Negro & Lolla
sobota, 28 lutego 2015
piątek, 27 lutego 2015
Od Converse'a CD Omegi
-Chyba tak... - westchnąłem.
Ruszyliśmy razem w stronę naszych jaskiń. W pewnym momencie nasze drogi się rozwiodły.
-No... To do zobaczenia Omego... Znaczy alfo... Znaczy... No wiesz. - zaśmiałem się.
Omega również się roześmiała.
<Omego? Brak weny ;/>
Ruszyliśmy razem w stronę naszych jaskiń. W pewnym momencie nasze drogi się rozwiodły.
-No... To do zobaczenia Omego... Znaczy alfo... Znaczy... No wiesz. - zaśmiałem się.
Omega również się roześmiała.
<Omego? Brak weny ;/>
Od Taylor CD Maxwell'a
-Ym... No nic takiego... - odwróciłam wzrok -Błąkałam się tu i tam, rozmawiałam z tym i tamtym... - westchnęłam.
Nagle usłyszałam szelest. Spojrzałam na krzak obok mnie. Max również to usłyszał, na co wskazywał ruch głowy w tym samym kierunku.
-Co to mogło być? - szepnęłam.
<Max? Brak weny :/>
Nagle usłyszałam szelest. Spojrzałam na krzak obok mnie. Max również to usłyszał, na co wskazywał ruch głowy w tym samym kierunku.
-Co to mogło być? - szepnęłam.
<Max? Brak weny :/>
Od Omegi C.D. Converse'a
- Pochwal się tylko później rezultatami - zaśmiałam się.
- A żebyś wiedziała - na jego pysku również pojawił się uśmiech.
Rozejrzałam się dookoła.
- Ściemnia się - stwierdziłam oglądając się.
Pies kiwną przytakująco głową.
- Chyba czas wracać... - westchnęłam.
<?>
- A żebyś wiedziała - na jego pysku również pojawił się uśmiech.
Rozejrzałam się dookoła.
- Ściemnia się - stwierdziłam oglądając się.
Pies kiwną przytakująco głową.
- Chyba czas wracać... - westchnęłam.
<?>
Od Maxwell'a C.D. Taylor
- Chodźmy może już... Jest ciemno, nie chcę, żeby zaatakowały nas dzikie zwierzęta... Po za tym wszyscy już śpią, nie budźmy ich... - westchnąłem.
- Okej... - powiedziała słabym głosem, po czym ruszyła za mną - Co robiłeś przez ten czas... ? - spojrzała na mnie niepewnie.
- A... Chodziłem tu i tam... Wątpię, żeby znalazło się coś ciekawego... - spuściłem łeb - A ty? - znów go uniosłem.
<?>
- Okej... - powiedziała słabym głosem, po czym ruszyła za mną - Co robiłeś przez ten czas... ? - spojrzała na mnie niepewnie.
- A... Chodziłem tu i tam... Wątpię, żeby znalazło się coś ciekawego... - spuściłem łeb - A ty? - znów go uniosłem.
<?>
Od Omegi C.D. Ignis
- Prawda, Twoja decyzja. Ale akurat Ty nie jesteś mi obojętny... - westchnęłam - Myślisz, że wszystko jest takie proste... Jednak mylisz się. Bardzo się mylisz... - dodałam spokojnie - Masz wybór. Nikt Cię do niczego nie zmusza - spojrzałam w horyzont.
Skierowałam na niego wzrok i odwróciłam się odchodząc.
- Przemyśl to sobie... - dodałam bez uczuciowo.
<?>
Skierowałam na niego wzrok i odwróciłam się odchodząc.
- Przemyśl to sobie... - dodałam bez uczuciowo.
<?>
Od Lolli C.D. Negro
Moja odpowiedź była oczywista. Tak, doskonale wiedziałam, co mu odpowiem. W gardle, miałam jednak wielką kulę. Chciałam wykrzyknąć: "Tak!", ale głos odmówił mi posłuszeństwa. Negro zwiesił łeb. Chyba uznał, że się nie zgadzam. Kula zniknęła z mojego gardła. Odpowiedziałam:
- Ależ oczywiście, że TAK!
- N-na prawdę?! - Nie dowieżał.
-Jasne, kochany. - Uśmiechnęłam się i go polizałam.
( Negro? <3)
- Ależ oczywiście, że TAK!
- N-na prawdę?! - Nie dowieżał.
-Jasne, kochany. - Uśmiechnęłam się i go polizałam.
( Negro? <3)
Od Negro CD Lolli
Po tych słowach nie mogłem w nic uwierzyć. Nie wiedziałem czy ona mówi to naprawdę czy tylko tak dala żartu. Spojrzałem w jej piękne oczy a w nich ujrzałem siebie...Labladora maści czekoladowej. Uśmiechnąłem się w duchu i zbliżyłem nos do jej nosa. Uśmiechnąłem się do niej i ją liznąłem nie jeden czy dwa razy tylko chyba z milion.
-Lolla...Wież muszę ci coś pokazać.-powiedziałem i złapałem suczkę za łapę. Biegłem przed siebie czasem zaglądając czy Lolla jeszcze nie uciekła. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Usiadłem na trawie. Ujrzeliśmy zachód słońca..
Uśmiechnąłem się do suczki i ja przytuliłem. Miała takie milutkie futerko.. Czułem sie przy niej jak cudownie..tak lekko. Wiedziałem że teog wyboru nie pożałuje. W końcu zacząłem mówic to mojej ukochanej.
-Lolla ty jesteś dla mnie najjaśniejszą gwiazdką na niebie i pytam cię moja ukochana czy zostałabyś moja partnerką?-powiedziałem
(Lolla? ^^)
-Lolla...Wież muszę ci coś pokazać.-powiedziałem i złapałem suczkę za łapę. Biegłem przed siebie czasem zaglądając czy Lolla jeszcze nie uciekła. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Usiadłem na trawie. Ujrzeliśmy zachód słońca..
![]() |
Ujrzeliśmy zachód słońca |
-Lolla ty jesteś dla mnie najjaśniejszą gwiazdką na niebie i pytam cię moja ukochana czy zostałabyś moja partnerką?-powiedziałem
(Lolla? ^^)
czwartek, 26 lutego 2015
Od Lucy C.D Nike
- Miło poznać. - Odpowiedziałam.
- Mi też. - Uśmiechnął się.
- Długo należysz do PoC? - Zapytałam.
- Jakiś czas należę. - Odpowiedział.
- Znasz tutejsze tereny? - Zapytałam po raz kolejny.
- Jasne! - Odpowiedział 'zadowolony z siebie'.
- Oprowadziłbyś mnie po okolicy?
<Nike?>
- Mi też. - Uśmiechnął się.
- Długo należysz do PoC? - Zapytałam.
- Jakiś czas należę. - Odpowiedział.
- Znasz tutejsze tereny? - Zapytałam po raz kolejny.
- Jasne! - Odpowiedział 'zadowolony z siebie'.
- Oprowadziłbyś mnie po okolicy?
<Nike?>
Od Lolli C.D. Negro
Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Było już kilku takich...były już psy, które mówiły mi, że mnie kochają, a potem... wiecie. Każdemu z nich rozerwałam gardło. Ale Negro był inny. Nie był pierwszym z brzegu głupim psem. Gdy po raz pierwszy go spotkałam, i ja coś poczułam... W końcu wzięłam głęboki oddech i szepnęłam:
- Negro, ale ty wcale nie musisz się zmieniać...
- Co przez to rozumiesz? - Zapytał.
- Kocham Cię takiego, jakim jesteś. - Uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego. Na początku wydawał się zdziwiony, ale potem...
( Negro? So romantick XD)
- Negro, ale ty wcale nie musisz się zmieniać...
- Co przez to rozumiesz? - Zapytał.
- Kocham Cię takiego, jakim jesteś. - Uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego. Na początku wydawał się zdziwiony, ale potem...
( Negro? So romantick XD)
Od Sniper'a CD Despero
Walki psów... Nigdy tam nie byłem i nie wiem za bardzo o co chodzi...
- Mogę iść popatrzeć?
- Ja ci nie zabraniam, chcesz to idź...
- Jakby co możesz mówić, że mnie nie znasz...- roześmiałem się.
Despero lekko się uśmiechnął i skierował się do miasta. Nie mam za dobrych skojarzeń z miastem, ale skoro przede mną jest Despero to mogę iść... Gdy dotarliśmy do miasta zawahałem się. Przede mną była ulica. Pies przede mną rozejrzał się i przebiegł. Postawiłem łapę na jezdni. Dess rozejrzał się i zawołał do mnie:
- Idziesz w końcu, czy nie?
( Despero?)
- Mogę iść popatrzeć?
- Ja ci nie zabraniam, chcesz to idź...
- Jakby co możesz mówić, że mnie nie znasz...- roześmiałem się.
Despero lekko się uśmiechnął i skierował się do miasta. Nie mam za dobrych skojarzeń z miastem, ale skoro przede mną jest Despero to mogę iść... Gdy dotarliśmy do miasta zawahałem się. Przede mną była ulica. Pies przede mną rozejrzał się i przebiegł. Postawiłem łapę na jezdni. Dess rozejrzał się i zawołał do mnie:
- Idziesz w końcu, czy nie?
( Despero?)
Od Sniper'a CD Taylor
- Dzięki - uśmiechnąłem się.
- Nie ma za co, to mój obowiązek.
- To ja już będę chyba szedł...- powiedziałem.
- Jak chcesz, ale uważaj na łapę. Musi się jeszcze zagoić.
- Będę pamiętał. Pa!
Odwróciłem się i pokuśtykałem do wyjścia. Zaczynało zmierzchać, powietrze było chłodne i rześkie. Cienie były bardzo długie, bo słońce już chowało się za horyzontem.
( Tay? Jak chcesz... )
- Nie ma za co, to mój obowiązek.
- To ja już będę chyba szedł...- powiedziałem.
- Jak chcesz, ale uważaj na łapę. Musi się jeszcze zagoić.
- Będę pamiętał. Pa!
Odwróciłem się i pokuśtykałem do wyjścia. Zaczynało zmierzchać, powietrze było chłodne i rześkie. Cienie były bardzo długie, bo słońce już chowało się za horyzontem.
( Tay? Jak chcesz... )
Od Nego CD Lolli
Uśmiechnąłem się do suczki. Była miła..ładna i fajna.
-Wyjdziemy z wody?-zapytałem
=Jasne.-uśmiechnęła się. Gdy wyszliśmy i usialiśmy na brzegu spojrzałem w dal...w moje dzieciństwo...To były okropne czasy. Może czas się zmienić? Jeszcze nie wiem..
-Lolla..-zacząłem
-No?
-Wież...sądzę że czas się zmienić..i odkąd cię poznałem...poczułem coś..o ty w sercu.. No i wież musze ci powiedzieć..
-Co takiego?
-No że się zakochałem w tobie..i no wież..kocham cię.
(Lolla? xDD)
-Wyjdziemy z wody?-zapytałem
=Jasne.-uśmiechnęła się. Gdy wyszliśmy i usialiśmy na brzegu spojrzałem w dal...w moje dzieciństwo...To były okropne czasy. Może czas się zmienić? Jeszcze nie wiem..
-Lolla..-zacząłem
-No?
-Wież...sądzę że czas się zmienić..i odkąd cię poznałem...poczułem coś..o ty w sercu.. No i wież musze ci powiedzieć..
-Co takiego?
-No że się zakochałem w tobie..i no wież..kocham cię.
(Lolla? xDD)
środa, 25 lutego 2015
Od Ignis'a C.D. Omega
Omega patrzyła się na mnie czekając aż coś z siebie wreszcie wykrztuszę.Szukałem czegoś co mógłbym teraz powiedzieć.Wreszcie spojrzałem się na jej łapę i powiedziałem:
-Widzę,że rana się zagaja.To dobrze...-Powiedziałem patrząc jak zawsze w ziemię unikając kontaktu wzrokowego z suczką która jednak chciała za wszelką cenę spojrzeć mi się w oczy i dowiedzieć się o co mi chodzi.Pewnie się domyślała,bo po jej minie było widać,że nie jest specjalnie zadowolona.
-O co chodzi?-Spytała podejrzliwie i pewna swoich słów.
Westchnąłem tylko i tym razem podniosłem wzrok.Nie byłem jednak pewny tego co chcę teraz powiedzieć...
-Zastanawiam się nad odejściem.-Powiedziałem dość cicho i prawie nie było mnie słychać.
-Czemu?-Spytała Omega z lekką obojętnością w głosie.
-Sam nawet nie wiem...po prostu obudziłem się i poczułem zupełnie inne uczucie niż każdego dnia...chyba Ci to obojętne czy odejdę czy zostanę,bo dużo jest podobnych dobermanów do mnie,albo powiesz po prostu,że decyzja należy do mnie.-Odpowiedziałem i uśmiechnąłem się lekko sam do siebie.
(?)
-Widzę,że rana się zagaja.To dobrze...-Powiedziałem patrząc jak zawsze w ziemię unikając kontaktu wzrokowego z suczką która jednak chciała za wszelką cenę spojrzeć mi się w oczy i dowiedzieć się o co mi chodzi.Pewnie się domyślała,bo po jej minie było widać,że nie jest specjalnie zadowolona.
-O co chodzi?-Spytała podejrzliwie i pewna swoich słów.
Westchnąłem tylko i tym razem podniosłem wzrok.Nie byłem jednak pewny tego co chcę teraz powiedzieć...
-Zastanawiam się nad odejściem.-Powiedziałem dość cicho i prawie nie było mnie słychać.
-Czemu?-Spytała Omega z lekką obojętnością w głosie.
-Sam nawet nie wiem...po prostu obudziłem się i poczułem zupełnie inne uczucie niż każdego dnia...chyba Ci to obojętne czy odejdę czy zostanę,bo dużo jest podobnych dobermanów do mnie,albo powiesz po prostu,że decyzja należy do mnie.-Odpowiedziałem i uśmiechnąłem się lekko sam do siebie.
(?)
Od Despero C.D. Sniper
-Uczczę to walką.-Zaśmiałem się pod nosem i przewróciłem oczami powoli idąc w swoją stronę.
-Ty walczysz?-Spytał się Sniper doganiając mnie.Odwróciłem lekko zdziwiony łeb w jego stronę mierząc go swoim chłodnych spojrzeniem.Westchnąłem tylko ciężko i odwróciłem łeb w stronę miasta na które się kierowałem.
-Niektóre rzeczy mam tylko ja prawo wiedzieć.-Powiedziałem i specjalnie odwróciłem się bokiem do psa żeby zauważył wypalony znak z walk.Sniper kiwnął głową na znak,że rozumie co chciałem mu tym przekazać.
-Ale mniejsza o to.-Dodałem po chwili i zacząłem powoli iść w swoją stronę.
(Sniper?)
-Ty walczysz?-Spytał się Sniper doganiając mnie.Odwróciłem lekko zdziwiony łeb w jego stronę mierząc go swoim chłodnych spojrzeniem.Westchnąłem tylko ciężko i odwróciłem łeb w stronę miasta na które się kierowałem.
-Niektóre rzeczy mam tylko ja prawo wiedzieć.-Powiedziałem i specjalnie odwróciłem się bokiem do psa żeby zauważył wypalony znak z walk.Sniper kiwnął głową na znak,że rozumie co chciałem mu tym przekazać.
-Ale mniejsza o to.-Dodałem po chwili i zacząłem powoli iść w swoją stronę.
(Sniper?)
Od Converse'a CD Chicy
-Dzięki. - uśmiechnąłem się lekko.
-To... Dobranoc. - powiedziała suczka i położyła głowę na łapach.
-Dobranoc. - odparłem i zrobiłem to samo.
~***~
Obudziły mnie promienie słońca zwiastujące nowy dzień.
-Wreszcie wstałeś. - stwierdziła Chica kręcąc łebkiem.
-Długo nie śpisz? - spytałem przeciągając się.
-Trochę. - popatrzyła na mnie wesoło. -Pomóc ci zejść? - zapytała po chwili.
-Byłbym wzięczny. - przyznałem.
Suczka zwinnie wspięła się na gałąź, na której stałem i pomogła mi zejść na ziemię.
-Dzięki, znowu. - wyszczerzyłem śnieżnobiałe ząbki w uśmiechu.
< Chica? Zdarza się ;) >
-To... Dobranoc. - powiedziała suczka i położyła głowę na łapach.
-Dobranoc. - odparłem i zrobiłem to samo.
~***~
Obudziły mnie promienie słońca zwiastujące nowy dzień.
-Wreszcie wstałeś. - stwierdziła Chica kręcąc łebkiem.
-Długo nie śpisz? - spytałem przeciągając się.
-Trochę. - popatrzyła na mnie wesoło. -Pomóc ci zejść? - zapytała po chwili.
-Byłbym wzięczny. - przyznałem.
Suczka zwinnie wspięła się na gałąź, na której stałem i pomogła mi zejść na ziemię.
-Dzięki, znowu. - wyszczerzyłem śnieżnobiałe ząbki w uśmiechu.
< Chica? Zdarza się ;) >
Od Nike'a do Lucy
Obudziło mnie rano ćwierkanie ptaka. Wstałem z łóżka, aby pójść coś upolować. Poszedłem w stronę polany. Pasła się tam dość spora sarna. Zakradałem się powoli. Nagle coś szybszego wyprzedzili mnie. I sarna leżała już na ziemi.
- Ej! To moje!- powiedziałem do psa
- Nie jest podpisany.... Czy czegoś nie widzę- powiedziała
- Dobra mniejsza o to- powiedziałem i odwróciłem się
- Czekaj! Należysz do PoC?- spytała
- Tak. Jestem Nike- powiedziałem
- A ja Lucy- odparła
< Lucy? >
- Ej! To moje!- powiedziałem do psa
- Nie jest podpisany.... Czy czegoś nie widzę- powiedziała
- Dobra mniejsza o to- powiedziałem i odwróciłem się
- Czekaj! Należysz do PoC?- spytała
- Tak. Jestem Nike- powiedziałem
- A ja Lucy- odparła
< Lucy? >
Od Roxi CD Raphael
- Cześć- powiedziałam
- Cześć skarbie- odparł i zaciągnął głębiej jelenia
- Jakoś nie jestem głodna....- powiedziałam
- Nic nie szkodzi- powiedział Raph
- Czy dziś nie był u nas Ignis?- spytałam
< Raph? Brak weny>
- Cześć skarbie- odparł i zaciągnął głębiej jelenia
- Jakoś nie jestem głodna....- powiedziałam
- Nic nie szkodzi- powiedział Raph
- Czy dziś nie był u nas Ignis?- spytałam
< Raph? Brak weny>
Od Doo C.D Omegi
Uśmiechnąłem się dumny z siebie. Podszedłem do jednej ze ścian i pchnąłem ją.
Od razu się "otworzyła". Szybko wszedłem do niej a Omega niepewnie za mną.
Ruszyłem szybkim krokiem przez korytarz. W końcu doszliśmy do wielkiej "jaskinio-coś".
Usiadłem na środku i spojrzałem znacząco na Alfę.
- I? - spytałem z powątpiewaniem.
- I co? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- No ... - w końcu straciłem wenę i po prostu umilkłem.
<Omi? Ja też umilknę ...:< >
Od razu się "otworzyła". Szybko wszedłem do niej a Omega niepewnie za mną.
Ruszyłem szybkim krokiem przez korytarz. W końcu doszliśmy do wielkiej "jaskinio-coś".
Usiadłem na środku i spojrzałem znacząco na Alfę.
- I? - spytałem z powątpiewaniem.
- I co? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- No ... - w końcu straciłem wenę i po prostu umilkłem.
<Omi? Ja też umilknę ...:< >
Od Chicy C.D Converse
Uśmiechnęłam się po czym rozejrzałam po drzewie. I nagle ...
- Wiem! - krzyknęłam lecz od razu się uciszyłam. Powoli wstałam i ruszyłam do najniższej gałęzi.
Ta uginała się pode mną jakbym ważyła o wiele więcej niż naprawdę. Gdy doszłam do końca, podałam łapę psu.
- Daj łapę - poleciłam.
Converse nie był przekonany lecz po chwili z wahaniem podał mi jedyną łapę. Jak najwolniej wciągnęłam go na gałąź.
Ten zachwiał się niebezpiecznie ale z moją pomocą wszedł na samą górę.
- I co? - uśmiechnęłam się promiennie.- Da się.
<Con? Brak weny ... i sorka że długo ;//>
- Wiem! - krzyknęłam lecz od razu się uciszyłam. Powoli wstałam i ruszyłam do najniższej gałęzi.
Ta uginała się pode mną jakbym ważyła o wiele więcej niż naprawdę. Gdy doszłam do końca, podałam łapę psu.
- Daj łapę - poleciłam.
Converse nie był przekonany lecz po chwili z wahaniem podał mi jedyną łapę. Jak najwolniej wciągnęłam go na gałąź.
Ten zachwiał się niebezpiecznie ale z moją pomocą wszedł na samą górę.
- I co? - uśmiechnęłam się promiennie.- Da się.
<Con? Brak weny ... i sorka że długo ;//>
wtorek, 24 lutego 2015
Od Lolli do Chicy
"Nudno. Bardzo" - Myślałam sobie, idąc przez lasek. Śnieg zaczynał topnieć, ptaki zaczynały śpiewać. Nieuchronnie zbliżała się wiosna. Nie lubię tej pory roku. Nie to zimno, ni to ciepło i ciągle leje...
Moje rozmyślania, przerwał jakiś głos:
- Cześć! - Zawołał ktoś. Obróciłam się. Była to suczka przypominająca samoyeda.
- Witaj. - Uśmiechnęłam się delikatnie. - Jesteś nowa? Chyba Cię tu jeszcze nie widziałam.
- Tak... - Odwzajemniła uśmiech.
- Znasz już kogoś? - Zmierzyłam suczkę wzrokiem. Wydawała się drobna szczupła...sporo niższa ode mnie.
- Lolla. - Wyciągnęłam do niej łapę.
- Chica.
W tej chwili zapada cisza. Cisza, dająca do zrozumienia, że żadna z nas nie wie co powiedzieć...
- Ymm... - Zaczęła suczka. - Spacerek?
- W porządku. - Ruszyłam. Suczka podążyła za mną.
( Chica? Chciałam coś napisać, ale nie mam weny. )
Moje rozmyślania, przerwał jakiś głos:
- Cześć! - Zawołał ktoś. Obróciłam się. Była to suczka przypominająca samoyeda.
- Witaj. - Uśmiechnęłam się delikatnie. - Jesteś nowa? Chyba Cię tu jeszcze nie widziałam.
- Tak... - Odwzajemniła uśmiech.
- Znasz już kogoś? - Zmierzyłam suczkę wzrokiem. Wydawała się drobna szczupła...sporo niższa ode mnie.
- Lolla. - Wyciągnęłam do niej łapę.
- Chica.
W tej chwili zapada cisza. Cisza, dająca do zrozumienia, że żadna z nas nie wie co powiedzieć...
- Ymm... - Zaczęła suczka. - Spacerek?
- W porządku. - Ruszyłam. Suczka podążyła za mną.
( Chica? Chciałam coś napisać, ale nie mam weny. )
Od Converse'a CD Omegi
-Rozumiem. - powiedziałem.
Bardzo podobały mi się tereny sfory. Nie było ich tak mało i byłem pewien, że każde z nich było magiczne na swój sposób. Wystarczy przyjść w odpowiednim momencie, aby ujrzeć ich ukryte piękno... A może kryły się tam nieznane nikomu miejsca? Może każde z nich miało swoją tajemnicę?
Podzieliłem się moimi myślami z Omegą.
-Sam musisz to odkryć. - uśmiechnęła się lekko.
Odwzajemniłem gest.
-I odkryję. - stwierdziłem zamyślony.
<Omega? Brak weny :/>
Bardzo podobały mi się tereny sfory. Nie było ich tak mało i byłem pewien, że każde z nich było magiczne na swój sposób. Wystarczy przyjść w odpowiednim momencie, aby ujrzeć ich ukryte piękno... A może kryły się tam nieznane nikomu miejsca? Może każde z nich miało swoją tajemnicę?
Podzieliłem się moimi myślami z Omegą.
-Sam musisz to odkryć. - uśmiechnęła się lekko.
Odwzajemniłem gest.
-I odkryję. - stwierdziłem zamyślony.
<Omega? Brak weny :/>
Od Taylor CD Maxwell'a
-Jasne. - powiedziałam.
Ruszyliśmy. Nie wiedziałam, do kąd idziemy, ale Max wyglądał na pewnego siebie i to mi wystarczało. Nie rozmawialiśmy, dzięki czemu miałam czas na myślenie. Zastanawiało mnie, czy mamy jakiekolwiek szanse na ponowne bycie razem... Nie powiedziałam tego głośno.
W pewnym momencie Max stanął. Spojrzałam na niego pytająco.
<Max? Brak weny :/>
Ruszyliśmy. Nie wiedziałam, do kąd idziemy, ale Max wyglądał na pewnego siebie i to mi wystarczało. Nie rozmawialiśmy, dzięki czemu miałam czas na myślenie. Zastanawiało mnie, czy mamy jakiekolwiek szanse na ponowne bycie razem... Nie powiedziałam tego głośno.
W pewnym momencie Max stanął. Spojrzałam na niego pytająco.
<Max? Brak weny :/>
Od Converse'a CD Melanii
-No nie mam. - wyszczerzyłem ząbki w szczerym uśmiechu.
-I ciebie to nie wzrusza?! - spojrzała na mnie zszokowana.
-Kiedyś się tym przejmowałem, ale uznałem, że nie warto tracić życia na smutek. Pogodziłem się z tym. Chodzę? Tak. I to mi wystarczy. Poza tym małym brakiem jestem jak każdy pies... Poza tym to tak nie przeszkadza. Po jakimś czasie przestajesz to zauważać.
<Melania?>
-I ciebie to nie wzrusza?! - spojrzała na mnie zszokowana.
-Kiedyś się tym przejmowałem, ale uznałem, że nie warto tracić życia na smutek. Pogodziłem się z tym. Chodzę? Tak. I to mi wystarczy. Poza tym małym brakiem jestem jak każdy pies... Poza tym to tak nie przeszkadza. Po jakimś czasie przestajesz to zauważać.
<Melania?>
Od Raphael'a C.D. Roxi
Postanowiłem,że lepiej będzie kiedy już wrócimy do jaskini,bo od czasu tej wielkiej walki Mieszańca z Despero wiele kundli włóczy się po terenach sfory.Wstaliśmy i zaczęliśmy iść obok siebie w stronę naszej jaskini.Wcześniej była to moja jaskinia,ale że była większa postanowiłem,że to w niej zamieszkamy.Kiedy po paru minutach byliśmy już w jaskini położyliśmy się obok siebie na skórach.
-Dobranoc.-Powiedziała po chwili Roxi.
-Dobranoc.-Odpowiedziałem i polizałem ją w policzek.
~~~~~
Rano jak zwykle obudziłem się bardzo wcześnie,a słońce tylko trochę wyglądało zza góry za którą wczoraj się schowało.Promienie lekko świeciły na mnie dając trochę ciepła,a sama chwila zmuszała rozum do zastanowienia się nad światem.Tą długą ciszę przerwało głośne warczenie i parsknięcie Ignis'a który powoli zbliżał się do mnie z myślą,że go pewnie nie zauważę.Kiedy odwróciłem łeb w jego stronę zwolnił i zaczął iść coraz wolniej,aż wreszcie zatrzymał się jakieś dwadzieścia centymetrów od mojego pyska patrząc mi z nienawiścią w oczy.Powarkiwał cicho pod nosem i nie spuszczał ze mnie wzroku...jednak nie atakował i czekał aż to ja zacznę pierwszy.Ja również czekałem,aż pierwszy rzuci się na mnie lub przynajmniej odezwie.Staliśmy strasząc się nawzajem groznymi spojrzeniami jakieś pięć minut,a potem Ignis zaczął krążyć wokół mnie szykując się do ataku.Kiedy jednak skoczył by już wbić się we mnie pazurami ja zebrałem się w sobie i uderzyłem go z całej siły łapą,aż odleciał jakieś cztery metry od mnie.Zrobiłem mu dość dużą ranę na policzku z której małym strumieniem płynęła krew kapiąc na ziemię.Doberman zaśmiał się pod nosem i przyłożył łapę do policzka by zatamować krew i przy okazji sprawdzić czy z rany mocno krwawi.Zaśmiał się pod nosem i pokiwał głową.
-Całkiem niezle jak na ciebie Raph.-Powiedział,a ja podniosłem wyżej łeb i z dumą wypiąłem klatkę piersiową.
-Nie spodziewałem się tego po tobie,a zresztą...kiedyś musiał nadejść czas.-Dopowiedział,a ja lekko uśmiechnąłem się do niego.
-A nie może być tak jak dawniej...?No sam zresztą wiesz.Ignis i Raphael...przyjaciele na zawsze.-Powiedziałem i wysunąłem do niego łapę.Ignis tylko się odsunął jeden krok w tył i spuścił łeb.Odstawiłem łapę i też zrobiłem to samo.
-Za dużo się wydarzyło,bracie.-Pokiwał głową patrząc się w ziemię.-Te walki...rozkazy...zniszczyły mnie.A ty...znalazłeś już partnerkę i nie będziesz miał czasu dla dawnego brata.Miło było...ale na wszystko nadchodzi czas.Właśnie teraz nadszedł ten czas aby nasze drogi się rozeszły.-Dodał i uśmiechnął się tym razem patrząc się mi w oczy.
-Ale ja mam dla ciebie czas...-Powiedziałem próbując go zatrzymać.
-Nie dotrzymuj tego czego nie umiesz dotrzymać Raph.-Powiedział i kiwnął pewny swoich słów głową i odwrócił się stawiając pierwszy krok.
-A dokąd idziesz?-Spytałem zatrzymując go i kładąc mu łapę na ramieniu.
-Jak to nasz wspólny przyjaciel Dess mówi: "Tam gdzie łapy poniosą".-Powiedział i odwrócił się odchodząc.Smutno się w środku robiło,ale po części miał racje...na wszystko nadchodzi czas i kiedyś wszystko się skończy.Ja jednak uśmiechnąłem się by nie wyjść na to,że mi żal.Może jeszcze kiedyś nasze drogi znów się zejdą.Potem poszedłem coś upolować...jednak ta cała sytuacja nie dawała mi spokoju.Chociaż zwykle patrzę na świat optymistycznie dziś nie byłem do końca przekonany czy dobrze zrobiłem puszczając go wolno.Zaciągnąłem upolowanego jelenia do jaskini,a przed nią stała już Roxi.
(Roxi?)
-Dobranoc.-Powiedziała po chwili Roxi.
-Dobranoc.-Odpowiedziałem i polizałem ją w policzek.
~~~~~
Rano jak zwykle obudziłem się bardzo wcześnie,a słońce tylko trochę wyglądało zza góry za którą wczoraj się schowało.Promienie lekko świeciły na mnie dając trochę ciepła,a sama chwila zmuszała rozum do zastanowienia się nad światem.Tą długą ciszę przerwało głośne warczenie i parsknięcie Ignis'a który powoli zbliżał się do mnie z myślą,że go pewnie nie zauważę.Kiedy odwróciłem łeb w jego stronę zwolnił i zaczął iść coraz wolniej,aż wreszcie zatrzymał się jakieś dwadzieścia centymetrów od mojego pyska patrząc mi z nienawiścią w oczy.Powarkiwał cicho pod nosem i nie spuszczał ze mnie wzroku...jednak nie atakował i czekał aż to ja zacznę pierwszy.Ja również czekałem,aż pierwszy rzuci się na mnie lub przynajmniej odezwie.Staliśmy strasząc się nawzajem groznymi spojrzeniami jakieś pięć minut,a potem Ignis zaczął krążyć wokół mnie szykując się do ataku.Kiedy jednak skoczył by już wbić się we mnie pazurami ja zebrałem się w sobie i uderzyłem go z całej siły łapą,aż odleciał jakieś cztery metry od mnie.Zrobiłem mu dość dużą ranę na policzku z której małym strumieniem płynęła krew kapiąc na ziemię.Doberman zaśmiał się pod nosem i przyłożył łapę do policzka by zatamować krew i przy okazji sprawdzić czy z rany mocno krwawi.Zaśmiał się pod nosem i pokiwał głową.
-Całkiem niezle jak na ciebie Raph.-Powiedział,a ja podniosłem wyżej łeb i z dumą wypiąłem klatkę piersiową.
-Nie spodziewałem się tego po tobie,a zresztą...kiedyś musiał nadejść czas.-Dopowiedział,a ja lekko uśmiechnąłem się do niego.
-A nie może być tak jak dawniej...?No sam zresztą wiesz.Ignis i Raphael...przyjaciele na zawsze.-Powiedziałem i wysunąłem do niego łapę.Ignis tylko się odsunął jeden krok w tył i spuścił łeb.Odstawiłem łapę i też zrobiłem to samo.
-Za dużo się wydarzyło,bracie.-Pokiwał głową patrząc się w ziemię.-Te walki...rozkazy...zniszczyły mnie.A ty...znalazłeś już partnerkę i nie będziesz miał czasu dla dawnego brata.Miło było...ale na wszystko nadchodzi czas.Właśnie teraz nadszedł ten czas aby nasze drogi się rozeszły.-Dodał i uśmiechnął się tym razem patrząc się mi w oczy.
-Ale ja mam dla ciebie czas...-Powiedziałem próbując go zatrzymać.
-Nie dotrzymuj tego czego nie umiesz dotrzymać Raph.-Powiedział i kiwnął pewny swoich słów głową i odwrócił się stawiając pierwszy krok.
-A dokąd idziesz?-Spytałem zatrzymując go i kładąc mu łapę na ramieniu.
-Jak to nasz wspólny przyjaciel Dess mówi: "Tam gdzie łapy poniosą".-Powiedział i odwrócił się odchodząc.Smutno się w środku robiło,ale po części miał racje...na wszystko nadchodzi czas i kiedyś wszystko się skończy.Ja jednak uśmiechnąłem się by nie wyjść na to,że mi żal.Może jeszcze kiedyś nasze drogi znów się zejdą.Potem poszedłem coś upolować...jednak ta cała sytuacja nie dawała mi spokoju.Chociaż zwykle patrzę na świat optymistycznie dziś nie byłem do końca przekonany czy dobrze zrobiłem puszczając go wolno.Zaciągnąłem upolowanego jelenia do jaskini,a przed nią stała już Roxi.
(Roxi?)
Od Omegi C.D. Doo
Powtórzyłam pytanie.
- No yyy... Bo ja... No wiesz... - jąkał się zestresowany.
- Nie, nie wiem - mruknęłam.
- Bo ja widziałem... A zresztą sama zobacz - westchnął - Choć.
W tym momencie zorientowałam się, że pies wszedł niedawno odkrytą przeze mnie grotą. Sama widziałam ją tylko raz... Postanowiłam pierw sama się z nią zapoznać, a dopiero pokazać ją innym. Lub zostawić ją w spokoju...
- Już chwilkę... Tylko coś zrobię... Mógłbyś poczekać przed jaskinią? - spojrzałam na niego pytająco.
Doo kiwnął głową i wyszedł.
Szybko po przestawiałam rzeczy i zastawiłam wejście do tajemniczego miejsca. Po chwili wyszłam do psa.
- To co chciałeś mi pokazać? - spytałam.
- To jest w twojej jaskini...
- No to chodź...
Pies wszedł do jaskini. Osłupiał. Szukał czegoś po ścianach...
- Chodźmy do mojej jaskini! - mruknął zdenerwowany.
Po kilku minutach byliśmy w jaskini Doo. Od razu ruszył do jakiegoś przejścia, wyglądało tak samo jak w mojej jaskini...
- Może pierw... - zaczęłam szukać czegoś, co mogło by sprawić, aby zapomniał o całej sprawie - Pójdźmy na... Nad jezioro... Chciałabym się napić...!
- Ale woda jest zamarznięta - przewrócił oczami.
Stanęłam bezradnie i dałam mu robić to co chciał...
<Doo? A ja nie xd>
Od Omegi C.D. Converse
- Jasne - uśmiechnęłam się - Co chciałbyś najpierw zobaczyć? - spojrzałam na niego pytająco.
- Wszystko po kolei, jak leci... - westchnął.
Znów uśmiechnęłam się do psa i zaczęłam prowadzić. Pokazałam mu las, polanę, jeziora... Nagle pies zatrzymał się.
- Co jest? - uniosłam zdziwiona brew.
- A tam... ? - spojrzał na drzewo.
- To samotne drzewo... Ciche miejsce, przeznaczone wyłącznie dla alf. Wyjątkowe... - westchnęłam.
<Converse?>
- Wszystko po kolei, jak leci... - westchnął.
Znów uśmiechnęłam się do psa i zaczęłam prowadzić. Pokazałam mu las, polanę, jeziora... Nagle pies zatrzymał się.
- Co jest? - uniosłam zdziwiona brew.
- A tam... ? - spojrzał na drzewo.
- To samotne drzewo... Ciche miejsce, przeznaczone wyłącznie dla alf. Wyjątkowe... - westchnęłam.
<Converse?>
poniedziałek, 23 lutego 2015
Od Lucy do Melani
Siedziałam sobie nad jeziorem. Był to ciepły, słoneczny dzień. Śnieg topniał coraz szybciej i z każdą minutą było go coraz mniej. W pewnej chwili usłyszałam plusk wody. Po drugiej stronie jeziora stała suczka. Patrzyła się ona w swoje odbicie w wodzie. W pewnej chwili suczka spojrzała się na mnie pytająco. Jezioro nie było szerokie więc bez problemu udało mi się je przepłynąć. Otrzepałam się z wody i zapytałam:
- Kim jesteś?
- Nazywam się Melania, a ty? - Powiedziała nieśmiało.
- Lucy, miło cię poznać. - Odpowiedziałam z uśmiechem na pysku.
- Wiesz może co to jest PoC? - Zapytała.
- Tak, to sfora psów założona przez Omegę, alfę. - Powiedziałam.
- A czy ty do niej należysz? - Dalej pytała, jednak już trochę bardziej pewnie.
- Jasne! - Krzyknęłam niezbyt głośno. - A ty tesz jesteś członkinią?
- Chyba tak, jednak do końca nie wiem - Wyjąkała.
<Mela?>
- Kim jesteś?
- Nazywam się Melania, a ty? - Powiedziała nieśmiało.
- Lucy, miło cię poznać. - Odpowiedziałam z uśmiechem na pysku.
- Wiesz może co to jest PoC? - Zapytała.
- Tak, to sfora psów założona przez Omegę, alfę. - Powiedziałam.
- A czy ty do niej należysz? - Dalej pytała, jednak już trochę bardziej pewnie.
- Jasne! - Krzyknęłam niezbyt głośno. - A ty tesz jesteś członkinią?
- Chyba tak, jednak do końca nie wiem - Wyjąkała.
<Mela?>
Od Maxwell'a C.D. Taylor
- Nie ważne już... - westchnąłem.
- Ale chciałeś porozmawiać - uniosła brew zdziwiona.
- Chciałem, ale to nie jest aż takie pilne... - westchnąłem.
Suczka rzuciła na mnie podejrzliwe przelotne spojrzenie.
- No dobra... Jak chcesz... - westchnęła.
- Przejdziesz się? - spojrzałem na nią pytająco.
<Taylor? Brak weny...>
- Ale chciałeś porozmawiać - uniosła brew zdziwiona.
- Chciałem, ale to nie jest aż takie pilne... - westchnąłem.
Suczka rzuciła na mnie podejrzliwe przelotne spojrzenie.
- No dobra... Jak chcesz... - westchnęła.
- Przejdziesz się? - spojrzałem na nią pytająco.
<Taylor? Brak weny...>
Od Melani do Converse'a
Szłam drogą. Śnieg powoli topniał.
"Wiosna się zbliża" - pomyślałam.
Wiosna była od szczeniaka moją ulubioną porą roku. Uwielbiałam leżeć na młodej trawie i patrzeć na niebo. Wszędzie zapach życia i młodości! Chłodny wiatr zawsze mierzwił mi futro. Uwielbiałam wiosnę. Ale jest coś, co było najpiękniejsze. Właśnie wiosną większość młodych się rodzi! Ale dość tego. Jeszcze jest zima...
Zaczęłam truchtać. Jednak po chwili westchnęłam, zamknęłam oczy i zaczęłam szaleńczo biec. Gdy biegłam tak leśną dróżką, natrafiłam na jezdnie przecinającą dwie części lasu. Nic nie jechało. Nagle zauważyłam po drugiej stronie psa. Wołał mnie.
Weszłam na jezdnię i w tym czasie nadjechał samochód z ogromną prędkością. Potrącił mnie, a ja straciłam przytomność...
(...)
Zobaczyłam białe światło w oddali. Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w jaskini.
Była dość obszerna. Spróbowałam wstać. Jednak byłam zbyt słaba. Nagle do jaskini wszedł jasny pies. Miał czarną maskę (chodzi o sierść).
- O! Obudziłaś się. - powiedział.
- To ty mnie wołałeś? - zapytałam.
- Tak. Jestem Converse. - powiedział pies.
- Melania. - odpowiedziałam.
Pies przyjrzał mi się.
- Byłem już u Alfy.
- Jakiej Alfy?
- Alfy PoC. Jesteś członkinią.
Popatrzyłam ze zdziwieniem na psa. Przejrzałam go od stóp do głowy. Nagle...
- Ty...ty nie masz jednej łapy?! - krzyknęłam zdziwiona.
Pierwszy raz widzę takiego psa...
<Converse?>
"Wiosna się zbliża" - pomyślałam.
Wiosna była od szczeniaka moją ulubioną porą roku. Uwielbiałam leżeć na młodej trawie i patrzeć na niebo. Wszędzie zapach życia i młodości! Chłodny wiatr zawsze mierzwił mi futro. Uwielbiałam wiosnę. Ale jest coś, co było najpiękniejsze. Właśnie wiosną większość młodych się rodzi! Ale dość tego. Jeszcze jest zima...
Zaczęłam truchtać. Jednak po chwili westchnęłam, zamknęłam oczy i zaczęłam szaleńczo biec. Gdy biegłam tak leśną dróżką, natrafiłam na jezdnie przecinającą dwie części lasu. Nic nie jechało. Nagle zauważyłam po drugiej stronie psa. Wołał mnie.
Weszłam na jezdnię i w tym czasie nadjechał samochód z ogromną prędkością. Potrącił mnie, a ja straciłam przytomność...
(...)
Zobaczyłam białe światło w oddali. Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w jaskini.
Była dość obszerna. Spróbowałam wstać. Jednak byłam zbyt słaba. Nagle do jaskini wszedł jasny pies. Miał czarną maskę (chodzi o sierść).
- O! Obudziłaś się. - powiedział.
- To ty mnie wołałeś? - zapytałam.
- Tak. Jestem Converse. - powiedział pies.
- Melania. - odpowiedziałam.
Pies przyjrzał mi się.
- Byłem już u Alfy.
- Jakiej Alfy?
- Alfy PoC. Jesteś członkinią.
Popatrzyłam ze zdziwieniem na psa. Przejrzałam go od stóp do głowy. Nagle...
- Ty...ty nie masz jednej łapy?! - krzyknęłam zdziwiona.
Pierwszy raz widzę takiego psa...
<Converse?>
Nowa Suczka - Melania!
Imię: Melania
Pseudonim: Mela ♥
Płeć: Suczka
Wiek: 2 lata
Stanowisko: Pielęgniarka
Głos: Indila
Charakter: Melania jest typową marzycielką. Często chodzi z głową w chmurach. Jest bardzo pozytywnie nastawiona do życia. Zawsze we wszystkim odnajduje jakieś plusy. Bywa nieśmiała co bardzo przeszkadza jej w zawieraniu nowych znajomości. Zazwyczaj woli spędzać czas samotnie ale potrafi odnaleźć się w towarzystwie. Rzadko wyraża swoje zdanie nie chcąc nikogo urazić. Jest bardzo pomocna i zawsze chętnie służy radą. Zazwyczaj jest miła ale kiedy ktoś zajdzie jej za skórę bywa wredna. Jest bardzo sprawiedliwa. Nienawidzi kłamać ale czasami dla dobra innych robi to. Jest bardzo konsekwentna i zawsze walczy do końca. Bywa bardzo zawzięta i uparta. Jest w pełni świadoma swych możliwości, często ryzykuje dla dobra innych. Bystra i inteligentna. Można powiedzieć, że czasem trochę zazdrosna, np. jak ktoś ma coś lepszego. Lecz niedługo potem to ustaje. Nigdy nie okłamie, jest uczciwa. W głowie ma 6-ósty zmysł, mianowicie - wykrywacz kłamstw. Nie okłamiesz jej, nie dasz rady. Wykryje to po twoich oczach. Jest też nieobliczalna. Nigdy nie wiadomo, czy zachowa się tak, jak mówi o niej jej charakter. Z miłej i potulnej suczki może zmienić się w agresywną i bezlitosną samicę. Kto wie...?
Motto: "To co robimy dla siebie, umiera razem z nami. To co robimy dla innych i dla siebie, pozostaje nieśmiertelne".
Lubi: Takie psy, które nie zważają na wygląd. Takie, które patrzą w serce.
Nie lubi: Chamskich i zarozumiałych psów.
Umiejętności: Pływa... dosyć dobrze. Umie też polować. Czyli to, co potrzebne jej do życia...
Spokrewnieni: -
Partnerstwo: Kto pokocha zwykłego kundla? Kto?
Wygląd zewnętrzny:
- Rasa: Kundel
- Umaszczenie:Rude podpalane
- Włos: Długi, gładki, gęsty
- Sylwetka: Melania jest dość szczupłą i z pozoru trochę mizerną suczką. Jednak pod jej sierścią kryje się kawał mięśni. Łapy ma silne, mocne i wytrzymałe. Zad zgrabny. Barki lekko skrzywione, lecz mocne.
- Szczególne: Oczy, które patrzą z zachwytem na świat, oczy, które widzą magię miłości w powietrzy. To spojrzenie, które wyraża cały charakter suczki. Te oczy...
- Ma klaustrofobię
- Przy pierwszym spotkaniu może się jąkać
- Nigdy nie zjadła zająca i - jak mówi - nigdy zjeść go nie zamierza.
Historia: Melania urodziła się w pewnej sforze, o której nie ma zamiaru nigdy wspominać. No... ten jedyny raz to tak: Nie poznała nazwy tej sfory. Wie, że gdy miała 2 miesiące zmarła jej matka. Pamięta ją, jak razem się bawiły. Lecz gdy zmarła, świat nie był taki kolorowy. Ojciec był surowy i agresywny. Bił ją za małe przewinienia. Po roku nie wytrzymała i zabiła ojca. Uciekła ze sfory. Stała się samotną suczką. 6 miesięcy błąkała się, aż ludzie strzelili w nią strzałką usypiającą. Zawieźli do schroniska. Gdy okazało się, że mają ją zabić, uciekła. 4 miesiące wędrówki. Towarzyszyły jej 2 kaczki - Sherlock i Cook. Potem gdzieś zniknęły... A Mela dołączyła tu.
Opiekun: LotsDir
niedziela, 22 lutego 2015
Od Converse'a CD Chicy
-Jestem Converse, ale możesz mówić mi Con. - powiedziałem spokojnie.
-Więc Con.. Co robisz tu o tej porze? - spytała zaspana.
-Mógłbym spytać Ciebie o to samo. Wracam do jaskinii. Trochę mi to zajmie. Bym się przespał po drodze, na przykład tak, jak Ty na drzewie, ale trudno będzie mi wejść. - stwierdziłem -A zejść jeszcze trudniej... - dodałem po chwili.
Rozejrzałem się dookoła. Było bardzo ciemno, a księżyc jak na złość schował się za chmurami. Westchnąłem.
<Chica? Brak weny ;/>
-Więc Con.. Co robisz tu o tej porze? - spytała zaspana.
-Mógłbym spytać Ciebie o to samo. Wracam do jaskinii. Trochę mi to zajmie. Bym się przespał po drodze, na przykład tak, jak Ty na drzewie, ale trudno będzie mi wejść. - stwierdziłem -A zejść jeszcze trudniej... - dodałem po chwili.
Rozejrzałem się dookoła. Było bardzo ciemno, a księżyc jak na złość schował się za chmurami. Westchnąłem.
<Chica? Brak weny ;/>
Od Taylor CD Snipera
Pies burknął coś pod nosem. Zignorowałam to. Wzięłam narzędzia. Pierwszym moim krokiem było rozcięcie węzła tak, aby nie uszkodzić nogi.
-Jeszcze chwila i nadawała by się jedynie do ucięcia... - powiedziałam.
Pies spojrzał na mnie wielkimi oczami.
Zaczęłam odkażać ranę. Sniper nawet nie próbował udawać, że to go nie piecze. Krzywił się niemiłosiernie. W końcu przyłożyłam zioła i zawinęłam w bandaż.
-Gotowe. - wyszczerzyłam się.
<Sniper?>
-Jeszcze chwila i nadawała by się jedynie do ucięcia... - powiedziałam.
Pies spojrzał na mnie wielkimi oczami.
Zaczęłam odkażać ranę. Sniper nawet nie próbował udawać, że to go nie piecze. Krzywił się niemiłosiernie. W końcu przyłożyłam zioła i zawinęłam w bandaż.
-Gotowe. - wyszczerzyłam się.
<Sniper?>
Od Taylor CD Chicy
-To ja Was zostawię. - powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam. -Mam sporo pracy dzisiaj.
Po tych słowach ruszyłam w swoją stronę.
-A i jakbyś czegoś potrzebowała, na przykład oprowadzenia po terenach, to ja jestem w jaskinii medyków, na pewno ją znajdziesz. - zwróciłam się do Chicy i zniknęłam.
Pewnie teraz z Omegą ustalały stanowisko, jakinię... Tylko bym im przeszkadzała.
~***~
-Gotowe. - uśmiechnęłam się do pacjenta.
-Dzięki Taylor. - pies uradowany wyszedł z jaskinii.
Wtedy przy wejściu pojawiła się Chica.
-O, cześć. - zamerdałam wesoło ogonkiem. -Mogę Ci w czymś pomóc? - spytałam.
<Chica?>
Po tych słowach ruszyłam w swoją stronę.
-A i jakbyś czegoś potrzebowała, na przykład oprowadzenia po terenach, to ja jestem w jaskinii medyków, na pewno ją znajdziesz. - zwróciłam się do Chicy i zniknęłam.
Pewnie teraz z Omegą ustalały stanowisko, jakinię... Tylko bym im przeszkadzała.
~***~
-Gotowe. - uśmiechnęłam się do pacjenta.
-Dzięki Taylor. - pies uradowany wyszedł z jaskinii.
Wtedy przy wejściu pojawiła się Chica.
-O, cześć. - zamerdałam wesoło ogonkiem. -Mogę Ci w czymś pomóc? - spytałam.
<Chica?>
Od Chicy Do Converse
Szłam przez łąkę. Bo co innego mogłam robić? Już z dobre 2 godziny, łażę bez celu.
Nie miałam co robić, tak więc czemu by nie?
Idąc tak nawet nie zauważyłam że, się ściemniło, a ja teraz dreptałam zmęczona na granicy sfory.
Byłam zbyt wycieńczona, spacerem więc nie miałam siły iść do jaskini.
Rozejrzałam się po okolicy, było ciemno i jedyne to co widziałam to zarysy drzew. Jedno z nich wydawało się wystarczająco duże więc podeszłam do niego i z trudem używając do tego pazurów wdrapałam się na górę, Ułożyłam łeb na łapach i zamknęłam oczy.
Jednak nie dano mi dużej pospać bo usłyszałam dziwny dźwięk. Tak więc ja to ja, od razu się obudziłam i spojrzałam w dół.
Pode mną szedł właśnie pies .. bez łapy?
Zmarszczyłam brwi.
- Em ... Przepraszam? - mruknęłam zaspana. Pies gwałtownie odwrócił się w moją stronę.
- Kim jesteś? - spytał zdenerwowany.
- Jestem Chica - uśmiechnęłam się - A ty?
Nie mogłam dojrzeć do końca jego wyrazu pyska iż wciąż była noc, ale mogłam chociaż zobaczyć że uśmiecha się.
<Converse? :3>
Nie miałam co robić, tak więc czemu by nie?
Idąc tak nawet nie zauważyłam że, się ściemniło, a ja teraz dreptałam zmęczona na granicy sfory.
Byłam zbyt wycieńczona, spacerem więc nie miałam siły iść do jaskini.
Rozejrzałam się po okolicy, było ciemno i jedyne to co widziałam to zarysy drzew. Jedno z nich wydawało się wystarczająco duże więc podeszłam do niego i z trudem używając do tego pazurów wdrapałam się na górę, Ułożyłam łeb na łapach i zamknęłam oczy.
Jednak nie dano mi dużej pospać bo usłyszałam dziwny dźwięk. Tak więc ja to ja, od razu się obudziłam i spojrzałam w dół.
Pode mną szedł właśnie pies .. bez łapy?
Zmarszczyłam brwi.
- Em ... Przepraszam? - mruknęłam zaspana. Pies gwałtownie odwrócił się w moją stronę.
- Kim jesteś? - spytał zdenerwowany.
- Jestem Chica - uśmiechnęłam się - A ty?
Nie mogłam dojrzeć do końca jego wyrazu pyska iż wciąż była noc, ale mogłam chociaż zobaczyć że uśmiecha się.
<Converse? :3>
Od Sniper'a CD Fatamorgany
- Taak? To zaskakujące, nie spodziewałem się...
- Oj przestań... Pamiętasz poprzednie imiona?
- Tak, nie zmieniłaś zdania co do nich? - uśmiechnąłem się.
- Chyba nie... Ładne były, po co je zmieniać?
- Może trafią się jeszcze leprze...
Poszedłem z Fatą podziwiać zachód słońca... Nie wiem, co wolę - zachodzące słońce, czy błyszczące gwiazdy na niebie. Gdy już prawie zaszło szepnąłem do Fatamorgany:
- To słońce wszędzie jest takie samo... Moja mama patrzy wiele kilometrów dalej na te samo niebo...
Uśmiechnęła się.
( Fata? Jak chcesz... )
- Oj przestań... Pamiętasz poprzednie imiona?
- Tak, nie zmieniłaś zdania co do nich? - uśmiechnąłem się.
- Chyba nie... Ładne były, po co je zmieniać?
- Może trafią się jeszcze leprze...
Poszedłem z Fatą podziwiać zachód słońca... Nie wiem, co wolę - zachodzące słońce, czy błyszczące gwiazdy na niebie. Gdy już prawie zaszło szepnąłem do Fatamorgany:
- To słońce wszędzie jest takie samo... Moja mama patrzy wiele kilometrów dalej na te samo niebo...
Uśmiechnęła się.
( Fata? Jak chcesz... )
Od Sniper'a CD Taylor
Biegłem za Taylor. Trochę wolniej, bo pomimo, że suczka przegryzła sznur to została ciasna pętla na nodze. Tej łapy na razie nie używałem do biegania, bo bolało, ilekroć choćby nią poruszyłem. Po paru minutach ludzie przestali nas ścigać.
- No Łatko, gdzie teraz? - zapytałem uśmiechając się.
Suczka zaśmiała się i powiedziała:
- Może do jaskini medyków, jakoś ci obetniemy tą pętlę.
- Proszę bardzo, wszystko co ludzkie musi zostać zniszczone.
- Powiedz to psom w sforze, które mają opiekunów... - mruknęła.
- Ich opiekunowie, ich sprawa, ja tam nie ufam ludziom - zakończyłem rozmowę.
Po paru chwilach byliśmy już w jaskini medyków. Odwróciłem głowę i podniosłem wyżej łapę, żeby zobaczyć, co tam z pętlą. Była zaciśnięta mocno, cała czerwona, od krwi. Zacisnąłem na niej zęby. Zabolało... tylko jeszcze bardziej się zacisnęła ( o ile to było możliwe ). Usłyszałem głos Tay:
- Nie pogorszaj sprawy Sniper... Nie znasz się, nie dotykaj.
( Tay?)
- No Łatko, gdzie teraz? - zapytałem uśmiechając się.
Suczka zaśmiała się i powiedziała:
- Może do jaskini medyków, jakoś ci obetniemy tą pętlę.
- Proszę bardzo, wszystko co ludzkie musi zostać zniszczone.
- Powiedz to psom w sforze, które mają opiekunów... - mruknęła.
- Ich opiekunowie, ich sprawa, ja tam nie ufam ludziom - zakończyłem rozmowę.
Po paru chwilach byliśmy już w jaskini medyków. Odwróciłem głowę i podniosłem wyżej łapę, żeby zobaczyć, co tam z pętlą. Była zaciśnięta mocno, cała czerwona, od krwi. Zacisnąłem na niej zęby. Zabolało... tylko jeszcze bardziej się zacisnęła ( o ile to było możliwe ). Usłyszałem głos Tay:
- Nie pogorszaj sprawy Sniper... Nie znasz się, nie dotykaj.
( Tay?)
Od Chicy C.D Taylor
Uśmiechnęłam się blado.
- Dziękuje ... - mruknęłam. - A .. czy .. mogłabyś mi powiedzieć ... co to takiego Pack Of Characters?
- Sfora psów. - Taylor pomogła mi wstać.
- Jestem Chica - powiedziałam już trochę głośniej. - Czy mogłabyś mnie tam zaprowadzić?
- No jasne! - ucieszyła się suczka i podreptała w stronę z której najwyraźniej przyszła.
Przez chwilę zawahałam się. Nie wiedziałam czy, mogę im zaufać ...
Tay odwróciła się i krzyknęła:
- No chodź!
Uśmiechnęłam się ponownie. Może jednak ...
Pobiegłam z trudem za sunią. Rana już nie była tak otwarta mimo iż wciąż obciążała mi bieg.
Po kilku minutach drogi Taylor zatrzymała się.
- No i jesteśmy! - zawołała i popatrzyła na mnie, jakby oczekiwała takiej samej radości.
Spojrzałam na nią i z uśmiechem na pyszczku odpowiedziałam:
- Myślę że, jakoś się tu odnajdę.
- No ja myślę! - szczeknęła i zjechała z górki na której poprzednio staliśmy.
Ja jednak zadowoliłam się zwykłym zejściem.
- Co ty taka ponura? - uśmiechnęła się pogodnie Tay i zanim się zorientowałam popchnęła mnie tak iż wpadłam w błoto.
- Hej! - zawołałam. Otrzepałam się z resztek mokrej ziemi i rzuciłam jej wyzywające spojrzenie.
- Dobra, wystarczy - Sunia podeszła do jednej z jaskini a ja po chwili do niej dołączyłam.
- Em .... Omego? - spytała nieśmiało suczka. Gdy przyjrzałam się lepiej ujrzałam Terierkę Irlandzką [Bo nie wiem jak to inaczej ująć]. Moim zdaniem jakby dodać jej takie śmieszne oklary czy jakoś tak wyglądałaby jak profesor.
- Hm? - odpowiedziała obojętnym tonem, bo najwyraźniej przerwaliśmy jej ważną rzecz.
- Ta tutaj oto Chica chciałaby do nas dołączyć. - Taylor poklepała mnie jakby pokazywała jakąś rzeźbę.
- Nigdy nie zaszkodzi, nam kolejny członek w Pack Of Characters.- Alfa uśmiechnęła się pogodnie.
<Tay? Omega?>
- Dziękuje ... - mruknęłam. - A .. czy .. mogłabyś mi powiedzieć ... co to takiego Pack Of Characters?
- Sfora psów. - Taylor pomogła mi wstać.
- Jestem Chica - powiedziałam już trochę głośniej. - Czy mogłabyś mnie tam zaprowadzić?
- No jasne! - ucieszyła się suczka i podreptała w stronę z której najwyraźniej przyszła.
Przez chwilę zawahałam się. Nie wiedziałam czy, mogę im zaufać ...
Tay odwróciła się i krzyknęła:
- No chodź!
Uśmiechnęłam się ponownie. Może jednak ...
Pobiegłam z trudem za sunią. Rana już nie była tak otwarta mimo iż wciąż obciążała mi bieg.
Po kilku minutach drogi Taylor zatrzymała się.
- No i jesteśmy! - zawołała i popatrzyła na mnie, jakby oczekiwała takiej samej radości.
Spojrzałam na nią i z uśmiechem na pyszczku odpowiedziałam:
- Myślę że, jakoś się tu odnajdę.
- No ja myślę! - szczeknęła i zjechała z górki na której poprzednio staliśmy.
Ja jednak zadowoliłam się zwykłym zejściem.
- Co ty taka ponura? - uśmiechnęła się pogodnie Tay i zanim się zorientowałam popchnęła mnie tak iż wpadłam w błoto.
- Hej! - zawołałam. Otrzepałam się z resztek mokrej ziemi i rzuciłam jej wyzywające spojrzenie.
- Dobra, wystarczy - Sunia podeszła do jednej z jaskini a ja po chwili do niej dołączyłam.
- Em .... Omego? - spytała nieśmiało suczka. Gdy przyjrzałam się lepiej ujrzałam Terierkę Irlandzką [Bo nie wiem jak to inaczej ująć]. Moim zdaniem jakby dodać jej takie śmieszne oklary czy jakoś tak wyglądałaby jak profesor.
- Hm? - odpowiedziała obojętnym tonem, bo najwyraźniej przerwaliśmy jej ważną rzecz.
- Ta tutaj oto Chica chciałaby do nas dołączyć. - Taylor poklepała mnie jakby pokazywała jakąś rzeźbę.
- Nigdy nie zaszkodzi, nam kolejny członek w Pack Of Characters.- Alfa uśmiechnęła się pogodnie.
<Tay? Omega?>
sobota, 21 lutego 2015
Od Taylor CD Chicy
Przeraziłam się. Łapa wyglądała okropnie! Pomimo, że nie wiedziałam, kim jest ta suczka postanowiłam jej pomóc. Dobrze, że jestem medyczką w Pack'u...
Ruszyłam do jaskinii medyków, aby wrócić z potrzebnymi lekami, kremami, ziołami i narzędziami. Zaczęłam od zszycia rany.
Suczka pisnęła.
-Wybacz. - powiedziałam. -To niestety konieczne.
Następnie zaczęłam odkażać. Na koniec położyłam na szwach zioła lecznicze i zawinęłam bandażem.
-Proszę. - uśmiechnęłam się lekko. -Tak w ogóle jestem Taylor, medyczka w Pack Of Characters. - przywitałam się.
<Chica?>
Ruszyłam do jaskinii medyków, aby wrócić z potrzebnymi lekami, kremami, ziołami i narzędziami. Zaczęłam od zszycia rany.
Suczka pisnęła.
-Wybacz. - powiedziałam. -To niestety konieczne.
Następnie zaczęłam odkażać. Na koniec położyłam na szwach zioła lecznicze i zawinęłam bandażem.
-Proszę. - uśmiechnęłam się lekko. -Tak w ogóle jestem Taylor, medyczka w Pack Of Characters. - przywitałam się.
<Chica?>
Od Chicy
Ze złością pokuśtykałam do jaskini.
Siedziałam w niej dobre dwa tygodnie wychodząc jedynie by upolować marną zwierzynę. Nie urodziłam się w lesie, nie umiałam polować.
Usiadłam zrezygnowana na kamiennej ziemi groty i spojrzałam na swoją łapę. Była cała pokrwawiona i poraniona. Zrobiło mi się niedobrze. Jednak z trudem wzięłam głęboki wdech i chwyciłam drugą łapą liść.
Spróbowałam zatamować potok krwi, jednak to jedynie pogorszyło sprawę.
Liść przesiąkł psią krwią i nadawał się jedynie do .. niczego.
Ze wstydem i złością oparłam się o ścianę. Co mi przyszło do głowy żeby zapolować na dzika!? Sama!? Nie wyszkolona! ...
Dało to jedynie, lekkie przecięcia skóry odyńca i poranioną łapą. Dzika świnia nadepnęła mi na nią jeszcze do tego z rozmachem kłów "wysadzić" mnie w powietrze. I na dodatek jeszcze uciekając obtarłam się ze sto razy o kujący krzew.
Ból był nie do wytrzymania, wciskając mi do oczy łzy, Nagle poczułam dziwny zapach. Z trudem otwarłam oko i wyjrzałam lekko z jaskini.
Wyczuwałam ... psa .... gdzieś za lasem ... na ... polanie? A może ... kilka psów? Mimo piekących ran wstałam. Wiedziałam że mogą mi pomóc - ale w przeżyciu albo w zakończeniu cierpienia.
Westchnęłam i pokuśtykałam do najbliższego drzewa.
Oparłam się o nie wstrzymując oddech. Czy uda mi się przejść bez żadnych przeszkód przez las?
Tego nie wiedziałam, ale musiałam spróbować. Zmarszczyłam brwi. Uda mi się .. Musi ...
Pobiegłam, teraz nie wstrzymując fali łez bólu. Bolało okropnie wręcz piekielnie ale brnęłam dalej. Nie mogłam się poddać, to nie wchodziło w grę. ...
Na moje szczęście wybrałam drogę skrótową także las już prawie się kończył.
Gdy już ostatnie drzewa były przed moimi oczami na polanie ujrzałam ... tak .. psa. Przyśpieszyłam ale to był już zbyt wielki wysiłek. Dobiegłam do polany i padłam z wycieczenia.> Krew zalała moją łapę. Już za dużo krwi straciłam ....
<Ten pies/suczka? Proooszę :< >
Siedziałam w niej dobre dwa tygodnie wychodząc jedynie by upolować marną zwierzynę. Nie urodziłam się w lesie, nie umiałam polować.
Usiadłam zrezygnowana na kamiennej ziemi groty i spojrzałam na swoją łapę. Była cała pokrwawiona i poraniona. Zrobiło mi się niedobrze. Jednak z trudem wzięłam głęboki wdech i chwyciłam drugą łapą liść.
Spróbowałam zatamować potok krwi, jednak to jedynie pogorszyło sprawę.
Liść przesiąkł psią krwią i nadawał się jedynie do .. niczego.
Ze wstydem i złością oparłam się o ścianę. Co mi przyszło do głowy żeby zapolować na dzika!? Sama!? Nie wyszkolona! ...
Dało to jedynie, lekkie przecięcia skóry odyńca i poranioną łapą. Dzika świnia nadepnęła mi na nią jeszcze do tego z rozmachem kłów "wysadzić" mnie w powietrze. I na dodatek jeszcze uciekając obtarłam się ze sto razy o kujący krzew.
Ból był nie do wytrzymania, wciskając mi do oczy łzy, Nagle poczułam dziwny zapach. Z trudem otwarłam oko i wyjrzałam lekko z jaskini.
Wyczuwałam ... psa .... gdzieś za lasem ... na ... polanie? A może ... kilka psów? Mimo piekących ran wstałam. Wiedziałam że mogą mi pomóc - ale w przeżyciu albo w zakończeniu cierpienia.
Westchnęłam i pokuśtykałam do najbliższego drzewa.
Oparłam się o nie wstrzymując oddech. Czy uda mi się przejść bez żadnych przeszkód przez las?
Tego nie wiedziałam, ale musiałam spróbować. Zmarszczyłam brwi. Uda mi się .. Musi ...
Pobiegłam, teraz nie wstrzymując fali łez bólu. Bolało okropnie wręcz piekielnie ale brnęłam dalej. Nie mogłam się poddać, to nie wchodziło w grę. ...
Na moje szczęście wybrałam drogę skrótową także las już prawie się kończył.
Gdy już ostatnie drzewa były przed moimi oczami na polanie ujrzałam ... tak .. psa. Przyśpieszyłam ale to był już zbyt wielki wysiłek. Dobiegłam do polany i padłam z wycieczenia.> Krew zalała moją łapę. Już za dużo krwi straciłam ....
<Ten pies/suczka? Proooszę :< >
Nowa Suczka - Chica!
Imię: Chica
Pseudonim: Zazwyczaj mówią jej po imieniu ale możesz wymyślić jej pseudonim.
Płeć: Suczka.
Wiek: 3 lata.
Stanowisko: Szpieg.
Głos: Bunny_Kou
Charakter: Ugh ... Nie da się jej opisać do końca. Co nie oznacza że się nie da. Bowiem Chica jest wybuchowa ale nie do końca. Potrafi zachować spokój rzecz jasna! Mimo tego jest strasznie zaufana. Może jej charakter który trochę dokładniej poznacie za chwilę nie pasuje do tego w żadnym miejscu jest zaufana. Ufa wszystkim. No, oczywiście oprócz wrogom. Jest również szczera. Tak szczerszej wadery jeszcze nie widzieliście. Mówi wszystko co należy powiedzieć. Ale jednak .. kłamie. Dziwne nie? Szczery kłamca... Kłamie jednak wtedy kiedy musi. Albo nawet kiedy nie musi ale to już inna historia. Mimo tego szczerość otwiera wiele innych cech. Tych pozytywnych i wręcz przeciwnie. W tym oczywiście trochę rasizmu, odrobina chamstwa ... może nawet miłość? Ale ty nie o tym.Jest zgryźliwa a zarazem spokojnie odbierająca wszelkie uwagi. Można nawet ją nazwać zmienną. Uwielbia przygody i CZAAASEM zachowuje się jak szczenię. Raczej jednak może zachować tajemniczość i chamstwo. Dla każdej osoby jest inna a chyba nie chcecie abym robiła wam całą listą świata jak do kogo się zachowuje. Nie da się jej opisać. Nawet jeśli jest wredna ma wielkie poczucie humoru i na pewno za tą maską chłodu kryję się wesoła, głupawa wadera. Raz podsumowując: Ma kilka a nawet kilkaset warstw w tym: wredna i oschła, przyjacielska z poczuciem humoru, tajemnicza i skryta ... po prostu wszystko w jednym!
Motto: "Nie ma przeszkody której nie da się ominąć".
Lubi: Równych sobie. Toleruje również osoby łagodne i spokojne.
Nie lubi: Nienawidzi psów które starają się ukryć prawdę przed innymi. Gardzi egoistami.
Umiejętności: Słynie z tego że potrafi ukryć się tak że nikt jej nie znajdzie. Niektórzy mówili że potrafi "znikać" ale to po prostu talent. Nie jest zbyt silna raczej woli unikać bójek.
Spokrewnieni: Nie ma nikogo tutaj.
Partnerstwo: Nie liczy na miłość i raczej woli jej unikać tak samo jak z resztą walki.
Wygląd zewnętrzny:
- Rasa: Mieszaniec Samoyed'a
- Umaszczenie: Po prostu - Biało kremowe
- Włos: Miękki, średniej długości
- Sylwetka: Chica jest niską mizernie zbudowaną suczką. Zazwyczaj przewyższają ją wzrostem co ją dość wkurza. Krótki ogon ma postawiony zazwyczaj do góry a uszy wysoko postawione.
- Szczególne: Brak.
Historia: Urodziła się w mieście. Jako szczenię żyła przez cztery miesiące u ludzi lecz pewnego deszczowego dnia wypadła przez ... okno. Miała szczęście bo wpadła na śmietnik. Wlokąc się po mieście w końcu dotarła do jego granicy i zaciekawiona weszła do lasu. Tam żyła przez resztę lat aż w końcu zapuściła się tak głęboko że wpadła na Pack Of Characters ... Ta historia nie jest wcale smutna ani porywająca. Trudno. Lepiej w ogóle niż wcale.
Opiekun: kala1006
Od Nike'a do Nan
Szedłem ścieżką przez las. Była przepiękna pogoda. Ptaki ćwierkały. Nagle coś poruszyło się w krzakach. Stanąłem i warknàłem. Z krzaków wyszła suczka.
- Cześć- powiedziała
- Cześć- odparłem- Jesteś tu nowa?
- Tak. Nazywam się Nan- przedstawiła się
- A ja Nike. Miło mi.
< Nan? >
- Cześć- powiedziała
- Cześć- odparłem- Jesteś tu nowa?
- Tak. Nazywam się Nan- przedstawiła się
- A ja Nike. Miło mi.
< Nan? >
Od Fatamorgany CD Sniper'a
Gdy doszliśmy do jaskini medyka Sniper musiał przed nią zostać. Wchodząc do jaskini poczułam zapach ziół. Już po chwili podeszła do mnie medyczka.
-Co się stało?-zapytała podchodząc do mnie. Poczułam ,że nie mogę wydusić z siebie ani słowa. Lecz już po krótkiej chwili umiałam odpowiedzieć medyczce.
-Chciałam się przebadać.-powiedziałam. Suczka pokiwała głową i zaprowadziła mnie na badania. Już po chwili wybiegłam uradowana z jaskini. Skakałam i tańczyłam. Nie robię tego prawie w ogóle ale teraz nie mogłam się powstrzymać.
-Co?-zapytał Sniper.
-No zgadnij?!-krzyknęłam.
-Ee..no nie wiem.-uśmiechnął się.
-Będziemy mieć szczeniaki!-krzyknęłam jeszcze bardziej uradowana
(Sniper :3)
-Co się stało?-zapytała podchodząc do mnie. Poczułam ,że nie mogę wydusić z siebie ani słowa. Lecz już po krótkiej chwili umiałam odpowiedzieć medyczce.
-Chciałam się przebadać.-powiedziałam. Suczka pokiwała głową i zaprowadziła mnie na badania. Już po chwili wybiegłam uradowana z jaskini. Skakałam i tańczyłam. Nie robię tego prawie w ogóle ale teraz nie mogłam się powstrzymać.
-Co?-zapytał Sniper.
-No zgadnij?!-krzyknęłam.
-Ee..no nie wiem.-uśmiechnął się.
-Będziemy mieć szczeniaki!-krzyknęłam jeszcze bardziej uradowana
(Sniper :3)
piątek, 20 lutego 2015
Od Taylor CD Snipera
-I tak nas nie rozumieją... - westchnęłam. Podeszłam do ludzi i spojrzałam błagalnie na nich i na pułapkę. Pociągnęłam jednego za nogawkę od spodni.
-Co chcesz? - spytał.
Spuściłam łeb. Podbiegłam do Snipera i zaczęłam gryźć sznur. Po jakimś czasie udało mi się go uwolnić. Zaczęliśmy biec w stronę Pack'u, gdy jeden z ludzi mnie złapał.
-Łatka?! A co ty tu robisz piesku?! - krzyknęła jakaś pani. Czuć było od niej przesadne perfumy. -Jakiś czas temu moja Łatka ode mnie uciekła!
-Nie dziwię się tej całej Łatce. - mruknęłam.
-To mój pies! To mój pies! Odnalazła się! - darła się tak, że chyba nawet na drugiej granicy sfory byłoby ją słychać. Ugryzłam ją w rękę, a odbijając się od jej klatki piersiowej ruszyłam za Sniperem.
-Szybko, jakaś świruska pomyliła mnie z jej psem! - krzyknęłam.
<Sniper?>
-Co chcesz? - spytał.
Spuściłam łeb. Podbiegłam do Snipera i zaczęłam gryźć sznur. Po jakimś czasie udało mi się go uwolnić. Zaczęliśmy biec w stronę Pack'u, gdy jeden z ludzi mnie złapał.
-Łatka?! A co ty tu robisz piesku?! - krzyknęła jakaś pani. Czuć było od niej przesadne perfumy. -Jakiś czas temu moja Łatka ode mnie uciekła!
-Nie dziwię się tej całej Łatce. - mruknęłam.
-To mój pies! To mój pies! Odnalazła się! - darła się tak, że chyba nawet na drugiej granicy sfory byłoby ją słychać. Ugryzłam ją w rękę, a odbijając się od jej klatki piersiowej ruszyłam za Sniperem.
-Szybko, jakaś świruska pomyliła mnie z jej psem! - krzyknęłam.
<Sniper?>
Od Sniper'a CD Taylor
- Rozumiem, ale nie wszyscy mają pecha. Ja jestem typem podróżnika, nie zatrzymam się nigdzie na długo. Poza tym, chciałbym kiedyś jeszcze zobaczyć mamę...i trochę świata.
- Zrobisz, jak zechcesz...
Zamierzałem pożegnać Taylor i wrócić do swoich spraw, gdy nagle coś przykuło moją uwagę. Podbiegłem do zarośli i zobaczyłem zająca. Pomyślałem, że może by go złapać. Taylor też i po chwili go goniliśmy. Ten był wyjątkowo szybki. Gdy go wreszcie dogoniliśmy zorientowałem się, że jesteśmy na granicy sfory. Powiedziałem więc cicho do Taylor:
- Tay, spadamy...
- Czemu?
- Jesteśmy na granicy z miastem...
Nagle usłyszałem głosy. Były coraz bliżej.
- Taylor, SPADAMY!!!
Uskoczyłem w bok i zacząłem uciekać. Obejrzałem się, suczka biegła koło mnie. Odbiłem się łapami od ziemi, by przeskoczyć przez gałąź, gdy poczułem, że coś zaciska się na mojej nodze. Upadłem i zamknąłem oczy, błagając, żeby to nie było to, o czym myślę. Poruszyłem tylną kończyną i otworzyłem oczy. Na mojej łapie był zaciśnięty sznurek z pułapki. Niestety, na jeden tydzień szczęścia przypadają cztery pechowe... Jak to mówiła moja towarzyszka. Szarpnąłem się, próbując uwolnić. Na nic... Sznur był gruby i twardy. Odwróciłem głowę i zobaczyłem pysk Taylor.
- Idź, uwolnię się, nie raz byłem w podobnych tarapatach - skłamałem.
Suczka otworzyła pysk, jakby chciała coś powiedzieć, ale przeszkodził jej w tym ludzki głos. Jak ja nienawidzę ludzi... Szkodzą tylko, zabijają i więżą...
- Myślisz, że to były lisy? - zapytał jeden
- Nie, za duży był jeden a poza tym mają inny kolor - odparł drugi.
Wyszli na polanę i zobaczyli mnie i Taylor. Jeden z nich krzyknął:
- To psy! Bezdomne! Trzeba zadzwonić do hycla.
- Jeden złapał się w sidła na lisy. Spójrz, nie rusza łapą.
Odwróciłem się do suczki:
- No idź, jeden pies w schronisku to lepiej niż dwa psy w schronisku... Uciekaj, to cię nie złapią. I tak nic nie zrobisz, to po co masz tu zostać. Uciekaj, póki czas!
Taylor pokręciła przecząco łebkiem i rzuciła się na jednego z ludzi. Krzyknął i kopnął Taylor. Drugi chciał ją złapać za kark, ale go ugryzła w rękę i odskoczyła. Nie chciałem, żeby walczyła sama, więc wstałem na trzech łapach i krzyknąłem do niej, żeby do mnie przyszła. Gdy stała obok mnie, a ludzie podeszli, żeby nas kopnąć. Rzuciłem się jednemu do gardła. Przewrócił się zaskoczony. Drugi przyszedł mu z pomocą, ale go też ugryzłem, a Tay mi w tym pomagała. Gdy już się wydawało, że wygramy, zaniepokojeni hałasem przyszli inni ludzie. Pomogli tamtym i kopnęli Tay. Uciekła i usiadła obok mnie. Było ich dużo... Jeden już wykręcał numer do hycla, gdy inny go powstrzymał i powiedział:
- Ten jeden to rasowiec, spójrz! Jack russel terier... Pewnie się zgubił, dajmy ogłoszenie, że go znaleźliśmy, a właściciele przyjdą i nam zapłacą.
- Dobry pomysł... A ten drugi? Prawie zabił nam kumpla...
- Możemy go zabić, przecież to zwykły kundel. Hycel nie ucieszy się na wieść o kolejnym do wykarmienia. Skróć mu cierpienie, do nogi już nie dochodzi krew, niedługo będzie martwa, a do najbliższego hycla godzina drogi. On się tylko męczy.
- Wy ... . Co my wam zrobiliśmy, to wy zaczęliście, ja się tylko broniłem! Jeszcze mi łapę uwięziliście! A poza tym nie jestem kundlem tylko mieszańcem! Mieszańcem border collie i owczarka australijskiego! - krzyknąłem wściekły na całą ludzkość
( Tay? Wspominał ktoś coś o wenie...? )
- Zrobisz, jak zechcesz...
Zamierzałem pożegnać Taylor i wrócić do swoich spraw, gdy nagle coś przykuło moją uwagę. Podbiegłem do zarośli i zobaczyłem zająca. Pomyślałem, że może by go złapać. Taylor też i po chwili go goniliśmy. Ten był wyjątkowo szybki. Gdy go wreszcie dogoniliśmy zorientowałem się, że jesteśmy na granicy sfory. Powiedziałem więc cicho do Taylor:
- Tay, spadamy...
- Czemu?
- Jesteśmy na granicy z miastem...
Nagle usłyszałem głosy. Były coraz bliżej.
- Taylor, SPADAMY!!!
Uskoczyłem w bok i zacząłem uciekać. Obejrzałem się, suczka biegła koło mnie. Odbiłem się łapami od ziemi, by przeskoczyć przez gałąź, gdy poczułem, że coś zaciska się na mojej nodze. Upadłem i zamknąłem oczy, błagając, żeby to nie było to, o czym myślę. Poruszyłem tylną kończyną i otworzyłem oczy. Na mojej łapie był zaciśnięty sznurek z pułapki. Niestety, na jeden tydzień szczęścia przypadają cztery pechowe... Jak to mówiła moja towarzyszka. Szarpnąłem się, próbując uwolnić. Na nic... Sznur był gruby i twardy. Odwróciłem głowę i zobaczyłem pysk Taylor.
- Idź, uwolnię się, nie raz byłem w podobnych tarapatach - skłamałem.
Suczka otworzyła pysk, jakby chciała coś powiedzieć, ale przeszkodził jej w tym ludzki głos. Jak ja nienawidzę ludzi... Szkodzą tylko, zabijają i więżą...
- Myślisz, że to były lisy? - zapytał jeden
- Nie, za duży był jeden a poza tym mają inny kolor - odparł drugi.
Wyszli na polanę i zobaczyli mnie i Taylor. Jeden z nich krzyknął:
- To psy! Bezdomne! Trzeba zadzwonić do hycla.
- Jeden złapał się w sidła na lisy. Spójrz, nie rusza łapą.
Odwróciłem się do suczki:
- No idź, jeden pies w schronisku to lepiej niż dwa psy w schronisku... Uciekaj, to cię nie złapią. I tak nic nie zrobisz, to po co masz tu zostać. Uciekaj, póki czas!
Taylor pokręciła przecząco łebkiem i rzuciła się na jednego z ludzi. Krzyknął i kopnął Taylor. Drugi chciał ją złapać za kark, ale go ugryzła w rękę i odskoczyła. Nie chciałem, żeby walczyła sama, więc wstałem na trzech łapach i krzyknąłem do niej, żeby do mnie przyszła. Gdy stała obok mnie, a ludzie podeszli, żeby nas kopnąć. Rzuciłem się jednemu do gardła. Przewrócił się zaskoczony. Drugi przyszedł mu z pomocą, ale go też ugryzłem, a Tay mi w tym pomagała. Gdy już się wydawało, że wygramy, zaniepokojeni hałasem przyszli inni ludzie. Pomogli tamtym i kopnęli Tay. Uciekła i usiadła obok mnie. Było ich dużo... Jeden już wykręcał numer do hycla, gdy inny go powstrzymał i powiedział:
- Ten jeden to rasowiec, spójrz! Jack russel terier... Pewnie się zgubił, dajmy ogłoszenie, że go znaleźliśmy, a właściciele przyjdą i nam zapłacą.
- Dobry pomysł... A ten drugi? Prawie zabił nam kumpla...
- Możemy go zabić, przecież to zwykły kundel. Hycel nie ucieszy się na wieść o kolejnym do wykarmienia. Skróć mu cierpienie, do nogi już nie dochodzi krew, niedługo będzie martwa, a do najbliższego hycla godzina drogi. On się tylko męczy.
- Wy ... . Co my wam zrobiliśmy, to wy zaczęliście, ja się tylko broniłem! Jeszcze mi łapę uwięziliście! A poza tym nie jestem kundlem tylko mieszańcem! Mieszańcem border collie i owczarka australijskiego! - krzyknąłem wściekły na całą ludzkość
( Tay? Wspominał ktoś coś o wenie...? )
czwartek, 19 lutego 2015
Od Doo C.D Omegi
- No ... Będą latały ptaszki i będą piękne chwasty! - zacząłem udawać głos rozmarzonej suczki (xd).
- Na pewno - obiecała mi żartobliwie Omega.
Gdy doszliśmy do sfory suczka dodała:
- No to do widzenia! - skręciła w lewą na co ja w prawą.
Doszedłem do mojej jaskini i położyłem się na kamieniu. Tak naprawdę nie znam mojego mieszkania do końca ... dziwne prawda? Kiedy tak czasem patrzę w głąb niej wygląda jakby nie miała końca. Ale czy to prawda ...?Postanowiłem się dowiedzieć. Zszedłem z kamienia i ruszyłem. Kiedy zagłębiałem się coraz bardziej jaskinia stawała się jakby ciaśniejsza i wilgotniejsza jakby żaden promień słońca nie miał dostępu do tego miejsca. Raz po raz słychać było spadające krople wody, zapewne z jakiegoś źródła. Idąc tak myślałem że chyba nigdy nie będzie to miało końca, gdy nagle, ujrzałem światło. Może nie było czymś .. tak bardzo, jasnym czy też miłym ale ... było to światło. Przyśpieszyłem kroku. Blask powiększał się coraz bardziej, wraz z moimi krokami. W końcu korytarz zaczął się powiększać i nagle stanąłem pośrodku wielkiej "sali". W kamiennych ścianach było pełno korytarzy. Zdziwiłem się naprawdę, no bo kto by tego nie zrobił jakby odkrył w swojej jaskini pełno korytarzy? Postanowiłem zaryzykować i wszedłem do jednego z nich. Szedłem i szedłem aż w końcu ... doszedłem. Stałem teraz przed kamienną ścianą.
"Cudownie" mruknąłem w myślach. "Ślepy zaułek".
Już miałem wracać gdy nagle usłyszałem jakiś ruch. Moja wścibskość, włączyła się błyskawicznie.
Co to mogło być? Musiałem to wiedzieć w końcu to moja jaskinia.
Kopnąłem ścianę. Oczywiście nic to nie dało. Lecz nagle ujrzałem szczelinę.
Zmrużyłem oczy i spojrzałem przez nią, Widziałem jedynie kamienną podłogę. Ale zmotywowało mnie to do spróbowania jeszcze raz. Chwyciłem najbardziej poluzowany kamień i wyrwałem go. Później kolejny i kolejny,aż w końcu zrobiłem dość dużą szczelinę abym mógł przejść.
Włożyłem głowę i jedną łapę. Drugą .... później całą resztę a na końcu nogi. Rozejrzałem się po jaskini i napotkałem wzrok ... Omegi?
Otworzyłem szerzej oczy.
- Jak ...? - osłupiały gapiłem się na nią. Ta grota ... to mieszanie Alfy?!
- Co ty tu robisz? - spojrzała na mnie pytająco.
<Omi? xD Mam super-hiper jaskinię niee? xD>
- Na pewno - obiecała mi żartobliwie Omega.
Gdy doszliśmy do sfory suczka dodała:
- No to do widzenia! - skręciła w lewą na co ja w prawą.
Doszedłem do mojej jaskini i położyłem się na kamieniu. Tak naprawdę nie znam mojego mieszkania do końca ... dziwne prawda? Kiedy tak czasem patrzę w głąb niej wygląda jakby nie miała końca. Ale czy to prawda ...?Postanowiłem się dowiedzieć. Zszedłem z kamienia i ruszyłem. Kiedy zagłębiałem się coraz bardziej jaskinia stawała się jakby ciaśniejsza i wilgotniejsza jakby żaden promień słońca nie miał dostępu do tego miejsca. Raz po raz słychać było spadające krople wody, zapewne z jakiegoś źródła. Idąc tak myślałem że chyba nigdy nie będzie to miało końca, gdy nagle, ujrzałem światło. Może nie było czymś .. tak bardzo, jasnym czy też miłym ale ... było to światło. Przyśpieszyłem kroku. Blask powiększał się coraz bardziej, wraz z moimi krokami. W końcu korytarz zaczął się powiększać i nagle stanąłem pośrodku wielkiej "sali". W kamiennych ścianach było pełno korytarzy. Zdziwiłem się naprawdę, no bo kto by tego nie zrobił jakby odkrył w swojej jaskini pełno korytarzy? Postanowiłem zaryzykować i wszedłem do jednego z nich. Szedłem i szedłem aż w końcu ... doszedłem. Stałem teraz przed kamienną ścianą.
"Cudownie" mruknąłem w myślach. "Ślepy zaułek".
Już miałem wracać gdy nagle usłyszałem jakiś ruch. Moja wścibskość, włączyła się błyskawicznie.
Co to mogło być? Musiałem to wiedzieć w końcu to moja jaskinia.
Kopnąłem ścianę. Oczywiście nic to nie dało. Lecz nagle ujrzałem szczelinę.
Zmrużyłem oczy i spojrzałem przez nią, Widziałem jedynie kamienną podłogę. Ale zmotywowało mnie to do spróbowania jeszcze raz. Chwyciłem najbardziej poluzowany kamień i wyrwałem go. Później kolejny i kolejny,aż w końcu zrobiłem dość dużą szczelinę abym mógł przejść.
Włożyłem głowę i jedną łapę. Drugą .... później całą resztę a na końcu nogi. Rozejrzałem się po jaskini i napotkałem wzrok ... Omegi?
Otworzyłem szerzej oczy.
- Jak ...? - osłupiały gapiłem się na nią. Ta grota ... to mieszanie Alfy?!
- Co ty tu robisz? - spojrzała na mnie pytająco.
<Omi? xD Mam super-hiper jaskinię niee? xD>
Od Converse'a CD Omegi
-Z tego co słyszałem od suczki, która mnie tu przyprowadziła jest dość sporo stanowisk. Mi pasowałoby stanowisko atakującego. - powiedziałem bez namysłu.
-Na pewno? - Omega wydawała się być zaskoczona moim wyborem.
-Na pewno. - potwierdziłem.
-No dobrze... - powiedziała lekko się wahając.
Nastała chwila milczenia.
-A... Dostanę jakąś jaskinię? - przerwałem ciszę.
-Tak, chodź. - sunia lekko się uśmiechnęła.
Rusziliśmy. Wydawało mi się, że specjalnie idzie wolniej, żebym nadążył. Roześmiałem się, przez co spojrzała na mnie zdziwiona.
-Hm?
-Nie musisz zwalniać. Mogę biec, tylko zmęczę się nieco szybciej, niż Ty. - posłałem Omedze promienny uśmiech, co odwzajemniła. -W każdym razie dziękuję.
Idąc czułem na sobie współczujące spojrzenia. Stawałem wtedy na dwóch łapach, a trzecią machałem takim psom. Wtedy na ich pyskach gościły uśmiechy.
-Jesteśmy. - zatrzymaliśmy się przy jaskinii. Rozejrzałem się. Nie była bardzo duża, ale to nawet lepiej. Promienie słoneczne oświetlały każdy kąt: była idealnie oświetlona.
-Dzięki. - powiedziałem. Postanowiłem trochę ogarnąć jaskinię.
-Mogę jeszcze w czymś pomóc? - spytała suczka.
-Mogłabyś mnie oprowadzić po terenach? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
<Omego?>
-Na pewno? - Omega wydawała się być zaskoczona moim wyborem.
-Na pewno. - potwierdziłem.
-No dobrze... - powiedziała lekko się wahając.
Nastała chwila milczenia.
-A... Dostanę jakąś jaskinię? - przerwałem ciszę.
-Tak, chodź. - sunia lekko się uśmiechnęła.
Rusziliśmy. Wydawało mi się, że specjalnie idzie wolniej, żebym nadążył. Roześmiałem się, przez co spojrzała na mnie zdziwiona.
-Hm?
-Nie musisz zwalniać. Mogę biec, tylko zmęczę się nieco szybciej, niż Ty. - posłałem Omedze promienny uśmiech, co odwzajemniła. -W każdym razie dziękuję.
Idąc czułem na sobie współczujące spojrzenia. Stawałem wtedy na dwóch łapach, a trzecią machałem takim psom. Wtedy na ich pyskach gościły uśmiechy.
-Jesteśmy. - zatrzymaliśmy się przy jaskinii. Rozejrzałem się. Nie była bardzo duża, ale to nawet lepiej. Promienie słoneczne oświetlały każdy kąt: była idealnie oświetlona.
-Dzięki. - powiedziałem. Postanowiłem trochę ogarnąć jaskinię.
-Mogę jeszcze w czymś pomóc? - spytała suczka.
-Mogłabyś mnie oprowadzić po terenach? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
<Omego?>
Od Taylor CD Snipera
-Niby się kończy... Jednak po co ruszać w świat, jeżeli nie wiesz, co Cię tam spotka? Może będzie to coś dobrego, ale może być też czymś złym... Nigdy nie wiesz, co to będzie. Życie jest zagadką i na jeden dzień szczęścia przypadają cztery dni pecha... Więc gdy masz pełen radości tydzień czekają Cię cztery tygodnie nieszczęść... - westchnęłam. -Rozumiesz, o co mi chodzi, prawda?
<Sniper? U mnie też brak weny ;P>
<Sniper? U mnie też brak weny ;P>
Od Taylor CD Maxwell
-Jasne, że możemy. - uśmiechnęłam się lekko.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy.
-Tay... - zaczął.
Nie dokończył, ponieważ usłyszeliśmy huk przy jaskini. Od razu pobiegliśmy w stronę odgłosu. Okazało się, że słaba gałąź spadła z drzewa. Na szczęście nikt alurat tamtędy nie przechodził. Wróciliśmy do jaskinii.
-Zacząłeś coś mówić. - powiedziałam.
<Max?>
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy.
-Tay... - zaczął.
Nie dokończył, ponieważ usłyszeliśmy huk przy jaskini. Od razu pobiegliśmy w stronę odgłosu. Okazało się, że słaba gałąź spadła z drzewa. Na szczęście nikt alurat tamtędy nie przechodził. Wróciliśmy do jaskinii.
-Zacząłeś coś mówić. - powiedziałam.
<Max?>
Od Omegi C.D. Doo
- Powiedzmy, że niedawno zalazł mi za skórę i po prostu się odwdzięczyłam - zaśmiałam się.
- Mhm... - kiwnął podejrzliwie łebkiem.
- Oj przestań... - szturchnęłam go przyjaźnie i zwolniłam bieg.
Doo zrobił to samo co ja.
- Idzie wiosna... - westchnęłam rozglądając się.
- To chyba dobrze? - uniósł brew.
- Cudownie - odparłam wyszczerzając szeroko zęby.
<Doo? Brak weny :/>
- Mhm... - kiwnął podejrzliwie łebkiem.
- Oj przestań... - szturchnęłam go przyjaźnie i zwolniłam bieg.
Doo zrobił to samo co ja.
- Idzie wiosna... - westchnęłam rozglądając się.
- To chyba dobrze? - uniósł brew.
- Cudownie - odparłam wyszczerzając szeroko zęby.
<Doo? Brak weny :/>
Od Omegi C.D. Converse
Spojrzałam psu w oczy.
- Nawet nie waż się tak nazywać... - szepnęłam.
Przypominał mi mojego przyjaciela z czasów gdy błąkałam się po ulicach, schroniskach, arenach... Wyglądał tak samo. Tamten również nie miał łapy. W oku zakręciła mi się łezka, pamięć o dawnym znajomym wróciła...
- Coś się stało? - pies spojrzał na mnie z osłupieniem.
- Nic... - otrzepałam się - Chciałeś dołączyć, tak? - niepewnie się uśmiechnęłam.
Kiwnął przytakująco głową.
- Jak się nazywasz? - spojrzałam na niego pytająco.
- Converse.
- Ja jestem Omega. Jestem tutaj alfą. Jeśli chcesz dołączyć to pozostaje kwestia stanowiska - powiedziałam łagodnie.
<Converse?>
- Nawet nie waż się tak nazywać... - szepnęłam.
Przypominał mi mojego przyjaciela z czasów gdy błąkałam się po ulicach, schroniskach, arenach... Wyglądał tak samo. Tamten również nie miał łapy. W oku zakręciła mi się łezka, pamięć o dawnym znajomym wróciła...
- Coś się stało? - pies spojrzał na mnie z osłupieniem.
- Nic... - otrzepałam się - Chciałeś dołączyć, tak? - niepewnie się uśmiechnęłam.
Kiwnął przytakująco głową.
- Jak się nazywasz? - spojrzałam na niego pytająco.
- Converse.
- Ja jestem Omega. Jestem tutaj alfą. Jeśli chcesz dołączyć to pozostaje kwestia stanowiska - powiedziałam łagodnie.
<Converse?>
Nowy Pies - Converse!
Imię: Converse [czyt. Konwers]
Pseudonim: Con, Ver, Vers... [czyt. Kon, Wer, Wers]
Płeć: Pies
Wiek: 3,5 roku
Stanowisko: Atakujący
Głos: Skillet
Charakter: Converse... Pewnie myślisz sobie, że skoro nie ma lewej przedniej łapy jest użalającym się nad sobą łamagą, co? Mylisz się. Con jest bardzo silny, szczególnie z charakteru. Nikt ani nic nie jest w stanie nawet zadrasnąć jego psychiki, tym bardziej silnej woli. Jak powie, że coś zrobi, nie odpuści, choćby miał utracić życie. Pomyślisz teraz, że jest bez serca i ziny jak lód, co? Zdziwisz się. Vers jest optymistą - chodzi po świecie z wielkim uśmiechem. Lubi zawierać przyjaźnie i jest bardzo miły. O co więc chodzi z silną psychiką? Nie łatwo go zranić ; Con jest szczery. Nienawidzi kłamstwa, a psy nieprawdomówne omija szerokim łukiem. Nie jest rasistą. Jeśli chodzi o wybór towarzystwa patrzy na charakter, nie na wygląd. Powracąjąc do kalectwa nie uważa tego za karę wyrządzoną mu przez życie - akceptuje to.
Motto: "Co nas nie zabije, to nas wzmocni"
Lubi: Każdego! Nie ważne, czy duży, czy mały, czy gruby, czy chudy. Jedynymi wyjątkami są chamy, egoiści i "pępki świata".
Nie lubi: Wspomniane zostało już wyżej w "wyjątkach".
Umiejętności: Pomimo braku łapy biega przeciętnie, tak samo ze skakaniem, pływaniem i wspinaczką. Nie zna sztuczek uczonych przez ludzi <siad, turlaj się, leżej i.t.p. i.t.d.). Jest mistrzem jednej dziedziny - kamuflażu.
Spokrewnieni: ---
Partnerstwo: Nawet, jako wielki optymista wie, że żadna go nie zechce...
Wygląd zewnętrzny:
- Rasa: Kundel
- Umaszczenie: Płowe z maską
- Włos: Średniej długości, gęsty
- Sylwetka: Szczupła, nieco skrzywiona sylwetka, głowa proporcjonalna do ciała, brak lewej przedniej łapy.
- Szczególne: brak lewej przedniej łapy jest chyba dość szczególny.
Historia: Con urodził się na ulicy. Od urodzenia nie miał łapy jako jedyny z rodziny, więc został wyrzucony. Hycle od razu go schwytali. Często uciekał ze schronisk, ponieważ nikt go nie chciał. Pomimo to uśmiechał się i ruszał dalej. Raz jednak wszystko się zmieniło. Ze schroniska zabrała go nastoletnia wolontariuszka - Zuzia. Żył z nią szczęśliwy, jednak pewnego razu przechadzając się po mieście poznał Taylor, suczkę rasy Jack Russel Terier. Powiedziała, że jest medyczką w Pack Of Characters i jest pewna, że miło go tam przyjmą, o ile zechce dołączyć. Tak oto trafił do PoC. Dołączył i aż do dziś wymyka się z domu prosto do sfory prowadząc podwójne życie.
Opiekun: Zuza1470
Od Converse'a do Omegi
-No i gdzie ta sfora? - spytałem zniecierpliwiony.
-Widzisz tamtą jaskinię? - suczka zignorowała moje marudzenie -Tam mieszka alfa sfory, na pewno Cię przyjmie. Ja już zmykam.
Po tych słowach sunia rasy Jack Russel Terier zniknęła w krzakach.
-Dzięki Tay! - krzyknąłem za nią.
Wesoło ruszyłem do wskazanego przez nią kierunku.
-W czym mogę po... - ruda przedstawicielka rasy Terier Irlandzki zawiesiła się gapiąc się w miejsce, gdzie teoretycznie powinna znajdować się moja lewa łapa.
-Chciałbym wiedzieć, czy przyjmujecie do sfory kaleki. - wyszczerzyłem śnieżnobiałe ząbki w szczerym, radosnym uśmiechu.
<Omega?>
-Widzisz tamtą jaskinię? - suczka zignorowała moje marudzenie -Tam mieszka alfa sfory, na pewno Cię przyjmie. Ja już zmykam.
Po tych słowach sunia rasy Jack Russel Terier zniknęła w krzakach.
-Dzięki Tay! - krzyknąłem za nią.
Wesoło ruszyłem do wskazanego przez nią kierunku.
-W czym mogę po... - ruda przedstawicielka rasy Terier Irlandzki zawiesiła się gapiąc się w miejsce, gdzie teoretycznie powinna znajdować się moja lewa łapa.
-Chciałbym wiedzieć, czy przyjmujecie do sfory kaleki. - wyszczerzyłem śnieżnobiałe ząbki w szczerym, radosnym uśmiechu.
<Omega?>
Od Lucy do Nan
Szłam sobie przez las. Ciągle wydawało mi się, że kręcę się w kółko, jakby ten las nie miał końca. W pewnej chwili usłyszałam szczekanie psa. Nie miałam nic innego do roboty, więc poszłam za dźwiękiem. Nagle zza drzewa wyłoniła się postać suczki. Gdy tylko mnie zobaczyła zaczęła mnie gonić. Nie wiedząc co się dzieje, zaczęłam uciekać. Po dłuższym czasie obydwie nie miałyśmy już siły biec.
-Dlaczego mnie goniłaś? - Zapytałam się jej.
<Nan?>
-Dlaczego mnie goniłaś? - Zapytałam się jej.
<Nan?>
Od Sniper'a CD Taylor
Zatrzymałem się.
- O co chodzi? - spytałem zdziwiony. - Nic się nie stanie, jak tam pójdę.
- Mogą pomyśleć, że chcesz ich zaczepiać, nie idź tam, proszę.
- Nigdy nikogo nie zaczepiałem - powiedziałem i miałem zamiar skończyć tę dyskusję.
Nagle jednak pomyślałem; może Taylor ma rację, po co chodzić tam, skoro ma się wspaniałą sforę tutaj. Ja lubię się włóczyć i poznawać nowe tereny, taki jestem... Może lepiej jednak zostać.
- Dobra, zostaję tu, ale kiedyś opuszczę to miejsce, tym razem na zawsze. Kiedyś, za kilkanaście lat...
- Ja zostanę, co mi jeszcze potrzeba? Tu wszystko jest.
- Nie wszystko.Każda sfora gdzieś się kończy...
( Tay? brakus wenus... A Sniper i ja się nie obrażamy za byle co XD )
- O co chodzi? - spytałem zdziwiony. - Nic się nie stanie, jak tam pójdę.
- Mogą pomyśleć, że chcesz ich zaczepiać, nie idź tam, proszę.
- Nigdy nikogo nie zaczepiałem - powiedziałem i miałem zamiar skończyć tę dyskusję.
Nagle jednak pomyślałem; może Taylor ma rację, po co chodzić tam, skoro ma się wspaniałą sforę tutaj. Ja lubię się włóczyć i poznawać nowe tereny, taki jestem... Może lepiej jednak zostać.
- Dobra, zostaję tu, ale kiedyś opuszczę to miejsce, tym razem na zawsze. Kiedyś, za kilkanaście lat...
- Ja zostanę, co mi jeszcze potrzeba? Tu wszystko jest.
- Nie wszystko.Każda sfora gdzieś się kończy...
( Tay? brakus wenus... A Sniper i ja się nie obrażamy za byle co XD )
Od Doo C.D Omegi
Przewróciłem oczami.
- Nie mogłem się powstrzymać - wyszczerzyłem zęby.
Omega prychnęła sarkastycznie.
- No ja myślę.
Nagle poczułem dziwny zapach. Ale nie ryby ... coś, jakby ... Uniosłem łeb i zacząłem wąchać powietrze. Suczka patrzyła się na mnie zdziwiona.
- Co, nigdy nie poczułeś zapachu ryby?
- N-Nie ... - mruknąłem i zniżyłem pysk tak że mój nos dotykał ziemi.
Podreptałem tak w stronę lasu a Alfa wciąż z dość komicznym - jak dla mnie - wyrazem twarzy poszła za mną. Kiedy to ja podniosłem swój nos z ziemi ona stanęła.
- Co to? - odwróciłem się w jej stronę.
Nagle oczy Omegi powiększyły się do nieziemskich rozmiarów.
- UWA...! - nie zdążyła do końca "krzyknąć" kiedy poczułem na swoim szyi żelazny uścisk.
Spróbowałem odwrócić głowę ale ujrzałem jedynie zarys ręki ... człowieka? Jego ręce śmierdziały rybą i końskim łajnem. Z trudem powstrzymałem się aby nie psiknąć. Zauważyłem Omi,która spróbowała ugryść takowego człowieka w nogę. Nagle kłusownik skurczył się w sobie i jęknął, wypuszczając nas tym samym. W biegu odwróciłem się do - najwyraźniej - dumnej z siebie Alfy.
- Co ty mu zrobiłaś? - zaśmiałem się.
<Omi? Tak trudno wymyślić cokolwiek ..:< >
- Nie mogłem się powstrzymać - wyszczerzyłem zęby.
Omega prychnęła sarkastycznie.
- No ja myślę.
Nagle poczułem dziwny zapach. Ale nie ryby ... coś, jakby ... Uniosłem łeb i zacząłem wąchać powietrze. Suczka patrzyła się na mnie zdziwiona.
- Co, nigdy nie poczułeś zapachu ryby?
- N-Nie ... - mruknąłem i zniżyłem pysk tak że mój nos dotykał ziemi.
Podreptałem tak w stronę lasu a Alfa wciąż z dość komicznym - jak dla mnie - wyrazem twarzy poszła za mną. Kiedy to ja podniosłem swój nos z ziemi ona stanęła.
- Co to? - odwróciłem się w jej stronę.
Nagle oczy Omegi powiększyły się do nieziemskich rozmiarów.
- UWA...! - nie zdążyła do końca "krzyknąć" kiedy poczułem na swoim szyi żelazny uścisk.
Spróbowałem odwrócić głowę ale ujrzałem jedynie zarys ręki ... człowieka? Jego ręce śmierdziały rybą i końskim łajnem. Z trudem powstrzymałem się aby nie psiknąć. Zauważyłem Omi,która spróbowała ugryść takowego człowieka w nogę. Nagle kłusownik skurczył się w sobie i jęknął, wypuszczając nas tym samym. W biegu odwróciłem się do - najwyraźniej - dumnej z siebie Alfy.
- Co ty mu zrobiłaś? - zaśmiałem się.
<Omi? Tak trudno wymyślić cokolwiek ..:< >
Nowa Suczka - Lucy!
Imię: Lucy [czyt. Lusi]
Pseudonim: Nie ma.
Płeć: Suczka
Wiek: 2 lata
Stanowisko: Szpieg
Głos: Kasia Popowska
Charakter: Lucy to miła i uprzejma sunia. Chociaż jest również szalona i roztrzepana. Jest bardzo mądra, sprytna, waleczna oraz odważna. Można powierzyć jej każde zadanie, jest niezwykle odpowiedzialna. Jest szczera, nigdy nie kłamie, wręcz nienawidzi kłamstw. Jest do bólu uczciwa, zawzięta i uparta, w dobrym tego słowa znaczeniu. Zawsze Cię wysłucha i zrobi co w jej mocy, aby Ci pomóc. Nie lubi gdy ktoś jej się podlizuje. Woli gdy ktoś od razu powie jej prawdę, choćby miała być bolesna. Docenia to co ma. Nie ma zaufania do nowo poznanych psów, lecz jeśli zachowujesz się w miarę przyzwoicie, szybko się z tobą zaprzyjaźni. Jest entuzjastycznie otwarta na świat. Toleruje wszystkich i wszystko. Lubi przeżywać przygody. Jest to raczej żywiołowa suczka. Nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Ma jednak swoje tajemnice, o których mogą dowiedzieć się tylko zaufane osoby...
Motto: "Żyj tak, jakby miało nie być jutra..."
Lubi: Psy/suczki zabawne, wesołe oraz tolerancyjne.
Nie lubi: Psów/suczek chamskich, podłych oraz takich 'wywyższających' się.
Umiejętności: Lucy bardzo szybko biega oraz pływa. Jeśli chodzi o bieganie to jest raczej długodystansowcem. Poza tym dobrze idzie jej też w skokach.
Spokrewnieni: -
Partnerstwo: Może znajdzie się ktoś, kto ją pokocha...
Wygląd zewnętrzny:
- Rasa: Border Collie
- Umaszczenie: Blue Merle
- Włos: Długi, prosty.
- Sylwetka: Lucy jest dobrze zbudowaną suczką. Nie ma tutaj za bardzo co opisywać. Nie należy do tych bardzo umięśnionych suk, ale trzeba przyznać, że pod skórą kryją się jakieś mięśnie.
- Szczególne: -
Historia: Lucy nie urodziła się jak większość psów w hodowlach, czy luksusowych domach. Urodziła się na ulicy. Wychowywała ją matką, ojca nie znała. Gdy Lucy miała rok, ją i jej matkę schwytał ją hycel. Trafiła do schroniska. Tam spędziła kilka miesięcy. Któregoś dnia, przez nieuwagę ludzi pracujących w schronisku, jej i kilku innym psom udało się uciec. Lucy błąkając się po świecie odnalazła sforę, do której postanowiła dołączyć.
Opiekun: Wera222
Od Maxwell'a C.D. Taylor
Gdy suczka się we mnie wtuliła przypomniały mi się stare czasy. Poczułem wtedy... Szczęście... ? Tak, to było szczęście. Uśmiechnąłem się do niej z delikatną niepewnością.
- Próbowałem zapomnieć... Ale nie potrafię... - szepnąłem i spojrzałem jej w oczy.
Kiwnęła tylko łebkiem.
- Moglibyśmy porozmawiać... ? Ale tak szczerze... - spytałem niepewnie.
<?>
- Próbowałem zapomnieć... Ale nie potrafię... - szepnąłem i spojrzałem jej w oczy.
Kiwnęła tylko łebkiem.
- Moglibyśmy porozmawiać... ? Ale tak szczerze... - spytałem niepewnie.
<?>
Porozumienie
No to jak w tytule, nawiązaliśmy porozumienie ze sforą Crazy Dogs. No wyszło na to, że chyba nawet dobrze się dogadujemy.
Ja już pisałam jeden post więc tak króciutko:
Jeśli chcecie dołączyć do CD to osobiście nie mam nic przeciwko. Jeśli członkowie CD chcą dołączyć do nas to także nie mam nic przeciwko ;)
Zapraszamy do obu sfór :)
Ja już pisałam jeden post więc tak króciutko:
Jeśli chcecie dołączyć do CD to osobiście nie mam nic przeciwko. Jeśli członkowie CD chcą dołączyć do nas to także nie mam nic przeciwko ;)
Zapraszamy do obu sfór :)
~ Ucieszona Omega
środa, 18 lutego 2015
Od Taylor CD Snipera
-Nie! O nie, nie idź tam! - krzyknęłam.
Pies popatrzył na mnie z drwiącym uśmieszkiem.
-Boisz się?
-Jeszcze wpadniemy w tarapaty! Nie można tak po prostu wchodzić na tereny cudzej sfory! - popatrzyłam na psa. Chyba nie jest takim idiotą, żeby tam wejść... Chociaż...
-Po prostu tego nie... - zorientowałam się, że już go nie ma. -Sniper idioto chodź tu! - krzyknęłam -Wywołasz wojnę! Sniper! - zaczęłam gonić psa.
<Sniper? Nie radzę xD PS słowo idiota nie miało na celu obrażenia Cię>
Pies popatrzył na mnie z drwiącym uśmieszkiem.
-Boisz się?
-Jeszcze wpadniemy w tarapaty! Nie można tak po prostu wchodzić na tereny cudzej sfory! - popatrzyłam na psa. Chyba nie jest takim idiotą, żeby tam wejść... Chociaż...
-Po prostu tego nie... - zorientowałam się, że już go nie ma. -Sniper idioto chodź tu! - krzyknęłam -Wywołasz wojnę! Sniper! - zaczęłam gonić psa.
<Sniper? Nie radzę xD PS słowo idiota nie miało na celu obrażenia Cię>
Od Sniper'a CD Taylor
- O co chodzi? - zapytała podnosząc jedną brew.
- O wojnę, czy jest, czy jej nie ma.
- Hmm...No w sumie... - zacięła się- Nie ma! - krzyknęła po chwili. - A bo co?
- Bo chcieliśmy wiedzieć, czy się bać, czy nie - mruknąłem
- Nie ma wojny? Hurra! - krzyknęła Taylor i podskoczyła
- Taa... Fajnie. My tylko po to przyszliśmy - powiedziałem grzebiąc łapą w ziemi
- Czyli możemy chodzić sobie poza granicami sfory? - spytała jeszcze Tay
- Raczej tamci was nie napadną, ale radziłabym uważać, zrobicie jak uważacie - odparła wzruszając ramionami.
Pożegnaliśmy alfę i zamierzałem już pożegnać jack russel terierkę gdy nagle przyszedł mi do głowy pomysł:
- Może by tak sprawdzić, czy są przyjaźnie nastawieni...Pójść tam... - szepnąłem raczej do siebie.
Tay spojrzała na mnie pytająco.
( Tay? Czy wiesz o co mi chodzi?xD )
- O wojnę, czy jest, czy jej nie ma.
- Hmm...No w sumie... - zacięła się- Nie ma! - krzyknęła po chwili. - A bo co?
- Bo chcieliśmy wiedzieć, czy się bać, czy nie - mruknąłem
- Nie ma wojny? Hurra! - krzyknęła Taylor i podskoczyła
- Taa... Fajnie. My tylko po to przyszliśmy - powiedziałem grzebiąc łapą w ziemi
- Czyli możemy chodzić sobie poza granicami sfory? - spytała jeszcze Tay
- Raczej tamci was nie napadną, ale radziłabym uważać, zrobicie jak uważacie - odparła wzruszając ramionami.
Pożegnaliśmy alfę i zamierzałem już pożegnać jack russel terierkę gdy nagle przyszedł mi do głowy pomysł:
- Może by tak sprawdzić, czy są przyjaźnie nastawieni...Pójść tam... - szepnąłem raczej do siebie.
Tay spojrzała na mnie pytająco.
( Tay? Czy wiesz o co mi chodzi?xD )
Od Omegi C.D. Doo
- Zastanawia mnie tylko co ryby robią w zimę... - powiedziałam wypluwając suma z pyska - I, że nie jest ci zimno wchodząc do lodowatej wody - kichnęłam.
- Zdrowie - zaśmiał się.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Twój sposób jest dobry... Ale jest jedno "ale" - westchnęłam.
- Hm?
- Sprawdza się tylko w lato - przymrużyłam sarkastycznie oczy.
<?>
Od Taylor CD Maxwell
Nastała cisza. Nie wiedziałam, co powiedzieć... W końcu podeszłam do psa i go przytuliłam, tak po prostu. Popatrzył na mnie zdezorientowany.
-Max... - zaczęłam -Mi też Ciebie brakuje. Nawet nie wiesz, jak tęskniłam. - szepnęłam.
-Słyszałaś? - spytał. Podniósł głowę tak, aby patrzeć mi w oczy.
Kiwnęłam głową.
-Kocham Cię. - powiedziałam cicho -I zawsze będę. - dokończyłam lekko się uśmiechając.
<Max?>
-Max... - zaczęłam -Mi też Ciebie brakuje. Nawet nie wiesz, jak tęskniłam. - szepnęłam.
-Słyszałaś? - spytał. Podniósł głowę tak, aby patrzeć mi w oczy.
Kiwnęłam głową.
-Kocham Cię. - powiedziałam cicho -I zawsze będę. - dokończyłam lekko się uśmiechając.
<Max?>
Od Doo C.D Omegi
- Musisz wyschnąć na słońcu! - poprawiłem się powstrzymując się by nie wybuchnąć śmiechem.
Co mnie zdziwiło Omega położyła się na piasku.
- I to pomoże? - zaśmiała się cicho.
- No .. mi pomaga - podszedłem do niej - Ale ty możesz mieć jakąś magiczną sierść i w ogóle ...
Alfa uniosła brew i zaśmiała się.
Usiadłem obok niej. Nagle ujrzałem rybę.
Przyjrzałem jej się bliżej. Była wielka ... może to nawet był sum?
Wstałem i zanurzyłem łapki w wodzie. Przez chwilę poczułem miły dotyk łusek lecz zanim zanurzyłem pysk, sum uciekł.
Lecz nagle obok mnie pojawiła się Omega i złapała rybę.
- Ty to masz wprawę - pochwaliłem ją. Suczka dumnie wymaszerowała ze zdobyczą w pysku na brzeg.
<Omi? Kolejny brak wenosy xD>
Co mnie zdziwiło Omega położyła się na piasku.
- I to pomoże? - zaśmiała się cicho.
- No .. mi pomaga - podszedłem do niej - Ale ty możesz mieć jakąś magiczną sierść i w ogóle ...
Alfa uniosła brew i zaśmiała się.
Usiadłem obok niej. Nagle ujrzałem rybę.
Przyjrzałem jej się bliżej. Była wielka ... może to nawet był sum?
Wstałem i zanurzyłem łapki w wodzie. Przez chwilę poczułem miły dotyk łusek lecz zanim zanurzyłem pysk, sum uciekł.
Lecz nagle obok mnie pojawiła się Omega i złapała rybę.
- Ty to masz wprawę - pochwaliłem ją. Suczka dumnie wymaszerowała ze zdobyczą w pysku na brzeg.
<Omi? Kolejny brak wenosy xD>
Od Taylor CD Snipera
-Chcesz biec, to pobiegniemy, akurat w tym jestem bardzo dobra. - wyszczerzyłam się.
-Taaak? - pies popatrzył na mnie rozbawiony.
-Tylko z chartem miałabym problemy... Chociaż Ty też masz dobrą budowę... Moglibyśmy się przebiec, chociaż dawno tego nie robiłam. - wzruszyłam ramionami.
-No dobra. Start! - krzyknął i ruszył. Nie pozostawałam w tyle. Już go wyprzedzałam, gdy wpadłam na kogoś. Na Omegę.
-Auu.. - zawyłyśmy jednocześnie.
-Wybacz. - powiedziałam ze skruchą w głosie.
-No już trudno, zdarza się. - powiedziała masując łapą obolałą głowę, z resztą tak, jak ja.
-Właśnie do Ciebie mieliśmy sprawę. - powiedział Sniper, który w odróżnieniu ode mnie udało się zatrzymać bez większego problemu.
<Sniper?>
-Taaak? - pies popatrzył na mnie rozbawiony.
-Tylko z chartem miałabym problemy... Chociaż Ty też masz dobrą budowę... Moglibyśmy się przebiec, chociaż dawno tego nie robiłam. - wzruszyłam ramionami.
-No dobra. Start! - krzyknął i ruszył. Nie pozostawałam w tyle. Już go wyprzedzałam, gdy wpadłam na kogoś. Na Omegę.
-Auu.. - zawyłyśmy jednocześnie.
-Wybacz. - powiedziałam ze skruchą w głosie.
-No już trudno, zdarza się. - powiedziała masując łapą obolałą głowę, z resztą tak, jak ja.
-Właśnie do Ciebie mieliśmy sprawę. - powiedział Sniper, który w odróżnieniu ode mnie udało się zatrzymać bez większego problemu.
<Sniper?>
Od Maxwell'a do Taylor
Ostatnio zaczynało brakować mi Taylor. Wiem, że po tym co zrobiłem powinienem dać jej spokój... Ale dopiero jak kogoś przy Tobie nie ma zauważasz jaki był dla Ciebie ważny...
~***~
Stanąłem przy wejściu do jaskini suczki.
- Taylor... - szepnąłem, nie wchodząc jeszcze do wnętrza - Chciałem Cię przeprosić... Nawet nie wiesz jak żałuję, jak mi Cię brak... Dopiero teraz zdałem sobie sprawę ile dla mnie znaczysz... Cały czas myślę... Mam Cię, a raczej nas przed oczami. Twój uśmiech, blask w oku... Brakuje mi Ciebie. Brakuje mi Ciebie Taylor...
Wszedłem niepewnie do jaskini. Jednak Taylor tam nie było... Wycofałem się zrezygnowany. Przy wyjściu zobaczyłem suczkę. Spojrzałem na nią. Chciałem znów coś powiedzieć... Ale straciłem pewność siebie... Po prostu spuściłem łeb.
<?>
~***~
Stanąłem przy wejściu do jaskini suczki.
- Taylor... - szepnąłem, nie wchodząc jeszcze do wnętrza - Chciałem Cię przeprosić... Nawet nie wiesz jak żałuję, jak mi Cię brak... Dopiero teraz zdałem sobie sprawę ile dla mnie znaczysz... Cały czas myślę... Mam Cię, a raczej nas przed oczami. Twój uśmiech, blask w oku... Brakuje mi Ciebie. Brakuje mi Ciebie Taylor...
Wszedłem niepewnie do jaskini. Jednak Taylor tam nie było... Wycofałem się zrezygnowany. Przy wyjściu zobaczyłem suczkę. Spojrzałem na nią. Chciałem znów coś powiedzieć... Ale straciłem pewność siebie... Po prostu spuściłem łeb.
<?>
Od Omegi C.D. Doo
Spojrzałam po raz kolejny na psa. Po chwili otrzepałam się ochlapując go.
- Nie ma za co - uśmiechnęłam się - A teraz powiedz mi jak ja mam wyschnąć... - westchnęłam.
- Sposobem naturalnym - powiedział spokojnie.
Uniosłam na psa podejrzliwie brew.
- Ty, bo ja zaczynam się bać... - cofnęłam pysk.
Doo spojrzał na mnie przewracając oczami po czym westchnął. Delikatnie się zaśmiałam.
<Spokojnie, ja też nie mogę wymyślić czegoś dłuższego xd>
Od Taylor CD Despero
-Nie wdawaj się więcej w takie bójki, dobrze? - spytałam. W oczach miałam łzy. Na samą myśl o tym, że mógłby umrzeć chciało mi się płakać.
-Tay... Tego nie dało się uniknąć... - powiedział.
-Mogłeś zginąć! - wydarłam się. -Nie obchodzi Cię własne życie?! Ono jest cenniejsze, niż milion obróżek z diamentami! - po moich policzkach polały się łzy. Oddychałam szybko.
-Tay... - szepnął.
-Nie ryzykuj tak więcej, dobrze? - popatrzyłam mu prosto w oczy -Wybacz, że się uniosłam... Ale zależy mi na Tobie... Jesteś moim przyjacielem...
<Dess?>
Od Doo C.D Omegi
Spojrzałem z lekkim zdziwieniem na suczkę. Przez chwilę nawet wydawała się wesoła ale w tej właśnie sekundzie na taką nie wyglądała.
- Coś ... - przekrzywiłem łeb.
- Co? Nie nic mi nie jest - skłamała Omega.
Uniosłem brew.
- Ależ oczywiście .. - mruknąłem przedłużając ostatnie słowo. - To tylko dziwny, przypadek, że krzywisz się jakby ktoś cię patroszył.
Przewróciła oczami.
- Ciekawość to pierwszy krok do piekła - poradziła mi Alfa ze złośliwym uśmieszkiem na pysku.
<Omi? Naprawdę nie mam weny, ale postaram się następne napisać lepiej :D>
- Coś ... - przekrzywiłem łeb.
- Co? Nie nic mi nie jest - skłamała Omega.
Uniosłem brew.
- Ależ oczywiście .. - mruknąłem przedłużając ostatnie słowo. - To tylko dziwny, przypadek, że krzywisz się jakby ktoś cię patroszył.
Przewróciła oczami.
- Ciekawość to pierwszy krok do piekła - poradziła mi Alfa ze złośliwym uśmieszkiem na pysku.
<Omi? Naprawdę nie mam weny, ale postaram się następne napisać lepiej :D>
Od Doo C.D Nan
Uniosłem brew.
- Spoko .. ... skoro tak chcesz ... - odwróciłem się powoli ze złośliwym uśmieszkiem.
- No dobra, dobra - prychnęła wkurzona i ze złością poszła za mną.
- I to ja rozumiem! - zawołałem dumny z siebie.
Gdy przechodziliśmy przez tereny, zdawało mi się jakby psów było mniej.
Ale to pewnie zwykłe przeczucie, pocieszyłem się w duchu.
Zatrzymałem się przed jaskinią Omegi.
- OMEGAAA! - wrzasnąłem na całe gardło.
- Cicho ..! - warknęła Alfa wychodząc z jamy - Nie jesteśmy na targu bałwanie!
Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
- To jest ... - powiedziałem prawie że podniesionym głosem gdy nagle zawiesiłem się. Przybliżyłem pysk do suczki i spytałem cicho: - Jak ty się w ogóle nazywasz?
- Nan - mruknęła gorzko.
- No więc to jest Nan! - zawołałem podnosząc ponownie ton.
- I? - najwyraźniej obudziłem Omi z drzemki.
- I ....- po raz kolejny w tym dniu zawiesiłem głos. - I ... Ona ... ee .. chce dołączyć! Tak, dokładnie!
- Ej! Nic takiego nie mówiłam! - oburzyła się Nan.
<Nan? Brak weny ://>
- Spoko .. ... skoro tak chcesz ... - odwróciłem się powoli ze złośliwym uśmieszkiem.
- No dobra, dobra - prychnęła wkurzona i ze złością poszła za mną.
- I to ja rozumiem! - zawołałem dumny z siebie.
Gdy przechodziliśmy przez tereny, zdawało mi się jakby psów było mniej.
Ale to pewnie zwykłe przeczucie, pocieszyłem się w duchu.
Zatrzymałem się przed jaskinią Omegi.
- OMEGAAA! - wrzasnąłem na całe gardło.
- Cicho ..! - warknęła Alfa wychodząc z jamy - Nie jesteśmy na targu bałwanie!
Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
- To jest ... - powiedziałem prawie że podniesionym głosem gdy nagle zawiesiłem się. Przybliżyłem pysk do suczki i spytałem cicho: - Jak ty się w ogóle nazywasz?
- Nan - mruknęła gorzko.
- No więc to jest Nan! - zawołałem podnosząc ponownie ton.
- I? - najwyraźniej obudziłem Omi z drzemki.
- I ....- po raz kolejny w tym dniu zawiesiłem głos. - I ... Ona ... ee .. chce dołączyć! Tak, dokładnie!
- Ej! Nic takiego nie mówiłam! - oburzyła się Nan.
<Nan? Brak weny ://>
Od Omegi C.D. Doo
Spojrzałam na psa pozornie zła, lecz po chwili wybuchłam śmiechem. Pies spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Co ja takiego zrobiłam, że się mnie boicie...? - spojrzałam na psa dalej śmiejąc się.
Doo nie odpowiedział nic, było po nim widać, że czuje się zakłopotany.
- Teraz mi tylko powiedz jak ja mam wyschnąć, bo tak trochę zimno... - znów się zaśmiałam.
W pewnym momencie poczułam szczypanie. To była rana po ostatnim spotkaniu z myśliwymi... Tym razem to ja miałam zniesmaczoną minę i to ja miałam kłopoty... Nie chciałam, żeby wiedział. Po prostu wolałam to zatrzymać dla siebie i nie słuchać zbędnych przestróg...
<Doo? Brakus wenus :/>
- Co ja takiego zrobiłam, że się mnie boicie...? - spojrzałam na psa dalej śmiejąc się.
Doo nie odpowiedział nic, było po nim widać, że czuje się zakłopotany.
- Teraz mi tylko powiedz jak ja mam wyschnąć, bo tak trochę zimno... - znów się zaśmiałam.
W pewnym momencie poczułam szczypanie. To była rana po ostatnim spotkaniu z myśliwymi... Tym razem to ja miałam zniesmaczoną minę i to ja miałam kłopoty... Nie chciałam, żeby wiedział. Po prostu wolałam to zatrzymać dla siebie i nie słuchać zbędnych przestróg...
<Doo? Brakus wenus :/>
Od Nan do Doo
Chwilami te zagubione w ogromnej ciszy lasy zdawały się przypominać moje rodzime, niby krajobraz po bitwie, wyszarpany oprawca. Brzozy powalone wiatrem i srogą zimą podobne były do zranionych olbrzymów, a białe pnie zmieniały się w znikające sylwetki. Świat jest jedną wielką kupą śmieci. Jeszcze jeden krok i… Coś szarpnęło moim ciałem i przycisnęło mi łapę do pyska.
- Kim ty…? – zdążyłam wycharczeć w dzikiej złości, odpychając napastnika. Koło mojego nosa przeszło puchate, najeżone zwierzę, cudem nie zwracając na mnie uwagi błyszczących chęcią mordu ślepi. Ponownie popatrzyłam w stronę ciężko oddychającej postaci leżącej obok mnie. Brązowy pies z napięciem śledził oddalającego się drapieżnika.
- Czego chcesz?
- Niczego. Uratowałem cię.
Wyraźnie zadowolony z siebie samiec przymrużył oczy, po czym przechylił lekko łeb.
- Nie należysz do tutejszej sfory, prawda? Gdzie moje maniery? Jestem Doo.
Przyjrzałam się mu spode łba i prychnęłam cicho.
- Z tego co wiem, mam obowiązek zaprowadzić cię do mojego monarchy.
- Zbytek łaski.
Słowa, zimne i wyważone, nienaturalnie spokojne, ale przecież tak tętniące emocją. Usiadłam na ziemi, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie mam zamiaru się stąd ruszać.
{Doo?}
- Kim ty…? – zdążyłam wycharczeć w dzikiej złości, odpychając napastnika. Koło mojego nosa przeszło puchate, najeżone zwierzę, cudem nie zwracając na mnie uwagi błyszczących chęcią mordu ślepi. Ponownie popatrzyłam w stronę ciężko oddychającej postaci leżącej obok mnie. Brązowy pies z napięciem śledził oddalającego się drapieżnika.
- Czego chcesz?
- Niczego. Uratowałem cię.
Wyraźnie zadowolony z siebie samiec przymrużył oczy, po czym przechylił lekko łeb.
- Nie należysz do tutejszej sfory, prawda? Gdzie moje maniery? Jestem Doo.
Przyjrzałam się mu spode łba i prychnęłam cicho.
- Z tego co wiem, mam obowiązek zaprowadzić cię do mojego monarchy.
- Zbytek łaski.
Słowa, zimne i wyważone, nienaturalnie spokojne, ale przecież tak tętniące emocją. Usiadłam na ziemi, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie mam zamiaru się stąd ruszać.
{Doo?}
Nowa Suczka - Nan!
Imię: Nan
Pseudonim: -
Płeć: Suka
Wiek: 4 lata
Stanowisko: Węszyciel
Głos: Natasha Bedingfield
Charakter: Nan jest psem, którego trudno zaszufladkować. Owszem, jest zrównoważona, ale jej zachowanie uległo zmianie, która była następstwem serii niefortunnych zdarzeń. Kiedyś była pełnym wigoru, nieco niesubordynowanym psiskiem, które lubiło chadzać własnymi ścieżkami, ale i nie stroniło od kontaktu ze swoimi właścicielami, którzy byli dobrymi ludźmi i zdołali nawiązać z młodą dość silną więź, którą suka doceniła dopiero, kiedy się zerwała. Teraz jest zagubiona i nieco niepewna, co może skutkować agresywnym zachowaniem. Nie jest bojaźliwa, wręcz przeciwnie. Po prostu nie wie na czym stoi, więc woli odstraszyć potencjalne zagrożenie obnażając kły.
Motto: Mądrość sama sobie nie ufa, głupota sama sobie udziela kredytu bez granic.
Lubi:
Nie lubi:
Umiejętności: Dziwne, że jako owczarek nie odziedziczyła jakichś znośnych cech, które mogłyby postawić ją w nieco lepszym świetle. Ma dobry węch.
Spokrewnieni: -
Partnerstwo: Kto ją pokocha?
Wygląd zewnętrzny:
- Rasa: Owczarek australijski
- Umaszczenie: Blue merle, tan and white
- Włos: średniej długości, miękki i prosty
- Sylwetka: Proporcjonalna budowa ciała, przy czym wygląd wskazuje na grację i doskonałą harmonię w połączeniu z odpowiednią masą.
- Szczególne: pachnie cynamonem
Historia: Urodziła się w USA, w wiodącej hodowli swojej rasy. Tam podrosła i została sprzedana kiedy osiągnęła odpowiedni do tego wiek. Najpierw poleciała do Anglii. Tam pobyła przez pewien czas, liznęła podstaw agility, który to sport bardzo przypadł jej do gustu. Z Wysp pojechała do Francji do swoich nowych państwa, którzy okazali się bezdzietnym, młodym małżeństwem. Dobrze jej się u nich żyło. Rosła ładnie i zdrowo, choć od zawsze wzbudzała niepokój ludzi, którzy jej nie znali szczególnie podczas długich spacerów po lesie kiedy oczywiście latała sobie luzem. Potem wydarzyła się tragedia, której psisko nie mogło pojąć. Wywieziono ją daleko poza miasto i porzucono. Nie zrobili tego właściciele, tylko ktoś inny. Nan znała tego kogoś, lecz nie ufała mu zbyt bardzo i jak widać miała rację. Do tej pory nie wie, czemu tak się stało i wciąż szuka w tym swojej winy. Przez długi czas błąkała się samotnie, była przeganiana wszędzie gdzie się pojawiła. Wynędzniała, wychudła. Ten dumny, młody pies zniknął, a w jego miejsce pojawiło się nieufne i agresywne psisko z zapadniętymi bokami. W końcu trafiła do sfory.
Opiekun: Cernunnos
Od Omegi do Ignis'a
Z moją łapą było ostatnio coraz lepiej. Rana goiła się w miarę bezboleśnie. Mogłam nawet zapolować na średnią zwierzynę. Psy raczej były mało ciekawskie i o całym zdarzeniu się nie dowiedział nikt, prócz Ignis'a. Akurat na moje nieszczęście w trakcie porannego rozruszania się. Nie odzywał się, jednak czułam jego wzrok na sobie...
- Cześć... - powiedziałam cicho i niepewnie, będąc blisko psa.
Ignis spojrzał na mnie. Chciał coś powiedzieć, ale chyba nie był tego pewny, bo nerwowo zagryzł wargę.
<?>
- Cześć... - powiedziałam cicho i niepewnie, będąc blisko psa.
Ignis spojrzał na mnie. Chciał coś powiedzieć, ale chyba nie był tego pewny, bo nerwowo zagryzł wargę.
<?>
Od Sniper'a CD Despero
- Kto by chciał... -zacząłem
- Na przykład psychopata...- dokończył i roześmiał się
- Chyba tylko on - mruknąłem.
Nagle Despero usłyszał coś. Wyprostował się i spojrzał na mnie. Po chwili z krzaków wyskoczyła Fatamorgana i nie zwracając uwagi na Dessa krzyknęła do mnie:
- Snip, koniec wojny! KONIEC! Możesz chodzić bezpiecznie gdzie chcesz!
- Czy wspominałem, że nie lubię gdy się mówi do mnie Snip albo Snajp? No, ale nie ważne. Skąd się dowiedziałaś, że koniec wojny?
- Od alf obu sfór, spacerowałam sobie i zobaczyłam, jak rozmawiali na granicy. Podbiegłam zapytać, czy koniec wojny no i ten alfa CD, jak mu tam... Max powiedział, że tak. Koniec wojny! - krzyknęła jeszcze z radością.
- To dobrze, już się bałem, że się nie skończy i będziemy musieli się bić - powiedziałem spokojnie, jeszcze nigdy w życiu nie straciłem panowania nad sobą, teraz też nie.
- Dobra, idę chciałam tylko to tobie, przepraszam, wam powiedzieć - odparła i odbiegła nucąc pod nosem.
- Trochę za gwałtownie się zachowuje, jak na suczkę w ciąży... - westchnąłem - Ale mamy koniec wojny! Może by to jakoś uczcić?
Nagle wtrącił się milczący dotąd Despero:
-...
( Dess? )
- Na przykład psychopata...- dokończył i roześmiał się
- Chyba tylko on - mruknąłem.
Nagle Despero usłyszał coś. Wyprostował się i spojrzał na mnie. Po chwili z krzaków wyskoczyła Fatamorgana i nie zwracając uwagi na Dessa krzyknęła do mnie:
- Snip, koniec wojny! KONIEC! Możesz chodzić bezpiecznie gdzie chcesz!
- Czy wspominałem, że nie lubię gdy się mówi do mnie Snip albo Snajp? No, ale nie ważne. Skąd się dowiedziałaś, że koniec wojny?
- Od alf obu sfór, spacerowałam sobie i zobaczyłam, jak rozmawiali na granicy. Podbiegłam zapytać, czy koniec wojny no i ten alfa CD, jak mu tam... Max powiedział, że tak. Koniec wojny! - krzyknęła jeszcze z radością.
- To dobrze, już się bałem, że się nie skończy i będziemy musieli się bić - powiedziałem spokojnie, jeszcze nigdy w życiu nie straciłem panowania nad sobą, teraz też nie.
- Dobra, idę chciałam tylko to tobie, przepraszam, wam powiedzieć - odparła i odbiegła nucąc pod nosem.
- Trochę za gwałtownie się zachowuje, jak na suczkę w ciąży... - westchnąłem - Ale mamy koniec wojny! Może by to jakoś uczcić?
Nagle wtrącił się milczący dotąd Despero:
-...
( Dess? )
Od Sniper'a CD Taylor
- Idę się dowiedzieć do Omegi czy ta wojna jest, czy nie ma, czy może była i JUŻ nie ma, idziesz ze mną? W dwójkę raźniej niż samemu!
- Hmmm... Chyba nie mam nic do roboty, dobra, pójdę.
Zamachałem ogonem z radością i podbiegłem parę kroków przed siebie. Taylor była ode mnie mniejsza, więc musiałem biec trochę wolniej niż zazwyczaj. Chyba zauważyła, że biegnę jakoś dziwnie, bo powiedziała roześmiana:
- Myślisz, że wolno biegam? Mogę biec tak samo szybko, jak ty. Chyba, że wciśniesz gaz do dechy i pobiegniesz z maksymalną szybkością.
- Mówisz? Dobra, pobiegnę jak zawsze - powiedziałem i przyspieszyłem znacznie kroku.
Tay była trochę zdziwiona, że tak znacznie przyspieszyłem, ale dotrzymywała mi kroku. Po chwili jednak spytała:
- Czemu się tak spieszysz? Przecież idziemy ( czy raczej biegniemy ) tylko do alfy.
- Zawsze tak biegam, przyzwyczaiłem się, nie czuję już zmęczenia - mruknąłem. - Chciałaś, żeby szybko biegnąć, to masz - dodałem już ze śmiechem.
( Tay? U mnie tyci lepiej xD )
- Hmmm... Chyba nie mam nic do roboty, dobra, pójdę.
Zamachałem ogonem z radością i podbiegłem parę kroków przed siebie. Taylor była ode mnie mniejsza, więc musiałem biec trochę wolniej niż zazwyczaj. Chyba zauważyła, że biegnę jakoś dziwnie, bo powiedziała roześmiana:
- Myślisz, że wolno biegam? Mogę biec tak samo szybko, jak ty. Chyba, że wciśniesz gaz do dechy i pobiegniesz z maksymalną szybkością.
- Mówisz? Dobra, pobiegnę jak zawsze - powiedziałem i przyspieszyłem znacznie kroku.
Tay była trochę zdziwiona, że tak znacznie przyspieszyłem, ale dotrzymywała mi kroku. Po chwili jednak spytała:
- Czemu się tak spieszysz? Przecież idziemy ( czy raczej biegniemy ) tylko do alfy.
- Zawsze tak biegam, przyzwyczaiłem się, nie czuję już zmęczenia - mruknąłem. - Chciałaś, żeby szybko biegnąć, to masz - dodałem już ze śmiechem.
( Tay? U mnie tyci lepiej xD )
wtorek, 17 lutego 2015
Od Taylor CD Snipera
-Ale skończmy już rozmawiać o wojnie... To naprawdę nie jest miły temat... - westchnęłam.
-Jest szansa, że nawet do niej nie dojdzie. - odpowiedział.
-Faktycznie jest. - uśmiechnęłam się. -W końcu nie chcemy walczyć... Ile byłoby ofiar? - pokręciłam łebkiem.
-Jesteśmy silni... Na pewno nikt by za bardzo nie ucierpiał. - stwierdził Sniper.
-Wiem... Ale nawet wroga mi szkoda. Po co zabijać? Można lepiej roztrzygnąć spór. - przegryzłam wargę (nie znam się na budowie psa, nie bić mnie za to xD). Chwilę patrzyłam na niego w milczeniu. W końcu przerwał ciszę.
-...
<Sniper? Brak weny ;/>
-Jest szansa, że nawet do niej nie dojdzie. - odpowiedział.
-Faktycznie jest. - uśmiechnęłam się. -W końcu nie chcemy walczyć... Ile byłoby ofiar? - pokręciłam łebkiem.
-Jesteśmy silni... Na pewno nikt by za bardzo nie ucierpiał. - stwierdził Sniper.
-Wiem... Ale nawet wroga mi szkoda. Po co zabijać? Można lepiej roztrzygnąć spór. - przegryzłam wargę (nie znam się na budowie psa, nie bić mnie za to xD). Chwilę patrzyłam na niego w milczeniu. W końcu przerwał ciszę.
-...
<Sniper? Brak weny ;/>
Od Roxi CD Raphael
Spojrzałam na psa.
- Raph....- zaczęłam
- Dobra nic nie mów.....- powiedział i spóścił głowę
- TAK!- powiedziałam i padłam na psa
Potem ten mnie pocałował. Nad jeziorem siedzieliśmy stuletni w siebie jeszcze dość długo, aż zupełnie nie zrobiło się ciemno.
< Raph? Brak weny ;-; >
- Raph....- zaczęłam
- Dobra nic nie mów.....- powiedział i spóścił głowę
- TAK!- powiedziałam i padłam na psa
Potem ten mnie pocałował. Nad jeziorem siedzieliśmy stuletni w siebie jeszcze dość długo, aż zupełnie nie zrobiło się ciemno.
< Raph? Brak weny ;-; >
Od Despero C.D. Taylor
Całkiem miłe uczucie...Uśmiechnąłem się ciepło i odepchnąłem lekko suczkę od siebie patrząc się w jej oczy.Trochę w nich było smutku,a trochę radości.
-Domyślam się,że uratowałaś mi życie...jestem twoim dłużnikiem do końca życia.-Powiedziałem z uśmiecham kładąc rękę na sercu,a suczka odwzajemniła uśmiech.Aż ciepło się na sercu robiło...poczułem,że jednak na tym szarym i fałszywym świecie jest jeszcze mała iskierka nadziei...staliśmy tak przez dłuższą chwilę,ale po paru sekundach Taylor wzięła płytki oddech i powiedziała:
-...
(Taylor?)
-Domyślam się,że uratowałaś mi życie...jestem twoim dłużnikiem do końca życia.-Powiedziałem z uśmiecham kładąc rękę na sercu,a suczka odwzajemniła uśmiech.Aż ciepło się na sercu robiło...poczułem,że jednak na tym szarym i fałszywym świecie jest jeszcze mała iskierka nadziei...staliśmy tak przez dłuższą chwilę,ale po paru sekundach Taylor wzięła płytki oddech i powiedziała:
-...
(Taylor?)
Od Despero C.D. Sniper
-...Despero El Diablo.-Dokończyłem z dumą.Wtedy popatrzyłem się na góry na horyzoncie...i po co nam ta wojna?Potem przeniosłem wzrok na dość sporą raną po ugryzieniu na łopatce i dotknąłem ją lewą łapą cicho sycząc z bólu.
-Co się stało?-Spytał Sniper który już powoli domyślał się jak zyskałem tą ranę.
-Wdałem się w małą bójkę,ale to długi historia...-Odpowiedziałem i odchyliłem łapą od rany z której powoli leciała krew.
-Ty też nie chcesz tej wojny?-Spytałem.
(Sniper?)
-Co się stało?-Spytał Sniper który już powoli domyślał się jak zyskałem tą ranę.
-Wdałem się w małą bójkę,ale to długi historia...-Odpowiedziałem i odchyliłem łapą od rany z której powoli leciała krew.
-Ty też nie chcesz tej wojny?-Spytałem.
(Sniper?)
Od Raphael'a C.D. Roxi
Po chwili biegu dotarliśmy.
Usiedliśmy na skałce tuż obok jeziora w którym odbijało się piękne,złote słońce zachodzące za lasem.
-Pięknie...-Powiedziała Roxi i zamknęła oczy pozwalając by wiatr wiał prosto na nią.Ja zrobiłem tak samo.Uznałem,że to chyba najodpowiedniejsza chwila by wyznać jej to co do Niej czuję.Otworzyłem oczy i spytałem trochę niepewnie:
-Roxi...?
-Tak?-Spytała i też otworzyła oczy uśmiechając się.Wziąłem płytki wdech i odpowiedziałem:
-Kocham cię,czy zostaniesz moją partnerką?
(Roxi?)
Usiedliśmy na skałce tuż obok jeziora w którym odbijało się piękne,złote słońce zachodzące za lasem.
-Pięknie...-Powiedziała Roxi i zamknęła oczy pozwalając by wiatr wiał prosto na nią.Ja zrobiłem tak samo.Uznałem,że to chyba najodpowiedniejsza chwila by wyznać jej to co do Niej czuję.Otworzyłem oczy i spytałem trochę niepewnie:
-Roxi...?
-Tak?-Spytała i też otworzyła oczy uśmiechając się.Wziąłem płytki wdech i odpowiedziałem:
-Kocham cię,czy zostaniesz moją partnerką?
(Roxi?)
Od Shiry "Tym razem Idę..."
Rano obudziły mnie poszarpiwania. Otworzyłam oczy i zobaczyłam... Ronadlo. Stał nade mną i mną szarpał. Skoczyłam na niego, krzycząc:
- Braciszku!
- Uspokój się, bo go udusisz! - krzyknął nagle mój drugi brat, Roberto.
Skoczyłam też na niego i powiedziałam:
- Roberto... co wy tu robicie?
Usiadłam przed nimi.
- Szukaliśmy cię. Kiedy wróciliśmy do domu, wstrząsnął nami tamten widok. Zaczęliśmy was szukać. Obok drzwi znaleźliśmy martwą Wandę. Zawsze byłaś z nią, więc pomyśleliśmy, że jesteś obok niej. Ale ciebie nie było. W kuchni byli martwi rodzice. Ojciec wydał ostatnie tchnienie i szepnął do nas: "Szukajcie Shiry". No, a potem umarł... - mówił Ronaldo.
- I zaczęliśmy cię szukać. I znaleźliśmy - dodał Roberto - idziesz z nami?
- Gdzie? - spytałam.
- Jak to gdzie? Mamy zamiar zrobić mały przekręt. Pamiętasz, że rodzice chcieli nas zawsze zabrać do Francji? Załapiemy się na statek i bum! Jesteśmy we Francji. Jedziesz?
- A sfora?
- Shira... zostawisz braci?
- Dobrze! Pójdę porozmawiać z Alfą.
Poszłam do Omegi. Weszłam do jej jaskini i powiedziałam:
- Omego, muszę cię poinformować, że odchodzę. Moi bracia właśnie po mnie przyszli.
Omega powiedziała zawiedzionym głosem:
- Powodzenia. Gdzie się wybierasz?
- Do Francji.
- Więc żegnaj.
- Żegnaj.
***
Płynę statkiem. Roberto i Ronaldo leżeli obok mnie. Byłam szczęśliwa. Wreszcie znalazłam resztkę mojej kochanej, upragnionej rodziny.
No to na razie... może wrócę? Któż to wie? Kocham Was, Shira
- Braciszku!
- Uspokój się, bo go udusisz! - krzyknął nagle mój drugi brat, Roberto.
Skoczyłam też na niego i powiedziałam:
- Roberto... co wy tu robicie?
Usiadłam przed nimi.
- Szukaliśmy cię. Kiedy wróciliśmy do domu, wstrząsnął nami tamten widok. Zaczęliśmy was szukać. Obok drzwi znaleźliśmy martwą Wandę. Zawsze byłaś z nią, więc pomyśleliśmy, że jesteś obok niej. Ale ciebie nie było. W kuchni byli martwi rodzice. Ojciec wydał ostatnie tchnienie i szepnął do nas: "Szukajcie Shiry". No, a potem umarł... - mówił Ronaldo.
- I zaczęliśmy cię szukać. I znaleźliśmy - dodał Roberto - idziesz z nami?
- Gdzie? - spytałam.
- Jak to gdzie? Mamy zamiar zrobić mały przekręt. Pamiętasz, że rodzice chcieli nas zawsze zabrać do Francji? Załapiemy się na statek i bum! Jesteśmy we Francji. Jedziesz?
- A sfora?
- Shira... zostawisz braci?
- Dobrze! Pójdę porozmawiać z Alfą.
Poszłam do Omegi. Weszłam do jej jaskini i powiedziałam:
- Omego, muszę cię poinformować, że odchodzę. Moi bracia właśnie po mnie przyszli.
Omega powiedziała zawiedzionym głosem:
- Powodzenia. Gdzie się wybierasz?
- Do Francji.
- Więc żegnaj.
- Żegnaj.
***
Płynę statkiem. Roberto i Ronaldo leżeli obok mnie. Byłam szczęśliwa. Wreszcie znalazłam resztkę mojej kochanej, upragnionej rodziny.
No to na razie... może wrócę? Któż to wie? Kocham Was, Shira
Od Kory "Koniec"
Obudziłam się tak jak codziennie, w swojej jaskini. Tego dnia powzięłam w łapy postanowienie. Muszę odejść. Ja tu nie pasuję. Wstałam z niechęcią. Będzie mi brakować tego legowiska. Muszę również zabrać ze sobą mojego Kinga. Nie zostawię go tu. Wyszłam z jaskini. Promienie słoneczne dotarły mi do oczu. Przymknęłam je. Poszłam do Omegi. Weszłam niepewnie. Wiedziałam, że odchodzenie podczas wojny, będzie ciosem dla naszej Alfy. Ale ja nie jestem śmieciem. Nie dołączę do wrogiej sfory. Wrócę do ludzi, może kiedyś wrócę.
- Halo? Omego, jesteś? - spytałam niepewnie.
- O co chodzi? - spytała Omega podchodząc do mnie.
- Widzisz - ściszyłam głos - odchodzę ze sfory.
Spojrzałam na Omegę. Zrobiła na mnie wielkie oczy i obużoną minę. Prędko dodałam:
- Nie dołączę do tej sfory, z którą prowadzimy wojnę. Wracam na stare śmieci. Do ludzi. Nie wiem, czy wrócę. Wybacz mi, ja tu nie pasuję. Każdego dnia czuję na sobie wrogie spojrzenia.
Zwiesiłam łeb i czekałam na reakcję Omegi. Ta powiedziała spokojnie, ale słychać było, że jest jej przykro:
- Dobrze. Jeśli taka jest twoja decyzja. Powodzenia.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się.
Wyszłam z jaskini. Była jeszcze jedna osoba, z którą koniecznie chciałam się pożegnać. Poszłam do jego jaskini. Był tam. Weszłam i powiedziałam cicho:
- Sanito...
Pies nie spojrzał na mnie. Podeszłam do niego. Usiadłam obok niego. Bawił się patykiem. Westchnęłam i zaczęłam ostrożnie:
- Odchodzę ze sfory.
Patyk wypadł mu z łap, lecz po chwili znowu go złapał i bawił się dalej.
- Odchodzę, bo tu nie pasuję. I... - spojrzałam na niego i ujrzałam jego ukradkowie spojrzenie - będę za Tobą tęsknić.
Nagle przytuliłam go i pocałowałam delikatnie w policzek. Stanęłam w wyjściu jaskini i powiedziałam:
- Na razie...
Ruszyłam biegiem do domu. Stanęłam przed furtką do domu moich właścicieli. Weszłam do środka. Moja właścicielka przyjęła mnie bardzo serdecznie i powiedziała:
- Dobrze, że jesteś. Bez ciebie nie mogliśmy jechać.
Przechyliłam łeb jakbym pytała: "Jechać? Dokąd?".
- Przeprowadzamy się do Hiszpanii, Koro - mówiła właścicielka.
***
Siedziałam w oknie. Patrzyłam w dół. Kilka psów biegało pod oknem naszego nowego domu. Westchnęłam. Brakowało mi członków sfory. A przede wszystkim Sanito... Nagle usłyszałam głos Kasi:
- Kora! Chodź idziemy na plażę!
Zeszłam na dół. Spojrzałam wymownie na Kasię. Ta podrapała mnie za uchem i razem wybiegłyśmy na plażę.
Bayo, może kiedyś przekonam Kasię, to wrócimy.
- Halo? Omego, jesteś? - spytałam niepewnie.
- O co chodzi? - spytała Omega podchodząc do mnie.
- Widzisz - ściszyłam głos - odchodzę ze sfory.
Spojrzałam na Omegę. Zrobiła na mnie wielkie oczy i obużoną minę. Prędko dodałam:
- Nie dołączę do tej sfory, z którą prowadzimy wojnę. Wracam na stare śmieci. Do ludzi. Nie wiem, czy wrócę. Wybacz mi, ja tu nie pasuję. Każdego dnia czuję na sobie wrogie spojrzenia.
Zwiesiłam łeb i czekałam na reakcję Omegi. Ta powiedziała spokojnie, ale słychać było, że jest jej przykro:
- Dobrze. Jeśli taka jest twoja decyzja. Powodzenia.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się.
Wyszłam z jaskini. Była jeszcze jedna osoba, z którą koniecznie chciałam się pożegnać. Poszłam do jego jaskini. Był tam. Weszłam i powiedziałam cicho:
- Sanito...
Pies nie spojrzał na mnie. Podeszłam do niego. Usiadłam obok niego. Bawił się patykiem. Westchnęłam i zaczęłam ostrożnie:
- Odchodzę ze sfory.
Patyk wypadł mu z łap, lecz po chwili znowu go złapał i bawił się dalej.
- Odchodzę, bo tu nie pasuję. I... - spojrzałam na niego i ujrzałam jego ukradkowie spojrzenie - będę za Tobą tęsknić.
Nagle przytuliłam go i pocałowałam delikatnie w policzek. Stanęłam w wyjściu jaskini i powiedziałam:
- Na razie...
Ruszyłam biegiem do domu. Stanęłam przed furtką do domu moich właścicieli. Weszłam do środka. Moja właścicielka przyjęła mnie bardzo serdecznie i powiedziała:
- Dobrze, że jesteś. Bez ciebie nie mogliśmy jechać.
Przechyliłam łeb jakbym pytała: "Jechać? Dokąd?".
- Przeprowadzamy się do Hiszpanii, Koro - mówiła właścicielka.
***
Siedziałam w oknie. Patrzyłam w dół. Kilka psów biegało pod oknem naszego nowego domu. Westchnęłam. Brakowało mi członków sfory. A przede wszystkim Sanito... Nagle usłyszałam głos Kasi:
- Kora! Chodź idziemy na plażę!
Zeszłam na dół. Spojrzałam wymownie na Kasię. Ta podrapała mnie za uchem i razem wybiegłyśmy na plażę.
Bayo, może kiedyś przekonam Kasię, to wrócimy.
Przeprosiny
Hej. Tu Omega. Chciałam wszystkich przeprosić za mój ostatni brak czasu... Postaram się to nadrobić. Ale głównie jest mi wstyd za tą jakby "wojnę". Staram się, aby jej nie było. Bo w gruncie rzeczy alfa CD jest dobrą alfą. Po prostu oby dwie czasami nie potrafimy utrzymać języka za zębami. Jednak każda z nas wkłada w swoją sforę serce i chce by była jak najlepsza. Wojna do niczego nie prowadzi [choć postawa niektórych z was dała mi do zrozumienia, że ta sfora jednak jest coś warta...] , dlatego proszę też was o zachowanie spokoju. Z góry jestem wam wdzięczna.
~Wasz Alfa, Omega.
Od Sniper'a CD Fatamorgany
- Ja też...- odparła
Nastała krępująca cisza. Myślałem o tym, kiedy by się urodziły szczeniaki...W czas wojny...?
- Ale szczeniaki urodziły by się w czas wojny, to chyba niedobrze, prawda?
- Noo... Chociaż, czemu by nie, dobrzy by byli z nich wojownicy.
Roześmiałem się. Wojownicy?
- Może się jeszcze sfory pogodzą... Ach, dobrze postanowione, będą szczeniaki!
Fata krzyknęła z radości i mnie przytuliła. Poszliśmy spać do jaskini.
Parę tygodni później
- Sniper? - Fata wyszła z jaskini
- Hmm? - upuściłem zająca, którego upolowałem i podszedłem do niej.
- Czuję się jakoś dziwnie...
- Dobra, idziemy do medyków... Chodź!
Poszliśmy do medyków, Fata weszła pierwsza, ja za nią.
( Fata? )
Nastała krępująca cisza. Myślałem o tym, kiedy by się urodziły szczeniaki...W czas wojny...?
- Ale szczeniaki urodziły by się w czas wojny, to chyba niedobrze, prawda?
- Noo... Chociaż, czemu by nie, dobrzy by byli z nich wojownicy.
Roześmiałem się. Wojownicy?
- Może się jeszcze sfory pogodzą... Ach, dobrze postanowione, będą szczeniaki!
Fata krzyknęła z radości i mnie przytuliła. Poszliśmy spać do jaskini.
Parę tygodni później
- Sniper? - Fata wyszła z jaskini
- Hmm? - upuściłem zająca, którego upolowałem i podszedłem do niej.
- Czuję się jakoś dziwnie...
- Dobra, idziemy do medyków... Chodź!
Poszliśmy do medyków, Fata weszła pierwsza, ja za nią.
( Fata? )
Od Fatamorgany CD Snipera
Minęło już kilka dni od tego wypadku. Nudziło mi się. Taka cisza..
-Sniper?
-Cu?
-A ty byś chciał mieć szczeniaki?
-Tak..
(Sniper totalny brak weny ;-;)
-Sniper?
-Cu?
-A ty byś chciał mieć szczeniaki?
-Tak..
(Sniper totalny brak weny ;-;)
niedziela, 15 lutego 2015
Od Snipera CD Taylor
- Też bym mógł walczyć! - krzyknąłem po chwili
Suczka spojrzała na mnie zdziwiona moją reakcją.
- Ja też, tylko po co?
- Ech... Racja... Ale nie mówmy o wojnie, nie jest to za miły temat do rozmów.
- O czym więc proponujesz mówić i po co do mnie zagadałeś?
- Chciałem usłyszeć coś nowego o wojnie, o której teraz jedna słyszeć więcej niż wiem nie chcę.
( Taylor? brak weny...)
Suczka spojrzała na mnie zdziwiona moją reakcją.
- Ja też, tylko po co?
- Ech... Racja... Ale nie mówmy o wojnie, nie jest to za miły temat do rozmów.
- O czym więc proponujesz mówić i po co do mnie zagadałeś?
- Chciałem usłyszeć coś nowego o wojnie, o której teraz jedna słyszeć więcej niż wiem nie chcę.
( Taylor? brak weny...)
Od Taylor CD Sniper'a
-Ja też, a nazywam się Taylor. - uśmiechnęłam się lekko.
Po głowie chodziło mi wiele myśli, najwięcej dotyczyło wojny, o której usłyszałam od jednego z pacjentów.
-Ej... Słyszałeś coś o wojnie? Mam nadzieję, że była to tylko plotka, że mamy spór z jakąś sforą... - zaczęłam.
-Niestety to nie plotka... - pies momentalnie posmutniał.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
-Jeżeli dojdzie do starcia... Nawet nie chcę myśleć, co by się stało... - pokręciłam łebkiem, a mój srebrny łańcuch na szyi zadzwonił smutno, jakby chciał dostosować się to atmosfery.
-Mam nadzieję, że PoC nie zginie...
-Na pewno nie zginie. Gdyby doszło do starcia jestem pewna, że nasi będą walczyli do końca. - popatrzyłam z dumą w dal. Byłam pewna, że gdyby nas zaatakowali nie mieli by szans.
<Sniper?>
Po głowie chodziło mi wiele myśli, najwięcej dotyczyło wojny, o której usłyszałam od jednego z pacjentów.
-Ej... Słyszałeś coś o wojnie? Mam nadzieję, że była to tylko plotka, że mamy spór z jakąś sforą... - zaczęłam.
-Niestety to nie plotka... - pies momentalnie posmutniał.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
-Jeżeli dojdzie do starcia... Nawet nie chcę myśleć, co by się stało... - pokręciłam łebkiem, a mój srebrny łańcuch na szyi zadzwonił smutno, jakby chciał dostosować się to atmosfery.
-Mam nadzieję, że PoC nie zginie...
-Na pewno nie zginie. Gdyby doszło do starcia jestem pewna, że nasi będą walczyli do końca. - popatrzyłam z dumą w dal. Byłam pewna, że gdyby nas zaatakowali nie mieli by szans.
<Sniper?>
Od Taylor CD Despero
Spojrzałam przerażona psu w oczy, które powoli zamykał.
-Nie! Nie rób mi tego! - zaczęłam krzyczeć ile sił. -Walcz, póki możesz... - powiedziałam załamanym głosem.
~Nie pozwolę Ci umrzeć, jesteś moim przyjacielem. - pomyślałam patrząc na rannego Despero. Pobiegłam do jaskini medyków i przyniosłam tyle bandaży, maści, kremów i ziół, ile tylko zdołałam unieść.
Od razu zabrałam się do roboty. Najpierw te najgłębsze rany... Sama na pewno bym rady nie dała. Zaczęłam wyć. Nie było to zwykłe wycie, ale błaganie o pomoc. Medyk od razu przybiegł, a razem z pewnością damy radę.
~***~
Patrzyłam na Despero. Leżał w Pack'owym szpitalu. Był w śpiączce od miesiąca...
-Przynoszę wszystkim pecha... - szepnęłam. -Wszystko, co działo się wokół mnie traciło swe kolorowe barwy zastępowane przez żal i smutek. Wszyscy będący w moim otoczeniu przejmowali część mego pecha... Dlaczego tak się dzieje?! Skoro przynoszę temu światu same nieszczęścia może powinnam umrzeć?! - krzyknęłam.
Parę łez kapnęło na nieprzytomnego Dess'a. Może jeżeli odejdę on również się obudzi?
-Żegnaj... - delikatnie pocałowałam psa w policzek. Był moim najlepszym przyjacielem... Odwróciłem się, żeby wyjść z jaskinii, gdy poczułam ucisk na łapie. To Dess złapał mnie za nią.
-Nie pozwolę ci odejść. - powiedział.
Spojrzałam na niego zaskoczona. W którym momencie się obudził? Słyszał mój krzyk?
Pies powoli wstał. Chwiejnym krokiem podszedł bliżej. Przytuliłam go.
-Nie odejdę. - szepnęłam.
<Dess?>
-Nie! Nie rób mi tego! - zaczęłam krzyczeć ile sił. -Walcz, póki możesz... - powiedziałam załamanym głosem.
~Nie pozwolę Ci umrzeć, jesteś moim przyjacielem. - pomyślałam patrząc na rannego Despero. Pobiegłam do jaskini medyków i przyniosłam tyle bandaży, maści, kremów i ziół, ile tylko zdołałam unieść.
Od razu zabrałam się do roboty. Najpierw te najgłębsze rany... Sama na pewno bym rady nie dała. Zaczęłam wyć. Nie było to zwykłe wycie, ale błaganie o pomoc. Medyk od razu przybiegł, a razem z pewnością damy radę.
~***~
Patrzyłam na Despero. Leżał w Pack'owym szpitalu. Był w śpiączce od miesiąca...
-Przynoszę wszystkim pecha... - szepnęłam. -Wszystko, co działo się wokół mnie traciło swe kolorowe barwy zastępowane przez żal i smutek. Wszyscy będący w moim otoczeniu przejmowali część mego pecha... Dlaczego tak się dzieje?! Skoro przynoszę temu światu same nieszczęścia może powinnam umrzeć?! - krzyknęłam.
Parę łez kapnęło na nieprzytomnego Dess'a. Może jeżeli odejdę on również się obudzi?
-Żegnaj... - delikatnie pocałowałam psa w policzek. Był moim najlepszym przyjacielem... Odwróciłem się, żeby wyjść z jaskinii, gdy poczułam ucisk na łapie. To Dess złapał mnie za nią.
-Nie pozwolę ci odejść. - powiedział.
Spojrzałam na niego zaskoczona. W którym momencie się obudził? Słyszał mój krzyk?
Pies powoli wstał. Chwiejnym krokiem podszedł bliżej. Przytuliłam go.
-Nie odejdę. - szepnęłam.
<Dess?>
Od Snipera
Przechodziłem dzisiaj przez tereny sfory w zamyśleniu. Blisko wojny, ale po co to komu?! Część psów i suczek z naszej sfory było mojego zdania, no ale dobra, nie o tym teraz. Musiałem znowu coś upolować, przez całe życie robiłem to prawie cały czas, więc szybko mi poszło. Miałem cały zakrwawiony pysk więc pobiegłem nad rzekę go zmoczyć i zmyć krew. Zobaczyłem jakiegoś psa siedzącego dalej. Machnąłem ogonem i zapytałem:
- Cześć, jak się nazywasz?
- A ty? - odpowiedział pytaniem na pytanie
- Jestem Sniper, Sniper z Pack of Characters.
- Ja też, a nazywam się...
( ktoś? wiem, że nie wszyscy są w nastroju do pisania xD )
- Cześć, jak się nazywasz?
- A ty? - odpowiedział pytaniem na pytanie
- Jestem Sniper, Sniper z Pack of Characters.
- Ja też, a nazywam się...
( ktoś? wiem, że nie wszyscy są w nastroju do pisania xD )
sobota, 14 lutego 2015
Od Doo Do Omegi
Zniżyłem łeb i spojrzałem w swe odbicie w wodzie.
Widziałem tam psa ... Zwyczajnego małego psa, który wydawał się jedynie malutką kropką na całym tym świecie. Mimo tego nie był sam. Obok niego było tyle innych małych kropek ...
Podczas tych zamyślań nie zauważyłem że prawie dotknąłem nosem tafli wody.
Nagle usłyszałem chłodny śmiech i podniosłem do góry łeb tak szybko iż zrobiłem tym ruchem falę.
Przez chwilę nastała cisza i ujrzałem przemoczoną Alfę.
Otworzyłem szerzej oczy. Wiedziałem że Omega nie należy do miłych suczek a to że najwyraźniej przeze mnie stoi tam cała mokra nie wróży nic dobrego.
Uśmiechnąłem się nie szczerze i mruknąłem:
- EE ... no ... sorka .. - wyszczerzyłem ząbki wciąż z tym samym uśmiechem.
Alfa uniosła brew.
Myślałem że za chwilę wybuchnie a i to nie wróży dobra.
Przełknąłem ślinę patrząc na nią z wyraźnym przerażeniem.
<Omi? Sorka że takie krótkie .. starałam się :C>
Widziałem tam psa ... Zwyczajnego małego psa, który wydawał się jedynie malutką kropką na całym tym świecie. Mimo tego nie był sam. Obok niego było tyle innych małych kropek ...
Podczas tych zamyślań nie zauważyłem że prawie dotknąłem nosem tafli wody.
Nagle usłyszałem chłodny śmiech i podniosłem do góry łeb tak szybko iż zrobiłem tym ruchem falę.
Przez chwilę nastała cisza i ujrzałem przemoczoną Alfę.
Otworzyłem szerzej oczy. Wiedziałem że Omega nie należy do miłych suczek a to że najwyraźniej przeze mnie stoi tam cała mokra nie wróży nic dobrego.
Uśmiechnąłem się nie szczerze i mruknąłem:
- EE ... no ... sorka .. - wyszczerzyłem ząbki wciąż z tym samym uśmiechem.
Alfa uniosła brew.
Myślałem że za chwilę wybuchnie a i to nie wróży dobra.
Przełknąłem ślinę patrząc na nią z wyraźnym przerażeniem.
<Omi? Sorka że takie krótkie .. starałam się :C>
Od Roxi CD Raphael
- Jaki argesor- powiedziałam
Raph się zaśmiał.
- No co? A tak nie jest?- spytałam w obronie
- Jest, jest- przytaknął
Wyszliśmyz restauracji.
- To co madame, gdzie mamy zamiar iść?- spytał pies
- Szczerze nie wiem.... Może ty masz jakieś fajne miejsce?- spytałam- Bo i tak zaraz będzie ciemno.
- No jeszcze trochę do zachodu słońca- odparł i ruszyłam za psem
< Raph? >
Raph się zaśmiał.
- No co? A tak nie jest?- spytałam w obronie
- Jest, jest- przytaknął
Wyszliśmyz restauracji.
- To co madame, gdzie mamy zamiar iść?- spytał pies
- Szczerze nie wiem.... Może ty masz jakieś fajne miejsce?- spytałam- Bo i tak zaraz będzie ciemno.
- No jeszcze trochę do zachodu słońca- odparł i ruszyłam za psem
< Raph? >
UWAGA!!!
Jakoż, że członkowie sfory Crazy Dogs spamują mi pocztę i chat na PoC, osoby, które należą do PoC i CD mają zdecydować się do której sfory chcą należeć. Decyzję wysyłać mi na PW na howrse. Tyle z mojej strony.
~ Wnerwiona Omega
Od Raphael'a C.D. Roxi
Zatrzymałem się i popatrzyłem się na suczkę.Westchnąłem i usiadłem na miejsce.
-Na walkach około dwa lata temu pojawił się kundel którego wszyscy nazywają "Mieszańcem".Kiedyś przyszło mu walczyć z przyjacielem Dess'a - Tytanem.Tytan zawsze na szyi nosił drogocenną obrożę z szlachetnym kamieniem.Dess wtedy siedział w pierwszym rzędzie.Kiedy walka trwała już dwadzieścia minut Mieszaniec zabił Tytana,a obroże wyślizgnęła się z jego szyi i poleciała prost na Despero który zaczął uciekać.Okazało się,że Mieszańcowi chodziło właśnie o tą obrożę,ale nikt do dziś nie wie poco.Mieszaniec zebrał dużą grupę psów,a wśród nich był właśnie Ignis.Był oślepiony przemówieniem Mieszańca.Ja przez przypadek podsłuchałem ich rozmowę na temat przejęcia obroży,a Ignis to zauważył...napadł na mnie i obiecał,że zabije mnie jak komuś to powiem,ale jak od razu popędziłem do Dess'a i ostrzegłem go.Ignis od razu się spostrzegł i po dziś dzień ściga mnie.Dziś...Mieszaniec nie żyje...Despero jest ciężko ranny i nie wiadomo nawet czy z tego wyjdzie,a psy walczą ze sobą.Jedni są za Despero,a drudzy za Mieszańcem...ja nawet nie chciałem się w to wtrącać...-Opowiedziałem,a przed mną stanął Ignis.Wielki umięśniony doberman.Najpierw spojrzał się na Roxi,a pózniej na przestraszonego mnie.Potem jak gdyby nigdy nic usiadł obok nas,ale nie zwracał na nas uwagi.
-E,Ignis?-Spytałem niepewnie.Wtedy pies rzucił się na mnie,ale nie chciał mi nic zrobić.
-Nie chcę cię zabić i ty chyba też tego nie chcesz.Przyszedłem tutaj tylko żeby się najeść,ale nie ciebie ścigać.-Mruknął i zszedł ze mnie,a potem udał się do Ramona.
(Roxi?)
-Na walkach około dwa lata temu pojawił się kundel którego wszyscy nazywają "Mieszańcem".Kiedyś przyszło mu walczyć z przyjacielem Dess'a - Tytanem.Tytan zawsze na szyi nosił drogocenną obrożę z szlachetnym kamieniem.Dess wtedy siedział w pierwszym rzędzie.Kiedy walka trwała już dwadzieścia minut Mieszaniec zabił Tytana,a obroże wyślizgnęła się z jego szyi i poleciała prost na Despero który zaczął uciekać.Okazało się,że Mieszańcowi chodziło właśnie o tą obrożę,ale nikt do dziś nie wie poco.Mieszaniec zebrał dużą grupę psów,a wśród nich był właśnie Ignis.Był oślepiony przemówieniem Mieszańca.Ja przez przypadek podsłuchałem ich rozmowę na temat przejęcia obroży,a Ignis to zauważył...napadł na mnie i obiecał,że zabije mnie jak komuś to powiem,ale jak od razu popędziłem do Dess'a i ostrzegłem go.Ignis od razu się spostrzegł i po dziś dzień ściga mnie.Dziś...Mieszaniec nie żyje...Despero jest ciężko ranny i nie wiadomo nawet czy z tego wyjdzie,a psy walczą ze sobą.Jedni są za Despero,a drudzy za Mieszańcem...ja nawet nie chciałem się w to wtrącać...-Opowiedziałem,a przed mną stanął Ignis.Wielki umięśniony doberman.Najpierw spojrzał się na Roxi,a pózniej na przestraszonego mnie.Potem jak gdyby nigdy nic usiadł obok nas,ale nie zwracał na nas uwagi.
-E,Ignis?-Spytałem niepewnie.Wtedy pies rzucił się na mnie,ale nie chciał mi nic zrobić.
-Nie chcę cię zabić i ty chyba też tego nie chcesz.Przyszedłem tutaj tylko żeby się najeść,ale nie ciebie ścigać.-Mruknął i zszedł ze mnie,a potem udał się do Ramona.
(Roxi?)
Od Despero C.D. Taylor
-Nie...-Mruknąłem i odwróciłem się przodem do suczki.Spojrzałem jej się przez chwilę głęboko w oczy i wstałem podchodząc do szmat w których leżała moja cenna obroża.Podniosłem ją do słońca i westchnąłem znów chowając.Wtedy kaszlnąłem z cztery razy i podszedłem znów do Taylor.
-Jak ostatni raz byłem na walkach...dopadli mnie i mieszaniec obiecał,że przyjdzie tu w nocy z całą bandą,a ja muszę jak najszybciej uciekać...może i będę tchórzem,ale lepiej być żywym tchórzem niż martwym bohaterem...-Powiedziałem i wtedy znów podszedłem do szmat i zawinąłem w nie obrożę.Potem wpakowałem tam moją chustę i to stare zdjęcie które zdążyłem zwinąć tamtemu facetowi.Wtedy wziąłem cały bagaż w pysk i zacząłem wychodzić powoli z jaskini.
-Dokąd idziesz?-Spytała Taylor.
-Przed siebie...-Odwróciłem tylko łeb w jej stronę.
-Ale...a jak oni tu przyjdą?I jak...będzie wojna?-Spytała.
Westchnąłem i upuściłem wszystko na ziemię.
Rzeczywiście...nie chcę żeby ktoś musiał za mnie cierpieć tak samo jak inne psy z przeszłości.Suczka patrzyła się na mnie z taką nadzieją w oku.Rozum kazał mi iść,ale serce nie pozwalało mi się ruszyć.Zawsze wybierałem rozum...i do dziś myślałem,że to słuszna decyzja.Uśmiechnąłem się lekko i wziąłem swój bagaż w pysk idąc przed siebie.Ja inaczej nie umiem...jestem po prostu zwyczajny tchórzem!Tak,tchórzem!Jestem słaby,ale mam to gdzieś.Kiedy byłem już przy granicy popatrzyłem się na zachodzące powoli słońce i obejrzałem się za siebie.Westchnąłem i zacisnąłem powieki.Wyciągnąłem tylko obrożę i popędziłem w stronę swojej jaskini.Kiedy już byłem w lesie słyszałem dziwne odgłosy.
-Gdzie on jest?
-Przecież Despero to tchórz.
-Tak,boi się nas!
-Nie!-Warknąłem i wyszedłem z krzaków.Akurat stanąłem przed mieszańcem.
-Widzę masz moją własność.-Zaśmiał się mieszaniec patrząc się na obrożę.
-To nie należy do ciebie.-Warknąłem.
Wtedy jeden z sługusów mieszańca zaczął do mnie podchodzić,ale pies zatrzymał go łapą i powiedział,że sam do załatwi.
Wtedy rzucił się na mnie i ugryzł mnie w nos.Ja zawyłem z bólu,a mieszaniec z zakrwawionym pyskiem wylądował na ziemi.Wtedy ja warknąłem i to ja rzuciłem się na niego,a on zrobił to samo.On wbił się w mój kark,a ja w jego łapę.Żaden z nas nie puszczał,a ziemia pod nami robiła się czerwona od krwi.Mieszaniec który powoli opadał z sił wbił się jeszcze pazurami w moje czoło,a zębami które były zaczepione na moim karku chwycił z ucho i ciągnął jakby chciał mi je oderwać.Wreszcie odepchnąłem go i stanęliśmy na przeciw siebie dysząc.Obroża leżała nie tknięta na ziemi obok mnie.Wreszcie rzuciłem się na mieszańca i chwyciłem go w pysk.Zacząłem nim tarmosić i rzuciłem o ziemię.Pies już nie żył...podszedłem do niego by to sprawdzić,a on ostatnimi siłami podniósł łeb i wbił mi się w szyję.Ja jeszcze trochę pochodziłem aż wreszcie upadłem na obrożę której drogocenny kamień zabarwił się na czerwono.Psy uciekły...ja dyszałem ciężko.Wziąłem obrożę w łapę i uśmiechnąłem się.
-Przeklęta ta obroża.Wszystko poświęciłem dla niej...nawet życie.-Powiedziałem i odłożyłem ją obok siebie,ale w zasięgu swojej łapy.Ból zjadał mnie,a rany strasznie bolały,ale bardziej bolało mnie chyba sumienie...za to co kiedyś zrobiłem...że byłem tchórzem...a teraz?Chciałem zgrać bohatera...nie czuję się jakoś teraz jak bohater.Mieszaniec leżał parę metrów od mnie...nagle zaczął padać deszcz.Niebo płakało...mi też po policzku popłynęła łza,ale nie można jej było odróżnić od tych kropel wody które na mnie kapały.
-Czemu...?-Szepnąłem.
W oddali wycie wilka...chyba przyjdzie tu i dobije mnie...Nie mogłem wstać i bardzo ciężko oddychałem.Już resztkami sił przewróciłem się z boku na plecy i rozłożyłem przednie łapy na obie strony,rozciągając je jak najdalej.Pozwalałem by deszcz płynął po moich policzkach i spływał po zakrwawionym nosie.Moje wilcze futro zrobiło się czerwone i brudne od ziemi.Popatrzyłem się ukradkiem na mieszańca...on też jako niejedyny oddał życie by zdobyć tą obrożę.Nagle zauważyłem jak jakieś zwierzę siedzi w krzakach wsłuchując się w moje ubolewanie nad sobą.To na pewno wilk...przyszedł już mój koniec.Zacisnąłem powieki i zamiast ugryzienia lub warczenia poczułem jak jakiś mokry nos trąci mnie w policzek.Już myślałem,że to Taylor...ale kiedy otworzyłem oczy przekonałem się,że to tylko Charlie.Smutny usiadł obok mnie i położył mokrą łapę na mojej ranie która była na prawej łapie.Uśmiechnął się lekko...woda z jego mokrego futra kapała co chwila na ziemię...już ledwo co wstrzymywałem powieki od zamknięcia się...Charlie patrzył się na mnie,a po jego policzku spływały łzy które potem skapywały na moje rany.Potem pies spojrzał się na ciało mieszańca i znów przeniósł wzrok na mnie.Nic nie mówiliśmy...tylko czytaliśmy sobie z oczu słowa których nie da się powiedzieć.Już nie mogłem odróżnić czy to deszcz na mnie pada czy łzy Charliego.Tylko czemu on płakał...?Śmiał się,ale i jednocześnie bardzo smucił.Nie zważając uwagi na to,że jestem cały brudny i zakrwawiony przytulił mnie...tak dawno nie widziałem swojego kochanego brata który jeszcze wcześniej był moim wrogiem.
-Idz już...-Powiedziałem cicho,ale stanowczo,a Charlie z ciężkim sercem odwrócił się i poszedł.I znów zostałem sam...
Cada camino termina en algún lugar ... y aquí llegó su fin ... pero lo siento por los que estaban conmigo ... siempre ... este es el final
Śpiewałem już resztkami sił...nagle kolejny cień pojawił się w krzakach...tym razem już byłem pewny,że to Taylor.Ona podbiegła do mnie i patrzyła ze strachem.Nie wiedziałem czy szykować się już na śmierć...czy może mieć nadzieję,że jakoś z tego wyjdę...
(Taylor?)
-Jak ostatni raz byłem na walkach...dopadli mnie i mieszaniec obiecał,że przyjdzie tu w nocy z całą bandą,a ja muszę jak najszybciej uciekać...może i będę tchórzem,ale lepiej być żywym tchórzem niż martwym bohaterem...-Powiedziałem i wtedy znów podszedłem do szmat i zawinąłem w nie obrożę.Potem wpakowałem tam moją chustę i to stare zdjęcie które zdążyłem zwinąć tamtemu facetowi.Wtedy wziąłem cały bagaż w pysk i zacząłem wychodzić powoli z jaskini.
-Dokąd idziesz?-Spytała Taylor.
-Przed siebie...-Odwróciłem tylko łeb w jej stronę.
-Ale...a jak oni tu przyjdą?I jak...będzie wojna?-Spytała.
Westchnąłem i upuściłem wszystko na ziemię.
Rzeczywiście...nie chcę żeby ktoś musiał za mnie cierpieć tak samo jak inne psy z przeszłości.Suczka patrzyła się na mnie z taką nadzieją w oku.Rozum kazał mi iść,ale serce nie pozwalało mi się ruszyć.Zawsze wybierałem rozum...i do dziś myślałem,że to słuszna decyzja.Uśmiechnąłem się lekko i wziąłem swój bagaż w pysk idąc przed siebie.Ja inaczej nie umiem...jestem po prostu zwyczajny tchórzem!Tak,tchórzem!Jestem słaby,ale mam to gdzieś.Kiedy byłem już przy granicy popatrzyłem się na zachodzące powoli słońce i obejrzałem się za siebie.Westchnąłem i zacisnąłem powieki.Wyciągnąłem tylko obrożę i popędziłem w stronę swojej jaskini.Kiedy już byłem w lesie słyszałem dziwne odgłosy.
-Gdzie on jest?
-Przecież Despero to tchórz.
-Tak,boi się nas!
-Nie!-Warknąłem i wyszedłem z krzaków.Akurat stanąłem przed mieszańcem.
-Widzę masz moją własność.-Zaśmiał się mieszaniec patrząc się na obrożę.
-To nie należy do ciebie.-Warknąłem.
Wtedy jeden z sługusów mieszańca zaczął do mnie podchodzić,ale pies zatrzymał go łapą i powiedział,że sam do załatwi.
Wtedy rzucił się na mnie i ugryzł mnie w nos.Ja zawyłem z bólu,a mieszaniec z zakrwawionym pyskiem wylądował na ziemi.Wtedy ja warknąłem i to ja rzuciłem się na niego,a on zrobił to samo.On wbił się w mój kark,a ja w jego łapę.Żaden z nas nie puszczał,a ziemia pod nami robiła się czerwona od krwi.Mieszaniec który powoli opadał z sił wbił się jeszcze pazurami w moje czoło,a zębami które były zaczepione na moim karku chwycił z ucho i ciągnął jakby chciał mi je oderwać.Wreszcie odepchnąłem go i stanęliśmy na przeciw siebie dysząc.Obroża leżała nie tknięta na ziemi obok mnie.Wreszcie rzuciłem się na mieszańca i chwyciłem go w pysk.Zacząłem nim tarmosić i rzuciłem o ziemię.Pies już nie żył...podszedłem do niego by to sprawdzić,a on ostatnimi siłami podniósł łeb i wbił mi się w szyję.Ja jeszcze trochę pochodziłem aż wreszcie upadłem na obrożę której drogocenny kamień zabarwił się na czerwono.Psy uciekły...ja dyszałem ciężko.Wziąłem obrożę w łapę i uśmiechnąłem się.
-Przeklęta ta obroża.Wszystko poświęciłem dla niej...nawet życie.-Powiedziałem i odłożyłem ją obok siebie,ale w zasięgu swojej łapy.Ból zjadał mnie,a rany strasznie bolały,ale bardziej bolało mnie chyba sumienie...za to co kiedyś zrobiłem...że byłem tchórzem...a teraz?Chciałem zgrać bohatera...nie czuję się jakoś teraz jak bohater.Mieszaniec leżał parę metrów od mnie...nagle zaczął padać deszcz.Niebo płakało...mi też po policzku popłynęła łza,ale nie można jej było odróżnić od tych kropel wody które na mnie kapały.
-Czemu...?-Szepnąłem.
W oddali wycie wilka...chyba przyjdzie tu i dobije mnie...Nie mogłem wstać i bardzo ciężko oddychałem.Już resztkami sił przewróciłem się z boku na plecy i rozłożyłem przednie łapy na obie strony,rozciągając je jak najdalej.Pozwalałem by deszcz płynął po moich policzkach i spływał po zakrwawionym nosie.Moje wilcze futro zrobiło się czerwone i brudne od ziemi.Popatrzyłem się ukradkiem na mieszańca...on też jako niejedyny oddał życie by zdobyć tą obrożę.Nagle zauważyłem jak jakieś zwierzę siedzi w krzakach wsłuchując się w moje ubolewanie nad sobą.To na pewno wilk...przyszedł już mój koniec.Zacisnąłem powieki i zamiast ugryzienia lub warczenia poczułem jak jakiś mokry nos trąci mnie w policzek.Już myślałem,że to Taylor...ale kiedy otworzyłem oczy przekonałem się,że to tylko Charlie.Smutny usiadł obok mnie i położył mokrą łapę na mojej ranie która była na prawej łapie.Uśmiechnął się lekko...woda z jego mokrego futra kapała co chwila na ziemię...już ledwo co wstrzymywałem powieki od zamknięcia się...Charlie patrzył się na mnie,a po jego policzku spływały łzy które potem skapywały na moje rany.Potem pies spojrzał się na ciało mieszańca i znów przeniósł wzrok na mnie.Nic nie mówiliśmy...tylko czytaliśmy sobie z oczu słowa których nie da się powiedzieć.Już nie mogłem odróżnić czy to deszcz na mnie pada czy łzy Charliego.Tylko czemu on płakał...?Śmiał się,ale i jednocześnie bardzo smucił.Nie zważając uwagi na to,że jestem cały brudny i zakrwawiony przytulił mnie...tak dawno nie widziałem swojego kochanego brata który jeszcze wcześniej był moim wrogiem.
-Idz już...-Powiedziałem cicho,ale stanowczo,a Charlie z ciężkim sercem odwrócił się i poszedł.I znów zostałem sam...
Cada camino termina en algún lugar ... y aquí llegó su fin ... pero lo siento por los que estaban conmigo ... siempre ... este es el final
Śpiewałem już resztkami sił...nagle kolejny cień pojawił się w krzakach...tym razem już byłem pewny,że to Taylor.Ona podbiegła do mnie i patrzyła ze strachem.Nie wiedziałem czy szykować się już na śmierć...czy może mieć nadzieję,że jakoś z tego wyjdę...
(Taylor?)
piątek, 13 lutego 2015
Od Snipera do Fatamorgany
Czekałem na wiadomość o tym, że się szczeniaki urodziły. Fata w jaskini z medykami, a ja na zewnątrz. Coś za długo to trwało...Nagle z jaskini wyszła Taylor.
- I jak? - zapytałem zniecierpliwiony
- Yyy... Jakby to powiedzieć...- odwróciła głowę - Fatamorgana poroniła - wyszeptała.
- Co?
Nie odpowiedziała, tylko odeszła z powrotem do jaskini. Zaczęło kręcić mi się w głowie, usiadłem.
Dzień później
Fata wyszła z jaskini. Powoli, ze spuszczoną głową. Podbiegłem do niej i ją przytuliłem.
- Nie martw się - szepnąłem - Może kiedyś będziemy mieć szczeniaki.
( Fata?)
- I jak? - zapytałem zniecierpliwiony
- Yyy... Jakby to powiedzieć...- odwróciła głowę - Fatamorgana poroniła - wyszeptała.
- Co?
Nie odpowiedziała, tylko odeszła z powrotem do jaskini. Zaczęło kręcić mi się w głowie, usiadłem.
Dzień później
Fata wyszła z jaskini. Powoli, ze spuszczoną głową. Podbiegłem do niej i ją przytuliłem.
- Nie martw się - szepnąłem - Może kiedyś będziemy mieć szczeniaki.
( Fata?)
czwartek, 12 lutego 2015
Od Roxi CD Raphael
Jakoś niezbyt lubiłam ludzi, ale od tego człowieka płynęło bardzo pozytywne nastawienie do psów. Człowiek spojrzał na mnie i się uśmiehnął. Zaprowadził nas do kuchni. A potem do stolika.
- I jak?- spytał Raphael
- Znośnie- powiedziałam i zaśmiałam się
Zeszłam z krzesła i podeszłam do okna. Zobaczyłam tam dużego dobermana- Ignisa z naszej sfory.
- Raph? Czy to nie Ignis?- spytałam
Pies podszedł do okna.
- O kurde! Zwijamy się Roxi- powiedział
- Czekaj! Co jet między wami?- spytałam
-....
< Raphael? Brak weny potrzebnej od zaraz >
- I jak?- spytał Raphael
- Znośnie- powiedziałam i zaśmiałam się
Zeszłam z krzesła i podeszłam do okna. Zobaczyłam tam dużego dobermana- Ignisa z naszej sfory.
- Raph? Czy to nie Ignis?- spytałam
Pies podszedł do okna.
- O kurde! Zwijamy się Roxi- powiedział
- Czekaj! Co jet między wami?- spytałam
-....
< Raphael? Brak weny potrzebnej od zaraz >
środa, 11 lutego 2015
Od Maxwell'a C.D. Taylor
- Ja idę. A Ty przestań wciskać wszystkim kity. Bo obiecuję, że to nie skończy się dla Ciebie dobrze. Bo kłamać to Ty sobie możesz, gdzie chcesz, jak chcesz, ale nie o mnie... - powiedziałem szorstko - A teraz do widzenia... - odwróciłem się i wyszedłem z jaskini.
Nie wiem jak ona. Ale robiąc tak jak teraz, raczej kontaktu nie będziemy mieli. Ona się nie stara, więc ja też am na to wylane. I tyle w temacie...
Nie wiem jak ona. Ale robiąc tak jak teraz, raczej kontaktu nie będziemy mieli. Ona się nie stara, więc ja też am na to wylane. I tyle w temacie...
Subskrybuj:
Posty (Atom)