałem wodną falę prosto na nią, Kiedy woda uderzyła w jej ciało, podskoczyła nagle, wyglądała na zdziwioną.
<Lucy? Kiedyś pisałam długie opowiadanie, nwm czemu teraz wychodzą takie krótkie ;/ >
- No, ale tak serio.?
- A po co się przychodzi nad jezioro, nad wodę? - westchnąłem z nutą udawanej irytacji.
- Dobra nieważne - w głosie Lucy wykryłem rozbawienie. Spędziliśmy kilka sekund w milczeniu. Lucy myła swój rasowy pysk, a ja nachyliłem się nad taflą wody aby się napić. Spojrzałem w wodne lustro. Na jego tafli malował się mój "piękny" pysk. Obraz lekko falował. Pacnąłem zjawisko łapą, a wodne pierścienie całkowicie zniszczyły moje odbicie. Zadowolony z siebie, nachyliłem się raz jeszcze, aby pobrać trochę chłodnej, życiodajnej wody.
Nagle potężna zimna fala wody, okryła mnie jak kołdra, mocząc mi futro. Woda ociekała ze mnie strumieniami. Zimno.
Uniosłem łeb. Na drugiej stronie jeziora, widziałem Lucy, turlającą się ze śmiechu. Nie wiem czemu, ta sytuacja zdawała mi się być dziwnie znajoma, a sama Lucy kogoś mi przypominała. Déjà vu?
Ogarnęło mnie nagle dziwne uczucie ciepła, chociaż byłem skąpany w zimnej wodzie. To uczucie przypominało mi stare, dobre czasy... Pachniało miłymi wspomnieniami.
Lucy była zbyt zajęta wyśmiewaniem się z mojej miny, więc wykorzystałem to i przekierowałem wodną falę prosto na nią, Kiedy woda uderzyła w jej ciało, podskoczyła nagle, wyglądała na zdziwioną.
<Lucy? Kiedyś pisałam długie opowiadanie, nwm czemu teraz wychodzą takie krótkie ;/ >
piątek, 20 marca 2015
Od Nike'a CD Manga
Wiedziałem, że suczka coś ukrywa. Wstałem i podszedłem do Mangi.
- Co jest?- spytałem
Suczka spjrzała na mnie i się uśmiehnęła.
- No wiesz.... Takie tam.... To i owo.... A No i jeszcze w ciąży jestem- powiedziała
Spojrzałem na nią.
- Serio?
< Manga? Brak weny i czasu ; / >
- Co jest?- spytałem
Suczka spjrzała na mnie i się uśmiehnęła.
- No wiesz.... Takie tam.... To i owo.... A No i jeszcze w ciąży jestem- powiedziała
Spojrzałem na nią.
- Serio?
< Manga? Brak weny i czasu ; / >
czwartek, 19 marca 2015
Od Lucy C.D Sanito
Zaczęłam się śmiać. Mina San'a naprawdę mnie rozbawiła.
- Coś ci się stało? - Zapytał po chwili.
- Nie. - Odpowiedziałam, gdy już się uspokoiłam.
Sanito znowu dziwnie przekręcił głowę. Tym razem powstrzymałam się od śmiechu. Wiedziałam, że czasami bierze wszystko za poważnie...
Wychyliłam głowę z jaskini. Było już południe. Czas minął strasznie szybko...
- To ja cię tu zostawiam, rozgość się. - Powiedziałam. - Ja już lecę, do zobaczenia!
- Na razie. - Odpowiedział.
Zaczęłam biec w stronę mojej jaskini. W sumie już dawno w niej nie byłam... No ale cóż, nie mogłam zostawić San'a samego.
Gdy dotarłam do mojej jaskini był już wieczór. Jednak jaskinia wydawała mi się inna niż kiedyś. Mimo dziwnych uczuć położyłam się na miejscu, w którym najczęściej spałam. Przymrużyłam oczy i... zasnęłam.
***
Obudziłam się następnego dnia. Burczało mi w brzuchu, więc poszłam coś upolować. Na swojej drodze napotkałam młodą sarnę. Zaczaiłam się w zaroślach i już chwilę później krew sarny spływała po moim pysku. Gdy ją skonsumowałam poszłam nad jezioro, aby umyć pysk.
Nad jeziorem zauważyłam sylwetkę psa. Gdy podeszłam bliżej, zauważyłam Sanito.
- Cześć. Co tu robisz? - Spytałam.
<San?>
Od Sanito CD Lucy
Powoli wsunąłem się do groty. Od razu poznałem charakterystyczny swój zapach. Tak to była moja jaskinia. Wychyliłem z niej pysk.
- Tak, to moja jaskinia.
- Świetnie - ucieszyła się Lucy. - To ja spadam już do swojej jaskini...
Nagle nastała grobowa cisza z jej strony. Spojrzałem na jej pysk. Wyglądała jakby miała zamiar coś powiedzieć, lecz nagle uśmiechnęła się i powiedziała:
- Nie jesteś takim złym psem na jakiego wyglądasz.
Uniosłem brew.
- To ma być komplement? - w moim głosie zadrżała nutka sarkazmu.
Lucy zaśmiała się.
- Powinieneś się cieszyć, że nie każdy uważa cię za psa któremu wszystko obojętne.
- No widocznie nie każdy zna prawdę. - obojętnie odwróciłem wzrok. Klepnęła mnie po koleżeńsku w łopatkę.
- Oj daj spokój przestań być taki sarkastyczny... Wystarczy mały uśmiech.
Spojrzałem na nią znaczącym spojrzeniem w stylu "Serio!?" Zaśmiała się.
< Lucy? > Wybacz, że tak mało :< >
- Tak, to moja jaskinia.
- Świetnie - ucieszyła się Lucy. - To ja spadam już do swojej jaskini...
Nagle nastała grobowa cisza z jej strony. Spojrzałem na jej pysk. Wyglądała jakby miała zamiar coś powiedzieć, lecz nagle uśmiechnęła się i powiedziała:
- Nie jesteś takim złym psem na jakiego wyglądasz.
Uniosłem brew.
- To ma być komplement? - w moim głosie zadrżała nutka sarkazmu.
Lucy zaśmiała się.
- Powinieneś się cieszyć, że nie każdy uważa cię za psa któremu wszystko obojętne.
- No widocznie nie każdy zna prawdę. - obojętnie odwróciłem wzrok. Klepnęła mnie po koleżeńsku w łopatkę.
- Oj daj spokój przestań być taki sarkastyczny... Wystarczy mały uśmiech.
Spojrzałem na nią znaczącym spojrzeniem w stylu "Serio!?" Zaśmiała się.
< Lucy? > Wybacz, że tak mało :< >
Od Sniper'a CD Despero
Ciemno. Słyszę warkot silnika i czuję każdy wybój na drodze. Po co w ogóle wskoczyłem? Zadałem to pytanie Despero:
- Ach... Czemu tu wskoczyłem, mogłem im przecież uciec.
- Najprawdopodobniej złapali by cię. Chyba nie doceniasz ludzi...
- Albo oni nie doceniają nas. A co to są w ogóle te gliny? - zapytałem
- Tacy ludzie, co przeszkadzają w zabawie - powiedział i uśmiechnął się.
- Yhm... To zdążyłem zauważyć... i jeszcze jedno, gdzie w ogóle jedziemy?!
- Chyba do domu Ramona, ale nie jestem pewien.
Westchnąłem i położyłem głowę. Chyba nie polubię aut. Ani ludzi ( wiem, mówię to tysięczny raz xD). Gdy już miałem zamiar spróbować wydostać się pojazd stanął. Ramon wyszedł i otworzył bagażnik:
- Mało brakowało... Teraz możemy tam wrócić dopiero po jakimś czasie, jak odejdą. Wyskakujcie.
Zrobiliśmy to i znowu poczułem ziemię pod łapami. Przeciągnąłem się i poszliśmy za człowiekiem.
( Despero? Thx za policję ;) )
- Ach... Czemu tu wskoczyłem, mogłem im przecież uciec.
- Najprawdopodobniej złapali by cię. Chyba nie doceniasz ludzi...
- Albo oni nie doceniają nas. A co to są w ogóle te gliny? - zapytałem
- Tacy ludzie, co przeszkadzają w zabawie - powiedział i uśmiechnął się.
- Yhm... To zdążyłem zauważyć... i jeszcze jedno, gdzie w ogóle jedziemy?!
- Chyba do domu Ramona, ale nie jestem pewien.
Westchnąłem i położyłem głowę. Chyba nie polubię aut. Ani ludzi ( wiem, mówię to tysięczny raz xD). Gdy już miałem zamiar spróbować wydostać się pojazd stanął. Ramon wyszedł i otworzył bagażnik:
- Mało brakowało... Teraz możemy tam wrócić dopiero po jakimś czasie, jak odejdą. Wyskakujcie.
Zrobiliśmy to i znowu poczułem ziemię pod łapami. Przeciągnąłem się i poszliśmy za człowiekiem.
( Despero? Thx za policję ;) )
środa, 18 marca 2015
Od Taylor CD Despero
-Ale ja biegłam do sfory! - powiedziałam zdziwiona.
Pies popatrzył na mnie zdziwiony.
-Pamiętasz Alex'a, mojego brata? Tego, co był do mnie chamski... - spytałam.
-No pamiętam. - powiedział nadal nic nie rozumiejąc.
-Umarł. - spojrzałam w przepaść.
-Jak to umarł? Skąd wiesz? - pies usiadł obok mnie.
-Widziałam go... - zaczęłam, następnie opowiedziałam mu wszystko, co widziałam.
<Dess? Nie szkodzi ;P>
Pies popatrzył na mnie zdziwiony.
-Pamiętasz Alex'a, mojego brata? Tego, co był do mnie chamski... - spytałam.
-No pamiętam. - powiedział nadal nic nie rozumiejąc.
-Umarł. - spojrzałam w przepaść.
-Jak to umarł? Skąd wiesz? - pies usiadł obok mnie.
-Widziałam go... - zaczęłam, następnie opowiedziałam mu wszystko, co widziałam.
<Dess? Nie szkodzi ;P>
Od Despero C.D. Sniper
-Gliny!!-Krzyknął ktoś z tłumu,a wszystkich od razu ogarnęła panika.Wstali gwałtownie z trybunów i popędzili w stronę wyjścia awaryjnego przez które przecisnąć się niestety mógł tylko jeden człowiek.Ramon wziął sznur w rękę i stanął na jakiejś skrzynce.
-Wchodzcie wszyscy po kolei,bo inaczej nigdy stąd nie wyjdziemy.-Powiedział i zszedł z skrzyni zakładając linę na moją szyję.Na szczęście wszystkim udało się szybko uciec,a policja weszła dopiero kiedy wszyscy odjeżdżali...no chyba że zdążyła złapać dwóch ludzi którzy oczywiście musieli zabrać ze sobą kasę zdobytą na walkach.Ja razem z Sniperem wskoczyliśmy do bagażnika auta Ramona,a potem człowiek odjechał szybko.
(Sniper?Masz swoją policję xd)
-Wchodzcie wszyscy po kolei,bo inaczej nigdy stąd nie wyjdziemy.-Powiedział i zszedł z skrzyni zakładając linę na moją szyję.Na szczęście wszystkim udało się szybko uciec,a policja weszła dopiero kiedy wszyscy odjeżdżali...no chyba że zdążyła złapać dwóch ludzi którzy oczywiście musieli zabrać ze sobą kasę zdobytą na walkach.Ja razem z Sniperem wskoczyliśmy do bagażnika auta Ramona,a potem człowiek odjechał szybko.
(Sniper?Masz swoją policję xd)
Od Despero C.D. Taylor
A już się bałem,że spadnie z tej przepaści i na szczęście udało mi się ją zatrzymać.Suczka w pewnym momencie wstała i zaczęła biec w stronę przepaści...w pewnym momencie stanęła na dniom i wbiła wzrok w horyzont.Trochę mnie to przestraszyło...Diego mówił,że miał kiedyś tak samo,ale czy Taylor też przeżyła podobną sytuację.Bałem się nawet o to zapytać...spojrzałem jej tylko w oczy i spytałem:
-Co się stało?
Suczka spojrzała się na mnie trochę z niepewnością.
(Taylor?Sorry,że tak długo :/)
-Co się stało?
Suczka spojrzała się na mnie trochę z niepewnością.
(Taylor?Sorry,że tak długo :/)
Od Lucy C.D Sanito
- Co się stało? - Spytałam, patrząc na San'a, który brutalnie mnie obudził. Ten zamiast coś powiedzieć, jedynie rozsunął gałązki, którymi zaklinowałam wejście do jaskini.
Promienie słońca całkowicie mnie oślepiły. Przymrużyłam oczy, po czym powiedziałam:
- Chciałeś mi oznajmić, że już ranek? - Zapytałam z prawie zamkniętymi oczami.
- Tak, dokładnie. - Oznajmił.
Po chwili podniosłam się z zimnej ziemi i wyszłam z jaskini. Sanito oczywiście wyszedł za mną.
- Idziemy na tereny sfory? - Spytał.
- Jasne, a niby gdzie? - Odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie.
Zaczęłam biec w stronę sfory, jednak tak, aby Sanito mógł mnie dogonić. Kilka minut później byliśmy już na miejscu.
- A teraz sobie coś przypominasz? Pamiętasz w którą stronę się szło do twojej jaskini? - Spytałam, odchylając głowę do psa, który stał za mną.
- Chyba w prawo... A może w lewo... - Wyjąkał.
- No to chodź w prawo. - Powiedziałam.
- Okej. - Odmruknął Sanito.
Ruszyłam w prawą stronę. Przebiegliśmy chyba przez pół lasu, po czym trafiliśmy na jezioro.
- Wiesz co, to chyba raczej było w lewo... - Mruknął zdezorientowany.
- Nie mogłeś wcześniej? - Zapytałam.
- Chyba nie mogłem. - Oznajmił.
Ruszyłam w lewą stronę. Nagle natrafiliśmy na jaskinię, jednak nie wiedziałam, czyja była.
- To twoja jaskinia, czy chyba raczej nie? - Spytałam.
- Muszę sobie przypomnieć... - Sanito mruknął po raz setny.
- No to sobie przypomnij, ja poczekam... - Powiedziałam.
<San? Ja też nie mam czasu ;c>
Promienie słońca całkowicie mnie oślepiły. Przymrużyłam oczy, po czym powiedziałam:
- Chciałeś mi oznajmić, że już ranek? - Zapytałam z prawie zamkniętymi oczami.
- Tak, dokładnie. - Oznajmił.
Po chwili podniosłam się z zimnej ziemi i wyszłam z jaskini. Sanito oczywiście wyszedł za mną.
- Idziemy na tereny sfory? - Spytał.
- Jasne, a niby gdzie? - Odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie.
Zaczęłam biec w stronę sfory, jednak tak, aby Sanito mógł mnie dogonić. Kilka minut później byliśmy już na miejscu.
- A teraz sobie coś przypominasz? Pamiętasz w którą stronę się szło do twojej jaskini? - Spytałam, odchylając głowę do psa, który stał za mną.
- Chyba w prawo... A może w lewo... - Wyjąkał.
- No to chodź w prawo. - Powiedziałam.
- Okej. - Odmruknął Sanito.
Ruszyłam w prawą stronę. Przebiegliśmy chyba przez pół lasu, po czym trafiliśmy na jezioro.
- Wiesz co, to chyba raczej było w lewo... - Mruknął zdezorientowany.
- Nie mogłeś wcześniej? - Zapytałam.
- Chyba nie mogłem. - Oznajmił.
Ruszyłam w lewą stronę. Nagle natrafiliśmy na jaskinię, jednak nie wiedziałam, czyja była.
- To twoja jaskinia, czy chyba raczej nie? - Spytałam.
- Muszę sobie przypomnieć... - Sanito mruknął po raz setny.
- No to sobie przypomnij, ja poczekam... - Powiedziałam.
<San? Ja też nie mam czasu ;c>
Od Sanito CD Lucy
Byłem trochę speszony, że muszę spać w jednej jaskini z suczką. Chciałem się wycofać, mówiąc, że mogę spać na dworze, ale Lucy w trosce o moje zdrowie, musiała wepchnąć mnie do jaskini siłą. No cóż, spało się już pod jednym dachem z o wiele bardziej niebezpiecznymi okazami .
Lucy na wszelki wypadek postanowiła zabarykadować wejście, znalezionymi na zewnątrz gałązkami bądź chrustem. Kiedy ona się już położyła, zająłem najdalszy kąt jaskini. Przepraszam, ale to silniejsze ode mnie, aby sypiać sam.
Miałem nadzieję, że noc minie szybko. Jednak nie mogłem do końca zasnąć. Ciągle coś mnie budziło. Każdy ruch i dźwięk. Lucy spała jak zabita, aż musiałem się upewnić czy tak nie jest.
Kiedy wreszcie obudziłem się, było wcześnie rano. Lucy jeszcze spała. Szybko podbiegłem do otworu i odblokowałem przejście, po czym brutalnie obudziłem Lucy, na co ona zareagowała zwyczajnie.
<Lucy? Brak czasu :< >
Lucy na wszelki wypadek postanowiła zabarykadować wejście, znalezionymi na zewnątrz gałązkami bądź chrustem. Kiedy ona się już położyła, zająłem najdalszy kąt jaskini. Przepraszam, ale to silniejsze ode mnie, aby sypiać sam.
Miałem nadzieję, że noc minie szybko. Jednak nie mogłem do końca zasnąć. Ciągle coś mnie budziło. Każdy ruch i dźwięk. Lucy spała jak zabita, aż musiałem się upewnić czy tak nie jest.
Kiedy wreszcie obudziłem się, było wcześnie rano. Lucy jeszcze spała. Szybko podbiegłem do otworu i odblokowałem przejście, po czym brutalnie obudziłem Lucy, na co ona zareagowała zwyczajnie.
<Lucy? Brak czasu :< >
wtorek, 17 marca 2015
Od Lucy C.D Sanito
Bez wahania weszłam do jaskini. Sanito wszedł za mną.
- A skąd ty wiedziałaś o tej jaskini? - Spytał
- A skąd ty wiedziałaś o tej jaskini? - Spytał
- Gdzieś tam się kiedyś chodziło. - Odpowiedziałam.
W jaskini na szczęście nikogo nie było. Była gęsto porośnięta mchem, więc nikt raczej jej nie zauważył.
- A co jeśli ktoś tu wejdzie? Na przykład wilki?
- Sam prawie tej jaskini nie zauważyłeś. - Zachichotałam.
<San? Sory, że takie krótkie opowiadanie xd>
W jaskini na szczęście nikogo nie było. Była gęsto porośnięta mchem, więc nikt raczej jej nie zauważył.
- A co jeśli ktoś tu wejdzie? Na przykład wilki?
- Sam prawie tej jaskini nie zauważyłeś. - Zachichotałam.
<San? Sory, że takie krótkie opowiadanie xd>
Od Sanito CD Lucy
Poruszyłem lewym uchem jak radarem, gdyż wyłapałem obcy dźwięk. Wargi uniosły mi się złowieszczo, a z gardła popłynął głuchy i czysty warkot. Na ten ruch Lucy obróciła pysk.
- Coś nie tak?
- Coś się zbliża - odrzekłem bez przeszkód. Lucy podkuliła ogon.
- Super. Po prostu super, Zgubiliśmy się.
Nie spuszczałem oczu z tego małego kawałka zarośli. Zdawało mi się, że widzę lekki ruch, ale zignorowałem to gdy Lucy nagle wykrzyknęła:
- Zaraz! Chyba wiem gdzie jesteśmy!
Gwałtownie zawróciła i popędziła w przeciwnym kierunku. Mi nic nie pozostawało innego niż polecieć za nią, mimo, że czułem opór.
Biegłem za nią, nie spuszczając oczu z jej sylwetki. Była trochę szybsza, w końcu to rasowiec, nie kundel jak ja.
Lucy skręciła gwałtownie. Zapędziła się w jedną z dłuższych wydeptanych ścieżek. Pomiędzy zaroślami dostrzegłem, że drużka zakręca gwałotownie i równie dobrze moglibyśmy pójść przed siebie. Postanowiłem zrobić jej niespodziankę. Ona poleci dłuższą drogą, ja prosto i spotkamy się na zakręcie.
Przeskoczyłem nad zielskiem. Kiedy ujrzałem w tle majaczącą się szarą sylwetkę, cofnąłem się w trawy.
Kiedy Lucy nadbiegła, wyskoczyłem. W biegu ujrzała mnie, straciła równowagę i wywróciła się w krzaki leżące po drugiej stronie ścieżki. Gdybym chciał wybuchnął bym śmiechem, jednak nie zrobiłem tego, tylko przyglądałem się jak Lucy wstaje trochę zdziwiona.
- No wiesz? - zachichotała.
- Nie wiem.
Parsknęła. Widocznie moja powaga ją bawiła. Nie przeszkadzało mi to. Większość psów się ze mnie śmieje.
- Tam są granice sfory - pokazała łapą w stronę jasnej ścieżki naprzeciwko. - Jednak jest zbyt późno. Odpoczniemy tutaj.
Wskazała na dość dużą jaskinię niedaleko, którą dopiero teraz zauważyłem. Była gęsto porośnięta mchem i różnego rodzaju florom.
- Na pewno jest opuszczona? - zapytałem nie okazując niepewności.
- Oczywiście.
< Lucy?>
- Coś nie tak?
- Coś się zbliża - odrzekłem bez przeszkód. Lucy podkuliła ogon.
- Super. Po prostu super, Zgubiliśmy się.
Nie spuszczałem oczu z tego małego kawałka zarośli. Zdawało mi się, że widzę lekki ruch, ale zignorowałem to gdy Lucy nagle wykrzyknęła:
- Zaraz! Chyba wiem gdzie jesteśmy!
Gwałtownie zawróciła i popędziła w przeciwnym kierunku. Mi nic nie pozostawało innego niż polecieć za nią, mimo, że czułem opór.
Biegłem za nią, nie spuszczając oczu z jej sylwetki. Była trochę szybsza, w końcu to rasowiec, nie kundel jak ja.
Lucy skręciła gwałtownie. Zapędziła się w jedną z dłuższych wydeptanych ścieżek. Pomiędzy zaroślami dostrzegłem, że drużka zakręca gwałotownie i równie dobrze moglibyśmy pójść przed siebie. Postanowiłem zrobić jej niespodziankę. Ona poleci dłuższą drogą, ja prosto i spotkamy się na zakręcie.
Przeskoczyłem nad zielskiem. Kiedy ujrzałem w tle majaczącą się szarą sylwetkę, cofnąłem się w trawy.
Kiedy Lucy nadbiegła, wyskoczyłem. W biegu ujrzała mnie, straciła równowagę i wywróciła się w krzaki leżące po drugiej stronie ścieżki. Gdybym chciał wybuchnął bym śmiechem, jednak nie zrobiłem tego, tylko przyglądałem się jak Lucy wstaje trochę zdziwiona.
- No wiesz? - zachichotała.
- Nie wiem.
Parsknęła. Widocznie moja powaga ją bawiła. Nie przeszkadzało mi to. Większość psów się ze mnie śmieje.
- Tam są granice sfory - pokazała łapą w stronę jasnej ścieżki naprzeciwko. - Jednak jest zbyt późno. Odpoczniemy tutaj.
Wskazała na dość dużą jaskinię niedaleko, którą dopiero teraz zauważyłem. Była gęsto porośnięta mchem i różnego rodzaju florom.
- Na pewno jest opuszczona? - zapytałem nie okazując niepewności.
- Oczywiście.
< Lucy?>
Od Mangi CD Nike
Kiedy obudziłam się rano, poczułam, że ten dzień będzie lepszy. Koniec moich depresji, obojętności wobec bliskich...
Wstałam z uśmiechem najpierw się przeciągając. Ziewnęłam aby dotlenić organizm. W rogu jaskini siedział obudzony już Nike. Uśmiechał się, pomiędzy łapami trzymał coś co wyglądało na białą jak perła kość.
Podeszłam ostrożnie i powąchałam jego zdobycz.
- Pachnie mi to jelenim odorem - zasugerowałam. - Skąd to masz?
Wskazał za siebie, gdzie na zimnej powierzchni jaskini spoczywało świeże udo sarny. Pachniało soczyście. Oblizałam się i bez pytania zakleszczyłam kły na odstającej kości ... Prawdopodobnie pęcinie, nie znam budowy saren. Oderwałam ją od reszty organizmu z głuchym mlaśnięciem. Kiedy już osuszyłam swoją kość do czysta, aż stała się perłowa jak Nike, spojrzałam na partnera, który zabierał się do kolejnej, tym razem skromniejszej porcji.
Polizałam jeszcze raz powierzchnie kości. Słodkawy i smaczny smaczek pozostał mi na języku.
- Jak tam brzuch? - zapytał się Nike. Spojrzałam na niego nie zatrzymując jedzenie do którego się zabierałam przed pyskiem. Zamknęłam pysk i odłożyłam skrawek sarny.\
- Dobrze.
No tak. Byłam w ciąży.
<Nike? XF >
Wstałam z uśmiechem najpierw się przeciągając. Ziewnęłam aby dotlenić organizm. W rogu jaskini siedział obudzony już Nike. Uśmiechał się, pomiędzy łapami trzymał coś co wyglądało na białą jak perła kość.
Podeszłam ostrożnie i powąchałam jego zdobycz.
- Pachnie mi to jelenim odorem - zasugerowałam. - Skąd to masz?
Wskazał za siebie, gdzie na zimnej powierzchni jaskini spoczywało świeże udo sarny. Pachniało soczyście. Oblizałam się i bez pytania zakleszczyłam kły na odstającej kości ... Prawdopodobnie pęcinie, nie znam budowy saren. Oderwałam ją od reszty organizmu z głuchym mlaśnięciem. Kiedy już osuszyłam swoją kość do czysta, aż stała się perłowa jak Nike, spojrzałam na partnera, który zabierał się do kolejnej, tym razem skromniejszej porcji.
Polizałam jeszcze raz powierzchnie kości. Słodkawy i smaczny smaczek pozostał mi na języku.
- Jak tam brzuch? - zapytał się Nike. Spojrzałam na niego nie zatrzymując jedzenie do którego się zabierałam przed pyskiem. Zamknęłam pysk i odłożyłam skrawek sarny.\
- Dobrze.
No tak. Byłam w ciąży.
<Nike? XF >
poniedziałek, 16 marca 2015
UWAGA! UWAGA!
Ostatnio jak pewnie wielu z was wiedziało chciałam usunąć PoC... Jednak postanowiłam wziąć się w garść. Pomóc PoC znowu normalnie funkcjonować. Pamiętacie przecież... Jak było kiedyś fajnie. Jak wszyscy byli aktywni, a mi na tej sforze zależało jak cholera. Ostatnio zapuściłam tą sforę. Przyznaję, ale chcę w końcu coś zrobić. Chcę zacząć znowu pisać. Brakuje mi tego. A wam nie?
Wiem, alfa, która nie uczestniczy w sforze to nie alfa... Ale jednak chcę odbudować tą sforę... Co wy na to? Pomożecie?
Wiem, alfa, która nie uczestniczy w sforze to nie alfa... Ale jednak chcę odbudować tą sforę... Co wy na to? Pomożecie?
~Omega
niedziela, 15 marca 2015
Od Sniper'a CD Despero
Cztery stówy... Co to właściwie jest? Ale dobra, nie wtrącam się do spraw, które mnie nie dotyczą... Nie przepadam za ludźmi. Chociaż Ramon jest nawet w porządku, ale jak mam się z nim zaprzyjaźnić, jak na mojej łapie widnieje jeszcze ślad zaciśniętego sznurka...Spojrzałem na Ramona i postanowiłem spróbować się z nim porozumieć:
- Czemu narażasz przyjaciela za cztery stówy?
Brak reakcji.
- Czy TY wiesz, o czym JA mówić?
Znowu brak reakcji. Nagle usłyszałem śmiech. Odwróciłem błyskawicznie głowę i zobaczyłem kundelkę koloru rudego, przypominającą trochę dobermana.
- Jak miło, że ktoś na świecie umie jeszcze rozśmieszyć - zaśmiała się.
- Sniper, do usług - powiedziałem i udałem, że ściągam z głowy kapelusz. - Chociaż nie myślałem, że to zabawne.
- Oni nas nie rozumieją... Nie wiedziałeś o tym? A tak poza tym jestem Darkness.
- Co suczki robią na walkach psów?
- Walczą... - odparła i odwróciła głowę.
Przewróciłem oczami i kontynuowałem patrzenie na walkę Despero. Obydwaj byli nieźli... W końcu Despero uwiesił się drugiemu na karku i go powalił. Już zdawało się, że wygra, gdy walkę przerwał krzyk jakiegoś człowieka.
< Dess? Może policja przyjechała xD>
- Czemu narażasz przyjaciela za cztery stówy?
Brak reakcji.
- Czy TY wiesz, o czym JA mówić?
Znowu brak reakcji. Nagle usłyszałem śmiech. Odwróciłem błyskawicznie głowę i zobaczyłem kundelkę koloru rudego, przypominającą trochę dobermana.
- Jak miło, że ktoś na świecie umie jeszcze rozśmieszyć - zaśmiała się.
- Sniper, do usług - powiedziałem i udałem, że ściągam z głowy kapelusz. - Chociaż nie myślałem, że to zabawne.
- Oni nas nie rozumieją... Nie wiedziałeś o tym? A tak poza tym jestem Darkness.
- Co suczki robią na walkach psów?
- Walczą... - odparła i odwróciła głowę.
Przewróciłem oczami i kontynuowałem patrzenie na walkę Despero. Obydwaj byli nieźli... W końcu Despero uwiesił się drugiemu na karku i go powalił. Już zdawało się, że wygra, gdy walkę przerwał krzyk jakiegoś człowieka.
< Dess? Może policja przyjechała xD>
Od Lucy C.D Sanito
Spojrzałam się na psa, który podniósł głowę do góry, po czym ją opuścił, jakby mówił coś do siebie w myślach.
- A pamiętasz mniej więcej w którą stronę do twojej jaskini? - Spytałam.
San kiwnął przecząco głową. Robiło się coraz ciemniej. Wiedziałam, że nie mogę go tu zostawić samego.
- Chodź! - Krzyknęłam.
- Muszę? - Mruknął.
- Musisz. - Odpowiedziałam stanowczo. - Jeszcze cie coś zaatakuje.
Zaczęłam iść w głąb lasu. Sanito niepewnie szedł za mną. Nagle usłyszałam szelest liści, a raczej krzaków. Odwróciłam się w stronę kundla. Ten stanął w bezruchu jakby wiedział, że coś zaraz na niego wyskoczy. Byliśmy poza terenami sfory. W jakimś lesie. Mój instynkt radził mi uciekać, jednak było za późno.
<San? Bo ja wiem gdzie ty mieszkasz? xd>
- A pamiętasz mniej więcej w którą stronę do twojej jaskini? - Spytałam.
San kiwnął przecząco głową. Robiło się coraz ciemniej. Wiedziałam, że nie mogę go tu zostawić samego.
- Chodź! - Krzyknęłam.
- Muszę? - Mruknął.
- Musisz. - Odpowiedziałam stanowczo. - Jeszcze cie coś zaatakuje.
Zaczęłam iść w głąb lasu. Sanito niepewnie szedł za mną. Nagle usłyszałam szelest liści, a raczej krzaków. Odwróciłam się w stronę kundla. Ten stanął w bezruchu jakby wiedział, że coś zaraz na niego wyskoczy. Byliśmy poza terenami sfory. W jakimś lesie. Mój instynkt radził mi uciekać, jednak było za późno.
<San? Bo ja wiem gdzie ty mieszkasz? xd>
Od Sanito CD Lucy
Krzaki znów zaszeleściły i tym razem wyłoniła się z nich Tay.
- Przepraszam, musiałam iść na stronę - zachichotała ze swoich słów. Lucy zamerdała ogonem na widok koleżanki. Suczka Jack Russel Teriera spojrzała na rudziejące niebo.
- No, robi się późno... - westchnęła, po czym skierowała wzrok na nas i zaszczekała: - No, to ja idę już w swoją stronę. Pa!
- Pa! - zawołała Lucy.
- Cześć.. - mruknąłem cicho.
W oddali znikło już białe futerko Tay. Kiedy zostaliśmy sami, trochę się speszyłem. Rozejrzałem się. Kompletnie zapomniałem dokąd prowadzi ta droga! Jednak nie mogłem tak po prostu powiedzieć, że zgubiłem drogę do jaskini...
- Coś nie tak? - Border Collie zauważyła moją niepewną minę.
- Tak jakby.
- Niech zgadnę - mruknęła sarkastycznie. - Zgubiłeś drogę do jaskini?
Stuliłem uszy w wyrazie zawstydzenia, którego tak strasznie starałem się nie okazywać.
- Tak jakby.
- Chodź, przejdziemy się - zawołała. - Może uda nam się znaleźć twój dom.
" Brawo Sanito" pochwaliłem siebie w myślach z ironią, nie po raz pierwszy.
< Lucy? >
- Przepraszam, musiałam iść na stronę - zachichotała ze swoich słów. Lucy zamerdała ogonem na widok koleżanki. Suczka Jack Russel Teriera spojrzała na rudziejące niebo.
- No, robi się późno... - westchnęła, po czym skierowała wzrok na nas i zaszczekała: - No, to ja idę już w swoją stronę. Pa!
- Pa! - zawołała Lucy.
- Cześć.. - mruknąłem cicho.
W oddali znikło już białe futerko Tay. Kiedy zostaliśmy sami, trochę się speszyłem. Rozejrzałem się. Kompletnie zapomniałem dokąd prowadzi ta droga! Jednak nie mogłem tak po prostu powiedzieć, że zgubiłem drogę do jaskini...
- Coś nie tak? - Border Collie zauważyła moją niepewną minę.
- Tak jakby.
- Niech zgadnę - mruknęła sarkastycznie. - Zgubiłeś drogę do jaskini?
Stuliłem uszy w wyrazie zawstydzenia, którego tak strasznie starałem się nie okazywać.
- Tak jakby.
- Chodź, przejdziemy się - zawołała. - Może uda nam się znaleźć twój dom.
" Brawo Sanito" pochwaliłem siebie w myślach z ironią, nie po raz pierwszy.
< Lucy? >
sobota, 14 marca 2015
Od Nike'a CD Manga
Spojrzałem troskliwie na suczkę. Pewnie że chciałem, ale co będzie jak znów nie wyjdzie? W głowie miałem mętlik. Co robić? Tak? Czy nie? Nie mogę jej rozczarować! Pewnie, że chciałem! Ale co będzie dalej?
- Pewnie, że chcę!- powiedziałem jak najpewniej umiałem
Suczka na mnie spojrzała i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
< Manga? Braku Wenus ;/ >
- Pewnie, że chcę!- powiedziałem jak najpewniej umiałem
Suczka na mnie spojrzała i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
< Manga? Braku Wenus ;/ >
Od Taylor CD Despero
-Nie zrozumiesz mnie. - westchnęłam i położyłam się.
Pies milczał, ja również. W pewym momencie wstałam i biegiem ruszyłam z powrotem do sfory. Coś zabraniało mi się zatrzymać. Potykałam się o korzenie, a gałęzie drapały mój pyszczek. Nagle zobaczyłam dużą, kwiecistą polanę. Widywałam już wiosnę, ale ta polana wydawała się, jakby ktoś ją z lata wziął! Na środku stał pies, Jack Russel Terier.
-Alex? - przekrzywiłam łeb.
-Jestem tu po to, aby uświadomić ci, że masz jeszcze przed sobą dużo. Niebo poczeka, zostań na ziemi. - powiedział, po czym obraz się rozpłynął, a ja stałam na krawędzi przepaści. Zachwiałam się niebezpiecznie, gdy ktoś przyciągnął mnie do siebie. Był to Despero. Nadal byliśmy w górach. Może mój umysł wytworzył obraz mojego brata, próbując mi uświadomić pewne rzeczy? Może w ogóle nie wracałam do sfory? Może podeszłam nieświadomie do przepaści? Najwyraźniej tak było.
<Despero?>
Pies milczał, ja również. W pewym momencie wstałam i biegiem ruszyłam z powrotem do sfory. Coś zabraniało mi się zatrzymać. Potykałam się o korzenie, a gałęzie drapały mój pyszczek. Nagle zobaczyłam dużą, kwiecistą polanę. Widywałam już wiosnę, ale ta polana wydawała się, jakby ktoś ją z lata wziął! Na środku stał pies, Jack Russel Terier.
-Alex? - przekrzywiłam łeb.
-Jestem tu po to, aby uświadomić ci, że masz jeszcze przed sobą dużo. Niebo poczeka, zostań na ziemi. - powiedział, po czym obraz się rozpłynął, a ja stałam na krawędzi przepaści. Zachwiałam się niebezpiecznie, gdy ktoś przyciągnął mnie do siebie. Był to Despero. Nadal byliśmy w górach. Może mój umysł wytworzył obraz mojego brata, próbując mi uświadomić pewne rzeczy? Może w ogóle nie wracałam do sfory? Może podeszłam nieświadomie do przepaści? Najwyraźniej tak było.
<Despero?>
piątek, 13 marca 2015
Od Despero C.D. Sniper
-Dobrze,ale teraz masz prawdziwą walkę.-Powiedział z poważną minom.-Facet który wystawia Rubin'a zapłaci nam za wygrane aż cztery stówy...nie schrzań tego Dess.-Dodał mi na ucho i uśmiechnął się z pewnością,a ja kiwnąłem głową i odwzajemniłem uśmiech.Sniper popatrzył się na nas marszcząc czoło nie domyślając się o co nam chodzi.Wtedy podszedłem do Ramona i przy jego nodze doszedłem na ring.Nie za bardzo pasowała mi moja postawa,ale niestety...bez niego nigdzie bym nie doszedł.Sniper poszedł powoli i trochę niepewnie za nami,a wszystkie psy obok których przeszedł mierzyły go nie ufnym wzrokiem.Jeden z psów szepnął nawet coś drugiemu na ucho.Wskoczyłem na ring,a przed mną położono klatkę z jakimś dużym kundlem podobnym z wyglądu do Pit Bula.Rubin...tym razem muszę wygrać.Jeden z ludzi podszedł do klatki i otworzył ją z ostrożnością,a potem uciekł ile miał tylko sił w nogach.Pies wylazł z swojej klatki i warknął na mnie ostro.
-Despero...-Mruknął z uśmiechem.
-Dla ciebie Despero El Diablo.-Odpowiedziałem ostro,a pies warknął na mnie i zaczął zataczać koło.
-Inaczej cię zapamiętałem...jako młodego i niewinnego szczeniaka.-Zaśmiał się cicho.
-To niestety muszę cię rozczarować Rubin.
Wtedy pies naskoczył na mnie i wgryzł się jak kleszcz w kark.Powalił mnie na ziemię i przygniótł pewny swojej wygranej.Ja jeszcze się nie poddałem...wgryzłem się mu w przednią łapę,a on zawył i wstał próbując mnie zdjąć,ale ja trzymałem coraz mocniej.
-Głupi pasożyt-Ryknął i spróbował wgryzć mi się w plecy,ale ja puściłem sprawiając,że sam się okaleczył.Ludzie zamilkli...było słychać tylko nasze głośne dyszenie.Popatrzyłem ukradkiem na trybuny.Siedział tam Ramon,a obok niego Sniper.
(Sniper?Czy wygram te cztery stówy?xd)
-Despero...-Mruknął z uśmiechem.
-Dla ciebie Despero El Diablo.-Odpowiedziałem ostro,a pies warknął na mnie i zaczął zataczać koło.
-Inaczej cię zapamiętałem...jako młodego i niewinnego szczeniaka.-Zaśmiał się cicho.
-To niestety muszę cię rozczarować Rubin.
Wtedy pies naskoczył na mnie i wgryzł się jak kleszcz w kark.Powalił mnie na ziemię i przygniótł pewny swojej wygranej.Ja jeszcze się nie poddałem...wgryzłem się mu w przednią łapę,a on zawył i wstał próbując mnie zdjąć,ale ja trzymałem coraz mocniej.
-Głupi pasożyt-Ryknął i spróbował wgryzć mi się w plecy,ale ja puściłem sprawiając,że sam się okaleczył.Ludzie zamilkli...było słychać tylko nasze głośne dyszenie.Popatrzyłem ukradkiem na trybuny.Siedział tam Ramon,a obok niego Sniper.
(Sniper?Czy wygram te cztery stówy?xd)
Od Lucy C.D Sanito
- A skąd wiesz, że była twoim ostatnim przyjacielem? - Zapytałam.
- Nieważne... - Mruknął pod nosem.
Spojrzałam się na niego. Tym razem wbił wzrok w ziemię. Jakby znowu myślał o Korze. Wydawało mi się po prostu, że on nie chciał przywiązywać się do innych. W pewnej części go rozumiałam. Sama nigdy nie przywiązywałam się do osób, czy też rzeczy - Po prostu wiedziałam, że kiedyś mnie opuszczą, lub zostawią...
***
Kilka minut później zauważyłam, że tym razem to Sanito spojrzał się w moją stronę, jakby chciał się spytać czy żyję. Jednak gdy zobaczył, że nie patrzę się już w ziemię tylko na niego, od razu odwrócił wzrok.
- Jak myślisz, gdzie jest Tay? - Spytałam.
- Nie wiem. - Odpowiedział.
<San? Moje opowiadania są dziwniejsze i na dodatek bez sensu xd>
Od Sanito CD Lucy
Przez moją świadomość przedarł się głos. Chcąc nie chcąc, przekrzywiłem głowę w stronę suczki która właśnie wypowiedziała owe niezrozumiane słowa.
Rzuciłem jej pytające spojrzenie.
- Słyszałeś co do ciebie mówiłam? - zapytała niepewnie Lucy.
- Nie. Możesz powtórzyć?
- Pytałam się, czy żyjesz - zachichotała.
- Raczej tak - odparłem całkiem poważnie.
Nagle odezwała się milcząca dotąd Taylor.
- Zaraz wracam. Czekajcie na mnie Okey?
- Ok - odparła Lucy. Taylor zniknęła za drzewami. Przez chwile nastała cisza. Usiadłem. Wbiłem wzrok w ziemię. Kątem oka widziałem jak Lucy co chwila otwiera pysk po to aby go zamknąć, jakby chciała coś powiedzieć ale nie mogła się przełamać. W końcu odezwała się cicho i niepewnie.
- Tak właściwie... Kto to Kora?
Skuliła się po wypowiedzeniu tych słów, jakby tym pytaniem wbiegła na strefę atomową. Widząc to odparłem.
- To jest tak że nie chcę o niej rozmawiać. Kora była moim pierwszym i prawdopodobnie ostatnim przyjacielem. Okropnie mi szkoda, że odeszła, chociaż pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy, że ja ją naprawdę lubiłem. Trudno to po mnie poznać, prawda?
Odetchnąłem. Poczułem się lepiej, jakby kolczasty drut wokół serca rozluźnił uścisk. Kora miała rację, że otwartość na psy czasem pomaga.
Lucy przyglądała mi się przez chwilę tak uważnie, że chyba zdałem sobie sprawę co chciałaby w tym momencie zapytać. Wyprzedziłem ją szybko:
- Nie, nie byłem w niej zakochany.
Lucy zaśmiała się.
A w życiu. Moim zdaniem związanie się z kimś ponad życie jest jak niewolnictwo od drugiej osoby. Co z tego, że ją kochasz, ale to niewolnicze
< Lucy? Tak, wiem dziwne to opowiadanie xD >
Rzuciłem jej pytające spojrzenie.
- Słyszałeś co do ciebie mówiłam? - zapytała niepewnie Lucy.
- Nie. Możesz powtórzyć?
- Pytałam się, czy żyjesz - zachichotała.
- Raczej tak - odparłem całkiem poważnie.
Nagle odezwała się milcząca dotąd Taylor.
- Zaraz wracam. Czekajcie na mnie Okey?
- Ok - odparła Lucy. Taylor zniknęła za drzewami. Przez chwile nastała cisza. Usiadłem. Wbiłem wzrok w ziemię. Kątem oka widziałem jak Lucy co chwila otwiera pysk po to aby go zamknąć, jakby chciała coś powiedzieć ale nie mogła się przełamać. W końcu odezwała się cicho i niepewnie.
- Tak właściwie... Kto to Kora?
Skuliła się po wypowiedzeniu tych słów, jakby tym pytaniem wbiegła na strefę atomową. Widząc to odparłem.
- To jest tak że nie chcę o niej rozmawiać. Kora była moim pierwszym i prawdopodobnie ostatnim przyjacielem. Okropnie mi szkoda, że odeszła, chociaż pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy, że ja ją naprawdę lubiłem. Trudno to po mnie poznać, prawda?
Odetchnąłem. Poczułem się lepiej, jakby kolczasty drut wokół serca rozluźnił uścisk. Kora miała rację, że otwartość na psy czasem pomaga.
Lucy przyglądała mi się przez chwilę tak uważnie, że chyba zdałem sobie sprawę co chciałaby w tym momencie zapytać. Wyprzedziłem ją szybko:
- Nie, nie byłem w niej zakochany.
Lucy zaśmiała się.
A w życiu. Moim zdaniem związanie się z kimś ponad życie jest jak niewolnictwo od drugiej osoby. Co z tego, że ją kochasz, ale to niewolnicze
< Lucy? Tak, wiem dziwne to opowiadanie xD >
Od Mangi CD Nike
Było mi okropnie wstyd. Starałam się ukryć rumieńce w jego futrze. Jednak on nie zwracał na to uwagi.
- A.. ty chcesz jeszcze dzieci? - zapytałam niepewnie. - Bo ja już sama nie wiem ... W końcu...
Nike odsunął się ode mnie z uśmiechem.
- To tylko i wyłącznie twoja decyzja.
- Nie nie- odparłam szybko . - To nasza decyzja.
<Nike? Brak weny >
- A.. ty chcesz jeszcze dzieci? - zapytałam niepewnie. - Bo ja już sama nie wiem ... W końcu...
Nike odsunął się ode mnie z uśmiechem.
- To tylko i wyłącznie twoja decyzja.
- Nie nie- odparłam szybko . - To nasza decyzja.
<Nike? Brak weny >
czwartek, 12 marca 2015
środa, 11 marca 2015
Od Lucy C.D Sanito
- Zależy też, czy masz poczucie humoru. - Dodałam.
- A najwidoczniej ci go brakuje. - Powiedziała Tay i spojrzała się na psa.
- Ale jego brak mi nie przeszkadza. - Odpowiedział San. - Da się z tym żyć.
W sumie trochę zdziwiło mnie jego podejście do świata. On był taki od zawsze, czy tylko od odejścia Kory? Wolałam go nie pytać i nie znać odpowiedzi.
- Żebyśmy teraz tylko nie zachorowali. - Taylor dodała swoje.
- Tay, nie przesadzaj. - Odparłam.
W tej chwili obydwie spojrzałyśmy się na psa. Patrzył się w górę, najprawdopodobniej na niebo. Był zamyślony, i to bardzo... Jakby odcięty od świata...
- Tay, co mu jest? - Szepnęłam to suczki.
- Nic, on zawsze taki był. - Odpowiedziała, dalej patrząc się na Sanito. - Przed odejściem Kory było lepiej...
San dalej nic nie mówił i ciągle patrzył się w to samo miejsce.
- San, żyjesz? - Spytałam psa.
<San? Tay?>
Od Sanito CD Lucy
Chłodna woda przesiąkła mi futro, kiedy wygramoliłem się jakoś na brzeg. Dwie suczki stały niedaleko, śmiejąc się z mojego wypadku. Nie było to miłe. Nie wiem dlaczego psy lubią naśmiewać się z czyjegoś wypadku...
Chcąc się zrewanżować podbiegłem do nich, i wytrzepałem całą chłodną wodę prosto na nie. Teraz one czuły to co ja. Gdybym potrafił się uśmiechać, byłby to na pewno zwycięski uśmiech.
Dziewczyny też się zaśmiały. Dziwne..
- To nie jest śmieszne - odparłem całkiem poważnie. - Czemu was to śmieszy?
- Na każde nie miłe uczucie najlepszym lekarstwem jest śmiech - odpowiedziała Taylor. - Często pomaga.
- Nie wiem. Nie próbowałem, ani nie umiem. - wzniosłem oczy do nieba.
- Jak to nie umiesz? - zdziwiła się Lucy. Wzruszyłem ramionami i trochę bardziej ośmielony odrzekłem:
- Po prostu nigdy nie próbowałem, bo nigdy nie było mi to potrzebne. To trochę dziwne, śmiać się jak debil gdy coś zdarzy ci się coś nie miłego.
- Zależy - odparła Taylor.
< Lucy? Taylor? Brak weny ;-; >
Chcąc się zrewanżować podbiegłem do nich, i wytrzepałem całą chłodną wodę prosto na nie. Teraz one czuły to co ja. Gdybym potrafił się uśmiechać, byłby to na pewno zwycięski uśmiech.
Dziewczyny też się zaśmiały. Dziwne..
- To nie jest śmieszne - odparłem całkiem poważnie. - Czemu was to śmieszy?
- Na każde nie miłe uczucie najlepszym lekarstwem jest śmiech - odpowiedziała Taylor. - Często pomaga.
- Nie wiem. Nie próbowałem, ani nie umiem. - wzniosłem oczy do nieba.
- Jak to nie umiesz? - zdziwiła się Lucy. Wzruszyłem ramionami i trochę bardziej ośmielony odrzekłem:
- Po prostu nigdy nie próbowałem, bo nigdy nie było mi to potrzebne. To trochę dziwne, śmiać się jak debil gdy coś zdarzy ci się coś nie miłego.
- Zależy - odparła Taylor.
< Lucy? Taylor? Brak weny ;-; >
wtorek, 10 marca 2015
Od Nike'a CD Manga
Odwróciłem się. Manga patrzyła na mnie ze łzami w oczach.
- Nie nadaję się... Ani na matkę, ani na partnerkę...- powiedziała cicho i smutno
- To nie prawda!- zaprotestowałem- Jesteś świetna jako partnerka, a co do szczeniaków to sądzę, że byłabyś świetną matką- odparłem- I to po części moja wina, że traktowałem ciebie jak przedmiot.... Byłem chłodny i arogancki w stosunku to ciebie- dodałem i spojrzałem suczke w oczy
Lekko się uśmiechnęła.
- Ale te szczeniaki.... Ja nie radzę sobie- powiedziała
- A gdzie ta pierwsza Mnaga?- spytałem rzeczowo
- Nie ma...
- Jest.... I nie przejmuj się na pewno kiedyś jeszcze będziesz miała swoje małe pociechy- powiedziałem
- Chyba nasze.
- Tak nasze- powiedziałem i mocno przytuliłem suczkę
< Manga? ^^ >
- Nie nadaję się... Ani na matkę, ani na partnerkę...- powiedziała cicho i smutno
- To nie prawda!- zaprotestowałem- Jesteś świetna jako partnerka, a co do szczeniaków to sądzę, że byłabyś świetną matką- odparłem- I to po części moja wina, że traktowałem ciebie jak przedmiot.... Byłem chłodny i arogancki w stosunku to ciebie- dodałem i spojrzałem suczke w oczy
Lekko się uśmiechnęła.
- Ale te szczeniaki.... Ja nie radzę sobie- powiedziała
- A gdzie ta pierwsza Mnaga?- spytałem rzeczowo
- Nie ma...
- Jest.... I nie przejmuj się na pewno kiedyś jeszcze będziesz miała swoje małe pociechy- powiedziałem
- Chyba nasze.
- Tak nasze- powiedziałem i mocno przytuliłem suczkę
< Manga? ^^ >
Od Sniper'a CD Despero
Czy są jacyś dobrzy ludzie? No ale dobra... Pozwoliłem się dotknąć, zezując nieufnie spode łba na człowieka, gotowy w każdej chwili na ucieczkę lub walkę. Gdy zobaczył, że trochę "się oswoiłem" powiedział:
- Nawet dobry jesteś, jak na psa nie-zawodowca.
Uśmiechnąłem się lekko. No ba! Chociaż nie-zawodowcem tobym się chyba nie nazwał. Jestem zawodowcem, tylko nie walczę na ringu... Człowiek ( czy tam Ramon, człowiek dla mnie to człowiek, nie nazywam ich ) znowu się odezwał:
- Nie sądziłem, że bordery tak dobrze walczą, mógłbyś teraz spróbować...- zaczął mówić jakby do siebie.
- Border?! Nie żebym miał jakąś obsesję na tym punkcie, ale nie lubię, gdy się obraża tatę...- mruknąłem i wyślizgnąłem się z głaskającej ręki człowieka. On się tym nie przejął, tylko powiedział do Despero:
- Ładnie załatwiłeś Ignisa... Biedy golden, to nie psy do walk. Tylko idiota lub ktoś lubiący się znęcać by go wystawił.
Trąciłem rękę człowieka pyskiem, o mnie też przecież tak sądził... Parę ludzi teraz podeszło do nas, pochwalali Despero, za walkę z Ignisem. Natomiast na mój widok się rozczulali i próbowali mnie głaskać. Despero uśmiechnął się, bo wyglądało to trochę zabawnie, jak próbowałem się wymykać ludziom. W końcu warknąłem cicho i na szczęście nie byli chyba tacy głupi, bo odeszli. Teraz Ramon znów się odezwał:
-...
- Nawet dobry jesteś, jak na psa nie-zawodowca.
Uśmiechnąłem się lekko. No ba! Chociaż nie-zawodowcem tobym się chyba nie nazwał. Jestem zawodowcem, tylko nie walczę na ringu... Człowiek ( czy tam Ramon, człowiek dla mnie to człowiek, nie nazywam ich ) znowu się odezwał:
- Nie sądziłem, że bordery tak dobrze walczą, mógłbyś teraz spróbować...- zaczął mówić jakby do siebie.

- Ładnie załatwiłeś Ignisa... Biedy golden, to nie psy do walk. Tylko idiota lub ktoś lubiący się znęcać by go wystawił.
Trąciłem rękę człowieka pyskiem, o mnie też przecież tak sądził... Parę ludzi teraz podeszło do nas, pochwalali Despero, za walkę z Ignisem. Natomiast na mój widok się rozczulali i próbowali mnie głaskać. Despero uśmiechnął się, bo wyglądało to trochę zabawnie, jak próbowałem się wymykać ludziom. W końcu warknąłem cicho i na szczęście nie byli chyba tacy głupi, bo odeszli. Teraz Ramon znów się odezwał:
-...
Czy ja jestem taki słodki?!!!
No dobra, może trochę...
poniedziałek, 9 marca 2015
Od Despero C.D. Sniper
Ramon od razu odsunął się jak poparzony i zmierzył Snipera dość wrogim spojrzeniem,a pies warknął na niego ostro.Odwróciłem się w stronę psa i skarciłem go wzrokiem,a potem spojrzałem się w oczy Ramonowi.Człowiek trzymał w dłoni gruby sznur na którego końcu był przywiązany przerośnięty amstaff.Miał obcięte uszy i ledwo trzymający się mały nos.
-Dess,idziemy.-Powiedział po chwili Ramon i kopnął nogą w bok amstaffa żeby on się ruszył.Sniper stał przez chwilę jak kołek wpatrując się w inne psy od których aż się roiło w tym garażu.Ja poszedłem dumnie za swoim opiekunem co krok unosząc wyżej łeb.Sniper wyrównał kroku do mnie i spuścił łeb wpatrując się w ziemię.
-Unieś głowę,jesteś przy mnie.-Zaśmiałem się,a pies kiwnął łbem i podniósł go wyżej.Ja uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem się na bok.Zebrała tam się dość duża grupa psów,a z jej środka dochodziły jakieś piski i wołanie o pomoc.Zszedłem z drogi prowadzącej na ring i podbiegłem do grupy przebijając się przez nią.
-Czekaj!Despero!-Krzyknął Sniper i podbiegł do mnie też próbując przecisnąć się przez tłum psów.Kiedy dostałem się do środka zauważyłem jak jakiś młody golden leży na ziemi,a po jego prawym boku stoi śmiejący się doberman.Był to Ignis...
-I co?Co kurduplu?-Śmiał się i kopnął psa w bok.Golden tylko pisnął i odleciał metr lub dwa dalej.Wtedy nie wytrzymałem.
-Dość!-Krzyknąłem.
-Hehe...proszę?-Spytał Ignis i spojrzał się na mnie z nienawistnym spojrzeniem.
-Dobrze słyszałeś,zostaw go.-Rzuciłem ostro,ale zamiast wzbudzić w nim strachu wywołałem jeszcze głośniejszy śmiech.
-Ignis?Po co ty to robisz?Mieszaniec nie żyje!-Warknąłem i zasłoniłem własnym ciałem goldena.
-Po co ja to robię?Sprawia mi to przyjemność,a tobie nic do tego.-Odpowiedział Ignis.Wtedy przez tłum przebił się Sniper.
-A co to za border?-Zaśmiał się Ignis wiedząc,że rozzłości tym psa.Sniper rzucił się na niego z taką złością jakiej jeszcze nigdy nie widziałem.Ignis odepchnął go.
-Małe paskudztwo.-Mruknął i odwrócił się przodem do mnie.Sniper podniósł się i jeszcze raz spróbował powalić dobermana.
-Co do...!-Wrzasnął Ignis kiedy niespodziewanie został zaatakowany.Kiedy Sniper walczył z Ignisem ja pomogłem goldenowi wstać.Potem pomogłem w walce Sniperowi.Powaliliśmy Ignisa,a tłum psów zaczął wiwatować,a co niektórzy śmieli się z Ignisa.Potem wróciliśmy do Ramona.Człowiek poklepał mnie po głowie,a potem wyciągnął rękę do Snipera żeby też go poklepać.Sniper warknął cicho.
-To dobry człowiek...inny niż wszyscy.-Szepnąłem mu do ucha.
(Sniper?)
-Dess,idziemy.-Powiedział po chwili Ramon i kopnął nogą w bok amstaffa żeby on się ruszył.Sniper stał przez chwilę jak kołek wpatrując się w inne psy od których aż się roiło w tym garażu.Ja poszedłem dumnie za swoim opiekunem co krok unosząc wyżej łeb.Sniper wyrównał kroku do mnie i spuścił łeb wpatrując się w ziemię.
-Unieś głowę,jesteś przy mnie.-Zaśmiałem się,a pies kiwnął łbem i podniósł go wyżej.Ja uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem się na bok.Zebrała tam się dość duża grupa psów,a z jej środka dochodziły jakieś piski i wołanie o pomoc.Zszedłem z drogi prowadzącej na ring i podbiegłem do grupy przebijając się przez nią.
-Czekaj!Despero!-Krzyknął Sniper i podbiegł do mnie też próbując przecisnąć się przez tłum psów.Kiedy dostałem się do środka zauważyłem jak jakiś młody golden leży na ziemi,a po jego prawym boku stoi śmiejący się doberman.Był to Ignis...
-I co?Co kurduplu?-Śmiał się i kopnął psa w bok.Golden tylko pisnął i odleciał metr lub dwa dalej.Wtedy nie wytrzymałem.
-Dość!-Krzyknąłem.
-Hehe...proszę?-Spytał Ignis i spojrzał się na mnie z nienawistnym spojrzeniem.
-Dobrze słyszałeś,zostaw go.-Rzuciłem ostro,ale zamiast wzbudzić w nim strachu wywołałem jeszcze głośniejszy śmiech.
-Ignis?Po co ty to robisz?Mieszaniec nie żyje!-Warknąłem i zasłoniłem własnym ciałem goldena.
-Po co ja to robię?Sprawia mi to przyjemność,a tobie nic do tego.-Odpowiedział Ignis.Wtedy przez tłum przebił się Sniper.
-A co to za border?-Zaśmiał się Ignis wiedząc,że rozzłości tym psa.Sniper rzucił się na niego z taką złością jakiej jeszcze nigdy nie widziałem.Ignis odepchnął go.
-Małe paskudztwo.-Mruknął i odwrócił się przodem do mnie.Sniper podniósł się i jeszcze raz spróbował powalić dobermana.
-Co do...!-Wrzasnął Ignis kiedy niespodziewanie został zaatakowany.Kiedy Sniper walczył z Ignisem ja pomogłem goldenowi wstać.Potem pomogłem w walce Sniperowi.Powaliliśmy Ignisa,a tłum psów zaczął wiwatować,a co niektórzy śmieli się z Ignisa.Potem wróciliśmy do Ramona.Człowiek poklepał mnie po głowie,a potem wyciągnął rękę do Snipera żeby też go poklepać.Sniper warknął cicho.
-To dobry człowiek...inny niż wszyscy.-Szepnąłem mu do ucha.
(Sniper?)
Od Despero C.D. Taylor
Wpatrywaliśmy się w dół...bez celu.Bez żadnego większego powodu patrzyliśmy w dół,ale kiedy chcieliśmy oderwać wzrok od przepaści ona znów kazała na siebie patrzeć.Żywa śmierć,ale i jednocześnie niewiarygodne piękno.
-Chciałaś zeskoczyć?-Spytałem nie angażując w te słowa za dużo uczuć.Taylor nie odzywała się...widziałem to po jej oczach,a kiedy suczka zorientowała się,że czytam z jej oczu odwróciła wzrok.
-Żadne stworzenie nie zasługuje na śmierć,bo życie jest nam dane żeby się nim cieszyć,a nie żeby je skracać.Wiem,że trudno się pogodzić z utratą bliskiej osoby,ale tak czasem jest...czas płynie i wymazuje niektóre osoby i chwile z naszego życia.Taylor...proszę...nie smuć się już.-Powiedziałem i uśmiechnąłem się do suczki.
(Taylor?)
-Chciałaś zeskoczyć?-Spytałem nie angażując w te słowa za dużo uczuć.Taylor nie odzywała się...widziałem to po jej oczach,a kiedy suczka zorientowała się,że czytam z jej oczu odwróciła wzrok.
-Żadne stworzenie nie zasługuje na śmierć,bo życie jest nam dane żeby się nim cieszyć,a nie żeby je skracać.Wiem,że trudno się pogodzić z utratą bliskiej osoby,ale tak czasem jest...czas płynie i wymazuje niektóre osoby i chwile z naszego życia.Taylor...proszę...nie smuć się już.-Powiedziałem i uśmiechnąłem się do suczki.
(Taylor?)
Od Lolli do Doo
Nuda. Nuda i tylko nuda. Ostatnio, w sforze nic, a nic się nie działo. Znużona wstałam i poszłam się napić. Chłodna, orzeźwiająca woda, dodała mi "Chęci do życia". Poszłam w góry, zapolować na kozicę; moją ulubioną potrawę. Szłam za tropem zwierzęcia, gdy nagle, na małej górce, około 500 metrów dalej, ujrzałam psa maści czekoladowej. Najpierw, myślałam, że to Negro, ale szybko zorientowałam się, ze pies ma sterczące uszy. Podeszłam bliżej. Widywałam go kilka razy na terenach sfory, więc zapewne do niej należał. W końcu, z odległości jakichś 50 metrów, zawołałam:
- Cześć!
Pies zbliżył się.
- Hej. Jestem Doo. Należysz do PoC?
- Tak, a ty?
- Jasne. - Uśmiechnął się przyjacielsko.
- Lolla. - Podałam mu łapę na "cześć".
< Doo?>
- Cześć!
Pies zbliżył się.
- Hej. Jestem Doo. Należysz do PoC?
- Tak, a ty?
- Jasne. - Uśmiechnął się przyjacielsko.
- Lolla. - Podałam mu łapę na "cześć".
< Doo?>
Od Lucy C.D Taylor
- Dzięki. - Powiedziałam.
- Nie ma sprawy. - Odpowiedziała, przy czym mile się uśmiechnęła.
Wypiłam napój przygotowany przez Taylor. Ona również go wypiła.
- I teraz choroba nie ma z nami szans. - Powiedziała.
- I przynajmniej nie zarazisz pacjentów. - Dodałam.
Zaczęłyśmy się śmiać. Wyjrzałam przez 'okno' w jaskini suczki. Było południe. Czas płynął nieubłagalnie. Na chwilę zamilkłam.
- Lucy, żyjesz? - Spytała ironicznie Tay.
- Żyję, żyję. - Powiedziałam patrząc się na suczkę.
- Nie ma sprawy. - Odpowiedziała, przy czym mile się uśmiechnęła.
Wypiłam napój przygotowany przez Taylor. Ona również go wypiła.
- I teraz choroba nie ma z nami szans. - Powiedziała.
- I przynajmniej nie zarazisz pacjentów. - Dodałam.
Zaczęłyśmy się śmiać. Wyjrzałam przez 'okno' w jaskini suczki. Było południe. Czas płynął nieubłagalnie. Na chwilę zamilkłam.
- Lucy, żyjesz? - Spytała ironicznie Tay.
- Żyję, żyję. - Powiedziałam patrząc się na suczkę.
Od Lucy C.D Sanito
Pies dziwnie mi się przyglądał.
- San, chodź! - Krzyknęła Tay.
Pies niechętnie do nas podszedł.
- Cześć, jak się nazywasz? - Spytałam, patrząc na psa.
- Ja? Ja jestem Sanito... - Odpowiedział.
Szliśmy tak przez dłuższą chwilę. Nikt nic nie mówił. Wydawało mi się, że Sanito jest nieobecny.
- Co mu się stało? - Szepnęłam do Tay.
- Coś podobnego jak w moim przypadku. - Odpowiedziała. - Tylko, że w jego przypadku odeszła Kora...
Już nawet nie pytałam kim była ta Kora.
- A gdzie idziemy? - Spytałam się Tay.
- Nad jezioro. - Powiedziała mile się uśmiechając.
Po chwili dotarliśmy na miejsce.
- Uważaj! - Krzyknęłam do Sanita.
On niestety był gdzieś daleko w swoich myślach, więc mnie nie usłyszał i wpadł do lodowatej wody.
<San?>
- San, chodź! - Krzyknęła Tay.
Pies niechętnie do nas podszedł.
- Cześć, jak się nazywasz? - Spytałam, patrząc na psa.
- Ja? Ja jestem Sanito... - Odpowiedział.
Szliśmy tak przez dłuższą chwilę. Nikt nic nie mówił. Wydawało mi się, że Sanito jest nieobecny.
- Co mu się stało? - Szepnęłam do Tay.
- Coś podobnego jak w moim przypadku. - Odpowiedziała. - Tylko, że w jego przypadku odeszła Kora...
Już nawet nie pytałam kim była ta Kora.
- A gdzie idziemy? - Spytałam się Tay.
- Nad jezioro. - Powiedziała mile się uśmiechając.
Po chwili dotarliśmy na miejsce.
- Uważaj! - Krzyknęłam do Sanita.
On niestety był gdzieś daleko w swoich myślach, więc mnie nie usłyszał i wpadł do lodowatej wody.
<San?>
Od Sanito do Lucy/Taylor
Kilka dni (a może tygodni?) odeszła Kora. Wciąż nie mogłem pozbyć się tego okrutnego uczucia targającego moją duszą. Chciałem ją od tego uwolnić ale nie mogłem. Obwiązało mnie, jak kolczastym drutem, powoli wbijając swoje zatrute ciernie coraz głębiej. A na pyszczku wciąż czułem dotyk jej nosa.
Czy to był naprawdę przyjaciel?
Czy to dlatego ogarnia mnie to ohydne uczucie? Jeśli tak, to nie jestem pewien czy chcę mieć przyjaciół...
To paskudne. Nie wiem jak inne psy mogą tak bardzo potrzebować tego uczucia, skoro tak zaciekle szukają pokrewnej duszy. Czemu robią sobie krzywdę?
Miałem ogromną ochotę rozdrapać ranę jeszcze bardziej. Na piersi wciąż ciągnęła się blizna po zaciętej walce z wilkami, kiedy ratowałem Taylor. Czy gdyby nie ja, nie byłoby jej tutaj...? To... okropne. Jak wszystko.
Moje serce oplatały sznury jak marionetkę. Tylko kto pociągał za sznurki? Na pewno nie ja. Bo gdybym to ja miał nad nim władzę, zatrzymałbym je dawno, pozwalając odpłynąć i odpoczywać na zawsze.
Skoro tak dużo zmieniło się w moim życiu, czy odważę się jeszcze bardziej je odmienić? Wyjść z błędnego koła, po to aby wpaść w kolejne? A może to jest klucz do całej zagadki.... Podciąć życiu sznurki od marionetki, aby więcej nie potrząsało tobą jak bezwładną lalką. Całkiem logiczne i bezsensowne. To wszystko nie ma najmniejszego sensu. Boję się, że zanim się odwrócę, nie będzie już powrotu.
Musisz uciekać jedną drogą, która nie ma końca ani początku, ale mimo tego wciąż się ciągnie. Dziwne...
Ciemność w jaskini zaczęła na mnie ciążyć. Otwór przez który przelatywało światło, coraz bardziej raził, odznaczając się wśród tych mrocznych ścian tak wyraźnie, że instynktownie chciałem się rzucić w jego stronę, jak sarna z odciętą drogą ucieczki.
O mało tego nie zrobiłem. Przybliżyłem pysk do źródła światła. W nos uderzył mnie kłębek zapachów, tak splątanych ze sobą, że nie mogłem odróżnić trawy od psa. Kichnąłem. Światło oślepiło mnie. Świerze powietrze uderzyło w płuca, a ja odetchnąłem i dałem się ponieść tej euforii.
Wyszedłem na zewnątrz.
Szczerze mówiąc, lubiłem przebywać na dworze. Jednak nie zawsze miałem do tego motywację.
Przeszedłem się trochę. Zimny śnieg zaskrzypiał mi pod łapami. Mroźny wicher, ukuł mnie w nos.
Westchnąłem.
Dwie suczki szły w moją stronę, śmiejąc się co chwilę. Chciałem się schować ale nie zdążyłem. Jedna obrzuciła mnie dziwnym spojrzeniem, druga która okazała się Taylor, przeszła z koleżanką obok mnie i pisnęła cicho:
- Cześć.
- Hej - odparłem niechętnie. Koleżanka Taylor zapytała w oddali:
- Znasz go?
Odpowiedzi nie usłyszałem, ale poczułem irytację. To takie dziwne, że psy mnie znają? Nie wiem, może po prostu nie rozumiem innych psów...
- Hej, San! - to zdecydowanie był głos Taylor. Stała przy końcu drogi ze swoją koleżanką.
< Tay? Lucy?>
Czy to był naprawdę przyjaciel?
Czy to dlatego ogarnia mnie to ohydne uczucie? Jeśli tak, to nie jestem pewien czy chcę mieć przyjaciół...
To paskudne. Nie wiem jak inne psy mogą tak bardzo potrzebować tego uczucia, skoro tak zaciekle szukają pokrewnej duszy. Czemu robią sobie krzywdę?
Miałem ogromną ochotę rozdrapać ranę jeszcze bardziej. Na piersi wciąż ciągnęła się blizna po zaciętej walce z wilkami, kiedy ratowałem Taylor. Czy gdyby nie ja, nie byłoby jej tutaj...? To... okropne. Jak wszystko.
Moje serce oplatały sznury jak marionetkę. Tylko kto pociągał za sznurki? Na pewno nie ja. Bo gdybym to ja miał nad nim władzę, zatrzymałbym je dawno, pozwalając odpłynąć i odpoczywać na zawsze.
Skoro tak dużo zmieniło się w moim życiu, czy odważę się jeszcze bardziej je odmienić? Wyjść z błędnego koła, po to aby wpaść w kolejne? A może to jest klucz do całej zagadki.... Podciąć życiu sznurki od marionetki, aby więcej nie potrząsało tobą jak bezwładną lalką. Całkiem logiczne i bezsensowne. To wszystko nie ma najmniejszego sensu. Boję się, że zanim się odwrócę, nie będzie już powrotu.
Musisz uciekać jedną drogą, która nie ma końca ani początku, ale mimo tego wciąż się ciągnie. Dziwne...
Ciemność w jaskini zaczęła na mnie ciążyć. Otwór przez który przelatywało światło, coraz bardziej raził, odznaczając się wśród tych mrocznych ścian tak wyraźnie, że instynktownie chciałem się rzucić w jego stronę, jak sarna z odciętą drogą ucieczki.
O mało tego nie zrobiłem. Przybliżyłem pysk do źródła światła. W nos uderzył mnie kłębek zapachów, tak splątanych ze sobą, że nie mogłem odróżnić trawy od psa. Kichnąłem. Światło oślepiło mnie. Świerze powietrze uderzyło w płuca, a ja odetchnąłem i dałem się ponieść tej euforii.
Wyszedłem na zewnątrz.
Szczerze mówiąc, lubiłem przebywać na dworze. Jednak nie zawsze miałem do tego motywację.
Przeszedłem się trochę. Zimny śnieg zaskrzypiał mi pod łapami. Mroźny wicher, ukuł mnie w nos.
Westchnąłem.
Dwie suczki szły w moją stronę, śmiejąc się co chwilę. Chciałem się schować ale nie zdążyłem. Jedna obrzuciła mnie dziwnym spojrzeniem, druga która okazała się Taylor, przeszła z koleżanką obok mnie i pisnęła cicho:
- Cześć.
- Hej - odparłem niechętnie. Koleżanka Taylor zapytała w oddali:
- Znasz go?
Odpowiedzi nie usłyszałem, ale poczułem irytację. To takie dziwne, że psy mnie znają? Nie wiem, może po prostu nie rozumiem innych psów...
- Hej, San! - to zdecydowanie był głos Taylor. Stała przy końcu drogi ze swoją koleżanką.
< Tay? Lucy?>
Od Mangi CD Nike
Kiedy nastał dzień, długo odkładałam powódkę. Telepałam się z boku na bok, nie mając ochoty otworzyć oczu. Kiedy wreszcie zgarnęłam się w sobie i to zrobiłam, uderzyła we mnie nieskończona jasność. Zamrugałam i jęknęłam.
Obok mnie siedział Nike. Milczał, jednak kiedy mnie zauważył, mruknął.
- Hej...
- ...Dobry - burknęłam zaspana w skrócie. W naszej jaskini, na górze, znajdował się otwór, przez które wpadało światło. Bluszcz rozprzestrzeniający się na "dachu" jaskini wpadał przez otwór niczym firana. Był niczym okno.
Lubiłam to okno. Dawało dużo świeżego powietrza i światła. Nike wstał po czym gwałtownym ruchem rozgarnął opadający bluszcz, wpuszczając więcej światła. Zmrużyłam oczy i jęknęłam:
- Czemu to robisz?
- Bo jest tutaj zbyt ciemno - odparł prosto.
Westchnęłam głęboko i z wysiłkiem podniosłam się. Spojrzałam na szary pysk Nike, bez wyrazu. Wiedziałam, że to przeze mnie. Moim zachowaniem tworzę barierę między nami. Oddalamy się od siebie coraz bardziej. Nie chcę tego, ale nie mogę tego powstrzymać. Czy tak zachowywałaby się każda suczka po utracie dzieci...? Czy tylko ja jestem taka nienormalna?
- Nike? - zapytałam, tym razem swoim głosem, a nie obojętnym i lekceważącym jak zawsze.
Odchylił uszy i mruknął chłodno.
- Tak?
Przez chwile zastanawiałam się nad odpowiedzią.
- Nie nic.
Odwrócił się tyłem do mnie. Nie wiedziałam co mam zrobić. Czemu ranię wszystkich swoim zachowaniem? Nie dbam o siebie, ani o nikogo.
Nagle zrobiłam coś nieoczekiwanego. Podbiegłam do Nike i przytuliłam się do jego pleców.
< Nike? >
Obok mnie siedział Nike. Milczał, jednak kiedy mnie zauważył, mruknął.
- Hej...
- ...Dobry - burknęłam zaspana w skrócie. W naszej jaskini, na górze, znajdował się otwór, przez które wpadało światło. Bluszcz rozprzestrzeniający się na "dachu" jaskini wpadał przez otwór niczym firana. Był niczym okno.
Lubiłam to okno. Dawało dużo świeżego powietrza i światła. Nike wstał po czym gwałtownym ruchem rozgarnął opadający bluszcz, wpuszczając więcej światła. Zmrużyłam oczy i jęknęłam:
- Czemu to robisz?
- Bo jest tutaj zbyt ciemno - odparł prosto.
Westchnęłam głęboko i z wysiłkiem podniosłam się. Spojrzałam na szary pysk Nike, bez wyrazu. Wiedziałam, że to przeze mnie. Moim zachowaniem tworzę barierę między nami. Oddalamy się od siebie coraz bardziej. Nie chcę tego, ale nie mogę tego powstrzymać. Czy tak zachowywałaby się każda suczka po utracie dzieci...? Czy tylko ja jestem taka nienormalna?
- Nike? - zapytałam, tym razem swoim głosem, a nie obojętnym i lekceważącym jak zawsze.
Odchylił uszy i mruknął chłodno.
- Tak?
Przez chwile zastanawiałam się nad odpowiedzią.
- Nie nic.
Odwrócił się tyłem do mnie. Nie wiedziałam co mam zrobić. Czemu ranię wszystkich swoim zachowaniem? Nie dbam o siebie, ani o nikogo.
Nagle zrobiłam coś nieoczekiwanego. Podbiegłam do Nike i przytuliłam się do jego pleców.
< Nike? >
Od Converse'a CD Chicy
-Łatwo się tak przeziębić. - powiedziałem -Może lepiej poczekaj do wiosny? - spytałem patrząc na suczkę niepewnie.
Nie odpowiadała.
-Zaczekaj tu chwilę. - westchnąłem i nie czekając na jej reakcję wyszedłem z jaskinii. Zimą trudniej było znaleść jakiekolwiek zwierze nadające się do jedzenia. W końcu jednak wyczułem całe stado. Zaczaiłem się w krzakach i skoczyłem na największego jelenia. Zdezorientowane zwierze próbowało mnie zrzucić, gdy reszta stada uciekała. Wbiłem mu kły w gadło. Szamotał się jeszcze chwilę i upadł. Wziąłem zwierzę w zęby i kulejąc wróciłem do jaskinii. Zdziwiło mnie, że Chica mnie posłuchała i nadal leżała na miejscu. Chyba zasnęła, miała zamknięte oczy, jednak po mało widocznym ruchu było widać, że oddychała. Cicho, żeby jej nie zbudzić, rozpaliłem ognisko, a nad nim upiekłem jelenia. Przyprawiłem go ziołami i owocami. Akurat wtedy suczka otworzyła oczy.
-Jesteś głodna? - spytałem.
Przez chwilę patrzyła zdezorientowana, po czym jednak kiwnęła głową. Podsunąłem jej połowę mięsa i sam zabrałem się za jedzenie.
<Chica? Uwierz, masz c:>
Nie odpowiadała.
-Zaczekaj tu chwilę. - westchnąłem i nie czekając na jej reakcję wyszedłem z jaskinii. Zimą trudniej było znaleść jakiekolwiek zwierze nadające się do jedzenia. W końcu jednak wyczułem całe stado. Zaczaiłem się w krzakach i skoczyłem na największego jelenia. Zdezorientowane zwierze próbowało mnie zrzucić, gdy reszta stada uciekała. Wbiłem mu kły w gadło. Szamotał się jeszcze chwilę i upadł. Wziąłem zwierzę w zęby i kulejąc wróciłem do jaskinii. Zdziwiło mnie, że Chica mnie posłuchała i nadal leżała na miejscu. Chyba zasnęła, miała zamknięte oczy, jednak po mało widocznym ruchu było widać, że oddychała. Cicho, żeby jej nie zbudzić, rozpaliłem ognisko, a nad nim upiekłem jelenia. Przyprawiłem go ziołami i owocami. Akurat wtedy suczka otworzyła oczy.
-Jesteś głodna? - spytałem.
Przez chwilę patrzyła zdezorientowana, po czym jednak kiwnęła głową. Podsunąłem jej połowę mięsa i sam zabrałem się za jedzenie.
<Chica? Uwierz, masz c:>
Od Taylor CD Lucy
-Chodź. - powiedziałam.
-Gdzie? - spytała.
-Jak to gdzie? No do mnie, zrobię nam herbatę. - uśmiechnęłam się. Suczka ruszyła za mną.
Po jakimś czasie dotarłyśmy. Każda z nas conajmniej cztery razy kichnęła. Wyjęłam gliniane miski, zrobione przeze mnie niedawno. Rozpaliłam ognisko, a nad nim trzymałam pełne wody miski. Gdy woda zaczęła się gotować włożyłam tam owoce, czyli moje zapasy z jesieni i parę ziół. Po chwili podałam Lucy napój.
<Lucy? Moźe lepiej wiosną? XD>
-Gdzie? - spytała.
-Jak to gdzie? No do mnie, zrobię nam herbatę. - uśmiechnęłam się. Suczka ruszyła za mną.
Po jakimś czasie dotarłyśmy. Każda z nas conajmniej cztery razy kichnęła. Wyjęłam gliniane miski, zrobione przeze mnie niedawno. Rozpaliłam ognisko, a nad nim trzymałam pełne wody miski. Gdy woda zaczęła się gotować włożyłam tam owoce, czyli moje zapasy z jesieni i parę ziół. Po chwili podałam Lucy napój.
<Lucy? Moźe lepiej wiosną? XD>
Od Chicy C.D Converse
Spojrzałam na niego z ukosa.
Converse wpatrywał się gdzieś w dal, nieobecny.
Nagle poczułam dziwne ukłucie w okolicach brzucha. Jęknęłam i skuliłam się.
Con spojrzał na mnie zaskoczony.
Otworzyłam jedno oko i uśmiechnęłam się co raczej przypominało grymas.
Powoli ból ustawał, co pozwalało mi wyprostować się do normalniej pozycji.
- Nic się nie stało? - spytał pies.
- Nie .. nic ... - mruknęłam i uśmiechnęłam się. - Pewnie, zwykły skurcz, może .. no ... za długo leżałam. - skłamałam. Nie lubiłam gdy ktoś się o mnie troszczy. Wydawało mi się wtedy że jestem bezbronna ....
Converse podniósł brew, ale dalej się nie wypytywał, co mnie trochę dziwiło ... tak samo jak z resztą dlaczego, się cały czas krzywię ...
Po chwili milczenia wstałam i zawołałam raźno:
- No, to chyba nie będziemy tu stali wiecznie co nie? - uśmiechnęłam się wesoło.
Włożyłam jedną łapę do wody. Była zimna, wręcz lodowata, jednak starałam się na to nie zwracać uwagi i powstrzymując, chęć wyjścia z wody jak najszybciej wskoczyłam do niej cała.
Czułam się jakbym była w lodówce. Ale takiej, porządnej lodówce. Jakby każdy mój włos był cały od lodowych kryształków.
Wzdrygnęłam się.
Con spojrzał na mnie ze zrezygnowaniem.
- Przecież jest ... no koniec zimy. - powiedział już prawie zrezygnowanym tonem, lecz widać było że powstrzymuję chętkę prychnięcia śmiechem na mój widok. - Woda jest lodowata. A ty cały czas wyglądasz jakbyś była chora.
- Może i tak.- odparłam już nie tak wesoło lecz wciąż z krzywym uśmiechem na twarzy. - Ale to nie przeszkodzi mi w popływaniu w wodzie, czyż nie?
- Nie. - burknął pies i wstał. Zanurzył łapę i wzdrygnął się. - Kobieto, przecież to jest lód!
- Jak to? - warknęłam mimo woli. - Przecież jest bardzo ciepło!
- Chodź.. - mruknął ze złością.
Przewróciłam oczami i wyszłam. Tak naprawdę, czekałam na moment aż wreszcie mnie o to poprosi, więc nie opierałam się zbytnio.
Faktycznie, gdy wyszłam woda jakby przymarzła do mnie niczym gruba warstwa lodu.
Podążyłam odrętwiała za psem, który raz po raz mruczał coś o lodzie i o nieogarniętych suczkach.
W końcu doszliśmy do jaskini Converse`a. Z wdzięcznością położyłam się na ciepłej skórze.
Po chwili, byłam cała mokra, do stopniałego lodu który wcześniej miałam na futrze.
<Con? Nie wiem czy mam prawo żyć xD>
Od Lucy C.D Taylor
- Wiesz co? Coś czuję, że będziemy chore. - Powiedziała.
- Oj tam, oj tam. - Odpowiedziałam. - Żyć będziemy.
- Ale jak będę chora to... - Zaczęła mówić.
- Ale jak będziesz chora to zarazisz pacjentów. - Przerwałam jej.
- No właśnie. - Odparła, po czym wyszła z wody i się otrzepała. Poszłam w jej ślady.
<Tay? Impreze zrobimy, na basenie :D XD>
- Oj tam, oj tam. - Odpowiedziałam. - Żyć będziemy.
- Ale jak będę chora to... - Zaczęła mówić.
- Ale jak będziesz chora to zarazisz pacjentów. - Przerwałam jej.
- No właśnie. - Odparła, po czym wyszła z wody i się otrzepała. Poszłam w jej ślady.
<Tay? Impreze zrobimy, na basenie :D XD>
Od Taylor CD Lucy
Ruszyłam ile sił w łapach i już doganiałam Lucy, gdy ta nagle się zatrzymała. Ja również próbowałam, ale lód mi na to nie pozwalał.
-Uważaj! - krzyknęłam. Suczka nie zdążyła się odsunąć, wpadłam na nią i obie wylądowałyśmy w wodzie.
Spojrzałyśmy na siebie i zaczęłyśmy się śmiać.
-Berek. - położyłam łapę na głowie suczki i położyłam się w zimnej wodzie. Czułam, że obie będziemy przez to chore.
<Lucy? XD>
-Uważaj! - krzyknęłam. Suczka nie zdążyła się odsunąć, wpadłam na nią i obie wylądowałyśmy w wodzie.
Spojrzałyśmy na siebie i zaczęłyśmy się śmiać.
-Berek. - położyłam łapę na głowie suczki i położyłam się w zimnej wodzie. Czułam, że obie będziemy przez to chore.
<Lucy? XD>
Od Converse'a CD Chicy
-Jak chcesz. - uśmiechnąłem się ciepło do suczki.
Powoli ruszyliśmy w stronę sfory. Towarzysząca nam cisza powodowała dziwną atmosferę, a przecież dzień był taki piękny! Postanowiłem to zmienić (ciszę, nie dzień).
-Lubisz spacery? - spytałem.
Suczka chwilę się zastanawiała.
-No... Nawet lubię. - stwierdziła.
-To może się przejdziemy nad jezioro? - zaproponowałem.
-Czemu nie? - odpowiedziała.
Akurat w tym momencie dotarliśmy do granicy sfory. Skierowaliśmy krok w stronę jeziora. Gdy wreszcie dotarliśmy na miejsce usiadłem przy brzegu, a Chica obok mnie.
<Chica? Może jednak pożyj trochę? XD>
Powoli ruszyliśmy w stronę sfory. Towarzysząca nam cisza powodowała dziwną atmosferę, a przecież dzień był taki piękny! Postanowiłem to zmienić (ciszę, nie dzień).
-Lubisz spacery? - spytałem.
Suczka chwilę się zastanawiała.
-No... Nawet lubię. - stwierdziła.
-To może się przejdziemy nad jezioro? - zaproponowałem.
-Czemu nie? - odpowiedziała.
Akurat w tym momencie dotarliśmy do granicy sfory. Skierowaliśmy krok w stronę jeziora. Gdy wreszcie dotarliśmy na miejsce usiadłem przy brzegu, a Chica obok mnie.
<Chica? Może jednak pożyj trochę? XD>
Od Lucy C.D Taylor
Ej! - Krzyknęłam, po czym zaczęłam biec za Tay. Biegłyśmy przez dłuższą chwilę. Znalazłyśmy się w lesie, gdzie w końcu złapałam suczkę.
- Mam cię! - Krzyknęłam klepiąc suczkę w 'plecy'. Widać było, że nie miała już siły biec.
- Może chwilę odpoczniemy? - Spytała.
- Dobrze. - Odpowiedziałam.
Obydwie usiadłyśmy na ziemi. Siedziałyśmy tak przez chwilę w milczeniu. Spojrzałam na słońce.
- Lucy, idziemy nad wodospad? Muszę się czegoś napić. - Powiedziała.
- Okej, ale może pobiegniemy? - Zapytałam.
- Czemu nie. - Odpowiedziała.
Tay ruszyła w stronę wodospadu.
Tay ruszyła w stronę wodospadu.
- Ale zaczekaj! - Krzyknęłam i podbiegłam do niej.
- O co chodzi? - Spytała, przy czym pytająco przekręciła łepek.
- Berek! - Wykrzyknęłam, po czym zaczęłam biec.
- Zaczekaj na mnie! - Krzyknęła.
<Tay? :D>
Od Taylor CD Despero
-On by tego nie chciał... Nie po to odchodził, żebym za nim łaziła... Przynajmniej tak myślę... - szepnełam. Powoli się podniosłam. Despero miał rację, czasu nie cofniemy...
-Chcę przez chwilę pobyć sama... - powiedziałam cicho i nie czekając na odpowiedź psa ruszyłam przed siebie. Parę minut później byłam już w miejscu, gdzie sfora graniczyła z górami. Weszłam wązką ścieżką i podeszłam do przepaści. Lubiłam siadać w tym miejscu i patrzeć na rzekę płynącą na dole. Ostre skały towarzyszące jej sprawiały, że upadek groził śmiercią na miejscu. Westchnęłam.
~A gdyby tak skoczyć? Nie! Obiecałam Despero. - przegoniłam złe myśli ~Z resztą Max by tego nie chciał... Chyba...
Nagle usłyszałam głos.
-Taylor, jesteś tam? - od razu wiedziałam, że to Dess. Pewnie zaniepokojony ruszył za mną.
-Tak. - powiedziałam i otarłam łzy.
Faktycznie chwilę później zza rogu wyłoniła się sylwetka psa. Podszedł do mnie i usiadł obok mnie. Spojrzał na mnie tak, jakby z mojej twarzy mógł wyczytać, co dokładnie tu robiłam. Po chwili odwrócił wzrok i spojrzał w dół, na rzekę. Ja również skierowałam tam swój wzrok.
<Dess?>
-Chcę przez chwilę pobyć sama... - powiedziałam cicho i nie czekając na odpowiedź psa ruszyłam przed siebie. Parę minut później byłam już w miejscu, gdzie sfora graniczyła z górami. Weszłam wązką ścieżką i podeszłam do przepaści. Lubiłam siadać w tym miejscu i patrzeć na rzekę płynącą na dole. Ostre skały towarzyszące jej sprawiały, że upadek groził śmiercią na miejscu. Westchnęłam.
~A gdyby tak skoczyć? Nie! Obiecałam Despero. - przegoniłam złe myśli ~Z resztą Max by tego nie chciał... Chyba...
Nagle usłyszałam głos.
-Taylor, jesteś tam? - od razu wiedziałam, że to Dess. Pewnie zaniepokojony ruszył za mną.
-Tak. - powiedziałam i otarłam łzy.
Faktycznie chwilę później zza rogu wyłoniła się sylwetka psa. Podszedł do mnie i usiadł obok mnie. Spojrzał na mnie tak, jakby z mojej twarzy mógł wyczytać, co dokładnie tu robiłam. Po chwili odwrócił wzrok i spojrzał w dół, na rzekę. Ja również skierowałam tam swój wzrok.
<Dess?>
Od Taylor CD Lucy
-A przyszłam się napić. - wzruszyłam ramionami -A Ty?
-Nie wiem, jakoś tak. - suczka szczerze się uśmiechnęła, co odwzajemniłam.
-Może pobiegamy razem? - spytałam.
-No dobra, czemu nie, ale jak dokładnie? - odpowiedziała mi pytaniem na pytanie.
-A tak... - zaczęłam tajemniczo -Berek! - krzyknęłam i rzuciłam się do ucieczki.
<Lucy? U mnie nie najgorzej :3>
-Nie wiem, jakoś tak. - suczka szczerze się uśmiechnęła, co odwzajemniłam.
-Może pobiegamy razem? - spytałam.
-No dobra, czemu nie, ale jak dokładnie? - odpowiedziała mi pytaniem na pytanie.
-A tak... - zaczęłam tajemniczo -Berek! - krzyknęłam i rzuciłam się do ucieczki.
<Lucy? U mnie nie najgorzej :3>
Od Chicy Do Converse`a "Czy ja ... umarłam?"
Zamknęłam oczy. Ziemia przede mną zawirowała, strącając mnie na podłogę. Wyczuwałam zapach wcale nie przyjemny dla nosa. Czuć w nim było stęchliznę i sól, z dodatkiem metalicznego smaku krwi.
Wiedziałam, że jest to już po prostu koniec mojego życia. Umierałam, chodź powoli. Świat pozwolił mi się nacieszyć tymi ostatnimi chwilami życia. Nie potrafiłam wstać, bałam się że znowu upadnę i nie będzie już powrotu na nogi. Jednak, powstrzymując okropny ból, podniosłam się i uniosłam wysoko głowę. Mimo woli otworzyłam oczy. Byłam w ciemnym pomieszczeniu bez okien, a jedyne światło docierało z otwartych drzwi.
Zniżyłam łeb, aby światło mnie nie raziło i powoli poszłam w stronę jasności. Było to wyjście. Wyjście do świata umarłych, czyli tam gdzie było moje miejsce. Wystawiłam pysk przez drzwi i zauważyłam znajome twarze.
Była tam matka i ojciec, którzy stali przede mną z uśmiechem. Ojciec podał mi łapę w zapraszającym geście, i byłam teraz naprawdę świadoma, że za chwilę odejdę z pierwszego życia.
Lecz kiedy uniosłam łapę by następnie poczuć pod nią dłoń rodziciela, poczułam szarpnięcie. Odwróciłam się i ujrzałam ... Niebo. Białe obłoki pływały spokojnie, po błękicie, raz po raz odsłaniając migoczące wesoło słońce. Leżałam na zielonej polance. Nikogo przy mnie nie było, z resztą widziałam wokół siebie jedynie drzewa, które oznaczały że owa polana znajduję się w lesie.
Jednak gdy podniosłam się, ujrzałam z daleka brzeg jeziora, i sylwetkę psa. Ze zdziwieniem zmarszczyłam brwi.
Nagle pyszczek samca podniósł się i zaczął iść w moją stronę(pies nie pysk). Gdy doszedł zauważyłam, znajomy pysk Converse`a.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Już chciałam coś powiedzieć, gdy pies odpowiedział mi na nie szybciej:
- Wreszcie się obudziłaś. - uśmiechnął się, czule i wyszczerzył ząbki. - Wydawałaś jakieś dziwne, pomruki i raz po raz milknęłaś, jakbyś umierała.
- Bo umierałam ...- mruknęłam sama do siebie a Converse tylko spojrzał na mnie pytająco. Po chwili podniosłam uradowana głowę i zawołałam: - Ja umierałam!
Con nic nie rozumiejąc spojrzał na mnie pytająco.
- Nie widzisz w tym sensu? - spytałam uśmiechając się promiennie. - Przecież, już nie muszę się bać śmierci! Wreszcie, mogę spać spokojnie, wiedząc że, prędzej czy później spotka mnie ten los, ten piękny i cudowny los! A nie taki jaki zawsze mi się wyobrażał! Czyli zawsze straszny, ciemny i bolesny ... - przerwałam patrząc wyczekująco na samca. Gdy on nie okazywał żadnych znaków, "porozumienia" westchnęłam - Dobra, nie ważne ... Ale ... ale tak właściwie dlaczego ja umierałam?
Converse jakby nagle nabrał animuszu, zaczął:
- No nie wiem ... po prostu spacerowałaś sobie i akurat cię minąłem, a ty nagle jakby upadłaś i ... No, ucichłaś. - odparł Con z dziwnym podekscytowaniem z głosie. - Później, okazało się że nie masz żadnej rany i tak czekałem aż się obudzisz, bo jak zauważyłaś jesteśmy trochę dalej od sfory.
Wstałam gwałtownie i zaczęłam rozglądać się gorączkowo.
- Spokojnie, Chica ... - spróbował mnie uspokoić - Przecież to wcale nie tak daleko! Tylko połowa tego lasu i jesteśmy w Pack`u!
Złagodniałam po chwili i uśmiechnęłam się przyjacielsko do samca.
- To co? Może pójdziemy do sfory, bo nie za bardzo bezpiecznie czuję się, za granicą.
<Con? Umarłam ^^>
Wiedziałam, że jest to już po prostu koniec mojego życia. Umierałam, chodź powoli. Świat pozwolił mi się nacieszyć tymi ostatnimi chwilami życia. Nie potrafiłam wstać, bałam się że znowu upadnę i nie będzie już powrotu na nogi. Jednak, powstrzymując okropny ból, podniosłam się i uniosłam wysoko głowę. Mimo woli otworzyłam oczy. Byłam w ciemnym pomieszczeniu bez okien, a jedyne światło docierało z otwartych drzwi.
Zniżyłam łeb, aby światło mnie nie raziło i powoli poszłam w stronę jasności. Było to wyjście. Wyjście do świata umarłych, czyli tam gdzie było moje miejsce. Wystawiłam pysk przez drzwi i zauważyłam znajome twarze.
Była tam matka i ojciec, którzy stali przede mną z uśmiechem. Ojciec podał mi łapę w zapraszającym geście, i byłam teraz naprawdę świadoma, że za chwilę odejdę z pierwszego życia.
Lecz kiedy uniosłam łapę by następnie poczuć pod nią dłoń rodziciela, poczułam szarpnięcie. Odwróciłam się i ujrzałam ... Niebo. Białe obłoki pływały spokojnie, po błękicie, raz po raz odsłaniając migoczące wesoło słońce. Leżałam na zielonej polance. Nikogo przy mnie nie było, z resztą widziałam wokół siebie jedynie drzewa, które oznaczały że owa polana znajduję się w lesie.
Jednak gdy podniosłam się, ujrzałam z daleka brzeg jeziora, i sylwetkę psa. Ze zdziwieniem zmarszczyłam brwi.
Nagle pyszczek samca podniósł się i zaczął iść w moją stronę(pies nie pysk). Gdy doszedł zauważyłam, znajomy pysk Converse`a.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Już chciałam coś powiedzieć, gdy pies odpowiedział mi na nie szybciej:
- Wreszcie się obudziłaś. - uśmiechnął się, czule i wyszczerzył ząbki. - Wydawałaś jakieś dziwne, pomruki i raz po raz milknęłaś, jakbyś umierała.
- Bo umierałam ...- mruknęłam sama do siebie a Converse tylko spojrzał na mnie pytająco. Po chwili podniosłam uradowana głowę i zawołałam: - Ja umierałam!
Con nic nie rozumiejąc spojrzał na mnie pytająco.
- Nie widzisz w tym sensu? - spytałam uśmiechając się promiennie. - Przecież, już nie muszę się bać śmierci! Wreszcie, mogę spać spokojnie, wiedząc że, prędzej czy później spotka mnie ten los, ten piękny i cudowny los! A nie taki jaki zawsze mi się wyobrażał! Czyli zawsze straszny, ciemny i bolesny ... - przerwałam patrząc wyczekująco na samca. Gdy on nie okazywał żadnych znaków, "porozumienia" westchnęłam - Dobra, nie ważne ... Ale ... ale tak właściwie dlaczego ja umierałam?
Converse jakby nagle nabrał animuszu, zaczął:
- No nie wiem ... po prostu spacerowałaś sobie i akurat cię minąłem, a ty nagle jakby upadłaś i ... No, ucichłaś. - odparł Con z dziwnym podekscytowaniem z głosie. - Później, okazało się że nie masz żadnej rany i tak czekałem aż się obudzisz, bo jak zauważyłaś jesteśmy trochę dalej od sfory.
Wstałam gwałtownie i zaczęłam rozglądać się gorączkowo.
- Spokojnie, Chica ... - spróbował mnie uspokoić - Przecież to wcale nie tak daleko! Tylko połowa tego lasu i jesteśmy w Pack`u!
Złagodniałam po chwili i uśmiechnęłam się przyjacielsko do samca.
- To co? Może pójdziemy do sfory, bo nie za bardzo bezpiecznie czuję się, za granicą.
<Con? Umarłam ^^>
niedziela, 8 marca 2015
Od Despero C.D. Taylor
Przybrałem jeszcze bardziej poważniejszą i stanowczą minę niż miałem wcześniej.
-Nie można Ci tak mówić,nawet mojego największego wroga tak bym nie nazwał.-Powiedziałem z powagą w głosie.-Każdy pies i suczka ma taką samą wartość i to nie jest twoja wina,że Maxwell odszedł.Możesz winić tylko mnie.-Dodałem i spuściłem łeb.
-To nie twoja wina.-Wyszeptała i znów zaczęła płakać.Ja wiem swoje...gdybym się nie wtrynił do jej życia może i Maxwell by nie odszedł i byli by teraz razem szczęśliwi.Suczka odwróciła się do mnie plecami i zaczęła mocniej płakać.Nie chciała pewnie żebym widział jej łzy...widziałem już ich w życiu bardzo dużo,a każda inna.Inne z złości,drugie z smutku,jeszcze trzecie z bólu,a czwarte z prawdziwej rozpaczy.Ten ostatni rodzaj zadziwiał i jednocześnie bolał mnie najbardziej.Taylor wciąż leżała na ziemi i chyba nie miała zamiaru się podnieść.W jej szklanych oczach widziałem siebie...też wtedy leżałem i rozpaczałem,a obok mnie Lija...jaj martwe ciało i niewinna łza spływająca po policzku.I moje nienarodzone szczenięta...Nero i Mściciel.Pokręciłem głową by wybić sobie te myśli z głowy i znów spoważniałem.
-Taylor...nie płacz...wiem bardzo dobrze,a może i nawet za dobrze jak to boli,ale czasu nie cofniemy.Możesz pójść do Omegi i spytać się o Maxa lub sama pójść do niego.Pamiętaj,że ja zawsze będę gotowy Ci pomóc.-Powiedziałem i spojrzałem się z współczuciem na Taylor która niepewnie odwróciła się w moją stronę.
(Taylor?)
-Nie można Ci tak mówić,nawet mojego największego wroga tak bym nie nazwał.-Powiedziałem z powagą w głosie.-Każdy pies i suczka ma taką samą wartość i to nie jest twoja wina,że Maxwell odszedł.Możesz winić tylko mnie.-Dodałem i spuściłem łeb.
-To nie twoja wina.-Wyszeptała i znów zaczęła płakać.Ja wiem swoje...gdybym się nie wtrynił do jej życia może i Maxwell by nie odszedł i byli by teraz razem szczęśliwi.Suczka odwróciła się do mnie plecami i zaczęła mocniej płakać.Nie chciała pewnie żebym widział jej łzy...widziałem już ich w życiu bardzo dużo,a każda inna.Inne z złości,drugie z smutku,jeszcze trzecie z bólu,a czwarte z prawdziwej rozpaczy.Ten ostatni rodzaj zadziwiał i jednocześnie bolał mnie najbardziej.Taylor wciąż leżała na ziemi i chyba nie miała zamiaru się podnieść.W jej szklanych oczach widziałem siebie...też wtedy leżałem i rozpaczałem,a obok mnie Lija...jaj martwe ciało i niewinna łza spływająca po policzku.I moje nienarodzone szczenięta...Nero i Mściciel.Pokręciłem głową by wybić sobie te myśli z głowy i znów spoważniałem.
-Taylor...nie płacz...wiem bardzo dobrze,a może i nawet za dobrze jak to boli,ale czasu nie cofniemy.Możesz pójść do Omegi i spytać się o Maxa lub sama pójść do niego.Pamiętaj,że ja zawsze będę gotowy Ci pomóc.-Powiedziałem i spojrzałem się z współczuciem na Taylor która niepewnie odwróciła się w moją stronę.
(Taylor?)
Od Nike'a CD Manga
Spojrzałem ostro na suczkę.
- Czyli mi nie ufasz?- spytałem
- To nie tak- powiedziała
- Wiesz chodź do jaskini, bo chyba majaczysz- powiedziałem i wziąłem suczkę powlokłem śpiącą za sobą
Doszliśmy do jaskini. Połožłem suczkę na skórach ta od razu zasnęła. Ja uśmiechnąłem się sam do siebie i Położyłem się obok suczki irównież zasnąłem.
< Manga? Brak weny -_- >
- Czyli mi nie ufasz?- spytałem
- To nie tak- powiedziała
- Wiesz chodź do jaskini, bo chyba majaczysz- powiedziałem i wziąłem suczkę powlokłem śpiącą za sobą
Doszliśmy do jaskini. Połožłem suczkę na skórach ta od razu zasnęła. Ja uśmiechnąłem się sam do siebie i Położyłem się obok suczki irównież zasnąłem.
< Manga? Brak weny -_- >
Od Sniper'a CD Despero
Otworzyłem pysk ze zdziwienia. Tyle ludzi i psów razem? Ja bym z jednym człowiekiem nie wytrzymał minuty, co dopiero z kilkoma albo całą masą... A poza tym, po co się bić o nic, bez sensu. Jeden z ludzi nagle podszedł do Despero i powiedział:
- Gotowy na walkę? Przyplątał się jakiś rottweiler i trzeba mu pokazać, kto tu rządzi...- nagle mnie zauważył- O kto to? Przyprowadziłeś psa na walkę? Bordery powinny raczej zaganiać owce, albo łapać frisbee.
- Ja pier****ę... Kiedy oni się nauczą, że nie jestem borderem, tylko mieszańcem jego i aussie... - mruknąłem i walnąłem się parę razy łapą w czoło. - Oraz, że nie sądzi się psy i ludzi po pozorach- dodałem i pokazałem zęby człowiekowi.
( Despero? Nie wiem dokładnie jakie są zasady na walkach XD)
- Gotowy na walkę? Przyplątał się jakiś rottweiler i trzeba mu pokazać, kto tu rządzi...- nagle mnie zauważył- O kto to? Przyprowadziłeś psa na walkę? Bordery powinny raczej zaganiać owce, albo łapać frisbee.
- Ja pier****ę... Kiedy oni się nauczą, że nie jestem borderem, tylko mieszańcem jego i aussie... - mruknąłem i walnąłem się parę razy łapą w czoło. - Oraz, że nie sądzi się psy i ludzi po pozorach- dodałem i pokazałem zęby człowiekowi.
( Despero? Nie wiem dokładnie jakie są zasady na walkach XD)
Od Lucy C.D Nan
Nan siedziała naprzeciwko mnie. Ciągle rozglądała się wokół siebie, jakby czegoś szukała, lecz nie mogła tego znaleźć.
- Czego szukasz? - Spytałam.
- Ale o co chodzi? - Odpowiedziała zniesmaczona.
- Cały czas rozglądasz się wokół siebie. To właśnie wygląda jakbyś czegoś szukała. - Powiedziałam.
- Niczego... - Mruknęła marszcząc nos.
Wydawało mi się, że suczka szukała drogi ucieczki, próbowała uniknąć rozmowy.
- Jeśli nie chcesz rozmawiać, to idź, nie trzymam cię tu. - Odparłam po dłuższej chwili ciszy.
<Nan?>
- Czego szukasz? - Spytałam.
- Ale o co chodzi? - Odpowiedziała zniesmaczona.
- Cały czas rozglądasz się wokół siebie. To właśnie wygląda jakbyś czegoś szukała. - Powiedziałam.
- Niczego... - Mruknęła marszcząc nos.
Wydawało mi się, że suczka szukała drogi ucieczki, próbowała uniknąć rozmowy.
- Jeśli nie chcesz rozmawiać, to idź, nie trzymam cię tu. - Odparłam po dłuższej chwili ciszy.
<Nan?>
Od Lucy C.D Taylor
- No dobra, dobra. - Powiedziałam. - Nie pójdę go szukać. Pasuje?
- I to jak! - Krzyknęła.
Nawet nie zauważyłam, jak szybko minął dzień. Słońce zaczęło zachodzić.
- Ja już idę. - Odparłam.
- Pa! - Odpowiedziała Tay, po czym każda z nas poszła w swoją stronę. Taylor ruszyła najprawdopodobniej do swojej jaskini. A ja? Ja poszłam nad jezioro. Uwielbiałam patrzeć tam na zachód słońca. Było to coś pięknego. Przynajmniej dla mnie... Gdy zrobiło się ciemno, poszłam do swojej jaskini. Usadowiłam się w wygodnym miejscu i zasnęłam.
***
Następnego dnia obudził mnie zając, kicający przed moją jaskinią. Byłam głodna więc za chwilę z zająca została tylko krew, ściekająca po moim pysku. Gdy się najadłam poszłam w stronę wodospadu. W sumie sama nie wiedziałam po co. Nad wodospadem ujrzałam Taylor.
- Cześć. - Powiedziałam uśmiechając się.
- Oo, hej. - Odpowiedziała.
- Co tu robisz? - Zapytałam.
<Tay? Ostatnio mam dużo weny :D>
- I to jak! - Krzyknęła.
Nawet nie zauważyłam, jak szybko minął dzień. Słońce zaczęło zachodzić.
- Ja już idę. - Odparłam.
- Pa! - Odpowiedziała Tay, po czym każda z nas poszła w swoją stronę. Taylor ruszyła najprawdopodobniej do swojej jaskini. A ja? Ja poszłam nad jezioro. Uwielbiałam patrzeć tam na zachód słońca. Było to coś pięknego. Przynajmniej dla mnie... Gdy zrobiło się ciemno, poszłam do swojej jaskini. Usadowiłam się w wygodnym miejscu i zasnęłam.
***
Następnego dnia obudził mnie zając, kicający przed moją jaskinią. Byłam głodna więc za chwilę z zająca została tylko krew, ściekająca po moim pysku. Gdy się najadłam poszłam w stronę wodospadu. W sumie sama nie wiedziałam po co. Nad wodospadem ujrzałam Taylor.
- Cześć. - Powiedziałam uśmiechając się.
- Oo, hej. - Odpowiedziała.
- Co tu robisz? - Zapytałam.
<Tay? Ostatnio mam dużo weny :D>
sobota, 7 marca 2015
Od Taylor CD Lucy
-Co Omega? - spojrzałam na suczkę zdziwiona.
-No ona jest jego kuzynką, pewnie wie, gdzie poszedł! - suczka zamerdała ogonem.
-To, że są spokrewnieni nie znaczy, że mówią sobie wszystko i wszędzie chodzą razem... - pokręciłam łebkiem -Pewnie nie powiedział jej, gdzie idzie, tylko się pożegnał... Poza tym nawet jeśli wie, nie będziemy tam szły, on by tego nie chciał, powtarzam Ci to chyba setny raz... - westchnęłam.
<Lucy?>
-No ona jest jego kuzynką, pewnie wie, gdzie poszedł! - suczka zamerdała ogonem.
-To, że są spokrewnieni nie znaczy, że mówią sobie wszystko i wszędzie chodzą razem... - pokręciłam łebkiem -Pewnie nie powiedział jej, gdzie idzie, tylko się pożegnał... Poza tym nawet jeśli wie, nie będziemy tam szły, on by tego nie chciał, powtarzam Ci to chyba setny raz... - westchnęłam.
<Lucy?>
Od Lucy C.D Taylor
- Jak chcesz... - Odparłam.
- No to po co odszedł?- Zapytała.
- Może znalazł rodzinę... - Powiedziałam.
- I sama potwierdzasz to, co powiedziałam. - Odpowiedziała Tay.
- Ale nie... Taką ludzką. - Mruknęłam.
- Może, lecz nikt nie wie. - Powiedziała.
- A Omega? - Spytałam.
- No to po co odszedł?- Zapytała.
- Może znalazł rodzinę... - Powiedziałam.
- I sama potwierdzasz to, co powiedziałam. - Odpowiedziała Tay.
- Ale nie... Taką ludzką. - Mruknęłam.
- Może, lecz nikt nie wie. - Powiedziała.
- A Omega? - Spytałam.
<Tay?<
Od Converse'a CD Doo
-Tak, moja właścicielka ma takie dziwne przykrywki na stopy, dlatego dostałem takie imię. - znów się zaśmiałem.
-Masz właścicielkę? - pies wydawał się zaskoczony.
-No mam. - odpowiedziałem zwyczajnie.
-To po co jesteś w sforze? - znów na jego pysku zauważyłem zdziwienie.
-Wyjechała, a ja siedziałem sam w domu i się nudziłem. Poznałem suczkę, która mnie tu przyprowadziła. Co jakiś czas wracam sprawdzić, czy nie wróciła, a gdy wróci będę biegał tu i z powrotem. - wyszczerzyłem śnieżnobiałe ząbki w uśmiechu.
<Doo?>
-Masz właścicielkę? - pies wydawał się zaskoczony.
-No mam. - odpowiedziałem zwyczajnie.
-To po co jesteś w sforze? - znów na jego pysku zauważyłem zdziwienie.
-Wyjechała, a ja siedziałem sam w domu i się nudziłem. Poznałem suczkę, która mnie tu przyprowadziła. Co jakiś czas wracam sprawdzić, czy nie wróciła, a gdy wróci będę biegał tu i z powrotem. - wyszczerzyłem śnieżnobiałe ząbki w uśmiechu.
<Doo?>
Od Mangi do Nike
Wyczułam to... Tak, jakby czas sie zatrzymał... Brak poruszenia... Ten bezruch... Dopadał mnie. Zżerał kawałek po kawałeczku...
Całkiem niedawno, straciłam dzieci. A miało być tak pięknie... Kosztowało mnie to wysiłku i bólu po stracie bliskiej osoby... To dziwne uczucie. Nawet ich nie znałam, a już tęsknię, Oczy za szczypały mnie od łez. Dopiero co dałam im życie, a już zginęły. Smutne.
Stałam na skraju piaszczysto- błotnistego brzegu dobrze znanego wszystkim jeziora. Wiatr przewodził delikatnie falami, marszcząc je i pieniąc. Ich grzbiety muskały moje mokre i brudne łapy, które po części zapadały się w błoto. Wczesny wieczór był chłodny i szary, lekki kujący wicher targał mą sierścią. Z daleka dało się słyszeć wesołe poszczekiwania i śmiechy innych psów, które w ten dzień postanowiły pocieszyć się z życia.
Westchnęłam, a moje krótkie uszy zafalowały na wietrze. Słońce ukryło się za gęstą szarą pierzyną chmur. Bałam się, że zacznie się ściemniać. Łapy marzły mi w wodzie po kostki. Na drugim brzegu samotnie spędzało czas jeszcze parę zagubionych w życiu psów. Wśród nich poznałam Sanito. Zrobiło mi się go żal, w końcu pewnie mocno cierpi z powodu Kory.
Nie chciało mi się wracać. Nie chcę znów wpaść w to samo błędne koło, powtarzać czynności po kilkadziesiąt razy. Chcę skończyć z tym.
Stwierdziłam, że zasnę tutaj. W zimnym błocie. Instynkt opuścił mnie kilka dni temu, wraz z szczeniakami.
Kidy śmiechy psów ucichły, samotne psy z tamtego brzegu już dawno wróciły do jaskiń, ja ułożyłam się wygodnie nad brzegiem.
Zanim się obejrzałam, pochłonęła mnie ciemność.
<> <> <>
Coś szturchnęło mnie. Zignorowałam to i od razu poczułam irytację. Coś szturchnęło mnie znowu.Zignorowałam to i przeturlałam się na drugi bok. Coś szturchnęło mnie znowu, a ja już całkiem poirytowana, chcąc odtrącić źródło tego nieprzyjemnego dotyku, wyczułam miękką sierść. Łapa zacisnęła mi się na nadgarstku i szarpnęła mocno stawiając mnie w pionie. Zakręciło mi się w głowie, ale nie otwierałam powiek.
- Manga - usłyszałam łagodny aczkolwiek stanowczy głos. W końcu otworzyłam oczy i zamrugałam. Zauważyłam rozmazaną sylwetkę psa. Kiedy wzrok mi się wyostrzył, ujrzałam zastygły pysk Nikea. Odepchnęłam go i wymruczałam:
- Proszę, daj mi spać...
- Dobrze, ale nie tutaj - odrzekł troskliwie. - Chodźmy do jaskini, tam jest cieplej.
- Nie chce mi się - zapiszczałam. - Mam dość, wciąż śnią mi się koszmary. Nie mogę długo zasnąć, a kiedy zasnę wciąż śnię o tym samym. Mam dość. Tylko w terenie, udaje mi się pokonać bezsenność.
- Manga, przeziębisz się. Od kiedy nie myślisz o tym?
- Od wtedy, kiedy muszę troszczyć się tylko o siebie, a nie o kilka organizmów.
Kiedy załapał o co mi chodzi, odwrócił wzrok. Wiedziałam, że sprawia mu to ból, ale zignorowałam to.
- Po tym zdarzeniu stałaś się inna. Zimna, obojętna... W ogóle nie dbasz o swoje samopoczucie i zdrowie, ani o innych. Jakby powstawała trzecia Manga!
- A konkretnie to czwarta - poprawiłam go bez uczuciowo. - Pierwsza Manga twarda, druga Manga miękka, trzecia Manga wymagająca w ciąży i czwarta Manga po utracie szczeniąt.
Nike westchnął znacząco, pragnąc uciąć tą nie przyjemną rozmowę. Zrozumiałam to jednak zareagowałam inaczej.
- Jeśli ci przeszkadzam, proszę, zostaw mnie. Nie chcę być ciężarem, i zwisać ci u szyi, Jestem pewna, że znajdziesz inne lepsze szczęście ... Pomyślmy... Może, nie wiem, Jena? Albo Lucy? Albo ta... Nan?
- Manga - warknął Nike. - Uspokój się.
- Ja tylko sugeruję - wzruszyłam ramionami. Nike zezłościł się. Poczułam wstyd moim zachowaniem, ale jednocześnie byłam szczęśliwa, że mogłam wreszcie zżucić z siebie ten męczący ciężar.
< Nike?>
Od Doo C.D Converse
Spróbowałem się uśmiechnąć, co dało efekt wykrzywienia pyska.
- Dzięki .. - mruknąłem i nieśmiało przebrałem łapą o piasek - Tobie też ... - dodałem po czym spojrzałem przed siebie i spytałem próbując zmienić temat: - Opowiesz mi trochę o sobie?
Con widząc moje zakłopotanie, pogodnie odpowiedział:
- Nazywam się Converse i nie mam łapy - zaśmiał się, na co ja również powtórzyłem "gest".
- Słyszałem że gdzieś u ludzi, używają twojego imienia jako jakieś dziwne przykrywki na łapy! - prychnąłem ze śmiechem.
<Con? xD Tobie też życzę ;) >
Od Nan cd. Nike'a
Podałam mu łapę, którą lekko uścisnął. Wymusiłam uśmiech, uciekając gdzieś spojrzeniem. Musiałam się jakoś wymigać od rozmowy. Tylko w jaki sposób? Po za tym nie zjadłam dziś śniadania, jestem głodna. Usiadłam na ogonie, patrząc na Nikea od dołu.
- Piękna pogoda. - wycedziłam, unosząc trójkątne uszy. Samiec uśmiechnął się słysząc ode mnie komentarz.
- Nieprawdaż? - przytaknął i zamerdał puchatym ogonem. Moje ślepia zwęziły się, gdy usłyszałam za nami ciche kroki, a następnie szelest liści. Odwróciliśmy się w tym samym momencie i niemal wpadliśmy na alphę.
- O! - ucieszył się rudy terrier.
- Jak się miewasz, Omego? - zapytał uprzejmie Nike. Delikatnie przekrzywiłam głowę.
- Szukałam cię, Nike. Chodź ze mną. - oznajmiła poważnie, lecz zanim ruszyła popatrzyła się na mnie. - Witaj, Nan i... do zobaczenia.
Odeszli. No cóż, znowu traktowano mnie jak powietrze. W pewnym sensie Omega przyszła mi z odsieczą. Teraz mogę spokojnie udać się na polowanie.
- Piękna pogoda. - wycedziłam, unosząc trójkątne uszy. Samiec uśmiechnął się słysząc ode mnie komentarz.
- Nieprawdaż? - przytaknął i zamerdał puchatym ogonem. Moje ślepia zwęziły się, gdy usłyszałam za nami ciche kroki, a następnie szelest liści. Odwróciliśmy się w tym samym momencie i niemal wpadliśmy na alphę.
- O! - ucieszył się rudy terrier.
- Jak się miewasz, Omego? - zapytał uprzejmie Nike. Delikatnie przekrzywiłam głowę.
- Szukałam cię, Nike. Chodź ze mną. - oznajmiła poważnie, lecz zanim ruszyła popatrzyła się na mnie. - Witaj, Nan i... do zobaczenia.
Odeszli. No cóż, znowu traktowano mnie jak powietrze. W pewnym sensie Omega przyszła mi z odsieczą. Teraz mogę spokojnie udać się na polowanie.
Od Nan cd. Lucy
- To bez znaczenia. - odpowiedziałam miękko, mrużąc oczy i przyglądając się przenikliwie suczce. W pewnym sensie nie chciałam przyznać się do błędu. Jak mogłam ją pomylić z wilkiem...? Może to to umaszczenie... Pokręciłam głowę, nie, chyba nie. Borderka usiadła na ziemi, ciężko dysząc. Wypuściłam powietrze z nozdrzy i poszłam w jej ślady. Teraz obie siedziałyśmy na zimnej glebie, patrząc na siebie wyczekująco.
- Jak się nazywasz? - z jej ust padło pytanie.
- Nan. - mruknęłam z niechęcią. - A ty? - skoro ona zna moje imię, to nie chciałabym pozostawać jej dłużna.
- Lucy. - oznajmiła, a na jej pyszczku zakwitł serdeczny uśmiech. Zmarszczyłam nos. Porozmawiałyśmy chwilę.
- Jak się nazywasz? - z jej ust padło pytanie.
- Nan. - mruknęłam z niechęcią. - A ty? - skoro ona zna moje imię, to nie chciałabym pozostawać jej dłużna.
- Lucy. - oznajmiła, a na jej pyszczku zakwitł serdeczny uśmiech. Zmarszczyłam nos. Porozmawiałyśmy chwilę.
piątek, 6 marca 2015
Od Taylor CD Despero
-Raczej nie odchodził po to, żebym do niego przyłaziła... - szepnęłam.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Bardzo mi go brakowało... Nie dałam rady nawet się podnieść. Musiałam wyglądać bardzo żałośnie...
-Jak źle teraz wyglądam? - powiedziałam tak cicho, żeby nie usłyszał.
-Nie wyglądasz źle... - o dziwo usłyszał.
-Zamiast "źle" dam słowo "żałośnie"... lepiej? - spojrzałam w niebo.
<Dess?>
Nie wiedziałam co powiedzieć. Bardzo mi go brakowało... Nie dałam rady nawet się podnieść. Musiałam wyglądać bardzo żałośnie...
-Jak źle teraz wyglądam? - powiedziałam tak cicho, żeby nie usłyszał.
-Nie wyglądasz źle... - o dziwo usłyszał.
-Zamiast "źle" dam słowo "żałośnie"... lepiej? - spojrzałam w niebo.
<Dess?>
Od Taylor CD Lucy
-Lucy... Nie musisz tego robić... Może... Może wróci... - otarłam łzy -Pozostało mi mieć nadzieję... - wzięłam głęboki oddech, jednak nic nie powiedziałam.
-Tay... - spojrzała na mnie i pokiwała głową.
Bardzo mi go brakowało, ale raczej nie po to odszedł, żebym do niego przyłaziła... Może właśnie ode mnie chciał uciec? Przegryzłam "wargę" (nie znam się na budowie psa :x).
<Lucy?>
-Tay... - spojrzała na mnie i pokiwała głową.
Bardzo mi go brakowało, ale raczej nie po to odszedł, żebym do niego przyłaziła... Może właśnie ode mnie chciał uciec? Przegryzłam "wargę" (nie znam się na budowie psa :x).
<Lucy?>
Od Despero C.D. Taylor
Pokręciłem tylko głową...wiedziałem,że prędzej czy pózniej ta historia skończy się w taki sposób.Łzy Taylor wciąż lały się na ziemię,a ona sama leżała na niej i nie chciała wstać...chyba nawet domyślałem się co ona teraz czuję.Też w życiu straciłem ukochaną osobę i też bardzo ciężko to znosiłem.Podszedłem bliżej Taylor i niepewnie objąłem ją przyjacielsko jedną łapą.
-Ale czy to na pewno musi być koniec?Nie możecie się jakoś jeszcze spotykać?-Zacząłem wypytywać by znalezć jakieś wyjście z tej sytuacji.
(Taylor?)
-Ale czy to na pewno musi być koniec?Nie możecie się jakoś jeszcze spotykać?-Zacząłem wypytywać by znalezć jakieś wyjście z tej sytuacji.
(Taylor?)
Od Lucy C.D Taylor
- Skoro wam się układało, to po co by odchodził do innej suczki? - Zapytałam.
Taylor myślała nad odpowiedzią.
- Tego to ja nie wiem. - Odpowiedziała. - To już jego wola.
Przekręciłam oczami. Nie rozumiałam Tay. Skoro go kochała, to dlaczego nie chciała go szukać? W tej chwili przypomniały mi się opowieści mojej matki o moim ojcu. Nigdy nie mówiła jak ma na imię, gdzie mieszka... Jednak ja wiedziałam, że kiedyś go spotkam... Lub znajdę... I wiedziałam, że niedługo podejmę się tego zadania...
- Jeśli nie chcesz go szukać, to zrobię to za ciebie. - Powiedziałam po dłuższej chwili ciszy.
<Tay?>
Taylor myślała nad odpowiedzią.
- Tego to ja nie wiem. - Odpowiedziała. - To już jego wola.
Przekręciłam oczami. Nie rozumiałam Tay. Skoro go kochała, to dlaczego nie chciała go szukać? W tej chwili przypomniały mi się opowieści mojej matki o moim ojcu. Nigdy nie mówiła jak ma na imię, gdzie mieszka... Jednak ja wiedziałam, że kiedyś go spotkam... Lub znajdę... I wiedziałam, że niedługo podejmę się tego zadania...
- Jeśli nie chcesz go szukać, to zrobię to za ciebie. - Powiedziałam po dłuższej chwili ciszy.
<Tay?>
Od Converse'a do Doo
Obudziły mnie promienie słońca. Widząc roztopiony śnieg u stóp mojej jaskinii uśmiechnąłem się. Wiosna nadchodzi! Co prawda jeszcze trochę na nią poczekam, ale już widywałem jej oznaki.
Nagle usłyszałem kroki. Zwykłe, radosne kroki. Postanowiłem sprawdzić, kto je stawiał. Wyszedłem przed psa. Był to Doo. W pierwszej chwili spojrzał w miejsce, gdzie powinna być łapa.
-Converse, prawda? - spytał.
-Widzę, że jestem dość sławny. - uśmiechnąłem się -O ile się nie mylę, Ciebie nazywają Doo?
Pies kiwnął głową potwierdzająco.
-Powodzenia w wyborach na gammę. - uśmiechnąłem się szczerze.
<Doo? Powodzenia :D>
Nagle usłyszałem kroki. Zwykłe, radosne kroki. Postanowiłem sprawdzić, kto je stawiał. Wyszedłem przed psa. Był to Doo. W pierwszej chwili spojrzał w miejsce, gdzie powinna być łapa.
-Converse, prawda? - spytał.
-Widzę, że jestem dość sławny. - uśmiechnąłem się -O ile się nie mylę, Ciebie nazywają Doo?
Pies kiwnął głową potwierdzająco.
-Powodzenia w wyborach na gammę. - uśmiechnąłem się szczerze.
<Doo? Powodzenia :D>
Od Taylor CD Lucy
-Nie... On by tego nie chciał... - szepnęłam.
-Jak to? - suczka popatrzyła na mnie zdziwiona -Przecież wam się układało...
-Tak, ale odszedł. Może znalazł tam kogoś innego i nie chce, żebym mu przeszkadzała? - spuściłam łeb.
Suczka milczała.
Może miała rację? Bardzo chciałam go zobaczyć jeszcze chociaż ten jeden raz, ale nie byłam pewna, czy nie uzna tego za głupie... Nie zniosłabym widoku jego z inną suczką, a pewnie dlatego odszedł... Mogłam się mylić, ale... Było milion "ale". Znalazłam już conajmniej tysiąc powodów, dlaczego odszedł, ale żaden nie przemawiał do mnie tak, jak ten...
Podzieliłam się moimi myślami z Lucy.
<Lucy?>
-Jak to? - suczka popatrzyła na mnie zdziwiona -Przecież wam się układało...
-Tak, ale odszedł. Może znalazł tam kogoś innego i nie chce, żebym mu przeszkadzała? - spuściłam łeb.
Suczka milczała.
Może miała rację? Bardzo chciałam go zobaczyć jeszcze chociaż ten jeden raz, ale nie byłam pewna, czy nie uzna tego za głupie... Nie zniosłabym widoku jego z inną suczką, a pewnie dlatego odszedł... Mogłam się mylić, ale... Było milion "ale". Znalazłam już conajmniej tysiąc powodów, dlaczego odszedł, ale żaden nie przemawiał do mnie tak, jak ten...
Podzieliłam się moimi myślami z Lucy.
<Lucy?>
Od Alex'a C.D. Omegi
Pognałem za suczką. Poszliśmy nad jezioro. Szliśmy dość szybkim krokiem co mnie trochę męczyło. W końcu mam jakieś tam problemy. Gwałtownie usiadłem. Omega szła dalej. Zaśmiałem się cicho.
- Poczekaj! - krzyknąłem za nią. Zatrzymała się i obejrzała. Uśmiechnęła się do siebie podchodząc do mnie. Usiadłam na przeciwko.
- Co się stało? - spytała patrząc na mnie. Uśmiechnąłem się. Westchnąłem głośno na chwilę wstrzymując oddech.
- No więc... Zacznę od początku...
- Ale o co chodzi? - zadała pytanie ponownie. Przewróciłem oczami. Nie dała mi dokończyć. Zaśmiałem się tylko i z uśmiechem zacząłem kończyć moje zdanie.
- O to, że... No mam małe problemy z sercem więc... Po prostu dość szybko się męczę, dlatego też usiadłem. - rzekłem. Omega słuchała z zaciekawieniem. Spojrzałem na nią.
< Omega? No i co ty na to? >
czwartek, 5 marca 2015
Od Lucy C.D Taylor
- Współczuję ci - Odpowiedziałam.
- Tak dziwnie się czuję, gdy nie ma go w sforze... Brakuje mi go... - Powiedziała, po czym zaczęła cicho szlochać.
- Tay, nie płacz. - Aż zrobiło mi się smutno, gdy spojrzałam na Taylor.
Ona dalej płakała. W końcu coś przyszło mi do głowy.
- A mówił ci dokąd idzie? - Zapytałam po dłuższej chwili ciszy.
- Nie... - Wykrztusiła.
- No ale nie mógł odejść daleko. Może go poszukasz? Mogę ci pomóc. - Zaproponowałam.
<Tay?>
- Tak dziwnie się czuję, gdy nie ma go w sforze... Brakuje mi go... - Powiedziała, po czym zaczęła cicho szlochać.
- Tay, nie płacz. - Aż zrobiło mi się smutno, gdy spojrzałam na Taylor.
Ona dalej płakała. W końcu coś przyszło mi do głowy.
- A mówił ci dokąd idzie? - Zapytałam po dłuższej chwili ciszy.
- Nie... - Wykrztusiła.
- No ale nie mógł odejść daleko. Może go poszukasz? Mogę ci pomóc. - Zaproponowałam.
<Tay?>
Od Taylor CD Lucy
Wzięłam głęboki wdech. Była bardzo miła, więc chyba mogłam jej zaufać o o tym powiedzieć.
-Znasz Maxwella? Brata Omegi. - spojrzałam na suczkę poważnie.
-Kojarzę. - odpowiedziała.
-Kiedyś był moim partnerem... - na samo wspomnienie się uśmiechnęłam.
-Kiedyś? - znów suczka przechyliła łebek w ten sam, śmieszny sposób.
-Zaczęło nam się psuć... I się rozstaliśmy... - spuściłam łeb.
-Współczuję. - Lucy pokiwała głową.
-Ale to nie dlatego jestem taka... - w myślach przygotowałam się na najgorsze -Ostatnio zaczęło się nam znów układać...
-To fantastycznie! - krzyknęła.
-Nie do końca... Max... On... - nie mogłam wykrztusić tego słowa, utknęło mi w gardle na dobre...
-On? - suczka próbowała mi pomóc.
-Odszedł... - tym razem nie powiedziałam tego załamanym głosem, pomimo, że chciałam. Wyszło zimne i oshłe słowo przypominające mój teraźniejszy charakter...
<Lucy?>
środa, 4 marca 2015
Od Lucy C.D Taylor
Nagle zauważyłam, że Tay posmutniała. W oczach miała łzy.
- Co się stało? - Zapytałam.
- Nic, nic... - Odpowiedziała ze smutkiem w głosie.
- Przecież widać, że posmutniałaś. - Powiedziałam. - Co się stało?
- Nieważne... - Powiedziała po czym zamilkła.
<Tay? Co siem dzieje? xd>
- Co się stało? - Zapytałam.
- Nic, nic... - Odpowiedziała ze smutkiem w głosie.
- Przecież widać, że posmutniałaś. - Powiedziałam. - Co się stało?
- Nieważne... - Powiedziała po czym zamilkła.
<Tay? Co siem dzieje? xd>
Od Taylor CD Lucy
Otrzepałam się z zimnej wody i ruszyłam do jaskini medyków. Lucy szła za mną.
-Gdzie idziemyyy? - spytała.
-Do jaskini, w której pracuję. - odpowiedziałam.
-Po cooo? - przekręciła śmiesznie łebek i patrzyła na mnie z ciekawością, niczym szczeniak.
-Po to, żeby wypić ciepłą herbatkę i zwalczyć grypę, zanim się pojawi. - powoli zaczynałam tracić cierpliwość. Ogólnie zepsuł mi się humor i ciągle chciało mi się płakać... Może to przez odejście Max'a..?
<Lucy?>
-Gdzie idziemyyy? - spytała.
-Do jaskini, w której pracuję. - odpowiedziałam.
-Po cooo? - przekręciła śmiesznie łebek i patrzyła na mnie z ciekawością, niczym szczeniak.
-Po to, żeby wypić ciepłą herbatkę i zwalczyć grypę, zanim się pojawi. - powoli zaczynałam tracić cierpliwość. Ogólnie zepsuł mi się humor i ciągle chciało mi się płakać... Może to przez odejście Max'a..?
<Lucy?>
Od Taylor CD Despero
-Nie martw się, poszukamy jej razem... -westchnęłam.
Zaczęliśmy rozglądać się po całej polanie. Nigdzie nie było ani śladu.
-Leż, ja poszukam. - powiedziałam widząc zmęczenie Despero.
-Ale... - pies przez chwilę się wahał, jednak gdy zobaczył moją stanowczą minę nie ważył się protestować.
~***~
Biegłam przez lasek, gdy nagle coś odbiło światło słoneczne prosto mi w oczy oślepiając mnie tym na parę sekund.
-Obroża... - mruknęłam i na ślepo podeszłam do przedmiotu. Podniosłam ją i ruszyłam z powrotem na polanę.
~***~
Parę wydarzeń później:
~***~
-Masz... - rzuciłam psu obrożę.
-Dziękuję Taylor, jesteś wielka! - krzyknął uradowany, widząc moją zapłakaną minę zmienił ton. -Coś się stało?
Parę moich łez kapnęło na ziemię. Zdołałam wykrztusić tylko jedno słowo.
-Odszedł...
Zaraz po tym upadłam na ziemię. Nie miałam siły wstać i nie chciałam mieć na to siły... Woda z moich oczu lała się strumieniami, jednak niczego nie mogłam z tym zrobić. Po prostu leżałam na ziemi żałośnie i nie zamierzałam z niej wstać...
<Despero?>
Zaczęliśmy rozglądać się po całej polanie. Nigdzie nie było ani śladu.
-Leż, ja poszukam. - powiedziałam widząc zmęczenie Despero.
-Ale... - pies przez chwilę się wahał, jednak gdy zobaczył moją stanowczą minę nie ważył się protestować.
~***~
Biegłam przez lasek, gdy nagle coś odbiło światło słoneczne prosto mi w oczy oślepiając mnie tym na parę sekund.
-Obroża... - mruknęłam i na ślepo podeszłam do przedmiotu. Podniosłam ją i ruszyłam z powrotem na polanę.
~***~
Parę wydarzeń później:
~***~
-Masz... - rzuciłam psu obrożę.
-Dziękuję Taylor, jesteś wielka! - krzyknął uradowany, widząc moją zapłakaną minę zmienił ton. -Coś się stało?
Parę moich łez kapnęło na ziemię. Zdołałam wykrztusić tylko jedno słowo.
-Odszedł...
Zaraz po tym upadłam na ziemię. Nie miałam siły wstać i nie chciałam mieć na to siły... Woda z moich oczu lała się strumieniami, jednak niczego nie mogłam z tym zrobić. Po prostu leżałam na ziemi żałośnie i nie zamierzałam z niej wstać...
<Despero?>
Od Lucy C.D Taylor
- Zima się kończy, wiosna zaczyna. - Odpowiedziałam.
- Ale woda nadal zimna. - Dalej mówiła.
- Aż tak zimno nie jest, nie przesadzaj. - Powiedziałam.
- Nie wiem jak ty, ale ja wychodzę. - Odpowiedziała po czym wyszła z wody.
- Dobra, dobra, idę z tobą. - Powiedziałam i wyszłam za suczką.
<Tay? U mnie już wiosna :D>
- Ale woda nadal zimna. - Dalej mówiła.
- Aż tak zimno nie jest, nie przesadzaj. - Powiedziałam.
- Nie wiem jak ty, ale ja wychodzę. - Odpowiedziała po czym wyszła z wody.
- Dobra, dobra, idę z tobą. - Powiedziałam i wyszłam za suczką.
<Tay? U mnie już wiosna :D>
Od Taylor CD Lucy
Wskoczyłam do wody.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł pływać zimą... przeziębimy się. - westchnęłam.
-Oj tam oj tam, już marzec! - krzyknęła.
-Marzec czy nie marzec i tak jest zimno! - odkrzyknęłam -Przeziębiona medyczka, zarażę pacjentów -zaczęłam marudzić.
<Lucy? Ty pamiętasz, że jest zima, prawda? XD>
Od Omegi C.D. Alex
- Jakieś pytania zanim zatwierdzisz dołączenie? - spojrzałam na niego pytająco.
- Macie tu jakieś ustalone tereny, stanowiska i tak dalej... ? - uniósł brew.
- Mhm... Wiesz coś o choróbskach nie choróbskach u psów?
Pies kiwnął przytakująco łbem.
- No to jesteś medykiem. A tereny zaraz Ci pokażę - uśmiechnęłam się i ruszyłam nad jezioro - No choć! - zaśmiałam się i zawołałam psa.
<Alex? Sory, że tak długo... I, że taki krótki opek xd>
- Macie tu jakieś ustalone tereny, stanowiska i tak dalej... ? - uniósł brew.
- Mhm... Wiesz coś o choróbskach nie choróbskach u psów?
Pies kiwnął przytakująco łbem.
- No to jesteś medykiem. A tereny zaraz Ci pokażę - uśmiechnęłam się i ruszyłam nad jezioro - No choć! - zaśmiałam się i zawołałam psa.
<Alex? Sory, że tak długo... I, że taki krótki opek xd>
Od Maxwell'a "Do zobaczenia... A raczej żegnaj... "
[...]
Nagle podeszła do mnie dziewczynka. Zaczęła się uśmiechać i podskakiwać.
- Mamo! Mamo! Zobacz! Piesek! - krzyczała uradowana piskliwym głosikiem.
Kobieta spojrzała na mnie troskliwym i współczującym wzrokiem. Podeszła do dziewczynki i kucnęła obok niej.
- Mamusiu... Weźmiemy go... ? - mała wbiła błagalny wzrok w swoją matkę.
Obydwie podeszły do mnie. Starsza wyciągnęła do mnie rękę.
- Chodź z nami... - szepnęła - Pomożemy Ci... - założyła sznurek na moją szyję i delikatnie pociągnęła go, bym wstał.
Ruszyłem za nimi. Nie miałem wybory...
[...]
Znaleźliśmy się w domu. Był duży, zadbany, był po prostu piękny... Delikatnie stawiałem swoje ubrudzone łapy na posadzce. Kobieta zdjęła mi sznurek z szyi.
- Wykąpiemy Cię rudzielcu - podniosła mnie i zaniosła do łazienki - Madzia! Przynieś mi szampon Tiki! - krzyknęła do dziewczynki.
~Tika? Kto to może być... ?~
Po chwili dziewczynka przyniosła jakąś butelkę, a jej mama włożyła mnie do wanny i zaczęła polewać wodą... Po godzinie wypuścili mnie z łazienki. Gdy otrzepałem się usłyszałem za sobą głośny szczek. Za mną stała czarna terierka niemiecka.
- Tika... ? - spojrzałem na nią niepewnie.
- Tak, Tika. A Ty skąd się tu wziąłeś... ? - spojrzała na mnie pewnie.
- Sam nie wiem jak to opisać... - westchnąłem.
- Jak Twoje imię? - uśmiechnęła się.
- Maxwell - odparłem.
- Może być, ale raczej wątpię, żeby oni to wiedzieli - zaśmiała się.
Nagle poczułem mocny zapach świeżego mięsa. Suka rzuciła mi łagodny wzrok.
- No idź... Dla Ciebie - kiwnęła przyjaźnie głową.
Odwzajemniłem jej uśmiech i ruszyłem za zapachem [...]
~Kilka tygodni później~
Kobieta otworzyła mi drzwi.
- Idź... Wiem, że masz gdzieś tam rodzinę... Nie ważne czy ludzką czy psią. Pamiętaj, że zawsze możesz wrócić... - uśmiechnęła się do mnie.
Spojrzałem jej w oczy, a ona przykucnęła. ~Czekajcie na mnie...~ Polizałem ją i pognałem do sfory.
[...]
Czułem zapachy psów... Dawno tu nie byłem. Stęskniłem się... Od razu poszedłem do Omegi. Na szczęście była u siebie w jaskini.
- Siostra... Sprawa jest... - westchnąłem niepewnie.
- O wróciłeś... ! Martwiłam się - przytuliła się do mnie.
- Znalazłem rodzinę... - spuściłem wzrok.
- No to zaproś ją do sfory, chcę ją poznać - uśmiechnęła się.
- Ale nie taką rodzinę... Taką... Taką ludzką - stwierdziłem.
Omega spojrzała na mnie oszołomiona. Po chwili niepewnie się uśmiechnęła.
- I ja chciałbym z nimi zostać... - szepnąłem.
Suczka znów się do mnie przytuliła.
- Pamiętaj o sforze... Odwiedzaj mnie czasami... - westchnęła.
- Dziękuję... O Tobie nie da się zapomnieć - delikatnie się zaśmiałem.
- Żegnamy się? - uniosła brew.
- Zegnamy - stwierdziłem wychodząc.
Teraz mnie czekała rozmowa z Taylor. Boje się tego... Boję się, że nie będę potrafić się z nią żegnać...
Siedziała nad jeziorem...
- Tay... ? - szepnąłem.
Suka odwróciła się patrząc na mnie, po czym niepewnym krokiem ruszyła w moją stronę.
- Gdzie byłeś... ? - uniosła brew i nieśmiało spojrzała mi w oczy.
- Ja... Nie ważne... Ale musimy pogadać... - spuściłem łeb.
Taylor spojrzała na mnie wyczekująco.
- Ja odchodzę... - szepnąłem - Kocham Cię - pocałowałem ją w pyszczek.
Pognałem szybko do domu... Może jeszcze tu wrócę. Może...
- Wykąpiemy Cię rudzielcu - podniosła mnie i zaniosła do łazienki - Madzia! Przynieś mi szampon Tiki! - krzyknęła do dziewczynki.
~Tika? Kto to może być... ?~
Po chwili dziewczynka przyniosła jakąś butelkę, a jej mama włożyła mnie do wanny i zaczęła polewać wodą... Po godzinie wypuścili mnie z łazienki. Gdy otrzepałem się usłyszałem za sobą głośny szczek. Za mną stała czarna terierka niemiecka.
- Tika... ? - spojrzałem na nią niepewnie.
- Tak, Tika. A Ty skąd się tu wziąłeś... ? - spojrzała na mnie pewnie.
- Sam nie wiem jak to opisać... - westchnąłem.
- Jak Twoje imię? - uśmiechnęła się.
- Maxwell - odparłem.
- Może być, ale raczej wątpię, żeby oni to wiedzieli - zaśmiała się.
Nagle poczułem mocny zapach świeżego mięsa. Suka rzuciła mi łagodny wzrok.
- No idź... Dla Ciebie - kiwnęła przyjaźnie głową.
Odwzajemniłem jej uśmiech i ruszyłem za zapachem [...]
~Kilka tygodni później~
Kobieta otworzyła mi drzwi.
- Idź... Wiem, że masz gdzieś tam rodzinę... Nie ważne czy ludzką czy psią. Pamiętaj, że zawsze możesz wrócić... - uśmiechnęła się do mnie.
Spojrzałem jej w oczy, a ona przykucnęła. ~Czekajcie na mnie...~ Polizałem ją i pognałem do sfory.
[...]
Czułem zapachy psów... Dawno tu nie byłem. Stęskniłem się... Od razu poszedłem do Omegi. Na szczęście była u siebie w jaskini.
- Siostra... Sprawa jest... - westchnąłem niepewnie.
- O wróciłeś... ! Martwiłam się - przytuliła się do mnie.
- Znalazłem rodzinę... - spuściłem wzrok.
- No to zaproś ją do sfory, chcę ją poznać - uśmiechnęła się.
- Ale nie taką rodzinę... Taką... Taką ludzką - stwierdziłem.
Omega spojrzała na mnie oszołomiona. Po chwili niepewnie się uśmiechnęła.
- I ja chciałbym z nimi zostać... - szepnąłem.
Suczka znów się do mnie przytuliła.
- Pamiętaj o sforze... Odwiedzaj mnie czasami... - westchnęła.
- Dziękuję... O Tobie nie da się zapomnieć - delikatnie się zaśmiałem.
- Żegnamy się? - uniosła brew.
- Zegnamy - stwierdziłem wychodząc.
Teraz mnie czekała rozmowa z Taylor. Boje się tego... Boję się, że nie będę potrafić się z nią żegnać...
Siedziała nad jeziorem...
- Tay... ? - szepnąłem.
Suka odwróciła się patrząc na mnie, po czym niepewnym krokiem ruszyła w moją stronę.
- Gdzie byłeś... ? - uniosła brew i nieśmiało spojrzała mi w oczy.
- Ja... Nie ważne... Ale musimy pogadać... - spuściłem łeb.
Taylor spojrzała na mnie wyczekująco.
- Ja odchodzę... - szepnąłem - Kocham Cię - pocałowałem ją w pyszczek.
Pognałem szybko do domu... Może jeszcze tu wrócę. Może...
Od Ignis'a C.D. Omega
Nabrałem dużo powietrza w płuca,a pózniej westchnąłem ciężko i spojrzałem się za siebie patrząc jak Omega odchodzi.Potem znów odwróciłem się patrząc na horyzont i znów westchnąłem ciężko tak samo jak przedtem.Zacząłem sobie wszystko rozważać i chciałem poważnie przemyśleć to odejście.Zamknąłem oczy pozwalając by tą długą ciszę przerywał tylko wiatr.Słońce powoli zaczęło zachodzić,a ja położyłem się tak gdzie stałem i zasnąłem.
~~~~~~~~
Kiedy obudziłem się słońce było już wysoko,a wszystkie psy ze sfory pewnie się już dawno obudziły.Przeciągnąłem się tylko i udałem się do lasu by złapać swoje dzisiejsze śniadanie.Właśnie na moje szczęście lub nieszczęście na drugim końcu polany zauważyłem Omegę.
(Omega?)
~~~~~~~~
Kiedy obudziłem się słońce było już wysoko,a wszystkie psy ze sfory pewnie się już dawno obudziły.Przeciągnąłem się tylko i udałem się do lasu by złapać swoje dzisiejsze śniadanie.Właśnie na moje szczęście lub nieszczęście na drugim końcu polany zauważyłem Omegę.
(Omega?)
Od Despero C.D. Sniper
-No idę!-Odpowiedział i postawił niepewnie łapę na jezdni,a potem podbiegł do mnie.
-Gdzie to jest?-Spytał Sniper rozglądając się po ulicy.
-Tak za zakrętem jest taki garaż.Widzisz?To w nim odbywają się wszystkie walki.-Odpowiedziałem wskazując łapą na stary,czerwony garaż.Pies kiwnął głową na znak,że zrozumie,a ja ruszyłem w stronę garażu.Sniper pobiegł za mną,a po krótkim czasie stanął razem ze mną przed garażem.Otworzyłem łapą drzwi,a pies wszedł do środka.Ja wszedłem za nim i zamknąłem je.Kiedy byliśmy już w środku naszym oczom ukazała się masa psów i ludzi.
(Sniper?)
-Gdzie to jest?-Spytał Sniper rozglądając się po ulicy.
-Tak za zakrętem jest taki garaż.Widzisz?To w nim odbywają się wszystkie walki.-Odpowiedziałem wskazując łapą na stary,czerwony garaż.Pies kiwnął głową na znak,że zrozumie,a ja ruszyłem w stronę garażu.Sniper pobiegł za mną,a po krótkim czasie stanął razem ze mną przed garażem.Otworzyłem łapą drzwi,a pies wszedł do środka.Ja wszedłem za nim i zamknąłem je.Kiedy byliśmy już w środku naszym oczom ukazała się masa psów i ludzi.
(Sniper?)
Od Raphael;a C.D. Roxi
Przełknąłem dość głośno ślinę i spojrzałem się na Roxi.
-A czemu pytasz?-Spytałem się lekko zirytowany i może nawet i wystraszony.
-Tak jakoś.To był czy nie?-Odpowiedziała z ciekawością w głosie.
-No...był.-Odpowiedziałem i spojrzałem się na horyzont.
-Czego chciał?-Spytała zdziwiona Roxi.
-Niczego...chciał się tylko pożegnać...-Odpowiedziałem i przeniosłem wzrok na suczkę.
(Roxi?)
-A czemu pytasz?-Spytałem się lekko zirytowany i może nawet i wystraszony.
-Tak jakoś.To był czy nie?-Odpowiedziała z ciekawością w głosie.
-No...był.-Odpowiedziałem i spojrzałem się na horyzont.
-Czego chciał?-Spytała zdziwiona Roxi.
-Niczego...chciał się tylko pożegnać...-Odpowiedziałem i przeniosłem wzrok na suczkę.
(Roxi?)
Od Despero C.D. Taylor
Komuś jeszcze na mnie zależy?Nawet miło wiedzieć...Nagle przypomniałem sobie o tej obroży.Zerwałem się i zacząłem pędzić w stronę polany,ale kiedy przebiegłem tylko siedem metrów upadłem na ziemia.Taylor szybko podbiegła do mnie.
-O co chodzi?-Spytała lekko zdenerwowana.-Nie możesz się przemęczać.-Dodała.
-Muszę odzyskać obrożę...-Odpowiedziałem.
-Mówiłam ci już,że żadna obroża...
Wtedy przerwałem jej.
-Ale to obroża mojego przyjaciela!Obiecałem mu,że będę ją pilnował i bronił za wszelką cenę.
-Nawet za cenę życia?-Spytała zdziwiona.
-Tak,nawet za cenę życia.Obietnica zawarta ze mną nigdy nie zostanie złamana.-Odpowiedziałem i podniosłem się by biec dalej.Chociaż łapy bolały mnie mocno i obcierałem się o ostre gałęzie biegłem dalej.Kiedy wpadłem na tą polanę zdyszany położyłem się na ziemi by trochę odpocząć,ale kiedy podniosłem łeb zdziwiło mnie to,że nie było ciała Mieszańca,ani obroży.Po chwili na polanę przybiegła Taylor.
-Nie ma jej...-Wyszeptałem rozglądając się z zdenerwowaniem po polanie.
(Taylor?Sorry,że tak długo...)
-O co chodzi?-Spytała lekko zdenerwowana.-Nie możesz się przemęczać.-Dodała.
-Muszę odzyskać obrożę...-Odpowiedziałem.
-Mówiłam ci już,że żadna obroża...
Wtedy przerwałem jej.
-Ale to obroża mojego przyjaciela!Obiecałem mu,że będę ją pilnował i bronił za wszelką cenę.
-Nawet za cenę życia?-Spytała zdziwiona.
-Tak,nawet za cenę życia.Obietnica zawarta ze mną nigdy nie zostanie złamana.-Odpowiedziałem i podniosłem się by biec dalej.Chociaż łapy bolały mnie mocno i obcierałem się o ostre gałęzie biegłem dalej.Kiedy wpadłem na tą polanę zdyszany położyłem się na ziemi by trochę odpocząć,ale kiedy podniosłem łeb zdziwiło mnie to,że nie było ciała Mieszańca,ani obroży.Po chwili na polanę przybiegła Taylor.
-Nie ma jej...-Wyszeptałem rozglądając się z zdenerwowaniem po polanie.
(Taylor?Sorry,że tak długo...)
Od Lucy C.D Taylor
Masz rację. Ja bym tutaj nie chciała wtedy być. - Powiedziałam.
Ja też. - Odpowiedziała.
Chwilę po tym byłyśmy już nad jeziorem. Uwielbiałam pływać od dzieciństwa, więc zaraz wskoczyłam do wody.
- Ej, zaczekaj! - Krzyknęła Tay, po czym wskoczyła do wody.
- No to się pośpiesz! - Wykrzyknęłam z uśmiechem.
<Tay? U mnie już lepiej, chociaż nadal nie za dobrze ;/>
Ja też. - Odpowiedziała.
Chwilę po tym byłyśmy już nad jeziorem. Uwielbiałam pływać od dzieciństwa, więc zaraz wskoczyłam do wody.
- Ej, zaczekaj! - Krzyknęła Tay, po czym wskoczyła do wody.
- No to się pośpiesz! - Wykrzyknęłam z uśmiechem.
<Tay? U mnie już lepiej, chociaż nadal nie za dobrze ;/>
wtorek, 3 marca 2015
Od Taylor CD Lucy
-Jasne. - uśmiechnęłam się.
Suczka była bardzo przyjaźnie nastawiona, co mnie ucieszyło.
W pewnym momencie usłyszałyśmy głośny huk dobiegający z lasu. Od razu tam pobiegłyśmy. Okazało się, że to tylko gałąź spadła z drzewa.
-Dobrze, że nikt akurat tędy nie przechodził... - na samą myśl przeszły mnie dreszcze.
<Lucy? U mnie też słabo :/>
Suczka była bardzo przyjaźnie nastawiona, co mnie ucieszyło.
W pewnym momencie usłyszałyśmy głośny huk dobiegający z lasu. Od razu tam pobiegłyśmy. Okazało się, że to tylko gałąź spadła z drzewa.
-Dobrze, że nikt akurat tędy nie przechodził... - na samą myśl przeszły mnie dreszcze.
<Lucy? U mnie też słabo :/>
Od Lucy C.D Taylor
- Jestem Lucy - Odpowiedziałam.
- Należysz do PoC'a? - Zapytała.
- Od jakiegoś czasu należę. - Powiedziałam z uśmiechem na pysku.
- Ja też. Jestem tam medyczką. - Odpowiedziała.
- Miło poznać. - Powiedziałam ze śmiechem na pysku.
- Nawzajem, nawzajem. - Odpowiedziała po czym wybuchnęła śmiechem.
- Może pójdziemy nad jezioro? - Zapytałam.
<Tay? Lekki brakus wenus pospolitus xd>
- Należysz do PoC'a? - Zapytała.
- Od jakiegoś czasu należę. - Powiedziałam z uśmiechem na pysku.
- Ja też. Jestem tam medyczką. - Odpowiedziała.
- Miło poznać. - Powiedziałam ze śmiechem na pysku.
- Nawzajem, nawzajem. - Odpowiedziała po czym wybuchnęła śmiechem.
- Może pójdziemy nad jezioro? - Zapytałam.
<Tay? Lekki brakus wenus pospolitus xd>
Od Taylor
Szłam przy jeziorze, pogoda była piękna. Błękitne niebo pięknie komponowały się z białymi chmurami. Nagle kogoś zobaczyłam. Postanowiłam podbiec.
-Hej. - powiedziałam i się uśmiechnęłam.
-Hej. - odpowiedział/a pies/suczka.
-Jestem Taylor, a Ty? - popatrzyłam na psa/suczkę wesoło.
<Psie/suczko? Z jakiegoś powodu nikt teraz nie pisze w sforze, postanowiłam to zmienić :D>
-Hej. - powiedziałam i się uśmiechnęłam.
-Hej. - odpowiedział/a pies/suczka.
-Jestem Taylor, a Ty? - popatrzyłam na psa/suczkę wesoło.
<Psie/suczko? Z jakiegoś powodu nikt teraz nie pisze w sforze, postanowiłam to zmienić :D>
poniedziałek, 2 marca 2015
niedziela, 1 marca 2015
Gammy!
Chciałabym abyście zadecydowali kto ma zostać gammą. Dwa psy, które wytypowałam to Converse i Doo. Ten, który zdobędzie więcej głosów zostanie gammą. Głosować mają tylko członkowie PoC.
Powodzenia!
~Omega
Od Alex'a do Omegi
Dość długo błąkałem się po tym świecie. Uciekłem od ludzi... I co ja teraz zrobię? Nie wiedziałem jak długo będę jeszcze tak chodzić po tym świecie. Miałem nadzieję, że nie za długo.
Byłem głodny. Musiałem coś upolować. Szukałem zwierzyny. Jakiegoś pysznego jelenia albo łani. Może nawet królika lub chociaż małej myszki.
Jedzenie znalazłem po godzinie. Był to spory samiec jelenia. Piękne poroże, długie nogi, masywny i w kwiecie wieku. Wspaniale!
Byłem w skoku. Chciałem wgryźć się w szyję samca gdy coś we mnie uderzyło. Jednak jak się okazało to nie było coś. Był to pies. A dokładniej suka. Przygniotła mnie do ziemi.
- Co ty robisz!? - warknąłem widząc jak mój obiad ucieka. - Spłoszyłaś mi jedzenie! - zepchnąłem sukę z siebie jednym mocnym pchnięciem. Najeżyłem sierść i wyszczerzyłem kły. Zacząłem warczeć. Suka zrobiła to samo.
- Mogę zapytać cię o to samo... - warknęła na mnie. - Co robisz na terenach sfory?
- Jakiej sfory? - spytałem siadając. Nadal jednak byłem głodny.
- Pack of Characters... - suka cały czas warczała na mnie krążąc wokół mojej postaci. Przyglądałem jej się z zaciekawieniem. Bawiło mnie to co robiła.
- Przestań! - krzyknąłem gdy okrążała mnie chyba po raz setny. Suka usiadła na przeciwko mnie. - Jestem Alex. Und du? - przedstawiłem się, a pytanie zadałem po niemiecku.
- Że co? - spytała.
- Und du! Po niemiecku znaczy "A ty?", a w dokładnym tłumaczeniu "I ty?". - uśmiechnąłem się.
- Aha. No więc mam na imię Omega. - rzekła suka. - Jestem Alfą sfory, na której terenach obecnie przebywasz.
- No więc to jest ta sfora. - powiedziałem. - Już opuszczam jej tereny. - rzekłem wstając. Zacząłem odchodzić.
- Zaraz, zaraz. - zatrzymała mnie Omega. - Może dołączysz skoro już tutaj jesteś? - spytała.
- Zwątpiłbym w to jakby pytał mi się o to ktoś inny, ale w końcu to sama Alfa. Cóż za zaszczyt. - rzekłem z ironią w głosie.
- No więc?
- Niech ci będzie. - powiedziałem obojętnie. Suczka uśmiechnęła się delikatnie. Przewróciłem oczyma.
< Omega? Sprawisz mi ten zaszczyt i dokończysz? >
Byłem głodny. Musiałem coś upolować. Szukałem zwierzyny. Jakiegoś pysznego jelenia albo łani. Może nawet królika lub chociaż małej myszki.
Jedzenie znalazłem po godzinie. Był to spory samiec jelenia. Piękne poroże, długie nogi, masywny i w kwiecie wieku. Wspaniale!
Byłem w skoku. Chciałem wgryźć się w szyję samca gdy coś we mnie uderzyło. Jednak jak się okazało to nie było coś. Był to pies. A dokładniej suka. Przygniotła mnie do ziemi.
- Co ty robisz!? - warknąłem widząc jak mój obiad ucieka. - Spłoszyłaś mi jedzenie! - zepchnąłem sukę z siebie jednym mocnym pchnięciem. Najeżyłem sierść i wyszczerzyłem kły. Zacząłem warczeć. Suka zrobiła to samo.
- Mogę zapytać cię o to samo... - warknęła na mnie. - Co robisz na terenach sfory?
- Jakiej sfory? - spytałem siadając. Nadal jednak byłem głodny.
- Pack of Characters... - suka cały czas warczała na mnie krążąc wokół mojej postaci. Przyglądałem jej się z zaciekawieniem. Bawiło mnie to co robiła.
- Przestań! - krzyknąłem gdy okrążała mnie chyba po raz setny. Suka usiadła na przeciwko mnie. - Jestem Alex. Und du? - przedstawiłem się, a pytanie zadałem po niemiecku.
- Że co? - spytała.
- Und du! Po niemiecku znaczy "A ty?", a w dokładnym tłumaczeniu "I ty?". - uśmiechnąłem się.
- Aha. No więc mam na imię Omega. - rzekła suka. - Jestem Alfą sfory, na której terenach obecnie przebywasz.
- No więc to jest ta sfora. - powiedziałem. - Już opuszczam jej tereny. - rzekłem wstając. Zacząłem odchodzić.
- Zaraz, zaraz. - zatrzymała mnie Omega. - Może dołączysz skoro już tutaj jesteś? - spytała.
- Zwątpiłbym w to jakby pytał mi się o to ktoś inny, ale w końcu to sama Alfa. Cóż za zaszczyt. - rzekłem z ironią w głosie.
- No więc?
- Niech ci będzie. - powiedziałem obojętnie. Suczka uśmiechnęła się delikatnie. Przewróciłem oczyma.
< Omega? Sprawisz mi ten zaszczyt i dokończysz? >
Nowy Pies - Alex!
Imię: Alex - Jego prawdziwe imię brzmi Alexander, ale uważa to imię za "obciach" i przedstawia się jako Alex.
Pseudonim: Posługuje się skrótem swego imienia, czyli Alex, bo pełnej nazwy nie używa. Dla bliższych znajomych jest również Alexiem.
Płeć: Pies.
Wiek: 3 lata.
Stanowisko: Medyk
Głos: Dawid Kwiatkowski
Charakter: Alex ma zmienny charakter. Raz jest szorstki i małomówny, a innym razem pogodny, radosny i uśmiechnięty. Od szczeniaka miano go za nic, a jednak jest kulturalnym i poważnym psem, który nie zrobi nic bez pozwolenia człowieka. Nie lubi się chwalić swoimi prywatnymi sprawami. Nie można powiedzieć, że jest zamknięty w sobie, bo tak nie jest. On po prostu nie lubi się chwalić. Lubi ryzyko, tak samo jak zabawę. Można nawet powiedzieć, że gdy się bawi wygląda jak szczeniak. Dla sfory wskoczyłby nawet w ogień. Jest miły tylko dla wybranych, aczkolwiek członków sfory stara się traktować jak najlepiej. Nie można powiedzieć, że jest nieśmiały. On po prostu nie lubi wysłuchiwać podziękowań i sekretów. Jest samowystarczalny i potrafi się zadowolić grupką prawdziwych przyjaciół. Sumienny. Pracowity. Najczęściej idzie przez świat z uśmiechniętym pyskiem. Nie chwali się byle czym na prawo i lewo. Może się pobrudzić, może się ośmieszyć, a nawet poniżyć, ale jego zdaniem nic nie zmieni jego reputacji w sprawie władzy. Może być tajemniczy. Stara się być eleganckim psem, ale gdy zobaczy kałużę wody lub błota musi się wytarzać, a później powtarza sobie, że nigdy więcej tego nie zrobi. Ma cięty język, co stoi za tym, że potrafi się odgryźć.
Motto: "Świat nie musi mieć sensu. Sens rodzi się wraz z Twoją wyobraźnią. Czy jednak będzie on lepszy czy gorszy - to już Twoja decyzja."
Lubi: Wesołe, miłe i towarzyskie psy. Jest dobrze nastawiony na przebywanie w dużym towarzystwie, ale wystarczy mu również jeden pies bądź suczka, ważne by do kogoś otworzyć pysk.
Nie lubi: Przebywać w towarzystwie agresywnych, niemiłych, wybuchowych psów, czy takich, które często się obrażają. Sam ma zmienny i wybuchowy charakter więc ciężko będzie mu się dogadać z psami o identycznym charakterze.
Umiejętności: Alex jest inteligentnym psem, ale też leniwym. Jako pies, który od urodzenia przebywał w towarzystwie ludzi nauczył się komend typu siad, leżeć, zostań, do nogi. Do perfekcji nauczył się aport. Nie chwili się swoimi umiejętnościami, ale jest zwinny, szybki no i może trochę silny.
Spokrewnieni: W sforze niestety nie ma swojej rodziny, której mu brakuje, ale można powiedzieć, że jest ona dość liczna.
Partnerstwo: Brak.
Wygląd zewnętrzny:
- Rasa: Nova Scotia Duck Tolling Retriever (skrótowo Toller).
- Umaszczenie: Pomarańczowo-rude sierść z białymi znaczeniami.
- Włos: Gęsty i obfity z podszerstkiem.
- Sylwetka: Alex jest średniej wielkości psem. Silnie umięśniony, o głębokiej klatce piersiowej. Ma pomarańczowo-rudą sierść z białymi znaczeniami na pysku i klatce piersiowej. Posiada kościec średni, ciężki i zwartą budowę ciała. Oczy są średniej wielkości, migdałowego kształtu w kolorze bursztynu, o bardzo wyraźnym przyjacielskim i inteligentnym spojrzeniu. Uszy trójkątne, opadłe, średniej wielkości. Osadzone wysoko i dobrze. Mierzy 50 cm i waży 22 kg.
- Szczególne: Różowy nos i piękne pełne blasku oczy.
• Alex ma problemy z sercem, przez co szybko się męczy.
• Nie lubi zapachu kwiatów, które wywołują u niego kichanie. Widocznie ma na nie alergię.
Historia: No więc zacznijmy od początku... Pewnego słonecznego dnia do miasteczka nieopodal Londynu wprowadziła się rasowa suka - Lidera. Prababcia Alexa. Założyła tam sforę do której należało kilka psów z okolicy. Sfora zaczęła upadać zresztą tak samo jak miasteczko. Burmistrz i jego dalmatyńczyk - Fydo wyprowadzili się z miejscowości i mieszkańcy zaczęli szukać nowego burmistrza. Jednak nikt nie chciał nim być. Cóż... Wszyscy zaczęli się wyprowadzać z małego miasteczka, które w późniejszych czasach zniknęło z map. Lidera i jej właściciele - Agnes i Peter przeprowadzili się do Londynu gdzie podczas spaceru suka poznała psa. Również Tollera. Okazało się, że była z nim w ciąży. Kilka miesięcy później Lidera urodziła kilka szczeniąt z czego tylko jedno Alley było żywe. Resztę szczeniąt nazwano i pochowano na pobliskim cmentarzu dla zwierząt. Alley dorosła i została kupiona przez starszą kobietę, która później zmarła. Suczka dorastała na ulicy. I to tam zaszła w ciążę z Tollerem - Tonym. Ten zaakceptował to i opiekował się szczeniakami. Czwórkę szczeniąt złapali hycle, a pozostałą dwójką opiekowała się matka. Ojciec zaś polował. Jo (ojciec Alexa) i jego siostra byli dorośli gdy samochód potrącił Suzy. Jo nigdy sobie tego nie wybaczył. Na próbie złapania gołębia przyłapali go złodzieje psów. Złapali Joego i to właśnie wtedy poznał Marcy i jej rodziców Elizę i Lukea (czyt. Luka), którzy walczyli z innymi psami. Gdy Marcy i Jo mieli ogłosić, że są parą dowiedzieli się, że rodzice suki nie żyją. Suka nie mogła się z tym pogodzić, ale żyła dalej. Urodziła bliźnięta. Mikea i Clarę. Kochała ich nad życie. Clara była strasznie podobna do swojego dziadka Lukea, a Mike natomiast do babci Alley. Później urodził się Alex i jego brat bliźniak Jack. Ciężko było ich od siebie odróżnić. Na końcu urodziło się oczko w głowie matki i ojca - Anabella. Najmłodszy szczeniak Joego i Marcy. Reszta szczeniąt się nie liczyła. No cóż... Byli już dorośli. Alexa podczas spania w parku wzięła pewna kobieta o imieniu Marie. Gdy byli już w domu Marie podarowała go swojej córce - Nicoli - na osiemnaste urodziny. Dziewczyna zmarła na białaczkę, a Alex dowiadując się o tym od kobiety (matki Nicoli) uciekł w nocy i trafił na tą oto sforę.
Opiekun: koniara1002
Od Shaikoo do Omegi
Urodziłem się w hodowli wraz z dwójką rodzeństwa. Moja matka była zawodową czempionką, a ojciec zwyczajnym psem. Jako jedyny z hodowli miałem znamię pod lewą łapką w kształcie gwiazdy. Matka uważała mnie za innego za "wyjątkowego". Lubiłem pomagać rodzicom. Często ratowałem rodzeństwo z opałów. Ja tu gadu gadu... a na pewno chcielibyście dowiedzieć się jak dołączyłem do sfory. Otóż... Pewnego dnia ja wraz z ojcem poszliśmy na polowanie do lasu. Zapowiadało się fajnie... Gdy zauważyłem sarnę pobiegłem za nią nie powiadamiając o tym ojca. Nagle wpadłem do dziury z której nie umiałem się wydostać.Dziura była wielka i pełna pająków.Dość długo wyłem z jakieś trzy godziny. Gdy miałem skończyć wyć moim oczom ukazała się suczka rasy "Terier Irlandzki",która w magiczny sposób pomogła mi wydostać się. Okazało się, że jest Alfą sfory Pack of Character.I jeszcze w dodatku posiada piękne imię "Omega.Po dłuższej rozmowie z suczką okazało się,że jest dość fajna.Bez żadnych sprzeczek dołączyłem do sfory Omegi.Po dołączeniu każdy pies mnie przywitał. I'm king (zaśmiałem się) Gdy Omega miała pójść robić porządki postanowiłem zabrać ją na spacer
Omega?
Omega?
Subskrybuj:
Posty (Atom)