Postanowiłem,że lepiej będzie kiedy już wrócimy do jaskini,bo od czasu tej wielkiej walki Mieszańca z Despero wiele kundli włóczy się po terenach sfory.Wstaliśmy i zaczęliśmy iść obok siebie w stronę naszej jaskini.Wcześniej była to moja jaskinia,ale że była większa postanowiłem,że to w niej zamieszkamy.Kiedy po paru minutach byliśmy już w jaskini położyliśmy się obok siebie na skórach.
-Dobranoc.-Powiedziała po chwili Roxi.
-Dobranoc.-Odpowiedziałem i polizałem ją w policzek.
~~~~~
Rano jak zwykle obudziłem się bardzo wcześnie,a słońce tylko trochę wyglądało zza góry za którą wczoraj się schowało.Promienie lekko świeciły na mnie dając trochę ciepła,a sama chwila zmuszała rozum do zastanowienia się nad światem.Tą długą ciszę przerwało głośne warczenie i parsknięcie Ignis'a który powoli zbliżał się do mnie z myślą,że go pewnie nie zauważę.Kiedy odwróciłem łeb w jego stronę zwolnił i zaczął iść coraz wolniej,aż wreszcie zatrzymał się jakieś dwadzieścia centymetrów od mojego pyska patrząc mi z nienawiścią w oczy.Powarkiwał cicho pod nosem i nie spuszczał ze mnie wzroku...jednak nie atakował i czekał aż to ja zacznę pierwszy.Ja również czekałem,aż pierwszy rzuci się na mnie lub przynajmniej odezwie.Staliśmy strasząc się nawzajem groznymi spojrzeniami jakieś pięć minut,a potem Ignis zaczął krążyć wokół mnie szykując się do ataku.Kiedy jednak skoczył by już wbić się we mnie pazurami ja zebrałem się w sobie i uderzyłem go z całej siły łapą,aż odleciał jakieś cztery metry od mnie.Zrobiłem mu dość dużą ranę na policzku z której małym strumieniem płynęła krew kapiąc na ziemię.Doberman zaśmiał się pod nosem i przyłożył łapę do policzka by zatamować krew i przy okazji sprawdzić czy z rany mocno krwawi.Zaśmiał się pod nosem i pokiwał głową.
-Całkiem niezle jak na ciebie Raph.-Powiedział,a ja podniosłem wyżej łeb i z dumą wypiąłem klatkę piersiową.
-Nie spodziewałem się tego po tobie,a zresztą...kiedyś musiał nadejść czas.-Dopowiedział,a ja lekko uśmiechnąłem się do niego.
-A nie może być tak jak dawniej...?No sam zresztą wiesz.Ignis i Raphael...przyjaciele na zawsze.-Powiedziałem i wysunąłem do niego łapę.Ignis tylko się odsunął jeden krok w tył i spuścił łeb.Odstawiłem łapę i też zrobiłem to samo.
-Za dużo się wydarzyło,bracie.-Pokiwał głową patrząc się w ziemię.-Te walki...rozkazy...zniszczyły mnie.A ty...znalazłeś już partnerkę i nie będziesz miał czasu dla dawnego brata.Miło było...ale na wszystko nadchodzi czas.Właśnie teraz nadszedł ten czas aby nasze drogi się rozeszły.-Dodał i uśmiechnął się tym razem patrząc się mi w oczy.
-Ale ja mam dla ciebie czas...-Powiedziałem próbując go zatrzymać.
-Nie dotrzymuj tego czego nie umiesz dotrzymać Raph.-Powiedział i kiwnął pewny swoich słów głową i odwrócił się stawiając pierwszy krok.
-A dokąd idziesz?-Spytałem zatrzymując go i kładąc mu łapę na ramieniu.
-Jak to nasz wspólny przyjaciel Dess mówi: "Tam gdzie łapy poniosą".-Powiedział i odwrócił się odchodząc.Smutno się w środku robiło,ale po części miał racje...na wszystko nadchodzi czas i kiedyś wszystko się skończy.Ja jednak uśmiechnąłem się by nie wyjść na to,że mi żal.Może jeszcze kiedyś nasze drogi znów się zejdą.Potem poszedłem coś upolować...jednak ta cała sytuacja nie dawała mi spokoju.Chociaż zwykle patrzę na świat optymistycznie dziś nie byłem do końca przekonany czy dobrze zrobiłem puszczając go wolno.Zaciągnąłem upolowanego jelenia do jaskini,a przed nią stała już Roxi.
(Roxi?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz