Poruszyłem lewym uchem jak radarem, gdyż wyłapałem obcy dźwięk. Wargi uniosły mi się złowieszczo, a z gardła popłynął głuchy i czysty warkot. Na ten ruch Lucy obróciła pysk.
- Coś nie tak?
- Coś się zbliża - odrzekłem bez przeszkód. Lucy podkuliła ogon.
- Super. Po prostu super, Zgubiliśmy się.
Nie spuszczałem oczu z tego małego kawałka zarośli. Zdawało mi się, że widzę lekki ruch, ale zignorowałem to gdy Lucy nagle wykrzyknęła:
- Zaraz! Chyba wiem gdzie jesteśmy!
Gwałtownie zawróciła i popędziła w przeciwnym kierunku. Mi nic nie pozostawało innego niż polecieć za nią, mimo, że czułem opór.
Biegłem za nią, nie spuszczając oczu z jej sylwetki. Była trochę szybsza, w końcu to rasowiec, nie kundel jak ja.
Lucy skręciła gwałtownie. Zapędziła się w jedną z dłuższych wydeptanych ścieżek. Pomiędzy zaroślami dostrzegłem, że drużka zakręca gwałotownie i równie dobrze moglibyśmy pójść przed siebie. Postanowiłem zrobić jej niespodziankę. Ona poleci dłuższą drogą, ja prosto i spotkamy się na zakręcie.
Przeskoczyłem nad zielskiem. Kiedy ujrzałem w tle majaczącą się szarą sylwetkę, cofnąłem się w trawy.
Kiedy Lucy nadbiegła, wyskoczyłem. W biegu ujrzała mnie, straciła równowagę i wywróciła się w krzaki leżące po drugiej stronie ścieżki. Gdybym chciał wybuchnął bym śmiechem, jednak nie zrobiłem tego, tylko przyglądałem się jak Lucy wstaje trochę zdziwiona.
- No wiesz? - zachichotała.
- Nie wiem.
Parsknęła. Widocznie moja powaga ją bawiła. Nie przeszkadzało mi to. Większość psów się ze mnie śmieje.
- Tam są granice sfory - pokazała łapą w stronę jasnej ścieżki naprzeciwko. - Jednak jest zbyt późno. Odpoczniemy tutaj.
Wskazała na dość dużą jaskinię niedaleko, którą dopiero teraz zauważyłem. Była gęsto porośnięta mchem i różnego rodzaju florom.
- Na pewno jest opuszczona? - zapytałem nie okazując niepewności.
- Oczywiście.
< Lucy?>
- Coś nie tak?
- Coś się zbliża - odrzekłem bez przeszkód. Lucy podkuliła ogon.
- Super. Po prostu super, Zgubiliśmy się.
Nie spuszczałem oczu z tego małego kawałka zarośli. Zdawało mi się, że widzę lekki ruch, ale zignorowałem to gdy Lucy nagle wykrzyknęła:
- Zaraz! Chyba wiem gdzie jesteśmy!
Gwałtownie zawróciła i popędziła w przeciwnym kierunku. Mi nic nie pozostawało innego niż polecieć za nią, mimo, że czułem opór.
Biegłem za nią, nie spuszczając oczu z jej sylwetki. Była trochę szybsza, w końcu to rasowiec, nie kundel jak ja.
Lucy skręciła gwałtownie. Zapędziła się w jedną z dłuższych wydeptanych ścieżek. Pomiędzy zaroślami dostrzegłem, że drużka zakręca gwałotownie i równie dobrze moglibyśmy pójść przed siebie. Postanowiłem zrobić jej niespodziankę. Ona poleci dłuższą drogą, ja prosto i spotkamy się na zakręcie.
Przeskoczyłem nad zielskiem. Kiedy ujrzałem w tle majaczącą się szarą sylwetkę, cofnąłem się w trawy.
Kiedy Lucy nadbiegła, wyskoczyłem. W biegu ujrzała mnie, straciła równowagę i wywróciła się w krzaki leżące po drugiej stronie ścieżki. Gdybym chciał wybuchnął bym śmiechem, jednak nie zrobiłem tego, tylko przyglądałem się jak Lucy wstaje trochę zdziwiona.
- No wiesz? - zachichotała.
- Nie wiem.
Parsknęła. Widocznie moja powaga ją bawiła. Nie przeszkadzało mi to. Większość psów się ze mnie śmieje.
- Tam są granice sfory - pokazała łapą w stronę jasnej ścieżki naprzeciwko. - Jednak jest zbyt późno. Odpoczniemy tutaj.
Wskazała na dość dużą jaskinię niedaleko, którą dopiero teraz zauważyłem. Była gęsto porośnięta mchem i różnego rodzaju florom.
- Na pewno jest opuszczona? - zapytałem nie okazując niepewności.
- Oczywiście.
< Lucy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz