- Uważaj tylko... - westchnęłam.
Pies tylko na mnie spojrzał i płynnym krokiem odszedł w stronę miasta.
~Następnego Dnia~
Bardzo wcześnie rano obudziły mnie pomruki psa. Nie były to wesołe pomruki,wręcz przeciwnie... Było słychać jak ktoś się męczy, jak cierpi. Wstałam zaspana i ruszyłam zobaczyć co się dzieję. Gdy ujrzałam psa, szybko zorientowałam się, że to Ignis.
- A mówiłam uważaj... - westchnęłam.
Pies słysząc mój głos wzdrygnął się i po chwili odwrócił.
- Ale nic mi nie jest... - przewrócił oczami.
- Właśnie widzę - pomachałam karcąco łebkiem - Choć do mojej jaskini, opatrzę Ci to...
- Ale nic mi nie jest - powtórzył.
- A-a-a! Nie podważaj zdania alfy - zaśmiałam się.
- To jeśli już nie może tego zrobić medyczka? - spojrzał na mnie zażenowany.
- Nie załamuj mnie... Ona zajmuje się teraz innym psem, poważnie rannym... - westchnęłam - Choć.
Pies niechętnie ruszył za mną. Po chwili byliśmy w mojej jaskini. Wyciągnęłam bandaż, który niedawno przyniósł Max z miasta, bo też miał zranioną łapę...
- Daj - wyciągnęłam mu łapę na przewalone drzewo, a obok rozwinęłam bandaż.
Po chwili zaczęłam zwinnie zawijać pyszczkiem bandaż na około jego mocno zranionej łapy. Gdy zawiązywałam pies delikatnie zapiszczał.
- Nie przeżywaj... - zaśmiałam się, po czym zaciągnęłam supeł - Gotowe! - puściłam kończynę.
<Ignis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz