sobota, 7 marca 2015

Od Mangi do Nike

Wyczułam to... Tak, jakby czas sie zatrzymał... Brak poruszenia... Ten bezruch... Dopadał mnie. Zżerał kawałek po kawałeczku...
Całkiem niedawno, straciłam dzieci. A miało być tak pięknie... Kosztowało mnie to wysiłku i bólu po stracie bliskiej osoby... To dziwne uczucie. Nawet ich nie znałam, a już tęsknię, Oczy za szczypały mnie od łez. Dopiero co dałam im życie, a już zginęły. Smutne.
Stałam na skraju piaszczysto- błotnistego brzegu dobrze znanego wszystkim jeziora. Wiatr przewodził  delikatnie falami, marszcząc je i pieniąc. Ich grzbiety muskały moje mokre i brudne łapy, które po części zapadały się w błoto. Wczesny wieczór był chłodny i szary, lekki kujący wicher targał mą sierścią.  Z daleka dało się słyszeć wesołe poszczekiwania i śmiechy innych psów, które w ten dzień postanowiły pocieszyć się z życia.
Westchnęłam, a moje krótkie uszy zafalowały na wietrze. Słońce ukryło się za gęstą szarą pierzyną chmur. Bałam się, że zacznie się ściemniać. Łapy marzły mi w wodzie po kostki. Na drugim brzegu samotnie spędzało czas jeszcze parę zagubionych w życiu psów. Wśród nich poznałam Sanito. Zrobiło mi się go żal, w końcu pewnie mocno cierpi z powodu Kory.
Nie chciało mi się wracać. Nie chcę znów wpaść w to samo błędne koło, powtarzać czynności po kilkadziesiąt razy. Chcę skończyć z tym. 
Stwierdziłam, że zasnę tutaj. W zimnym błocie. Instynkt opuścił mnie kilka dni temu, wraz z szczeniakami. 
Kidy śmiechy psów ucichły, samotne psy z tamtego brzegu już dawno wróciły do jaskiń, ja ułożyłam się wygodnie nad brzegiem.
Zanim się obejrzałam, pochłonęła mnie ciemność.
<> <> <>
Coś szturchnęło mnie. Zignorowałam to i od razu poczułam irytację. Coś szturchnęło mnie znowu.Zignorowałam to i przeturlałam się na drugi bok. Coś szturchnęło mnie znowu, a ja już całkiem poirytowana, chcąc odtrącić źródło tego nieprzyjemnego dotyku, wyczułam miękką sierść. Łapa zacisnęła mi się na nadgarstku i szarpnęła mocno stawiając mnie w pionie. Zakręciło mi się w głowie, ale nie otwierałam powiek. 
- Manga - usłyszałam łagodny aczkolwiek stanowczy głos. W końcu otworzyłam oczy i zamrugałam.  Zauważyłam rozmazaną sylwetkę psa. Kiedy wzrok mi się wyostrzył, ujrzałam zastygły pysk Nikea. Odepchnęłam go i wymruczałam:
- Proszę, daj mi spać...
- Dobrze, ale nie tutaj - odrzekł troskliwie. - Chodźmy do jaskini, tam jest cieplej.
- Nie chce mi się - zapiszczałam.  - Mam dość, wciąż śnią mi się koszmary.  Nie mogę długo zasnąć, a kiedy zasnę wciąż śnię o tym samym. Mam dość. Tylko w terenie, udaje mi się pokonać bezsenność.
- Manga, przeziębisz się. Od kiedy nie myślisz o tym?
- Od wtedy, kiedy muszę troszczyć się tylko o siebie, a nie o kilka organizmów.
Kiedy załapał o co mi chodzi, odwrócił wzrok. Wiedziałam, że sprawia mu to ból, ale zignorowałam to.
- Po tym zdarzeniu stałaś się inna. Zimna, obojętna... W ogóle nie dbasz o swoje samopoczucie i zdrowie, ani o innych. Jakby powstawała trzecia Manga!
- A konkretnie to czwarta - poprawiłam go bez uczuciowo.  - Pierwsza Manga twarda, druga Manga miękka, trzecia Manga wymagająca w ciąży i czwarta Manga po utracie szczeniąt.
 Nike westchnął znacząco, pragnąc uciąć tą nie przyjemną rozmowę. Zrozumiałam to jednak zareagowałam inaczej.
 - Jeśli ci przeszkadzam, proszę, zostaw mnie. Nie chcę być ciężarem, i zwisać ci u szyi, Jestem pewna, że znajdziesz inne lepsze szczęście ... Pomyślmy... Może, nie wiem, Jena? Albo Lucy? Albo ta... Nan?
- Manga - warknął Nike. - Uspokój się.
- Ja tylko sugeruję - wzruszyłam ramionami. Nike zezłościł się. Poczułam wstyd moim zachowaniem, ale jednocześnie byłam szczęśliwa, że mogłam wreszcie zżucić z siebie ten męczący ciężar.
< Nike?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz