- Harris! - ten dźwięk wyrwał mnie ze snu, jak zwykle. A należał do mojej nowej właścicielki - Starszej Pani. Wiem, że ma na imię Gertrude, ale ja nazywam ją Starszą Panią, i koniec kropka!
Zerwałem się ze swojego legowiska i popędziłem przez salon aż do drzwi wyjściowych, w których, jak zwykle, stała Starsza Pani z kwiecistą torbą i moją niebieską smyczą. Przypięła mi ją, otworzyła drzwi i wyszliśmy na ulicę. Zaciągnąłem się zimowym, rześkim powietrzem i z zadowoloną miną ruszyłem obok staruszki w stronę parku.
***
Po dojściu tam spuściła mnie ze smyczy i zaczęła rzucać gumową piłeczkę, którą ja niestrudzenie przynosiłem. Po chwili jednak zabawa się skończyła i trzeba było wracać do domu na śniadanko, po którym pójdę na swój spacerek do pobliskiej "dziczy".
Zjadłem jak najszybciej po czym pognałem do drzwi, które zostały mi otwarte przez... zgadliście! Starszą Panią. Wyleciałem na zewnątrz i pognałem w stronę lasu.
*Pół godziny później*
Przedzierałem się raźno przez splątane rośliny, z zadowoleniem merdając ogonem. Nagle, po przeskoczeniu wyjątkowo wysokiej plątaniny wypadłem na polanę. Rozejrzałem się dookoła z zaciekawieniem, cały czas merdając ogonem.
Nagle mój wzrok padł na suczkę, chyba Goldenkę, wychodzącą z przeciwnej strony.
Podbiegłem do niej i powiedziałem:
- Cześć! Harris jestem, a ty?
Suczka zmierzyła mnie spojrzeniem po czym odparła:
- Kora.
<Kora?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz