Pies dziwnie mi się przyglądał.
- San, chodź! - Krzyknęła Tay.
Pies niechętnie do nas podszedł.
- Cześć, jak się nazywasz? - Spytałam, patrząc na psa.
- Ja? Ja jestem Sanito... - Odpowiedział.
Szliśmy tak przez dłuższą chwilę. Nikt nic nie mówił. Wydawało mi się, że Sanito jest nieobecny.
- Co mu się stało? - Szepnęłam do Tay.
- Coś podobnego jak w moim przypadku. - Odpowiedziała. - Tylko, że w jego przypadku odeszła Kora...
Już nawet nie pytałam kim była ta Kora.
- A gdzie idziemy? - Spytałam się Tay.
- Nad jezioro. - Powiedziała mile się uśmiechając.
Po chwili dotarliśmy na miejsce.
- Uważaj! - Krzyknęłam do Sanita.
On niestety był gdzieś daleko w swoich myślach, więc mnie nie usłyszał i wpadł do lodowatej wody.
<San?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz