Pies zignorował mnie. Wtedy wpadłam w szał. Pierwszy w moim życiu. Wytrąciłam Sanito roślinkę z łapy, ale on i tak zdążył kawałek urwać. Doskoczyłam do niego, przewracając go.
- Wypluj to, albo sama sięgnę Ci do gardła! - krzyknęłam stojąc nad psem.
On jednak przełknął.
- Świetnie! - warknęłam - Teraz zobaczymy czy będziesz się dobrze czuł. Jesteś upartym egoistom! Nie odzywam się do Ciebie! Sam się wyciągaj z tego bagna, ja stąd uciekam na własną łapę.
Pies wzruszył ramionami i znowu mnie zignorował. Westchnęłam, położyłam się na ziemi i czekałam na efekty działania marihuany. Minęło pięć minut, a Sanito zatoczył się. Oczy zrobiły mi się szklane, gdy patrzyłam jak pies bawi się strzępami od worka i jak głupkowato leży na plecach. Kręciłam łbem gdy do mnie podchodził, lecz po chwili zataczał się i odchodził. Krzyczał coś w stylu:
- Wszyscy na pokład, zaraz odpływamy!
- Uwaga, uwaga, idziemy na grzybobranie!
- Kolorowe obrazki!
Itp... gdy minęło tak pół godziny, pies opadł na ziemię i odsapnął. Kretyński uśmieszek zniknął z jego pyska i jego spojrzenie na powrót przybrało obojętny wyraz. Spojrzałam na niego wojowniczo, jakbym chciała go zabić wzrokiem. Po chwili pociąg się zatrzymał. Spojrzałam na otwierające się drzwi. Wyskoczyłam od razu na dwór, ale moim oczom ukazała się ogromna, wilgotna jaskinia, której sklepienie wypełnione było nietoperzami. Spojrzałam na Sanito. On też wyskoczył i stanął kilka kroków za mną. Tutaj ludzie wypakowywali marihuanę i kładli w dużych piramidach. Odwróciłam się gwałtownie do Sanito i warknęłam:
- Zadowolony? Spróbowałeś marihuany, wiesz już jak to jest być "na haju", prawda!? Powiedz mi teraz, jak wrócimy do sfory!? - krzyknęłam patrząc na zatkane wejście jaskini ogromnym kamieniem.
<Sanito?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz