piątek, 23 stycznia 2015

Od Sanito CD Kora

Nie odpowiedziałem. Bo nie ma po co. Przyglądałem się bez najmniejszego wyrazu na pysku ludziom którzy kładli worki pod wilgotną ścianą.  Na sklepieniu jeden nietoperz poruszył się niespokojnie, rozłożył skórzaste skrzydła i z głośnym piskiem przeleciał przez jaskinię. Opuściłem łeb aby zrobić mu miejsce. Skórzaste skrzydło musnęło z szelestem me uszy. Kątem oka zauważyłem, że pyszczek Kory sie nie zamyka. Pewnie robi mi kazanie,ale ja ją ignorowałem. Po pewnym czasie, Kora warknęła z oburzeniem w moją stronę, co usłyszałem, niestety, wyjątkowo wyraźnie:
- Czy ty w ogóle mnie słuchasz?!
- Nie.
Pysk Kory wykrzywił się w grymasie złości, rozwarła lekko szczęki, ale nic nie powiedziała. Westchnęła teatralnie i zaczęła krążyć w kółko, a jej kremowe łapy zmoczyły się od wydzieliny z podłogi.
- I co my teraz zrobimy!? Rozumiesz w co się wpakowaliśmy!?
- A może po prostu wrócimy pociągiem? - mruknąłem unosząc brew wskazując łapą na odjeżdżający pociąg. Źrenice Kory zmniejszyły się do rozmiaru grochu, po czym niczym kremowa błyskawica wyminęła mnie i ruszyła ku pociągowi. Ja nie robiłem sobie trudu aby ruszyć łapą. Patrzyłem jak Kora w biegu łapie się wystającej rury ze ściany, próbując się wspiąć w locie na odjeżdżający pociąg. Niestety tunel nie był wystarczająco duży aby pomieścić i pociąg i Korę. Uderzyła w kamienną ścianę, a parcie wywołane sytuacją zmusiło ją do rozluźnienia szczęk. Odczepiła się od pociągu, i z nieukrywanym piskiem upadła na ziemię. Kolejny nietoperz oderwał się od sufitu i przeleciał nade mną. Niemal czułem jego ostre ząbki na swoim uchu. Kora zapiszczała i zwinęła się w miejscu. Westchnąłem i pokręciłem głową w milczeniu. Podszedłem i nachyliłem się nad nią.
- Jesteś okropnym dupkiem - pisnęła, a w oczach pojawiły jej się powstrzymywane od bólu łzy.
- Wiem.
Uklęknąłem przy niej.
- Co teraz? - zapytała. Spróbowała wstać, ale jej noga ułożyła się pod dziwnym kątem, i upadła. - Nie... mogę się ruszyć.
Wypuściła z ust powietrze, zmieniając je w dymek. Milczałem przypatrując się jej ciemnym oczom. Gwałtownie wstałem i ruszyłem ku jedynemu przedmiotowi jaki znajdywał się w tej jaskini. Chwyciłem za tkaninę worka i szarpnąłem z całej siły. Worek latał po powietrzu a z dziury wylatywały liście zioła.
Kora zaszczekała.
- Co ty robisz!?  Zostaw je jeszcze się uzależnisz!
Jednak mnie nie obchodziła roślina znajdująca się w środku. Nie podobało mi się zastosowanie marihuany, zapamiętałem sobie, żeby nie próbować tego zielska. Jednak ten przypadek nigdy mnie nie powstrzyma od tradycji próbowania wszystkiego co obce.
Wydarłem spory kawał materiału, przytrzymując go łapą. W kącie jaskini leżały resztki nietoperzowego obiadu. Był to opuszczony, zgniły szkielet myszy. A raczej jego pozostałości...
Wybrałem najdłuższą kość tego ohydnego  układu szkieletowego, zacisnąłem wokół brutalne szczęki i z głośnym chrzęstem odłączyłem ją od reszty pozostałości ciała. Była to spora mysz, sądząc po tym, że jej kość była trzy razy dłuższa od mojego pyska... Może jakaś ryjówka, nie wiem...
Podszedłem do rannej Kory. Jej pyszczek był tak oburzony i krzywy, jej rozzłoszczone oczy tak bardzo kuły we wzrok, że myślałem o tym aby obrócić głowę, ale się nie zraziłem. Z kości i materiału po worku, zrobiłem opatrunek, unieruchomiłem jej łapę. Kora patrzyła na ten zabieg ze skupieniem na twarzy.
< Kora? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz