Zamknęłam oczy. Ziemia przede mną zawirowała, strącając mnie na podłogę. Wyczuwałam zapach wcale nie przyjemny dla nosa. Czuć w nim było stęchliznę i sól, z dodatkiem metalicznego smaku krwi.
Wiedziałam, że jest to już po prostu koniec mojego życia. Umierałam, chodź powoli. Świat pozwolił mi się nacieszyć tymi ostatnimi chwilami życia. Nie potrafiłam wstać, bałam się że znowu upadnę i nie będzie już powrotu na nogi. Jednak, powstrzymując okropny ból, podniosłam się i uniosłam wysoko głowę. Mimo woli otworzyłam oczy. Byłam w ciemnym pomieszczeniu bez okien, a jedyne światło docierało z otwartych drzwi.
Zniżyłam łeb, aby światło mnie nie raziło i powoli poszłam w stronę jasności. Było to wyjście. Wyjście do świata umarłych, czyli tam gdzie było moje miejsce. Wystawiłam pysk przez drzwi i zauważyłam znajome twarze.
Była tam matka i ojciec, którzy stali przede mną z uśmiechem. Ojciec podał mi łapę w zapraszającym geście, i byłam teraz naprawdę świadoma, że za chwilę odejdę z pierwszego życia.
Lecz kiedy uniosłam łapę by następnie poczuć pod nią dłoń rodziciela, poczułam szarpnięcie. Odwróciłam się i ujrzałam ... Niebo. Białe obłoki pływały spokojnie, po błękicie, raz po raz odsłaniając migoczące wesoło słońce. Leżałam na zielonej polance. Nikogo przy mnie nie było, z resztą widziałam wokół siebie jedynie drzewa, które oznaczały że owa polana znajduję się w lesie.
Jednak gdy podniosłam się, ujrzałam z daleka brzeg jeziora, i sylwetkę psa. Ze zdziwieniem zmarszczyłam brwi.
Nagle pyszczek samca podniósł się i zaczął iść w moją stronę(pies nie pysk). Gdy doszedł zauważyłam, znajomy pysk Converse`a.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Już chciałam coś powiedzieć, gdy pies odpowiedział mi na nie szybciej:
- Wreszcie się obudziłaś. - uśmiechnął się, czule i wyszczerzył ząbki. - Wydawałaś jakieś dziwne, pomruki i raz po raz milknęłaś, jakbyś umierała.
- Bo umierałam ...- mruknęłam sama do siebie a Converse tylko spojrzał na mnie pytająco. Po chwili podniosłam uradowana głowę i zawołałam: - Ja umierałam!
Con nic nie rozumiejąc spojrzał na mnie pytająco.
- Nie widzisz w tym sensu? - spytałam uśmiechając się promiennie. - Przecież, już nie muszę się bać śmierci! Wreszcie, mogę spać spokojnie, wiedząc że, prędzej czy później spotka mnie ten los, ten piękny i cudowny los! A nie taki jaki zawsze mi się wyobrażał! Czyli zawsze straszny, ciemny i bolesny ... - przerwałam patrząc wyczekująco na samca. Gdy on nie okazywał żadnych znaków, "porozumienia" westchnęłam - Dobra, nie ważne ... Ale ... ale tak właściwie dlaczego ja umierałam?
Converse jakby nagle nabrał animuszu, zaczął:
- No nie wiem ... po prostu spacerowałaś sobie i akurat cię minąłem, a ty nagle jakby upadłaś i ... No, ucichłaś. - odparł Con z dziwnym podekscytowaniem z głosie. - Później, okazało się że nie masz żadnej rany i tak czekałem aż się obudzisz, bo jak zauważyłaś jesteśmy trochę dalej od sfory.
Wstałam gwałtownie i zaczęłam rozglądać się gorączkowo.
- Spokojnie, Chica ... - spróbował mnie uspokoić - Przecież to wcale nie tak daleko! Tylko połowa tego lasu i jesteśmy w Pack`u!
Złagodniałam po chwili i uśmiechnęłam się przyjacielsko do samca.
- To co? Może pójdziemy do sfory, bo nie za bardzo bezpiecznie czuję się, za granicą.
<Con? Umarłam ^^>
Wiedziałam, że jest to już po prostu koniec mojego życia. Umierałam, chodź powoli. Świat pozwolił mi się nacieszyć tymi ostatnimi chwilami życia. Nie potrafiłam wstać, bałam się że znowu upadnę i nie będzie już powrotu na nogi. Jednak, powstrzymując okropny ból, podniosłam się i uniosłam wysoko głowę. Mimo woli otworzyłam oczy. Byłam w ciemnym pomieszczeniu bez okien, a jedyne światło docierało z otwartych drzwi.
Zniżyłam łeb, aby światło mnie nie raziło i powoli poszłam w stronę jasności. Było to wyjście. Wyjście do świata umarłych, czyli tam gdzie było moje miejsce. Wystawiłam pysk przez drzwi i zauważyłam znajome twarze.
Była tam matka i ojciec, którzy stali przede mną z uśmiechem. Ojciec podał mi łapę w zapraszającym geście, i byłam teraz naprawdę świadoma, że za chwilę odejdę z pierwszego życia.
Lecz kiedy uniosłam łapę by następnie poczuć pod nią dłoń rodziciela, poczułam szarpnięcie. Odwróciłam się i ujrzałam ... Niebo. Białe obłoki pływały spokojnie, po błękicie, raz po raz odsłaniając migoczące wesoło słońce. Leżałam na zielonej polance. Nikogo przy mnie nie było, z resztą widziałam wokół siebie jedynie drzewa, które oznaczały że owa polana znajduję się w lesie.
Jednak gdy podniosłam się, ujrzałam z daleka brzeg jeziora, i sylwetkę psa. Ze zdziwieniem zmarszczyłam brwi.
Nagle pyszczek samca podniósł się i zaczął iść w moją stronę(pies nie pysk). Gdy doszedł zauważyłam, znajomy pysk Converse`a.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Już chciałam coś powiedzieć, gdy pies odpowiedział mi na nie szybciej:
- Wreszcie się obudziłaś. - uśmiechnął się, czule i wyszczerzył ząbki. - Wydawałaś jakieś dziwne, pomruki i raz po raz milknęłaś, jakbyś umierała.
- Bo umierałam ...- mruknęłam sama do siebie a Converse tylko spojrzał na mnie pytająco. Po chwili podniosłam uradowana głowę i zawołałam: - Ja umierałam!
Con nic nie rozumiejąc spojrzał na mnie pytająco.
- Nie widzisz w tym sensu? - spytałam uśmiechając się promiennie. - Przecież, już nie muszę się bać śmierci! Wreszcie, mogę spać spokojnie, wiedząc że, prędzej czy później spotka mnie ten los, ten piękny i cudowny los! A nie taki jaki zawsze mi się wyobrażał! Czyli zawsze straszny, ciemny i bolesny ... - przerwałam patrząc wyczekująco na samca. Gdy on nie okazywał żadnych znaków, "porozumienia" westchnęłam - Dobra, nie ważne ... Ale ... ale tak właściwie dlaczego ja umierałam?
Converse jakby nagle nabrał animuszu, zaczął:
- No nie wiem ... po prostu spacerowałaś sobie i akurat cię minąłem, a ty nagle jakby upadłaś i ... No, ucichłaś. - odparł Con z dziwnym podekscytowaniem z głosie. - Później, okazało się że nie masz żadnej rany i tak czekałem aż się obudzisz, bo jak zauważyłaś jesteśmy trochę dalej od sfory.
Wstałam gwałtownie i zaczęłam rozglądać się gorączkowo.
- Spokojnie, Chica ... - spróbował mnie uspokoić - Przecież to wcale nie tak daleko! Tylko połowa tego lasu i jesteśmy w Pack`u!
Złagodniałam po chwili i uśmiechnęłam się przyjacielsko do samca.
- To co? Może pójdziemy do sfory, bo nie za bardzo bezpiecznie czuję się, za granicą.
<Con? Umarłam ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz