Milczałam. Pies patrzył na mnie wyczekująco. Zrobiło się nieco... dziwnie, więc żeby uniknąć jego wzroku spojrzałam znów w przepaść. Nagle zakręciło mi się w głowie i wydawało mi się, że śmierć jest coraz bliżej, gdy usłyszałam głos Despero.
-Tay, nic ci nie jest? - pytał. Zmartwienie malowało się mu na pysku.
-Wszystko ok. - powiedziałam i krzywo się uśmiechnęłam. Lekko mnie zemdliło i zakręciło mi się w głowie. Zaczęłam kręcił łebkiem, żeby pozbyć się tego uczucia i tracąc równowagę upadłam. Nagle poczułam ból w każdej, najmniejszej części ciała. Zawyłam. Dess coś mówił, jednak nie słyszałam. Szmer w mojej głowie wszystko przerywał. Miotałam się tuż nad przepaścią. Nagle przed oczami zrobiło mi się ciemno.
-Uciekaj... - głosy w mojej głowie nie dawały mi spokoju. -Uciekaj z tąd, to nie Twoje miejsce... - wciąż słyszałam.
Miotałam się i szarpałam.
Nagle wszystko się skończyło. Ból ustał, jedyne, co zostało, to kłucie w sercu. O dziwo bolało to bardziej, niż ból przeszywający moje ciało, dlaczgo? Raniło to moją psychikę, z którą nigdy sobie nie radziłam...
Poczułam lekkie, przyjemne krople na moim ciele. Deszcz. Dess miał rację. Otworzyłam oczy i lekko się uśmiechnęłam.
-Już dobrze. - nie czekając, aż pies skomentuje powoli wstałam i biegiem ruszyłam przed siebie. Nie reagowałam na jego wołanie. Po prostu biegłam. Gdy tylko poczułam, że jeszcze minuta biegu i łapy mi odpadną, wspięłam się na najbliższe drzewo i zaczęłam rozmyślać.
Uciekać... Uciekać... Jak to uciekać? Mam uciekać? Przed czym? Przed Pack of Characters? Nigdy. Za długo tam przesiedziałam, za dużo tam przeżyłam i jestem niemal od początku sfory... Nie. Może mam uciekać od wspomnień? Może mam zostawić za sobą wszystkie związane z... Nie! Nie, nie nie i jeszcze raz nie, na to się napewno nie zgodzę! Nie! Może mam uciekać przed kimś? Ktoś już sam ode mnie uciekł, ale to jego sprawa... Będę go mile wspominać... Nadal... Od Despero tym bardziej nie ucieknę, jest moim najlepszym przyjacielem... Znaczy ja tam myślę.
Właśnie! Dess! Zostawiłam go, a może się martwi?! Jak można być tak bezdennie głupim, jak ja?! Chyba tylko ja jestem do tego zdolna!
Zeskoczyłam. Przez chwilę rozejrzałam się, gdzie jestem. No tak, do sfory nieco daleko...
-Ym... - mruknęłam.
-Czyżbyś się zgubiła? - usłyszałam. Odwróciłam się i ujrzałam... Psa. Tak, to był pies, kundel. Maścią przypominał Sanito z naszej sfory, ale nim nie był. Sanito nie chodziłby z uśmiechem, to jest pewne.
-Tak. Kim jesteś? - przekręciłam łebek. Musiało wyglądać to śmiesznie, bo parsknął.
-Psem. - odpowiedział. -Chodź za mną. - uśmiechnął się i ruszył. Pozwoliłam mu się poprowadzić. W pewnym momencie zobaczyłam granicę sfory, przy której stał dobrze znany mi wilkopodobny kolega.
-Despero! - krzyknęłam. Podbiegłam do psa i go przytuliłam. -Przepraszam. - dodałam szybko.
-Nie szkodzi. - odpowiedział.
-Dzięki psie! - krzyknęłam w dal, ale go już nie było... Rozmył się, czy co?
-Do kogo mówisz? - spytał Dess.
-On tu stał, pomógł mi wrócić. - wydukałam.
-Wracałaś sama. - powiedział i spojrzał na mnie dziwnie. Głośno przełknęłam ślinę.
-Boję się... - szepnęłam. -Widzę psy, których nikt nie widzi, mam dziwne wizje i nagłe ataki... - na samą myśł przeszły mnie dreszcze.
<Dess? Nagły przepływ weny ;P>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz