Potrząsnąłem głową aby pozbyć się halucynacji. Dochodziły do mnie tylko dźwięki, obraz był rozmazany. Pociąg gwałtownie zahamował, z trudem powstrzymałem się od mdłości. Kiedy potrząsnąłem głową jeszcze raz, obraz wyostrzył się.
- Co? - zdziwiłem się, na dźwięk nowego słowa.
- Marihuanę - powtórzyła Kora. - Pewne ziele, z którego ludzie robią nielegalne, niebezpieczne narkotyki.
- Narkotyki? - zdziwiłem się znowu. Nie mieszkałem u ludzi, nie miałem pojęcia co suczka wygaduje.
- Ech,.. - Kora potrząsnęła głową jak wiatrak, a uszy jej zatrzepotały. -Mówię, niebezpieczne ziele. Krzywdzi ludzi.
- To po co ją produkują... - westchnąłem zirytowana. Ach, ta ludzka tępota...
- Nie wiem.. - westchnęła. - Bo są smaczne...
Wstałem. Podszedłem do konta zawalonego workami pełnymi zieleniny. Pachniało... nienaturalnie.Trąciłem jedno łapą i powąchałem. W nozdrza od razu uderzył mnie mącący zapach. Kichnąłem potężnie. Wbiłem pazury w chropowatą tkaninę worka, i gwałtownie szarpnąłem. Materiał rozerwał się z głośnym pruciem. Zielone roślinki wysypały się na podłogę. Przytrzymałem największą łapą i chwyciłem czubek zębami....
Kora wyskoczyła na mnie.
- Nie rób tego!
Spojrzałem na nią. Cofnęła się.
- Skoro ludziom to szkodzi, Tobie też może...
- Nie jestem człowiekiem - warknąłem. Kora kopnęła kupkę ziela.
- To samo zło - powiedziała rzeczowym tonem.
< Kora?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz